Rozdział 13. Dyktatorka
— I co, Mayers? — Elliot raz po raz parskał śmiechem, prowadząc Kyle'a jak jakiegoś więźnia — Twój genialny plan ucieczki się nie powiódł.
— Nie zamierzałem nigdzie uciekać — burknął Kyle.
Elliot ponownie parsknął śmiechem.
— Nie zamierzałem? Takie bujdy to możesz mamusi wciskać, Mayers. Zresztą, po ostatniej akcji z twoją matką to profesor Umbridge na pewno z radością powita cię w gronie łamiących zasady.
— Och, naprawdę? — zapytał Kyle, udając zdumienie. — Jestem zaszczycony, że twoja królowa tak na mnie oczekuje.
Lowest zacisnął zęby.
— Zobaczymy, jak będziesz rzucał sarkazmem, jak już dojdziemy do dyrektora.
Kyle nie miał pojęcia, co może mieć na swoje usprawiedliwienie, jednak jedyne, co go cieszyło, to fakt, że Finlay i Luna mogli wrócić do pokojów wspólnych. Miał nadzieję, że nie wyrzucą go z Hogwartu, co było dosyć prawdopodobne, a przynajmniej tak uważał Elliot.
Przed wejściem do gabinetu dyrektora triumfujący Ślizgon wypowiedział hasło, które najprawdopodobniej przekazała mu Umbridge, skoro miał szukać innych uciekinierów. W środku była już oczywiście owa nauczycielka, Dumbledore, minister magii, Harry oraz kilka innych osób.
— Pani profesor, znalazłem jeszcze jednego — poinformował ją z dumą Elliot, a Umbridge uśmiechnęła się równie triumfująco, jak on.
— Bardzo dziękuję, panie Lowest — odpowiedziała, a następnie zwróciła się do Kyle'a: — A czy pan wie, dlaczego został pan tu przyprowadzony, panie Mayers?
— Nie mam bladego pojęcia, pani profesor — odpowiedział Kyle poważnie.
Knot wyglądał na niezbyt zadowolonego z jego odpowiedzi.
— Nie masz pojęcia? Twoim zdaniem nie naruszyłeś żadnych dekretów?
— Żadnych, o jakich byłoby mi wiadomo, panie ministrze.
— Twoja matka zrobiła niedawno niezły raban w Ministerstwie, chłopcze — zauważył minister z przekąsem. — Uważała, że byłeś torturowany przez tu obecną profesor Umbridge, ale najpierw powinna się dowiedzieć, że jej syn łamie szkolne zasady.
Kyle nie dodał, że mama byłaby dumna z jego poczynań. Nie zdążył nic dodać, bo Umbridge zwróciła się do Elliota:
— Gdzie go pan znalazł, panie Lowest?
— Na jednym z korytarzy, pani profesor — odparł Elliot. — Wyglądał, jakby zamierzał sobie ułatwić ucieczkę czarami.
— Dziękuję, panie Lowest — nauczycielka skinęła głową, a następnie powiedziała do Kyle'a: — Skoro uważa pan, panie Mayers, że nie złamał pan żadnych dekretów, to dlaczego pan uciekał?
Blondyn obdarzył ją spokojnym spojrzeniem. Kątem oka widział, że Harry patrzy na niego z lekkim zdumieniem, ale cóż poradzić - jako przebiegły Ślizgon Kyle potrafił wybrnąć z tej sytuacji.
— Tylko winny się tłumaczy, pani profesor.
Umbridge nie wyglądała na zadowoloną z jego odpowiedzi, ale nie dawała za wygraną - była pewna, że uczniowie złamali szkolne dekrety, do czego za nic nie chcieli się przyznać. Początkowo Kyle'a zastanawiało, skąd nauczycielka ma taką pewność, ale po chwili o wszystkim się przekonał - twarz obecnej w gabinecie Marietty Egdecombe pokryta była krostami, które układały się w słowo Donosiciel. Dziewczyna nie była w stanie wydusić z siebie nic więcej, co również doprowadzało Umbridge do szewskiej pasji.
Zaskakującym faktem było to, że Dumbledore wziął na siebie winę uczniów, przypominając, że grupa nazywa się Gwardia Dumbledore'a, zamiast na przykład Gwardia Pottera. Przybysze z Ministerstwa Magii chcieli natychmiast pojmać dyrektora, gdyż ten spiskował przeciwko Ministerstwu, ale Dumbledore tak łatwo się nie dał - jednym zaklęciem powalił ich wszystkich na podłogę. Kyle instynktownie padł na ziemię, by spadające przedmioty nic mu nie zrobiły. Przy okazji uratował też Elliota, pociągając go na podłogę.
— Proszę, proszę — syknął Lowest. — Wspaniały i szlachetny Kyle Mayers mnie uratował...
— Nie oczekuję za to wiecznej chwały — odparował blondyn — ale nie pochorowałbyś się od zwykłego dziękuję.
Kyle nie należał do ludzi bez serca, dlatego pomógł Elliotowi - wiedział, że gdyby spadający portret oberwał jego rówieśnikowi głowę, czułby wyrzuty sumienia. Co prawda wątpił, by taka kontuzja była możliwa, ale wolał nie kusić losu.
Tym bardziej, że Luna codziennie pokazywała mu, że wybacza wszystkim, którzy z niej drwią. On nie potrafił tego dokonać, ale przynajmniej zdołał pomóc nielubianemu przez niego koledze, a to już coś.
— Wszystko w porządku? — zapytał z troską Dumbledore, kiedy hałasy ustały.
Gdy podnieśli się na nogi, ich oczom ukazało się istne pobojowisko, bliżej znane jako gabinet dyrektora. Kyle był pewny, że Finlay złapałby się za głowę, widząc ten bałagan.
— Dokąd pójdziesz, Albusie? — zapytała profesor McGonagall. — Na Grimmauld Place?
— Nie, nie — zaprzeczył dyrektor. — Nie zamierzam się ukrywać. Knot pożałuje, że usunął mnie z Hogwartu. To mogę ci obiecać.
Kilka minut później Dumbledore zniknął gdzieś razem z Fawkesem, swoim feniksem. Zaraz potem leżący na podłodze czarodzieje zaczęli odzyskiwać świadomość, jednak nigdzie nie mogli znaleźć dyrektora.
Była już pora, kiedy powinni być w swoich dormitoriach, dlatego czwórka uczniów opuściła gabinet. Elliot najwidoczniej wolał trzymać się jak najdalej od Kyle'a, bo dużo szybciej niż on poszedł w kierunku lochów. Mayersowi było to obojętne, bo nie zależało mu jakoś specjalnie na jego towarzystwie.
W dormitorium było niewielu uczniów. Draco i jego banda najwyraźniej nie mieli zamiaru jeszcze iść spać, podobnie jak Elliot, dlatego był tam jedynie Finlay, zajęty porządkowaniem swoich rzeczy. Kyle zaczął się zastanawiać, czy jego przyjaciel naprawdę zajmuje się porządkami za każdym razem, kiedy nie ma co robić.
— Zgubiłeś się czy jak? — zapytał Finlay, odwracając się do przyjaciela.
— Nie — odrzekł blondyn. — Po prostu porwał mnie Lowest.
Glowing parsknął śmiechem.
— Żartujesz, prawda? — przestał się śmiać, kiedy zauważył, że Kyle nie wtóruje mu śmiechem. — Nie, nie żartujesz. No dobra, jak to cię porwał?
— Normalnie. Zaszedł mnie od tyłu i Ani kroku dalej, łotrze, bo inaczej twoja sowa zginie.
Finlay cicho parsknął, na co kąciki ust Kyle'a uniosły się w górę.
— Żartuję. Powiedział, że Umbridge będzie zachwycona, goszcząc mnie na liście łamiących zasady łobuzów.
— Czyli... Nie ma już spotkań Gwardii?
— Raczej nie — Kyle przytaknął. — Chociaż Dumbledore wziął to wszystko na siebie.
Finlay chciał wiedzieć, co takiego wydarzyło się w gabinecie, więc póki nie przeszkadzał im żaden ze współlokatorów, Kyle wszystko mu odpowiedział.
▪︎ ▪︎ ▪︎
Następnego dnia ziściły się najgorsze koszmary wszystkich uczniów (no, może z wyjątkiem niektórych Ślizgonów) - Umbridge została dyrektorką Hogwartu.
— Bardziej nazwałbym ją dyktatorką — zauważył Kyle, patrząc na jedno z ogłoszeń, które wisiało na korytarzu.
— Kto o zdrowych zmysłach mianowałby ją dyrektorką? — dziwił się Finlay.
Kyle pokręcił głową ze zrezygnowaniem. Ten rok szkolny definitywnie nie był jego ulubionym - jedynie Finlay i Luna rozjaśniali go swoim towarzystwem.
— Więc udało ci się wczoraj wrócić niezauważona do dormitorium? — zapytał Kyle Lunę, kiedy po raz kolejny siedzieli na jednym z parapetów na korytarzu.
Luna pokiwała głową. Różdżkę miała zatkniętą za ucho, a wiatr rozwiewał jej jasne loki. Siedziała spokojnie, machając nogami w powietrzu, a Kyle dodatkowo trzymał rękę za nią w taki sposób, by móc ją przytrzymać, gdyby niechcący odchyliła się za bardzo do tyłu. Blondynka zdawała się tego nie zauważać.
— Tak — przytaknęła. — Tylko szkoda, że przez to miałeś kłopoty.
— U mnie to chyba nieuchronne — machnął ręką. — Moja babcia Tessa mówi, że jej brat często wpadał w kłopoty, kiedy uczył się w Hogwarcie, ale któregoś razu te kłopoty mu wyszły na dobre.
Luna roześmiała się cicho.
— Ciekawe, dlaczego na dobre...
Kyle już chciał jej to wyjaśnić, ale przeszkodził im głośny wybuch. Obydwoje obrócili się, by spojrzeć przez okno, przy okazji niechcący zderzając się dłońmi. Przez okno zauważyli, jak z innego okna wylatuje fajerwerka, której iskry przybierały kształt smoków. Od razu było wiadomo, że to Fred i George Weasleyowie postanowili umilić życie swojej ulubionej nauczycielce.
Blondyn i jego przyjaciółka nie mogli powstrzymać uśmiechu, co prawda spowodowanego zupełnie innymi powodami - jej bardzo podobały się smoki z iskier, natomiast jego bardziej cieszył fakt, że znienawidzona przez niego nauczycielka nie ma tak prostych początków jako dyrektorka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro