Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 27. Marsz weselny

Październikowe słońce wdzierało się do cieplarni, w której lekcje mieli Krukoni i Gryfoni z piątej klasy. Rozmawiając z Luną, Ginny Weasley zmierzyła ją spojrzeniem pełnym niedowierzania.

— Serio tego nie widzisz? — zdziwiła się. — Przecież to z daleka widać, że Kyle się w tobie zadurzył!

Choć Lunie też przeszło to przez myśl, nie była do końca przekonana co do tego, czy Ginny ma rację.

— Ginny, nie żartuj... Nie sądzę, żeby rzeczywiście tak było, na pewno ma mnie tylko za przyjaciółkę.

Ginny przewróciła oczami.

— Luna, wierz mi, widzę, z jaką miłością on na ciebie patrzy i zapewniam cię, że to nie może być tylko przyjaźń.

Luna lekko się zarumieniła, jednak nie zdążyła odpowiedzieć nic, bo profesor Sprout zaczęła je karcić za rozmowy na lekcjach.

Obie zajęły się przesadzaniem roślinek, ale Ginny dosyć szybko wróciła do tematu.

— A tak właściwie, to ty coś do niego czujesz? — zapytała szeptem. — Bo wiesz, jeśli nie, to nie rób mu zbytniej nadziei...

Luna nie zastanawiała się długo nad odpowiedzią. Serce dokładnie podpowiadało jej, że tak, a, jak uważała, serca nie należało ignorować.

— No tak, ale... Jesteś pewna, że masz rację?

— Na sto procent — zapewniła ją Ginny, po czym dodała: — Ale skoro nie wypierasz się, że coś do niego czujesz, to mamy już połowę sukcesu.

Resztę lekcji spędziły w ciszy, bo profesor Sprout zaczęła je baczniej obserwować.

▪︎ ▪︎ ▪︎

W połowie października realacja Luny i Kyle'a wciąż była czysto przyjacielska. Mimo że obydwoje doskonale zdawali sobie sprawę z własnych uczuć, jednak chwilowo brakowało im odwagi na poważną rozmowę.

— Nie wiem, czym ty się przejmujesz — Finlay pokręcił głową, siedząc w fotelu. Aktualnie znajdowali się w Pokoju Życzeń, gdzie Kyle grał od nowa swoją melodię, którą ostatnio udało mu się skończyć.

Blondyn miał przed oczami nuty, rozpisane nieco niechlujnie na pięciolinii. Co ciekawe, na samej górze strony widniało tylko jedno słowo, napisane przez Kyle'a najładniej, jak potrafił. Luna.

— Może tym, że jeśli Luna nie czuje tego samego, to nic z tego i nasza przyjaźń może się rozpaść? — rzucił Kyle.

— Prędzej czy później wszystko wróci do normy — zapewnił go Finlay. — Luna nie wygląda mi na osobę, która zerwałaby przyjaźń z tobą tylko dlatego, że się w niej zakochałeś.

Tutaj Kyle zgadzał się z przyjacielem, bo jemu też wydawało się, że Luna by tego nie zrobiła. Ba, był pewien, że nie porzuciłaby go. Na pewno przez chwilę byłoby ciężko, ale szybko wróciłoby do normy. Tak uważał Kyle.

— No tak, masz rację — przytaknął blondyn. — Ale to nie zmienia faktu, że... No, chyba nie jestem w tym momencie gotowy na powiedzenie jej tego. W sumie nawet nie wiem, jak to zrobić.

Finlay uśmiechnął się.

— Jesteś sprytnym Ślizgonem, na pewno coś wymyślisz — zauważył Finlay.

Kyle również się uśmiechnął się i wziął w dłonie kartkę z nutami.

— Tak po prawdzie to ułożyłem dla niej coś w rodzaju piosenki...

— Jak romantycznie — skomentował Finlay. — Widzisz, jednak udało ci się coś wymyślić.

— No tak, ale żeby powiedzieć jej to wszystko przez muzykę, musiałbym zagrać jej marsz weselny — odparł ze śmiechem Kyle.

Brunet wzruszył ramionami.

— Marsz weselny może lepiej zostaw na oświadczyny.

Kyle żałował, że w tym momencie nie ma przy sobie poduszki, którą mógłby rzucić prosto w twarz swojego przyjaciela.

— Nie pomagasz, Fin.

— Moje ostatnie zauroczenie zostało odesłane z kwitkiem, więc ciężko mi robić za specjalistę — stwierdził Finlay, na co Kyle przewrócił oczami.

— Nie zostało odesłane z kwitkiem — zauważył — bo nawet nie próbowałeś nic z tym fantem zrobić, tylko fantazjowałeś o Kathleen.

Zauroczenie kuzynką Kyle'a już minęło Finlayowi. Zdał sobie sprawę, że stracił swoją szansę i po prostu usunął się w cień, nie zamierzając mieszać w głowie Kathleen, teraz już szczęśliwej w związku.

— O właśnie, więc nie rób tego samego błędu, co ja — poradził mu Finlay. — Mówię ci, będziesz żałował.

— A ty żałowałeś? — zainteresował się Kyle. Wcześniej uważał to za temat wrażliwy dla przyjaciela i po prostu o to nie pytał, wiedząc, że ten też zwykle go omija.

— Nawet nie wiesz, jak bardzo — zapewnił go Finlay. Nie było to ani trochę przesadzone, bo pamiętał, że jeszcze w zeszłym roku szkolnym rzeczywiście żałował, że zwątpił w siebie. — A ty bądź mądrzejszy i ucz się na moich błędach.

Kyle roześmiał się lekko.

— Odezwał się mój starszy i bardziej doświadczony przyjaciel.

Finlay wyszczerzył zęby.

— W rzeczy samej. Jesteś mało doświadczony w życiu, więc lepiej słuchaj tych bardziej doświadczonych, Kyle.

Blondyn pokiwał głową, przejeżdżając palcem po gładkim, białym klawiszu.

— Skoro tak, to chyba będę musiał poradzić się Kathleen, w końcu ona jest jeszcze bardziej doświadczona przez życie.

Było w tym sporo sensu, bo kto lepiej doradziłby Kyle'owi, jak nie osoba, która już była w związku?

— Dobry pomysł — przytaknął Finlay. — A pokażesz mi jeszcze tę pioseneczkę, którą wymyśliłeś? Ciekaw jestem, jak ona brzmi...

Blondyn uśmiechnął się i skinął głową.

— Pewnie, Fin.

Kiedy Kyle wygrywał swoją melodię dla Luny, Finlay słuchał tego z zafascynowaniem - jego zdaniem była to niezwykle ładna melodia. Zaraz po tym, jak dźwięk pianina powoli zaczynał cichnąć, aż w końcu całkowicie ucichł, brunet obdarzył swojego przyjaciela głośnym aplauzem.

— To naprawdę wspaniałe, Kyle — powiedział szczerze Finlay. — Myślałeś nad tym, kiedy chcesz zagrać to Lunie?

— Układałem to z myślą zagrania jej tego jakoś na święta, ale...

— Uschniesz z miłości do tego czasu — stwierdził Finlay żartobliwie.

Kyle spojrzał na przyjaciela z przekąsem, choć sam wiedział, że pewnie nie będzie długo czekał na tę rozmowę z Luną. Najpierw jednak musiał zastanowić się, jak to wszystko ująć.

▪︎ ▪︎ ▪︎

Z Kathleen blondyn mógł porozmawiać dopiero następnego dnia po lekcjach - wtedy był już piątek, bo w czwartek nie chciał zawracać głowy kuzynce, która akurat uczyła się do eliksirów.

Przybywszy pod pokój wspólny Puchonów, nie musiał długo na nią czekać, bo o umówionej godzinie jego kuzynka wyszła na korytarz. Uśmiechnęła się do swojego kuzyna.

— Idziemy do kuchni — stwierdziła dziewczyna, chwytając go za nadgarstek i ciągnąc za sobą. — Zjemy jakieś ciasto i opowiesz mi o wszystkim.

Jak zarządziła Kathleen, tak też się stało. Nie musieli iść długo, by dotrzeć do kuchni, a uczynne skrzaty domowe chętnie przyniosły im ciasto i sok dyniowy.

— No dobra, o czym chciałeś pogadać?

Tak więc Kyle opowiedział o swoim dylemacie kuzynce, która uważnie go wysłuchała.

— Więc boisz się, że wasza przyjaźń się zepsuje, jeśli zaryzykujesz i powiesz Lunie, że ją kochasz, a okaże się, że ona nie czuje do ciebie nic poza przyjaźnią? — upewniła się.

Kyle pokiwał głową.

— Dokładnie. Ty tak nie miałaś?

— Miałam, miałam — Kathleen pokiwała głową. — Chyba każdy zakochany miewa takie rozterki. Ale myślę, że warto zaryzykować, Kyle. I jestem pewna, że jeśli Luna rzeczywiście nic do ciebie nie czuje, to wasza przyjaźń się nie zakończy. Luna na pewno taka nie jest.

— To samo mówił mi Finlay... — Kyle pokiwał głową.

— Widzisz, to tylko uzasadnia, że mam rację — zaśmiała się, po czym poklepała go po ramieniu. — Trzymam kciuki, żeby wam się udało.

Kyle uśmiechnął się do Puchonki.

— Dziękuję, Katherino.

Jego kuzynka ze śmiechem trzepnęła go w ramię.

☆☆☆

Składałam życzenia w fanfiku o Syriuszu, ale złożę i tu 😂
No to ja chcę wam życzyć wesołego i rodzinnego świętowania, spełnienia marzeń, duuużo zdrówka i żeby nadchodzący rok był jeszcze lepszy 💛

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro