(2) Dalsze przygody Leny
Wiatr rozwiewa moje krótkie włosy na wszystkie strony. Jestem już całkowicie mokra od tego okropnego deszczu. Czuję, że smok wznosi się coraz wyżej. Nagle przestaje być mokro, a dookoła widać jasne niebo. Słońce mocno świeci. No tak, przelecieliśmy ponad warstwę chmur.
- Jak tu pięknie! - krzyczę.
Smok leci dalej. Spomiędzy chmur wystają górskie szczyty. Wyglądają jak... jak... jak górskie szczyty. Teraz nie mam czasu na porównania.
Zaczynam szczękać zębami. Nie dość, że jestem mokra, to na górze okropnie wieje. Bardziej wtulam się w smoka.
- To już niedaleko - pociesza mnie.
Wkrótce zaczynamy się obniżać. Chmury wydają się jaśniejsze i bardziej przyjazne. Z tych nie leje się deszcz. Przebijamy się przez nie.
- Gdzie jesteśmy?! - wykrzykuję.
- W górach - odpowiada smok.
- Możesz sprecyzować?
- Nie.
- Aha, to świetnie... - wzdycham. Czy ja naprawdę to robię? Siedzę na baśniowym stworzeniu i lecę pomiędzy górami.
Smok inaczej ustawia skrzydła. Coraz bardziej zbliżamy się do skał.
- Uważaj! - krzyczę.
- Wiem, co robię.
Smok wbija ostre pazury w skałę. A może to są szpony? Wspina się na dosyć dużą półkę skalną.
- Możesz już zejść - mówi.
Chwiejnie ześlizguję się po jego łuskach. Upadam na skałę i zdzieram sobie skórę z kolana.
- Auć - syczę przez zaciśnięte zęby.
- Coś się stało? - pyta smok. - Teraz już wiesz, gdzie jesteśmy. Popatrz w dół.
Wykonuję jego polecenie i... moje serce zaczyna bić szybciej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro