Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 24. Kłamstwo ma długi nos

Następne dni i tygodnie mijały Kyle'owi w podobnej rutynie - lekcje od rana do południa, z mniejszymi lub większymi przerwami, trochę douczania się we własnym zakresie, a jeszcze więcej kontaktu z przyjaciółmi. Nie narzekał na nadmiar nauki - w szóstej klasie uczył się zaledwie pięciu przedmiotów, które uznał za potrzebniejsze mu i właśnie na nich się skupił.

W międzyczasie zauważył, że w ciągu lekcji często dopada go tęsknota za towarzystwem Luny, choć widywali się czasami pomiędzy lekcjami, ale najczęściej spędzalu razem sporo czasu po lekcjach.

Finlay miał swoje wyjaśnienie na to zjawisko.

— Mówię ci, zakochałeś się — powiedział, a kiedy jego przyjaciel już otworzył usta, by, jak podejrzewał, zaprotestować, dodał: — Nie, naprawdę. Przemyślałeś to kiedyś?

— Daj mi dojść do słowa, Fin — Kyle przewrócił oczami. — Zamierzam ci powiedzieć, że nad tym myślałem, i... No, możesz mieć rację.

Finlay aż się zdziwił, bo myślał, że będzie musiał długo uświadamiać przyjaciela, a tymczasem on już wszystko wiedział.

— Kurczę, a już myślałem, że zaczniesz się wypierać, a wtedy bym ci powiedział, że tylko winny się tłumaczy — westchnął, na co blondyn się roześmiał.

— Moją broń przeciwko mnie? Fin, ty chytry lisie.

Finlay wyszczerzył zęby.

— Po coś Tiara przydzieliła mnie do Slytherinu — powiedział, po czym dodał: — Ale już myślałem, że godzinami będę ci to uświadamiał.

Kyle wzruszył ramionami z uśmiechem. Ich rozmowę przerwała profesor McGonagall, która zaprosiła klasę na lekcję transmutacji.

Choć chłopcy głównie starali się skupić na lekcji, zdarzało im się wrócić do tematu, który omawiali na przerwie.

— Zamierzasz coś z tym zrobić w najbliższym czasie? — zainteresował się Finlay, korzystając z tego, że aktualnie uczniowie starali się zmienić kolor własnych brwi i w klasie nie było idealnie cicho.

Kyle wzruszył ramionami.

— W najbliższym czasie chyba... Nie — powiedział, a ostatnie słowo odniósł i do swoich planów, i do faktu, że zamiast zmienić kolor brwi, wydłużył sobie nos o kilka centymetrów.

Finlay parsknął śmiechem.

— A widzisz, kłamstwo ma długi nos — zażartował, na co Kyle spojrzał na niego z irytacją.

— Zabawne, Fin, zabawne — odparł z trochę udawanym oburzeniem. — Ale wiesz, tylko winny się tłumaczy.

— Musiałeś wtrącić tu to swoje powiedzonko — brunet przewrócił oczami. — Psujesz zabawę, Kyle.

— Naczelny Niszczyciel Zabawy i Uśmiechów Dzieci w Hogwarcie, miło mi poznać Pana Marudę — powiedział Kyle ironicznie, skłaniając głowę.

Finlay ponownie przewrócił oczami, po czym uśmiechnął się diabelsko.

— Wiesz, myślę, że tego nosa nie musisz się pozbywać. Przynajmniej te dziewczyny z Gryffindoru przestaną się tak do ciebie kleić.

— Mądry pomysł — zgodził się Kyle. — Ale mało praktyczny.

Na szczęście profesor McGonagall zdołała cofnąć szkody, które wyrządził sobie Kyle. Choć z czarowaniem radził sobie bardzo dobrze, to do transmutacji nie bardzo miał zaufanie. Dlatego wolał poprosić o pomoc kogoś doświadczonego, zamiast próbować na własną rękę się odczarowywać. Niechcący mógł przecież pogorszyć swoją sytuację.

— Dobrze mieć z powrotem swój własny nos — powiedział blondyn, pocierając palcem wskazującym koniuszek swojego nosa.

Finlay się roześmiał.

— Bardzo za nim tęskniłeś?

— Też byś zatęsknił na moim miejscu — odparł Kyle.

Finlay pokręcił głową z rozbawieniem i podjął próbę zmiany koloru swoich brwi. Niestety, on też poniósł porażkę, choć nie aż tak widoczną, jak u Kyle'a - on tylko dorobił się masy piegów na nosie i policzkach.

— Mogło być gorzej — wzruszył ramionami. — Chociaż jak dla mnie są zbyt widoczne.

— Niektórzy uważają, że piegi są urocze — stwierdził Kyle.  — Może lepiej ich nie usuwaj?

Finlay spojrzał na niego z politowaniem.

— Chciałbyś.

Koniec końców twarz Finlaya została pozbawiona piegów, tak jak poprzednio Kyle uwolnił się od zbyt długiego nosa.

Transmutacja była ostatnią z lekcji, jaką Kyle miał tego dnia. Finlay musiał jeszcze iść na eliksiry, natomiast Luna też miała jeszcze lekcje - była na piątym roku, więc wciąż uczyła się wielu przedmiotów. Wobec tego Kyle chwilowo został sam.

Tyle że jego samotność nie trwała długo. A szkoda, bo niezbyt uśmiechało mu się towarzystwo jednej z dziewczyn, która tak bardzo się za nim uganiała. Była dwa lata młodsza od niego i mimo wszystko Kyle oceniał ją na dosyć uroczą - czarnowłosa i czarnooka, z nieśmiałym uśmiechem na twarzy. Koniecznie chciała z nim chwilę porozmawiać, na co Kyle postanowił nie uciekać. W końcu i tak miał teraz czas wolny, a to, że dziewczyna chce spóźnić się na lekcję, to tylko jej sprawa.

Choć jeśli miała teraz historię magii, to wcale jej się nie dziwił.

— Tak właściwie, jak masz na imię? — spytał ją. — Skoro ty znasz moje, wypadałoby, żebym też poznał twoje...

— Dorothy — odparła dziewczyna, po czym pogrzebała przez chwilę w swojej torbie. — Chciałam podzielić się z tobą babeczkami, które upiekła moja mama.

Kyle jakoś nie przywykł do przyjmowania prezentów od osób, których praktycznie nie znał. Choć próbował się jakoś wykręcić, koniec końców przyjął pudełko z babeczkami, których i tak nie zamierzał zjeść. Jak przestrzegła go Kathleen, a także on sam o tym doskonale wiedział, zauroczone nim dziewczyny mogły posunąć się do wszystkiego.

Choć, jak potem się dowiedział, nie tylko zauroczone dziewczyny.

Popołudnie Kyle'a było niezwykle spokojne - akurat siedział sam w pokoju wspólnym Slytherinu, czytając coś o sztuce wytwarzania różdżek. Przed nim na stoliku leżały babeczki od Dorothy, których nie zdążył jeszcze sprzątnąć.

W pewnym momencie usłyszał jakiś hałas, dochodzący od strony wejścia do pokoju wspólnego. Kyle lekko uniósł wzrok znad czytanej książki i jego niebieskie oczy napotkały spojrzenie Elliota Lowesta, który udał, że nie widzi Kyle'a. Poczęstował się tylko jedną z babeczek, które leżały przed Kylem.

Blondyn uniósł dłoń, chcąc go powstrzymać.

— Nie, czekaj... — zaczął, ale Elliot dalej traktował go jak powietrze - wgryzł się w babeczkę i ruszył do dormitorium.

Kyle wzruszył ramionami. Spodziewał się, że jego rówieśnik za chwilę wróci, wypytując o Dorothy, która niechcący upoiła go napojem miłosnym. Albo raczej on sam się nim napoił.

Kiedy Elliot długo nie wracał, Kyle aż z ciekawości sprawdził, czy babeczki rzeczywiście były nasączone Amortencją. Nie zamierzał ich próbować - wystarczyło, że zbliżył je do nosa, a od razu czuł zapach przeróżnych ziół, które jego tata hodował na parapecie w kuchni. Zapach ten kojarzył mu się z domem, a do tego przez ten zapach przebijał mu się jakiś inny, przynoszący na myśl kartki szkicownika. To przypominało mu o Lunie.

Teraz nie miał wątpliwości, że Elliot niechcący upoił się eliksirem miłosnym. Chcąc nie chcąc, Kyle ruszył do dormitorium. Nigdy nie wiadomo, co mogło strzelić do głowy zauroczonym po Amortencji.

W połowie drogi przekonał się, że z Elliotem jest wszystko w porządku - już zmierzał w kierunku swojej "miłości", którą, jak się okazało, wcale nie była Dorothy.

— Koniecznie muszę z nim pogadać — powiedział do Kyle'a, a mówił i wyglądał tak, jakby właśnie przestrzeliła go strzała Amora.

Zaraz potem szybkim krokiem skierował się w kierunku wyjścia z pokoju wspólnego.

Kyle natomiast patrzył za nim jak zastygnięty. Nie spodziewał się, że to nie dziewczyna chciała upoić go Amortencją, a jakiś chłopak, któremu najwyraźniej się spodobał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro