Rozdział 11. Tortury zamiast szlabanu
Kyle westchnął, kiedy on i Finlay stanęli przed drzwiami do gabinetu profesor Umbridge. Uniósł dłoń, by zapukać, ale zanim to zrobił, spojrzał jeszcze na swojego przyjaciela.
— Na pewno wyjdziemy stąd żywi — powiedział żartobliwie. — Tyle jestem w stanie ci zagwarantować.
— Co najwyżej wyjdziemy z wadą na umyśle — skwitował Finlay, na co blondyn wzruszył ramionami.
— Kathleen mówi, że pięć lat spędzonych z Malfoyem w jednym dormitorium sprawia, że jesteśmy odporni na wady umysłowe.
Nie chcąc, ale nie mając większego wyboru, po usłyszeniu pozwolenia na wejście chłopcy przekroczyli próg gabinetu nauczycielki. Rzadko tam bywali, bo odwiedzanie znienawidzonej nauczycielki nie należało do ich ulubionych zajęć, ale do przewidzenia było, że nie zobaczą tam nic innego oprócz nadmiaru różu.
— Dobrze, że już jesteście, moi drodzy — powiedziała milutkim głosem, z którego obaj wyczytali fałszywość. — Siadajcie proszę, dzisiaj sobie popiszemy.
Ślizgoni ze zrezygnowaniem usiedli przy ławce, na której leżały już dwa zwoje pergaminu. Zaraz potem nauczycielka podała im po czarnym piórze. Kyle już wiedział, że do tego typu kary nie potrzebuje atramentu.
— Panie Mayers, proszę napisać Nie będę pojedynkował się na korytarzach szkolnych — poleciła mu Umbridge, po czym przeniosła wzrok na Finlaya. — A pan, panie Glowing, napisze Nie będę lekceważył słów prefekta.
— Ile razy? — zapytał brunet, ujmując pióro w dłoń.
— Będziecie pisali tak długo, aż słowa te do was dotrą — odrzekła, po czym usiadła za swoim biurkiem. — Pracujcie, chłopcy.
Kyle cicho wypuścił powietrze i zaczął pisać. Kiedy zapisywał pierwsze słowa, czuł pieczenie w prawej ręce. W miarę zapisywania kolejnych słów widział, że litery, które właśnie zapisał, pojawiają się na jego prawej ręce, leżącej swobodnie na ławce, ponieważ Kyle był leworęczny.
Jakiś czas później z grzbietu dłoni blondyna dało się odczytać Nie będę pojedynkował się na korytarzach szkolnych. Zarówno napis, jak i skóra wokół niego była dosyć zaczerwieniona, jakby miała już dosyć tortur, przez co Umbridge uznała, że chłopcy na pewno postanowią poprawę.
— Na Merlina, ledwo mogę ruszać ręką — jęknął Finlay, kiedy wracali do pokoju wspólnego Ślizgonów. — Ty masz o tyle dobrze, że jesteś leworęczny, to możesz normalnie pisać i w ogóle...
— A dla ciebie to będzie jeszcze większa tortura — Kyle kiwnął głową. — Mam wrażenie, że ta wariatka sobie to uplanowała.
Ponieważ rodzice Kyle'a chcieli wiedzieć, co dzieje się w Hogwarcie, chłopak nie miał żadnych oporów do napisania o torturach na szlabanie u Umbridge. Ze względu na późną godzinę musiał wysłać list dopiero następnego dnia przed lekcjami.
— Dalej uważam, że nie było warto dostać szlabanu tylko dlatego, że Malfoy coś sobie gada — powiedziała Luna następnego dnia.
— Malfoy za bardzo sobie pozwala — odparł Kyle. — Nie ma opcji, żeby przy mnie mówił takie rzeczy. Nie ma opcji, żeby w ogóle tak mówił.
Luna wytężyła wzrok i dotknęła ramienia Kyle'a, by następnie wskazać głową gdzieś za nim.
— Czy to przypadkiem nie idą twoi rodzice?
Kyle ze zdziwieniem spojrzał za siebie.
— Że co?
I rzeczywiście - korytarz przemierzało dwoje ludzi ‐ rudowłosa kobieta wraz z blondwłosym mężczyzną, który usiłował nadążyć za swoją żoną. Najwyraźniej nie zauważyli jeszcze Kyle'a, bo jak na razie rozmawiali z profesor McGonagall, choć on i Luna doskonale słyszeli, o czym - Sienna Mayers miała niezwykle donośny głos, co dodatkowo kumulowało się, kiedy była zdenerwowana.
— Gdzie znajdziemy tę różową wariatkę? — zapytała ze zniecierpliwieniem w głosie. — Musimy z nią porozmawiać natychmiast albo jeszcze szybciej!
— Różową waria... Och, ma pani na myśli Dolores, pani Mayers — profesor McGonagall pokiwała głową. — Powinna być w swoim gabinecie. Może was tam zaprowadzę...
— Nie, dziękujemy pani bardzo, znajdziemy to miejsce — rudowłosa chwyciła swojego męża za rękę i ruszyli korytarzem.
Andrew, choć gdzieś w środku tak samo zdenerwowany na nauczycielkę, jak jego żona, był jednak bardziej opanowany. Gdyby obydwoje byli tak samo niespokojni, nic by z tego nie wynikło.
— Sien, kochanie, spokojnie...
— Ta różowa małpa torturowała naszego syna! Jak mam być spokojna?
— Masz rację, to nie do pomyślenia, ale rozniesienie całego Hogwartu nic ci nie da, Sien...
— Najpierw musimy znaleźć Kyle'a, później będziemy roznosić Hogwart.
Kiedy Mayersowie zauważyli swojego syna, natychmiast skierowali swoje kroki ku niemu. Blondyn nie protestował, gdy jego mama bezceremonialnie go uścisnęła. Luna grzecznie przywitała się z Andrewem i Sienną, która prawie wrzasnęła, widząc ranę na dłoni syna.
— To jest moja przyjaciółka, Luna — poinformował rodziców, ponieważ nie mieli jeszcze okazji jej poznać.
Luna była na tyle sympatyczna, że przez chwilę Sienna była odrobinę spokojniejsza, jednak wciąż pamiętała, w jakim celu przybyli do Hogwartu.
Widocznie Kyle musiał mieć to szczęście (lub nieszczęście) ominąć kilka zajęć na rzecz ponownego spotkania z profesor Umbridge. Tym razem to jego rodzice z nią rozmawiali, a nie obyło się bez zdenerwowanego tonu Sienny i spokojnych słów Andrewa, który starał się uspokoić porywcze zapędy swojej żony.
— Bardzo się cieszę, że mnie państwo odwiedzili — nauczycielka uśmiechnęła się do Mayersów, a Kyle od razu wiedział, że był to fałszywy uśmiech. Zresztą jak każdy, który gościł na jej ustach. — Mogę zaproponować państwu herbatę?
— Nie będzie mnie pani teraz raczyła herbatą — odparła Sienna, po czym delikatnie podniosła prawą rękę Kyle'a. — Może mi pani łaskawie wyjaśnić, dlaczego nasz syn ma taką ranę na dłoni? I to po wczorajszym szlabanie u pani?
— Nie mam pojęcia, o czym pani mówi — odrzekła Umbridge, jakby wcale nie miała kaleczących piór. — Czy nie interesuje państwa, dlaczego pański syn otrzymał szlaban?
— Bardziej interesuje nas, dlaczego wrócił z niego z zakrwawioną dłonią — powiedział Andrew zdecydowanie.
Nauczycielka nic nie robiła sobie z tego, o co została słusznie oskarżona. Patrzyła na nich wzrokiem niewiniątka, jakby uważała, że nie mają jej nic do zarzucenia. I zapewne tak uważała, bo jej zdaniem tortury zamiast szlabanu były czymś najnormalniejszym w świecie, co z kolei niesamowicie wyprowadzało Siennę z równowagi.
— Sugerowałabym państwu zająć się swoją pracą, a nauczanie syna zostawić mnie — powiedziała spokojnie Umbridge.
— Więc uważa pani, że torturowanie uczniów należy do pani zakresu obowiązków? — wycedził Andrew, a Umbridge wciąż posyłała im przesłodzony uśmiech.
— Za swoje wybryki uczniowie muszą otrzymać karę.
Tego już Sienna nie wytrzymała. Z całej siły uderzyła w biurko nauczycielki, aż stojące na nim przedmioty prawie podskoczyły w górę.
— Pani jest nienormalna! — zawołała, a Andrew nawet nie próbował zatrzymywać jej porywczych zapałów. — Natychmiast idziemy z tym do dyrektora!
Fałszywy uśmiech Umbridge na chwilę zmarniał, choć zapewne bardziej przejął ją fakt, że została nazwana nienormalną, niż że Dumbledore dowie się o jej sposobach na karanie.
Kyle już teraz wiedział, że po tej sytuacji nauczycielka obrony przed czarną magią nie będzie pałała do niego sympatią, ale czy jemu na tym zależało?
Odpowiedź była prosta: nie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro