Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10. Wybitnie poważne wykroczenie

— No to już jakaś kpina — stwierdził Finlay, patrząc na kolejny dekret, wydany przez Umbridge.

Według tego dokumentu nauczycielom zakazano przekazywania uczniom informacji, które nie były ściśle związane z lekcją. Część Ślizgonów najwidoczniej jakoś za bardzo się tym nie przejęła, bo Umbridge podchodziła do nich z większą sympatią, niż na przykład do Gryfonów, więc nie widzieli powodów do sprzeciwu. Kyle i Finlay widzieli ich nabyt dużo.

— Istotnie, to kpina — przyznał. — Chociaż to może się obrócić przeciwko Umbridge. No wiesz, teraz nie będzie mogła pouczać mnie co do spania na lekcji, bo to nie dotyczy obrony przed czarną magią ani jej nudnej teorii.

Finlay parsknął śmiechem, na tyle cicho, by Ślizgoni nie obrzucili go dziwnymi spojrzeniami.

Jedyne, co Kyle od początku roku usłyszał od Umbridge na temat zasypiania na lekcji, to spokojne upomnienia. Nie odebrała Slytherinowi ani punkta, a blondyn podejrzewał, że gdyby był na przykład w Gryffindorze, to połowa punktów zostałaby im odebrana. Tyle że Kyle był ambitnym i sprytnym Ślizgonem, a nie odważnym i porywczym Gryfonem. Nigdy nie żałował, że Tiara przydzieliła go tak, a nie inaczej.

▪︎ ▪︎ ▪︎

W czasie kolejnego wyjścia do Hogsmeade Harry miał udzielić wywiadu do Żonglera, o czym nikt nie miał pojęcia - no, prawie nikt, bo Kyle wiedział o tym od Luny, która była obecna przy wywiadzie.

Kyle już w poniedziałkowy poranek mógł przeczytać wywiad z egzemplarza Żonglera, który przyniosła mu Luna. Dziewczyna przysiadła obok niego przy stole i patrzyła, jak czyta. Finlay z zainteresowaniem spojrzał mu przez ramię, chłonąc kolejne słowa. Teraz już wiedzieli, co działo się na cmentarzu, gdzie zmarł Cedrik.

— Co za tandetny śmieć czytacie, Mayers? — zapytał go Malfoy, marszcząc brwi. Akurat przechodził za nimi i skrzywił się na widok Żonglera i siedzącej u boku Kyle'a Luny.

W uśmiechu, który posłał mu Kyle, spostrzegawcze oko mogło zobaczyć nutkę kpiny.

— A zobacz sobie, Malfoy — zaśmiał się, podając mu gazetę.

Draco wziął Żonglera i zaczął czytać wywiad, a przy każdym kolejnym słowie jego szare oczy otwierały się coraz szerzej. W końcu zamknął gazetę i odrzucił ją z powrotem Kyle'owi, po czym odszedł. Było jasne, że przeczytanie w Żonglerze o swoim ojcu jako o Śmierciożercy wytrąciło Malfoya z równowagi, a dodatkowo napełniło go nienawiścią do Harry'ego.

Trudno było jednak w spokoju zapoznać się z wywiadem, który wszyscy chcieli przeczytać, ponieważ jeszcze tego samego dnia w całej szkole pojawiły się ogłoszenia, których nie dało się przeoczyć. Uczniowie zostali poinformowani, że jeśli ktokolwiek zostanie przyłapany na posiadaniu Żonglera, może pożegnać się z Hogwartem.

— Zmieniam zdanie. Ten ostatni zakaz to jeszcze nic w porównaniu z tym — powiedział Finlay, patrząc ze zgrozą na ogłoszenie.

— Nic nawet nie mów. Wyrzucać kogoś ze szkoły tylko przez czytanie gazety to gruba przesada — odpowiedział mu Kyle.

— W takim razie twoja przyjaciółeczka prędzej czy później pożegna się z Hogwartem — blondyn usłyszał za sobą pogardliwy głos Malfoya. — Założę się, że ma gdzieś pochowane te śmieci, które wydaje jej ojciec.

Kyle zacisnął dłonie w pięści, ukrywając je w kieszeniach szaty. Powoli zbliżył się do Malfoya, patrząc mu prosto w oczy. Rozsądek podpowiadał mu, że lepiej nie wdawać się w pojedynek z Malfoyem, ale jego dłoń i tak automatycznie zacisnęła się na różdżce.

Draco uśmiechnął się z wyższością.

— Pamiętaj, że jestem prefektem, Mayers. Lepiej, żebyś nie próbował ze mną tych swoich sztuczek z zaklęciami.

Kyle spojrzał na niego z politowaniem.

— Prefektem? Wydaje mi się, że nic ci to nie da, bo nie wiem, czy zauważyłeś, ale na twoje nieszczęście ja też jestem w Slytherinie. A nie jestem pewien, czy byłbyś w stanie odebrać punkty własnemu domowi...

Za jego plecami Finlay powstrzymywał śmiech, choć wiedział, że jego przyjaciel lada moment może zarobić szlaban.

Malfoy skrzywił się, ale po chwili jego usta rozciągnęły się w złowieszczym uśmiechu zaraz po tym, jak wzrokiem na chwilę odbiegł w bok. Kyle również spojrzał w tamtą stronę i już wiedział, co tak ucieszyło Ślizgona - korytarzem akurat szła w ich stronę profesor Umbridge. Przez różowe, wyróżniające się wśród szarych korytarzy ubrania było ją widać z daleka.

— Mayers, nie znasz regulaminu szkolnego? Na korytarzach szkolnych jest zakaz pojedynkowania się — powiedział głośno, aby Umbridge na pewno to usłyszała. Nauczycielka odrobinę przyspieszyła kroku, choć była jeszcze daleko.

— Nikt tu się nie pojedynkuje, Malfoy — syknął Finlay. — Nie dość, że odebrało ci rozum, to jeszcze wzrok?

— Co to za zbiorowisko, kochani? — Umbridge przybyła do nich szybciej, niż by się spodziewali.

— Mało brakowało, a Mayers zacząłby się pojedynkować na korytarzu, pani profesor — poinformował ją Draco. — A Glowing lekceważy słowo prefekta.

Finlay zacisnął zęby. Było jasne, że wykłócanie się z Umbridge i jej ulubionym uczniem nic by nie dało.

Tak jakby trzymanie różdżki w ręku było poważnym wykroczeniem, pomyślał Mayers.

Nauczycielka posłała Kyle'owi i Finlayowi słodki, choć fałszywy uśmiech.

— Nie będę odbierać punktów Slytherinowi, chłopcy, ponieważ jestem pewna, że szlaban na pewno będzie dla was lepszą nauczką.

Blondyn już słyszał, na czym polegają szlabany u profesor Umbridge i zawsze miał nadzieję, że nie będzie miał okazji ich doświadczyć. Niestety, okazało się inaczej.

— Przeze mnie ty też dostałeś szlaban — zauważył Kyle, kiedy już z wielką radością pożegnali znienawidzoną nauczycielkę i równie znienawidzonego kolegę.

Finlay wzruszył ramionami.

— Jak już Umbridge ma cię torturować swoimi szlabanami, to nie ma opcji, żebyś sam odbywał te tortury.

Kyle tylko uśmiechnął się do swojego przyjaciela i razem pomaszerowali na eliksiry.

▪︎ ▪︎ ▪︎

— To miłe, że tak bardzo chciałeś mnie bronić, Kyle — powiedziała do niego Luna, kiedy po lekcjach dowiedziała się o szlabanie, który dostał. — Naprawdę to doceniam, ale... Nie warto dostawać szlaban tylko dlatego, że Draco mówi sobie to czy owo.

— Według mnie warto — odparł Kyle.

Siedział razem z Luną na jednym z parapetów i opierał głowę o ścianę. Większość uczniów widocznie spędzała czas w swoich pokojach wspólnych, bo akurat ten korytarz świecił pustkami. Jedynie jakiś czas temu przeleciał obok nich Gruby Mnich, witając ich serdecznie.

— Nienawidzę, kiedy ktoś mówi o tobie, że jesteś dziwna i wytyka cię palcami — dodał, przenosząc wzrok ze ściany na Lunę. Dziewczyna powoli kiwała głową, machając nogami w powietrzu. Mimowolnie uśmiechnął się na widok jej beztroski.

— Zawsze wybaczam ludziom — odpowiedziała, nie przerywając machać nogami. — Życie jest za krótkie, by chować urazę. Tylko przykro mi, że przeze mnie dostajesz szlabany.

— Nie przez ciebie — zaprotestował Kyle. — Głównie to wina Malfoya, bo ja nawet nie zamierzałem go atakować.

Sam nie wiedział, czemu w tamtym momencie miał różdżkę w ręce. Zupełnie jakby słysząc o Lunie coś, czego nie chciałby słyszeć, otwierał mu się jakiś instynkt obronny, choć tak naprawdę nawet tej różdżki nie użył.

Popołudnie mijało im miło, ale nadchodził wieczór, kiedy to Kyle i Finlay musieli złożyć o wiele mniej miłą wizytę swojej znienawidzonej nauczycielce.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro