Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3. Zabawa wiejska

Maj 93

AGNIESZKA

Zabawa wiejska! Dla wszystkich moich koleżanek z okolicy była to absolutnie obowiązkowa impreza! Nie wyobrażały sobie, że można z własnej woli ją opuścić i zawsze wyciągały mnie ze sobą. Mimo że moje przyjaciółki z liceum podśmiewały się ze mnie z tego powodu, zawsze chodziłam z koleżankami ze wsi na wiejskie potańcówki.

Lubiłam moje koleżanki z sąsiedztwa, chodziłyśmy przez osiem klas do jednej szkoły, zaprzyjaźniłyśmy się i, mimo że skończyliśmy podstawówkę trzy lata temu, to nadal lubiłyśmy ze sobą spędzać czas. Teraz uczyłyśmy się w różnych szkołach. Ja kończyłam już trzecią klasę liceum w pobliskim miasteczku, a później marzyły mi się studia. Zawsze lubiłam się uczyć, ale nauka w liceum, a tym bardziej w podstawówce, była jedynie odtwórcza. A ja marzyłam o twórczej nauce, odkryciach, zgłębianiu jakiegoś zagadnienia najmocniej jak się da i poznaniu innych ludzi, którzy kochają naukę.

Moje koleżanki nie planowały studiować, uczyły się w szkołach zawodowych, technikach i marzyły o wyjściu za mąż i założeniu rodziny. Wyjścia na zabawę na wsi to dla nich okazja do znalezienia sobie męża.

Za to ja po prostu lubiłam tańczyć i wyłącznie w tym celu chodziłam na zabawy. Oczywiście nie tańczyłam sama, szczerze mówiąc, nie mogłam narzekać na brak powodzenia, zawsze kręcili się obok mnie chłopcy, znajomi i nieznajomi, tańczyłam z nimi, rozmawiałam, nie kusiło mnie jednak wychodzenie z nimi na spacery, czy obściskiwanie się po kątach. Szczerze mówiąc, żaden z chłopaków nie zrobił na mnie jeszcze takiego wrażenia, żebym miała ochotę na coś więcej, niż taniec.

Zabawy odbywały się w mojej wsi, w remizie strażackiej, kilkaset metrów od mojego domu, czasami, przez uchylone okno można było usłyszeć muzykę.

Wybór ciuchów też nie był mnie problemem. Miało być prosto i wygodnie, dlatego, jak zwykle nałożyłam sukienkę, zwykłą, prostą, dopasowaną do ciała, ale nie obcisłą, bez rękawów, sięgającą połowy uda.

Sukienki to był mój ulubiony ubiór, a najbardziej lubiłam właśnie takie proste, krótkie, w różnych kolorach, w zależności od pory roku, z rękawem, lub bez. Dzięki mojej cioci, która uwielbiała wprost szyć ubrania, miałam takich kiecek tak dużo, że stały się one moim znakiem rozpoznawczym, niektórzy żartowali z tego powodu i nazywali mnie "sukienkową Agnieszką". Bardzo rzadko ubierałam się w cokolwiek innego, na przykład w spodnie.

Do sukienki założyłam wygodne buty na płaskim obcasie i rozpuściłam włosy. Miałam długie, sięgające połowy pleców, proste, włosy, w kolorze jasnego blondu. Zawsze byłam szczupła, żeby nie powiedzieć chuda.

— Aga, dziewczyny już przyszły, idziesz już, czy mają wejść na górę? — mama zawołała do mnie z parteru.

— Niech wejdą!

Mój pokój był całkiem spory i posiadał nieduży balkon. Miałam w nim rozkładane łóżko, dwa fotele i biurko. Stare meble umalowałam, własnoręcznie na kolor czarny i biały. Najwspanialszym meblem w moim pokoju była toaletka, którą z pomocą taty odnowiłam. Przez wiele lat stała nieużywana na strychu w domu moich dziadków i zawsze, odkąd byłam małą dziewczynką, fascynowała mnie. Składała się z kilku części. Oprócz głównego, dużego lustra, w którym można zobaczyć odbicie całej sylwetki, toaletka posiadała jeszcze dwa boczne, węższe, ruchome lustra, zamocowane na zawiasy, które pozwalały obejrzeć swoje odbicie z każdej strony. Toaletka była też wyposażona w szufladki, półeczki i nieduży blacik na kosmetyki.

W pokoju miałam też wiele zielonych kwiatów, do których miałam dobrą rękę, jak twierdził mój tata.

Dziewczyny wpadły do mojego pokoju jak burza. Uścisnęłam je na powitanie. Z każdą bliską mi osobą lubiłam przytulić się na powitanie i pożegnanie. Lubiłam i ceniłam sobie kontakt fizyczny.

— Cześć Aga, malujemy się?— dziewczyny usiadły przy toaletce i wyjęły z torebek swoje kosmetyki. Zawsze u mnie robiły sobie makijaż, chciały uniknąć problemów i gadania na ten temat w swoich własnych domach.

— Aga, a ty znowu się nie umalowałaś?

— Nie, mnie makijaż niepotrzebny. Ja idę tylko potańczyć, chłopaka nie szukam.

— Oj przestań, chodź, chociaż trochę oko ci zrobię — nalegała Aśka- Ty niby nie chcesz się podobać, a i tak to właśnie ciebie chłopaki najczęściej zaczepiają!

— Mnie wystarczy tylko tusz do rzęs i błyszczyk na usta. — broniłam się przed zapędami koleżanek uzbrojonych w cienie do powiek we wszystkich kolorach tęczy.

Niecałe dwadzieścia minut później byłyśmy już na sali, gdzie odbywały się tańce. Tym razem muzyka była puszczana z odtwarzacza. O wiele bardziej lubiłam to, niż muzykę na żywo graną przez lokalny zespół muzyczny, który miał ograniczony repertuar i często musiał robić przerwy. Nie lubiłam przerw, nie potrzebowałam odpoczynku.

Wokół było wiele znajomych osób. Praktycznie cała młodzież z naszej i sąsiednich wsi. Wszyscy w wieku między siedemnaście a dwadzieścia parę lat. Rozpoznałam mnóstwo osób z mojej podstawówki i znajome z widzenia osoby z sąsiednich wsi. Niektórzy byli w parach, ze swoimi dziewczynami, lub chłopakami. Dużo osób, tak jak ja i moje koleżanki, przyszło na zabawę w grupach. Wkrótce do naszej grupy dołączyli nasi koledzy z podstawówki, w tym Grzesiek, najlepszy kumpel Igora i tym samym mój, który niemal codziennie bywał w naszym domu.

— Cześć Grzesiu! — uścisnęliśmy się na powitanie  —Gdzie zgubiłeś Igora?

— Nie wiesz? Pojechał po kogoś!

Zobaczyłam, jak na salę wchodzi Igor z Baśką! Bardzo się ucieszyłam, niemal podskoczyłam z radości!

— A więc to tak się sprawy mają? To nie jest w porządku, że ja dowiaduję się o tym ostatnia! — powiedziałam do nich ze śmiechem.

Tańczyliśmy wszyscy razem, w kółeczku, w parach, wygłupialiśmy się, chłopaki, jak zwykle, rozśmieszali nas. Tylko Igor z Basią byli nierozłączni. Co jakiś czas jakiś chłopak spoza naszej grupy prosił do tańca mnie, lub którąś z moich koleżanek. Nawet na minutę nie usiadłam, mogłam tańczyć bez końca! 

MICHAŁ

Na zabawę dotarłem po kilku godzinach od rozpoczęcia. Jak zwykle byli wszyscy moi znajomi z okolicy. Stanąłem z nimi i przyglądałem się tańczącym dziewczynom. Od razu zaczęły zachowywać się nienaturalnie, niektóre wyzywająco, inne szeptały coś do siebie, spoglądając na mnie. Patrzyłem na to z ironicznym uśmiechem.

Odnalazłem wzrokiem Agnieszkę. Była na parkiecie, wśród znajomych. Wyglądała całkiem nieźle, zgrabna, szczupła, w krótkiej sukience, z rozpuszczonymi, długimi, blond włosami. Nie zwracała na mnie uwagi.

"Nic lepszego nie wymyślę, poczekam na wolniejszą piosenkę, żeby można było porozmawiać, poproszę ją do tańca i zaproszę na to wesele." — pomyślałem.


Po chwili podszedłem do grupki znajomych, wśród których była Agnieszka, przywitałem się z Grześkiem i pozostałymi.

— Zatańczymy? — zwróciłem się do Agnieszki i wyciągnąłem rękę w jej kierunku.

— Jasne — uśmiechnęła się i podała mi dłoń.

AGNIESZKA

Znałam Michała, jak wszystkich z mojej wsi, zwłaszcza że przez jeden rok chodziliśmy do jednego liceum, on do czwartej klasy a ja do pierwszej i dojeżdżaliśmy do szkoły tym samym autobusem. Dawniej, w dzieciństwie, spotykaliśmy się też na urodzinach Grześka, z którym ja i Igor od zawsze byliśmy zaprzyjaźnieni i chodziliśmy do tej samej klasy, a Michał bywał u Grześka, ponieważ ich rodzice się przyjaźnili. Ale to były szczeniackie czasy i szczeniackie imprezy. Teraz Michał studiował na drugim roku, robił wrażenie lekko zdystansowanego, niedostępnego i wydawało się, że dokładnie to mu odpowiada. Miał wyjątkowe poczucie humoru. Jego ironiczne, lekko prowokujące żarty, niejedną osobę odstraszały, lecz moim zdaniem świadczyły o inteligencji.

O Michale marzyły wszystkie moje koleżanki! Był niesamowicie przystojny, zawsze doskonale ubrany, jeździł pięknym autem. Pochodził z najbardziej zamożnej rodziny na naszej wsi i całej okolicy.

Lubiłam tańczyć z Michałem, zdarzyło mi się to kilka razy na naszych wiejskich zabawach. Teraz też tańczyło mi się z nim bardzo dobrze.

MICHAŁ

Piosenka była wolna. Specjalnie wybrałem taką, żeby można było porozmawiać.

— Mam do ciebie sprawę. — zwróciłem się do dziewczyny po chwili milczenia.

— Tak? — odpowiedziała.

— Chciałbym zaprosić cię na wesele Ewy, jako moją osobę towarzyszącą. — poczułem, jak dziewczyna spina się i lekko peszy — Odkąd dostałem zaproszenie na to wesele, ojciec z matką wiszą mi nad głową i wszelkimi sposobami próbują mnie przekonać, żebym zaprosił jakąś dziewczynę. Mam już dość ciągłego gadania na ten temat, dlatego pomyślałem o tobie. Ty dobrze znasz Grześka i Ewę, Igor też będzie, z tego co wiem, więc gdybyś zgodziła się pójść ze mną, to mogłaby być fajna, koleżeńska impreza, bez kłopotów i zobowiązań. Zgodzisz się?

Nie było to może szczególnie zgrabne zaproszenie, ale nie zależało mi na tym. Byłem pewien, że ona mi nie odmówi, tak jak każda inna dziewczyna ze wsi, którą bym o to poprosił. Chciałem, żeby było jasne, że chodzi wyłącznie o towarzystwo na tym jednym, konkretnym weselu.

AGNIESZKA

Udało mu się zaskoczyć mnie! Na początku zaczęłam nawet trochę panikować, ale później okazało się skąd to zaproszenie.

Michał, z moją pomocą, chce pozbyć się kłopotu i od razu, z góry zaznacza, że to koleżeńska, bez większego znaczenia sprawa.

— Zaskoczyłeś mnie! — szybko odzyskałam równowagę — Skoro to ma być koleżeńska przysługa, to chyba nie odmówię. - dodałam.

Miałam ochotę na maleńki żarcik w kwestii formy zaproszenia, ale w porę ugryzłam się w język. Z całą pewnością jego słowa nie były zbyt uprzejme, a on zbyt pewny siebie, ale to nie znaczy, że ja też muszę odpowiadać w taki sam sposób. Może będzie jeszcze okazja, żeby o tym wspomnieć.

— Świetnie, dzięki. Moglibyśmy chwilę porozmawiać o szczegółach, jakoś konkretnie się umówić? — zapytał Michał.

Nie chciałam wychodzić z nim teraz na dwór, bo to zawsze odbierane jest jednoznacznie, a na sali, przy tej ryczącej muzyce spokojna rozmowa nie wchodziła w grę.

— Jutro, po kościele, mam zamiar połazić po okolicy. Nie umiem w taką ładną pogodę wysiedzieć w domu. Może masz ochotę dołączyć? Przejdziemy się i pogadamy. —  zaproponowałam.


W naszej wsi życie toczy się według utartych przez lata schematów. W każdą niedzielę spotykamy się wszyscy w kościele, o tej samej porze, na mszy. Wcale to nie oznacza, że ludzie w mojej wsi są przesadnie pobożni. Jak w każdym środowisku, u nas też rodzą się nieślubne dzieci, a większość panien młodych idzie do ołtarza z nieco zaokrąglonym brzuchem, zdarzają się rozwody, zdrady, konflikty, kwitnie wścibstwo i plotkarstwo. Jednak niedzielna wizyta w kościele jest stałym punktem tygodnia, od lat niezmiennym i obowiązkowym. Jest to taki element kulturowy. Wszyscy przyzwyczailiśmy się już do tego.

— Chętnie! Fajny pomysł. Jeszcze raz dziękuję i do jutra. —  powiedział Michał i za chwilę piosenka się skończyła.

Więcej razy nie zatańczyliśmy. Widziałam, jak Michał rozmawia z chłopakami i tańczy z dziewczynami, z którymi chodził do szkoły. Ja, przez resztę wieczoru myślałam tylko o tym zaproszeniu. Super będzie pójść na to wesele, w dodatku z Michałem, z którym tak dobrze mi się tańczy i co by nie mówić jest fajnym i bardzo przystojnym chłopakiem. Oczywiście, jak tylko powiem o tym w domu, wszyscy od razu pomyślą, że między mną a Michałem coś jest, że podobam mu się, czy coś takiego. Zresztą wszyscy tak pomyślą, moje koleżanki, znajomi! Nie będą chcieli słuchać, że to tylko koleżeńska przysługa. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro