Rozdział 16. Broń urojona
— Wiesz, Elliot, nie słyszałem, żeby przepisy dotyczące pojedynków na korytarzu zmieniły się za panowania twojej królowej... — wymamrotał sarkastycznie Kyle, na co Elliot prychnął.
— Zamknij się i przestań wreszcie sypać tymi sarkazmami — warknął Ślizgon, po czym poprowadził Kyle'a w kierunku swoich kolegów, którzy dopadli już pozostałych.
Blondyn był pewien, że Ślizgon, który złapał Lunę, trzyma ją jak najmocniej, by nie uciekła. Na myśl, że ktoś może celowo zadawać ból jego przyjaciółce, ogarnęła go złość. Prawie przypadkiem nadepnął Elliota na stopę, chcąc jakoś wyładować złość.
— Patrz jak idziesz, Mayers — syknął Elliot, prowadząc go za pozostałymi do gabinetu dyrektorki.
W gabinecie byli już oczywiście Harry i Kathleen, przyłapani przez samą Umbridge, oraz Hermiona, którą Milicenta Bulstrode przygniotła do ściany. Wciąż przytrzymywany przez Elliota Kyle stał tuż obok Luny, która stała spokojnie i nawet nie próbowała się wyrywać. Kyle po jakimś czasie też przestał próbować uwolnić ręce, bo ilekroć usiłował to zrobić, Elliot mocniej przytrzymywał jego nadgarstki. Blondyn uznał, że bezpieczniej będzie jakoś go zaskoczyć, dlatego również spokojnie słuchał, jak Brygada Inkwizycyjna zdaje sprawozdanie swojej przełożonej.
— Wygląda na to, że wkrótce Hogwart będzie strefą wolną od Weasleyów — stwierdziła Umbridge, patrząc, jak Ginny usiłuje wydostać się z uścisku jakiejś Ślizgonki.
Kyle przewrócił oczami. Wszyscy woleliby strefę wolną od Umbridge.
— Bez ciebie Hogwart będzie jeszcze piękniejszy, Mayers — szepnął Elliot do Kyle'a, uśmiechając się złośliwie. — Bez ciebie i twojej nienormalnej przyjaciółki.
Kyle nie mógł się powstrzymać, więc bezceremonialnie i najmocniej, jak potrafił nastąpił Lowesta w stopę. Ślizgon syknął, ale nic nie powiedział.
Umbridge oczywiście bardzo chciała dowiedzieć się, z kim Harry i Kathleen zamierzali rozmawiać, jednak oni nie zamierzali jej tego powiedzieć.
— Dałam wam szansę swobodnego mówienia, a wy i tego odmawiacie... — powiedziała fałszywie słodkim głosem. — Draco, przyprowadź profesora Snape'a.
Malfoy posłusznie wyszedł, bardzo zadowolony z takiego obrotu spraw, a Kyle zaczął już się domyślać, czego Umbridge chce od Snape'a. Wystarczy, że poda im Veritaserum i będą mieli spory problem.
— Luna, w porządku? — zapytał cicho przyjaciółkę, która wpatrywała się w okno.
Blondynka przeniosła wzrok z okna na Kyle'a i pokiwała głową. Choć sytuacja nie była za ciekawa, na plus należało zaliczyć, że nie zostali rozdzieleni i nie musieli się o siebie martwić.
Chwilę później do gabinetu powrócił Draco, a za nim profesor Snape, którego jakoś nie ruszało zbiorowisko tak wielu uczniów u dyrektorki.
— Chciała mnie pani widzieć, pani dyrektor?
— Och, tak — uśmiechnęła się Umbridge. — Tak, chciałabym prosić o kolejną butelkę Veritaserum. Tak szybko, jak to możliwe.
— Wzięła pani ostatnią, pani dyrektor — zauważył spokojnie Snape. — Jest pani pewna, że dodawała pani tylko po trzy krople?
I wszystko jasne, pomyślał Kyle. Obok niego Finlay mruknął coś o marnotrawieniu eliksirów, natomiast Umbridge widocznie na chwilę się zakłopotała.
— Ale może pan przyrządzić więcej, prawda? — zapytała, jakby miała na myśli przygotowanie herbaty.
— Oczywiście — odparł Mistrz Eliksirów. — Veritaserum dojrzewa przy pełnym cyklu księżyca, dlatego będzie gotowy za miesiąc.
Nie spodobało się to Umbridge, która widocznie miała problem do Snape'a o to, że jakiś eliksir jest przyrządzany tak, a nie inaczej. Kyle zaczął się zastanawiać, jak bardzo trudne życie mieli z nią pracownicy Ministerstwa Magii, skoro nie rozumiała prostego zdania o dojrzewaniu eliksiru prawdy.
Po wyjściu Snape'a nauczycielka stwierdziła, że musi wyciągnąć z nich prawdę w nieco boleśniejszy sposób.
— Wolałabym tego uniknąć — powiedziała do Kathleen i Harry'ego — ale nie pozostawiacie mi wyboru. Na pewno minister to zrozumie...
Malfoy słuchał jej z dziwnym zadowoleniem, czekając na rozwój akcji.
— Klątwa Cruciatus powinna rozwiązać wam języki... — oznajmiła cicho Umbridge.
Kyle czuł, jak owiewa go chłodne powietrze. Bez dwóch zdań jego matka miała rację: ta kobieta była nienormalna. Nie żeby o tym wcześniej nie wiedział, ale ta sytuacja jeszcze bardziej mu to uświadomiła.
— Nie! — zaprotestowała Hermiona. — To nielegalne! Minister na pewno nie chciałby, by łamała pani prawo!
— Czego Korneliusz nie widzi, to go nie zaboli — ucięła, zastanawiając się, od kogo zacząć tortury.
Kyle wyłapał spojrzenie swojej kuzynki, która nie mogła już zrobić nic. Zapewne za nic nie zdradziłaby miejsca pobytu swojego ojca, ale blondyn nieco martwił się o nią. Nie wątpił, że Kathleen była silna od strony psychicznej, ale klątwa Cruciatus zadaje niewyobrażalny ból fizyczny...
Tyle że Umbridge nie zdążyła wykonać żadnego zaklęcia, bo w ostatniej chwili powstrzymała ją Hermiona.
— Nie! — zawołała. — Harry, będziemy musieli powiedzieć...
Wszyscy spojrzeli na nią ze zdumieniem. Umbridge była zadowolona z takiego obrotu spraw.
— Przepraszam wszystkich, ale już dłużej tego nie wytrzymam... — mówiła dalej, a w pewnym momencie została wepchnięta na fotel przez Umbridge.
— Z kim przed chwilą próbowali się skontaktować Potter i Black? — spytała niecierpliwie.
Hermiona ukryła twarz w dłoniach, a Kyle domyślił się, że to wszystko to wspaniała gra aktorska Gryfonki. Sam jako sprytny Ślizgon miał ku temu sposobność, więc potrafił to rozpoznać.
— Próbowaliśmy skontaktować się z profesorem Dumbledorem... — wyjaśniła Hermiona. — Mieliśmy przekazać mu coś ważnego... Że już wszystko gotowe...
— Co takiego? — dopytywała Umbridge, potrząsając lekko dziewczyną. — Co jest gotowe?
— B-broń — odpowiedziała, udając łkanie.
— Co to za broń? — pytała dalej Umbridge, jednak nie uzyskała dokładnej odpowiedzi.
— Dokładnie n-nie wiemy... — wyjąkała Gryfonka. — Robiliśmy tylko to, co kazał profesor Dumbledore...
Umbridge zażądała, by Hermiona zaprowadziła ją do tej broni, jednak dziewczyna postawiła jeden warunek - żaden ze Ślizgonów z Brygady Inkwizycyjnej nie mógł iść z nimi. Koniec końców udało jej się ją przekonać, a razem z Hermioną i Umbridge mieli iść Harry i Kathleen, którzy byli nieco zdumieni poczynaniami Gryfonki.
Pozostali mieli być pilnowani przez członków Brygady Inkwizycyjnej, jednak nie zamierzali długo stać z założonymi rękami. Cała siódemka spojrzała po sobie i już wiedzieli, że muszą się stąd wyrwać.
Kyle z łatwością wyrwał swoją różdżkę Elliotowi, który zaraz potem spróbował rzucić w niego zaklęciem rozbrajającym. Blondyn obronił się, przez co zaklęcie trafiło z powrotem w Elliota, jednak z takim impetem, że ten poleciał do tyłu. Kyle nie miał przeciwwskazań do potraktowania go zaklęciem Petrificus Totalus. Podobny los spotkał pozostałych Ślizgonów.
Ron spojrzał na Kyle'a z nieukrywanym uznaniem.
— Wiesz, Kyle, chyba przez całe życie źle cię oceniałem jako kogoś pokroju Malfoya.
— Za to ostatnie to chyba się obrażę — zaśmiał się blondyn — ale cieszę się, że zmieniłeś zdanie o mnie. Świetnie ci poszło, Luna — zwrócił się do swojej przyjaciółki.
Luna uśmiechnęła się.
— Dziękuję, Kyle — powiedziała, po czym przekrzywiła nieco głowę, zauważywszy ranę na jego szczęce. — Zraniłeś się...
— To nic takiego — Kyle machnął dłonią. Nie mógł nic poradzić, że jedna ze Ślizgonek z Brygady Inkwizycyjnej rzuciła się na niego z paznokciami, usiłując do rozbroić. Na szczęście Finlay zdołał uratować go od tego, by dziewczyna poharatała mu całą twarz.
Zaraz potem opuścili gabinet, by odnaleźć Harry'ego, Hermionę oraz Kathleen i pomóc im w misji ratunkowej dla Syriusza Blacka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro