Rozdział 25. Nie każdy Ślizgon nie ma serca
Po wejściu do dormitorium pierwsze, co rzuciło się Kyle'owi w oczy, to duży skrawek pergaminu, na którym narysowane było serce, otaczające dwie wielkie litery, napisane przez Elliota - R.G. Blondyn od razu domyślił się, że to muszą być inicjały tego chłopaka, który odpowiadał za upojenie Elliota Amortencją.
Kyle zastanawiał się, czy powinien podzielić się wrażeniami z Luną i Finlayem. Tak naprawdę to nie musiał, bo ci ogólnie dowiedzieli się z plotek, które teraz krążyły.
— Ludzie mówili coś o jakimś Goslingu z siódmego roku — powiedział Finlay. — Ale jazda, w życiu bym się nie spodziewał, że jakiś chłopak się w tobie zakocha...
Kyle też się tego nie spodziewał. Kiedy już to wszystko przyswoił, czuł się... Dziwnie. Jeszcze gorsze było to, że teraz ten chłopak czuł się obgadywany, a dodatkowo nie mógł liczyć, że Kyle odwzajemni jego uczucia.
Swoimi odczuciami co do tej sytuacji podzielił się z Luną. Tak jak zawsze siedzieli sobie w swoim ulubionym miejscu, jakim był parapet na jednym z korytarzy. Kyle cieszył się, że parapety w Hogwarcie są takie mocne.
— Tak szczerze, to... To dziwne uczucie — powiedział, po czym zaczął bezcelowo machać nogami w powietrzu, tak jak Luna. — I okropne. Nie chcę, żeby ten Gosling czuł się zraniony.
— Nawet go nie znasz — przytaknęła Luna. — Dlatego tym bardziej nie chcesz go zranić.
— Tak, to ma sens — Kyle pokiwał głową. — Chociaż te niektóre dziewczyny, które tak za mną łaziły, też mogłem zranić...
— Za bardzo się tym przejmujesz — pocieszyła go Luna. — Zresztą myślę, że u nich to bardziej takie przelotne zauroczenie.
— Też tak myślałem i chciałem, żeby się ode mnie odczepiły — westchnął Kyle. Aż złapał się za głowę z tego natłoku myśli.
Ktoś mógł żyjący stereotypami mógł powiedzieć, że absolutnie wszyscy Ślizgoni są bez serca. To jednak nie była prawda i Luna miała teraz przed sobą przykład wychowanka Slytherina z, jak uważała, naprawdę wielkim sercem.
Niewiele myśląc, Krukonka objęła go za szyję i przytuliła do siebie. W pierwszej chwili Kyle był zaskoczony tym gestem, bo tak sama z siebie jego przyjaciółka nie aż tak często go przytulała. Ten uścisk był jeszcze dosyć mocny, byli tak blisko... Blondyn tylko wtulił się w nią bardziej.
— To dobrze, że przynajmniej potrafisz przyznać się do błędu — zauważyła Luna, pocieszająco głaszcząc przyjaciela po plecach. — To oznacza, że nie jesteś bez serca.
— Przynajmniej tyle — westchnął Kyle. — Ale ten Gosling gra nieczysto — dodał, prostując się, by spojrzeć na Lunę. — Nie wolno tak oszukiwać!
Luna pokiwała głową.
— Masz rację. Upojenie cię eliksirem miłosnym było nie w porządku.
Kyle ponownie westchnął, po czym znów przytulił się do Luny.
— Ty naprawdę jesteś jak pufek — powiedziała Krukonka z uśmiechem. — Lubisz się przytulać.
Blondyn uśmiechnął się, a następnie powiedział:
— Dziękuję ci, Luna.
Dziewczyna była trochę zaskoczona podziękowaniami Kyle'a.
— Za co, Kyle?
— Za to, że jesteś taką wspaniałą przyjaciółką — odparł. Sam przed sobą uważał, że chciałby, by Luna była dla niego kimś więcej. Na to jednak wolał poczekać.
Luna uśmiechnęła się lekko do niego.
— Ty też jesteś wspaniałym przyjacielem, Kyle. I ja też ci za to dziękuję.
Siedzieli tak przez chwilę, ciesząc się samą obecnością tego drugiego, kiedy Kyle dodał z uśmiechem:
— Hej, bo jakoś za niedługo mijają już dwa lata, od kiedy się przyjaźnimy!
Luna też się uśmiechnęła.
— Faktycznie! To już tak długo...
— Będzie jeszcze dłużej, obiecuję ci to — powiedział, kładąc jej dłoń na ramieniu.
Bo nawet jeśli miał nadzieję, że pomiędzy nim a Luną kiedyś rozkwitnie miłość, wciąż zamierzał być jej przyjacielem, z którym mogła dzielić radości i smutki.
Tego wieczoru Ginny szukała swojej przyjaciółki i kiedy zauważyła ją i Kyle'a siedzących blisko siebie na parapecie, wycofała się i spojrzała na nich, wyglądając zza ściany. Na jej twarzy od razu wykwitł lekki uśmiech.
▪︎ ▪︎ ▪︎
Od incydentu z Elliotem zdążyły minąć trzy dni i Kyle postanowił w końcu rozmówić się z chłopakiem, który próbował upoić go Amortencją. Zrobiłby to wcześniej, ale doszedł do wniosku, że nie chce od razu go tak dobijać. W końcu od kilku dni w szkole huczało od plotek na ten temat, a Kyle podejrzewał, że nieprędko one miną.
Z tychże plotek dowiedział się, kim był tajemniczy nadawca babeczek nasączonych Amortencją. Był to Rhys Gosling, należący go Gryffindoru. Jak zauważył Kyle w ciągu ostatnich dni, Rhys praktycznie cały czas nie był odstępowany choćby na krok przez dwójkę swoich przyjaciół, którzy bronili go jak lwy przed tymi, którzy chcieli szydzić z Rhysa.
— Zamierzasz pogadać z nim dzisiaj? — upewnił się Finlay, kiedy rano przed lekcjami Kyle błyskawicznie zjadł śniadanie, by następnie poprosić Goslinga o rozmowę.
— Tak — odparł Kyle spokojnie. — Mam jakąś taką wewnętrzną potrzebę dowiedzenia się...
Nie dokończył, czego dotyczyła ta potrzeba, bo zauważył, że ku niemu nadchodzi osoba, o której właśnie rozmawiali. Rhys Gosling był chłopakiem o czarnych oczach i rudych włosach, nieco podobnym do Dorothy, która przyniosła Kyle'owi babeczki. Blondynowi przeszło przez myśl, że są rodzeństwem, ale nie wnikał w drzewo genealogiczne Rhysa.
Rhys trochę nieśmiało poprosił Kyle'a o rozmowę, na co ten się zgodził - w końcu sam chciał zrobić to samo. Przechodząc przez Wielką Salę, blondyn zauważył, że dwójka przyjaciół Goslinga przygląda mu się badawczo, jakby zamierzali prześwietlić wzrokiem to, jaki jest Kyle i czy nie zamierza zranić ich przyjaciela.
Przez chwilę szli korytarzem w milczeniu. W końcu zatrzymali się przy oknie, gdzie Rhys westchnął i podjął rozmowę.
— Eee... Najpierw chciałem cię przeprosić, Kyle — zaczął. — Wysłanie ci Amotencji było... Nie fair w stosunku do ciebie.
— Zgadzam się, było bardzo nie fair — przytaknął Kyle, krzyżując ręce na piersiach. — W ten sposób nie znajdziesz sobie partnera, a jedynie będziesz się oszukiwał.
Do czego to doszło, że poucza go młodszy od niego, pomyślał Kyle.
Rhys pokiwał głową.
— Tak, to będzie lekcja na całe życie — przytaknął. Następnie spojrzał na niego takim wzrokiem, jakby obawiał się, że Kyle już go znienawidził. — Mam nadzieję, że zdołasz mi to wybaczyć. Mimo że się nie znamy, to nie chcę mieć wrogów...
— Nie przejmuj się tym — Kyle machnął ręką. — Bardziej to Elliot jest na ciebie zły, ale na mnie też, bo uważa, że mogłem go powstrzymać.
— Ale przecież to moja wina! — zauważył Rhys. — Ty nie masz z tym nic wspólnego...
— Dokładnie to samo mu powiedziałem! Przecież nie mam w zwyczaju wyrywać nikomu jedzenia z rąk... — zgodził się Kyle. — Ale Elliot i tak wie swoje.
Przez chwilę stali w ciszy, którą tym razem przerwał Kyle:
— I... Słuchaj, nie chcę cię zranić, ale wolę postawić sprawę jasno: na związek ze mną raczej nie masz co liczyć — powiedział. — Ale i tak życzę ci powodzenia w miłości. Na pewno znajdziesz kiedyś kogoś, kto cię pokocha.
Rhys skinął głową i uśmiechnął się do Kyle'a.
— Ja tobie życzę tego samego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro