Rozdział 22. Kotorafa
Kyle uwielbiał patrzeć, jak Luna rysuje. Na jej ustach zawsze gościł wtedy uśmiech, a ona sama nuciła sobie coś pod nosem. Jej dłoń trzymająca ołówek śmigała po kartce, zostawiając na niej szare linie, składające się na podobiznę kolejnego stwora.
— Co to takiego? — zainteresował się, patrząc na okrągłe i puszyste zwierzątko.
— Pufek — wyjaśniła Luna z uśmiechem. — To takie milutkie i mięciutkie stworzonka. Zjadają prawie wszystko...
— O, to podobnie, jak ja...
— ... Razem z kurzem i pająkami.
— Cofam to. To jednak nie ja.
Luna roześmiała się i starła gumką jedną z linii, która była jej niepotrzebna.
— Lubią być też przytulane.
— To zmienia postać rzeczy. Od dzisiaj jestem pufkiem — zaśmiał się Kyle.
Blondynka spokojnie uniosła dłoń i lekko poczochrała blond włosy swojego przyjaciela. Bez wątpienia były przyjemne w dotyku, zupełnie jak mięciutkie futerko pufka.
— Włosy już się zgadzają — stwierdziła, na co Kyle wyszczerzył zęby.
— Zawsze moim marzeniem było zostać pufkiem.
Luna roześmiała się, po czym wróciła do rysowania. Kyle wciąż patrzył, jak na kartce pojawia się coraz więcej linii - Krukonka nie miała nic przeciwko, by patrzył, dlatego mógł do woli obserwować rozwój dzieła.
W pewnym momencie Luna zaprzestała rysowania, przełożyła kartkę w szkicowniku, po czym podała go Kyle'owi.
— Może chciałbyś coś mi tu narysować? — zapytała, na co blondyn spojrzał na nią ze zdumieniem.
— Ja? Ale... Mój talent rysowniczy jest równy zeru... Tylko zbezczeszczę twój szkicownik! — zauważył.
Luna jednak dalej się przy tym upierała.
— Nic i nikt nie jest idealny. Również nie wszystkie rysunki w moim szkicowniku muszą być idealne, sama przecież rysuję daleko od ideału... — argumentowała i zamilkła na moment. Zaraz potem znalazła kolejny argument, który już przekonał Kyle'a: — No i chciałabym mieć tutaj coś, co ty zrobiłeś.
Kyle westchnął, po czym uśmiechnął się do przyjaciółki. Dlaczego zawsze nie potrafił jej odmówić? Może dlatego, że jej słowa zawsze trafiały w jego serce.
Wobec tego Kyle wziął szkicownik i ołówek i zastanowił się, co mógłby narysować.
— Co dokładnie byś chciała? — zapytał, nie mając na to zupełnie żadnego pomysłu.
Luna wzruszyła ramionami.
— Co tylko zechcesz i potrafisz narysować.
To drugie idealnie trafiło w ślizgońską ambicję Mayersa.
— Luna, ja ci potrafię narysować wszystko — powiedział z pewnością w głosie. — Tylko nie obiecuję, że wyjdzie dokładnie tak, jak powinno... Wiesz, zacznę rysować kota, a on będzie wyglądał jak żyrafa, i co wtedy?
Z ust Luny wydobył się nieśmiały chichot.
— Mówię poważnie, to na pewno byłoby możliwe. Niechcący narysujesz kotu za długą szyję i masz żyrafę. Albo kotorafę.
— Naprawdę nie mam nic przeciwko nieidealnemu rysunkowi — odparła Luna, po czym uśmiechnęła się. — No i chętnie zobaczyłabym kotorafę...
Te słowa podziałały na Kyle'a. Chłopak uśmiechnął się do swojej przyjaciółki i ujął w dłoń ołówek.
— Bardzo chętnie pokażę ci kotorafę, tak jak ty pokazałaś mi testrala, którego nie mogę zobaczyć — po tych słowach jego wargi lekko się wykrzywiły. — Nie mogłem. Teraz już mogę.
Kyle lubił swojego wujka Syriusza, dlatego za każdym razem, kiedy przypominał sobie, że ten nie żyje, robiło mu się smutno. Luna to zauważyła - wiedziała, jak to jest stracić kogoś z rodziny. Dlatego niewiele myśląc, ujęła go pod ramię, po czym oparła głowę na ramieniu Kyle'a. Chłopak był nieco zaskoczony gestem swojej przyjaciółki, ale nie przeszkadzało mu to. Jako że Luna opierała się o jego prawe ramię to lewą rękę wciąż miał wolną, dlatego mógł jednocześnie rysować.
Ze wszystkich sił starał się, aby jego dzieło było jak najlepsze. Wkładał w to swoje serce, jakby mógł przekazać w tym rysunku cząstkę siebie. I rzeczywiście tak było, bo rysunek odzwierciedlał jego umiejętności rysunkowe oraz poczucie humoru. Spod jego ręki wyszło stworzenie o ciele kota oraz długiej szyi żyrafy. Zwierzak miał cętki, tak jak żyrafa, oraz małe różki. Bez wątpienia nie był to najidealniejszy rysunek, jaki świat widział, jednak według Luny był wystarczająco wspaniały.
— Podoba mi się — powiedziała z uśmiechem. — Nigdy jeszcze nie widziałam ani kotorafy, ani żyrafy.
— Pewnie dlatego, że kotorafy nie istnieją, a żyrafy są w Afryce — zauważył Kyle. — Ale nie martw się! Tu jest twoja prywatna kotorafa! — powiedział, klepiąc po twardej oprawie szkicownika. — Drugiej takiej nieidealnej na świecie nie znajdziesz!
Luna uśmiechnęła się.
— Dziękuję ci, Kyle — powiedziała, prostując się.
Kyle również się uśmiechnął, po czym objął Lunę ramieniem. Wcześniej nie miał jak tego zrobić, a teraz dodatkowo się na to odważył. Luna nie protestowała, podczas gdy reszta uczniów w pokoju wspólnym Ravenclawu patrzyła na nich jakoś dziwnie.
Ale czy Kyle'a obchodziło, co oni o tym myślą? Absolutnie nie.
▪︎ ▪︎ ▪︎
Następnego dnia po lekcjach Kyle'owi wpadł pomysł na dalszą część jego melodyjki, którą zaczął sobie tworzyć w czasie wakacji. Problem polegał na tym, że pomimo iż mógł to zapisać, nie miał na czym tego zagrać. Z pomocą przyszedł mu Finlay i jego mądrości.
— W Pokoju Życzeń mógłbyś znaleźć jakieś pianino — zauważył. — Wystarczy, że pomylisz, czego potrzebujesz i już to dostajesz.
— Szkoda, że wszystko tak nie działa — zaśmiał się Kyle. — Ale twój pomysł jest świetny.
Tak więc blondyn zdecydował się skorzystać z genialnego pomysłu Finlaya. Wybrał się na korytarz, na którym znajdował się Pokój Życzeń. Teren był czysty, dlatego przeszedł trzy razy wzdłuż przejścia, obsesyjnie myśląc o pianinie, które chciałby ujrzeć, oraz o sprzyjającej grze atmosferze.
Kiedy przekroczył wejście do Pokoju Życzeń, aż dech zaparło mu w piersiach. To miejsce było jego zdaniem przepiękne. Ściany były szmaragdowozielone, natomiast podłogi z ciemnobrązowych, prawie czarnych desek. Gdzieniegdzie z doniczek na ścianie zwieszały się długie gałązki roślin, pod ścianą stało pianino. W kącie stały jeszcze dwa fotele i stolik.
Kyle podszedł do pianina i nacisnął jeden z klawiszy - wydał z siebie idealny dźwięk. Zauważył, że nawet jego domowe pianino nie wydaje takiego wspaniałego dźwięku. Mimo wszystko lubił swoje nieidealne pianino, ale teraz musiał radzić sobie z tym idealniejszym.
Miał ze sobą swój pergamin, na którym rozpisał sobie poszczególne nuty na pięciolinii. Choć dokładnie wiedział, jak dotychczas brzmiała jego melodia, postanowił zagrać ją jeszcze raz, by się w niej rozeznać. Zaraz potem zaczął układać dalszą część melodii.
Dosyć często coś mu nie pasowało - jakiś dźwięk był nie taki, jakiego by oczekiwał, więc musiał się cofać, by to poprawić. Tak jak poprzednio melodia była z początku spokojna, potem robiła się leciutko skoczniejsza. To przypominało mu o Lunie - dziewczyna była spokojna, ale zdarzało jej się chodzić skocznym krokiem, zwłaszcza, kiedy nikt jej nie widział. Kyle pomyślał, że cała ta melodia mogłaby nawet być idealnie o Lunie.
Nie była to co prawda najidealniejsza melodia, jaką ktoś kiedykolwiek utworzył, ale jak powiedziała mu Luna, nikt i nic nie jest idealny i nie było powodu, aby się tym przesadnie martwił.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro