Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14. Czas spisać testament

Nie było mowy, by na następnych lekcjach obrony przed czarną magią Kyle nie przysypiał w czasie słuchania Umbridge. Nauczycielka jakby przestała go zauważać, choć chłopak miał wrażenie, że i tak ma go na oku.

Mimo to jakoś nie czuł się z tego powodu zagrożony niebezpieczeństwem, bo, jak zakładał, dyrektorka Hogwartu na pewno nie zamierzałaby zrobić mu większej krzywdy niż tortury magicznym piórem. Dlatego szczęśliwie przyjechał do domu na ferie wielkanocne.

— Ta Umbridge została dyrektorką? — Sienna kręciła głową z niedowierzaniem. — Minister naprawdę jest ślepy.

Mayersowie spędzali Wielkanoc w towarzystwie dziadków Sienny - Moniki i Newta Scamanderów. Prababcia Kyle'a trzymała go za rękę, z przerażeniem patrząc na bliznę na jego dłoni.

— Nie do pomyślenia — mówiła. — Kiedy nauczycielom wpadły do głowy takie durne pomysły na karanie?

— Jak na razie to tylko jednej, babciu — odparł Kyle. — Dziękuję, że przysłałeś mi ten wywar ze szczuroszczeta, dziadku — dodał, zwracając się do Newta. Wywar był bardzo użyteczny, bo dzięki temu rany na dłoniach Kyle'a i Finlaya szybciej się zagoiły, choć wciąż zostały na nich blizny.

Mężczyzna uśmiechnął się i poczochrał włosy Kyle'owi.

— Cieszę się, że mogłem pomóc.

Pod wieczór blondyn opowiedział rodzicom o tym, jak wiele nauczył się na spotkaniach Gwardii Dumbledore'a. Andrew i Sienna wcale nie uważali, że zachował się karygodnie. Byli dumni, ponieważ ich syn nauczył się czegoś przydatnego.

— Patronus to bardzo zaawansowana magia — uśmiechnęła się Sienna. — Widać, jaki jesteś zdolny, synku.

Kyle uznał, że nie musi wspominać, że to wspomnienie z Luną pozwoliło mu wyczarować patronusa. I bez tego rodzice jakoś dziwnie się uśmiechali, kiedy im o niej mówił. Doskonale znał powód tych uśmiechów i przeczuwał, że nieprędko Andrew i Sienna przestaną się szczerzyć na wspomnienie Luny.

— A co słychać u Luny? — zainteresował się Andrew, a jego żona jak na zawołanie uśmiechnęła się pod nosem.

Kyle wzruszył ramionami z uśmiechem.

— Ona też pojechała na święta do domu — odparł, a jego rodzice patrzyli na niego tak, jakby czekali, aż powie coś więcej. — I jest wspaniałą przyjaciółką.

— Elise mówiła podobnie o Syriuszu — zaśmiał się Andrew — a kilka lat później osobiście prowadziłem ją do ołtarza na ich ślubie.

Uwaga ojca nieco rozbawiła Kyle'a, jednak chłopak wiedział, że Andrew i Sienna już widzą go z Luną jako parę.

▪︎ ▪︎ ▪︎

Po powrocie do szkoły piątoklasistów czekały spotkania z opiekunami domów, którzy mieli doradzić im w kwestii zawodu.

Chcąc nie chcąc, Kyle przedyskutował swoje predyspozycje zawodowe z profesorem Snapem. Niestety, była tam obecna również Umbridge. Najwyraźniej dyrektorka bardzo chciała wiedzieć, co zamierzają robić po szkole, a jeśli uznałaby kogoś za nieodpowiedniego do tej pracy, zamierzała skrupulatnie wybić mu to z głowy. Tyle że Kyle sam do końca nie wiedział, co chce robić. Co prawda miał jakiś pomysł, ale nie był pewny, czy mogłoby to wypalić.

— Na pewno nie chcę pracować w Ministerstwie, profesorze — powiedział, a kątem oka zauważył, że Umbridge od razu coś zanotowała. Czyżby Kyle właśnie zarobił sobie minusa u pani dyrektor? Co za strata.

— Jest wiele zawodów, których może się pan podjąć, panie Mayers — zauważył Snape. — Z takimi umiejętnościami zaklęć można choćby uczyć...

— Myślałem raczej o wytwarzaniu różdżek — powiedział Kyle.

Przez chwilę słyszał tylko skrobanie pióra Umbridge po pergaminie. Zaraz potem opiekun Slytherinu powiedział mu, co powinien wiedzieć jako wytwórca różdżek. Kyle już teraz wiedział, że będzie musiał się wiele nauczyć.

Finlay już od dłuższego czasu był po poradach zawodowych. On dowiedział się, że jego umiejętności warzenia eliksirów pozwoliłyby mu zostać eliksirowarem, jednak chłopak uznał, że raczej nie pójdzie w ślady siostry.

Tego samego dnia bliźniacy Weasley przeszli samych siebie - zapewnili Umbridge rozrywkę w postaci wielkiego bagna na jednym z korytarzy, a następnie we wspaniałym stylu wylecieli ze szkoły na swoich miotłach, jednocześnie informując pozostałych uczniów, że otwierają sklep na Pokątnej.

— Zgotuj jej piekło tutaj, Irytku! — zawołał Fred na pożegnanie do poltergeista, który zasalutował w odpowiedzi.

Kiedy w ciągu następnych dni Kyle widział, jak nauczycielka zmaga się z wielkim bagnem, nie czuł do niej ani krztyny współczucia. Dodatkowo na lekcjach obrony przed czarną magią uczniowie nagle dostawali przeróżnych symptomów choroby - od omdleń, przez gorączkę, do krwotoków z nosa. Wszystko przez cukierki od Freda i George'a. Kyle naturalnie sam należał do tej grupy, bo podczas jednej z lekcji z Umbridge krew płynęła ciurkiem z jego nosa prawie jak wodospad.

— Na Merlina, zapadłem na śmiertelną umbrydżycę — powiedział załamany, trzymając dłoń na ramieniu Finlaya, który w środku umierał ze śmiechu. — Co teraz ze mną będzie? Muszę koniecznie spisać testament...

— Pani profesor, trzeba koniecznie zaprowadzić go do skrzydła szpitalnego, zanim wykrwawi się na śmierć — poinformował ją Finlay, udając przerażenie. Wyjął chusteczkę i podał ją Kyle'owi, by zatamować krwawienie, choć wiedział, że to na szczęście nic nie da oraz że Kyle'owi nic nie będzie. Umbridge nie musiała o tym wiedzieć.

Wydawało się, że nauczycielka za chwilę zacznie dygotać z gniewu. Po kilku szlabanach z uczniami nie udało jej się odnaleźć powodu ich chorowitości, więc nie pozostało jej nic innego, jak wypuszczać ich z lekcji. Niewiele zdziałałaby z krwawiącymi i wymiotującymi uczniami.

Całe szczęście, że Umbridge nie miała pojęcia, że aby pozbyć się uciążliwych objawów umbrydżycy, należy jedynie połknąć drugą połówkę cukierka od bliźniaków. Chwilę później Kyle i Finlay chichotali jak szaleńcy, nie musząc siedzieć na lekcji.

— Następnym razem ty piszesz testament — zaśmiał się Kyle.

— Jasne — Finlay pokiwał głową ze śmiechem. — Ciesz się, że nie mam długów, które mógłbym zostawić ci w spadku.

— To naprawdę pocieszające.

Do klasy wrócili dopiero pod koniec lekcji, tłumacząc, że krwotok był na tyle mocny, że ciężko było się go pozbyć. O ile Umbridge była tym faktem wściekła, to Kathleen najwyraźniej była dumna ze swojego kuzyna.

— Jestem pod wrażeniem, Kyle — powiedziała, przypominając Kyle'owi dumną starszą siostrę, której tak nawiasem mówiąc nie posiadał. — Fred i George byliby z was dumni.

Blondyn spojrzał badawczo na swoją kuzynkę. Nie okazywała smutku z powodu nieobecności bliźniaków w Hogwarcie. I nie miała ku temu powodów, bo przecież nie żegnali się na zawsze.

Po lekcjach Kyle spotkał się z Luną. Chłopakowi nie uśmiechało się przebywanie w otoczeniu uczniów, którzy też przyszli na błonia i mogli jak zawsze krzywo patrzeć na jego przyjaciółkę. Luna widocznie się tym nie przejmowała, więc Kyle też starał się to zignorować, choć dla niego było to trudne.

Luna była zdania, że sytuacja w Hogwarcie może być winą gnębiwtrysków, które musiały pomieszać w głowie ich nauczycielce. Kyle'owi trudno było się z tym nie zgodzić... I nie roześmiać się, kiedy wyobraził sobie Umbridge bezsilną wobec malutkich stworzonek.

— Wydaje mi się, że jest ich sporo w szkole — powiedziała Krukonka, a Kyle pokiwał głową.

— Tak, to by wiele wyjaśniało.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro