Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~Rozdział XVIII~

Kosmyki włosów szatyna zasłonili mu oczy i część twarzy. To nawet dobrze, bo nie chciał, aby ktokolwiek widział jak się czerwieni. Iwaizumi nigdy tak go nie traktował i nie chodziło o krzyki, ale o trzymanie jego dłoni. Brunet nigdy nie trzymał Tooru za rękę.

Wyszli z klasy. Były kapitan siatkarzy nie miał pojęcia dokąd ciągnie go przyjaciel, ale niespecjalnie go to interesowało. Lekko uśmiechnął się na myśl, że spędzi z nim trochę czasu. Wbrew temu jak się zachowywał, tęsknił za nim i jego zachowaniem.

- Dokąd mnie ciągniesz? - zapytał Oikawa, trochę piskliwym głosem, jakby był nastolatką.

- Zobaczysz, jak będziemy na miejscu - odpowiedział, po czym lekko odwracając głowę, popatrzył na przyjaciela kątem oka. - Lepiej ułóż sobie w głowie to, co masz mi do powiedzenia.

Szatynem czuł, że o to Iwaizumiemu chodziło, ale nie chciał tak wprost powiedzieć mu prawdy. Nie wiedział, jak tamten zareaguje.

- To nie jest takie proste - odrzekł głośniej niż wcześniej. Nawet jeśli nadal miał rumiane policzki, to był już bardziej odważny.

Hajime nagle się zatrzymał. Nie puścił dłoni przyjaciela, a nawet uścisnął ją mocniej. Serca obu znowu mocniej zabiły.

- Musisz w końcu komuś o tym powiedzieć. O tym co się dzieje w twojej głowie. - Brunet odwrócił się do Oikawy nadal nie puszczając jego ręki. - Wiesz, że możesz mi zaufać. - Chłopak lekko się uśmiechnął przez co rozgrywający nie mógł odwrócić od niego wzroku. - A teraz chodź, bo musimy dziwnie wyglądać.

Dopiero, kiedy obaj znowu ruszyli z miejsca, Tooru rozejrzał się po korytarzu. Była obecnie przerwa, więc większość uczniów stała i rozmawiała między sobą. Lecz, kiedy obaj szli środkiem przejścia i trzymali się przy tym za ręce, głośnie rozmowy cichły, a ich miejsce zastąpiły szepty, które i tak dosyć dobrze obaj słyszeli.

- Czy to nie Oikawa? Ten kapitan drużyny siatkarskiej, który zrezygnował z gry?

- Ciekawe, dokąd idą z Iwaizumim? Pewnie chce go pobić, aby nikt tego nie widział.

- Słyszałam, że Oikawa odszedł, bo on się nad nim znęcał.

- Podobno, Oikawa przespał się z większością dziewczyn w szkole. Jak można być taki puszczalski.

- Nie wierzę, że Oikawa jest w klasie 3-5. Niektórzy mówią, że oszukuje na testach.

- A ja słyszałem, że przespał się z nauczycielką, aby mieć taką wysoką średnią.

Szeptom nie było końca. Hajime szedł coraz szybciej, aby jego przyjaciel usłyszał jak najmniej tych bzdur.

- Iwa-chan, to nie prawda, co oni mówią - powiedział szatyn dotrzymując mu kroku. Łzy napłynęły mu do oczu i coraz trudniej było mu powstrzymać płacz. Trudno było mu utrzymać emocje, aby ich nie okazywać.

- Wiem - odparł krótko Hajime, po czym zatrzymał się. Stali przy schodach, które prowadziły na dach. Pewnie tam chciał zaprowadzić go przyjaciel. Nie był tym zaskoczony, bo często, jeśli chcieli porozmawiać w ciszy i spokoju, to szli właśnie tam.

- Zaczekaj chwilę - rzekł do Tooru puszczając jego dłoń. Nagle ręką rozgrywającego stała się  chłodniejsza. Jakby czegoś brakowało. Przez te kilka chwil przyzwyczaił się do dotyku przyjaciela.

Nie patrząc, ani nie mówiąc nic więcej, Hajime wyminął szatyna przybliżając się do szepczącego tłumu uczniów. Oikawa z ciekawości odwrócił się w jego stronę. Teraz stali na przeciwko dziesiątkom osób i nie wyglądali oni na fanów siatkówki, którzy chcieli otrzymać autograf.

- Macie jakiś problem, co?! - krzyknął Iwaizumi. Uczniowie od razu ucichli i na nich spojrzeli. - Jeśli macie mu coś do powiedzenia to droga wolna. Powiedźcie to tu i teraz głośno, a nie gadacie za plecami.

Nikt się nie poruszył. Przez opinie, która krążyła po szkole, Iwaizumiego zaczęto uważać za niepoczytalnego i niebezpiecznego. Nikt przecież nie chciał się z nim bić, bo każdy wiedział jak bardzo jest silny.

- Nikt nie ma odwagi?! Jesteście bandą tchórzy! Przestańcie gadać bzdury o moim przyjacielu, bo dowiem się kto to rozpowiada i wtedy będzie miał ze mną do czynienia! Tak go załatwię, że własna matka go nie pozna!

Oikawa nigdy mógł uwierzyć w to co słyszy. Nie pamiętał kiedy ostatnio Hajime stanął w jego obronie.

- Iwa-chan, zostaw ich. Przecież nic się nie stało - powiedział szatyn podchodząc do atakującego.

- Chcesz im odpuścić? - Gwałtownie Hajime odwrócił się w stronę przyjaciela, patrząc na niego z niezrozumieniem.

- Przecież za dwa tygodnie i tak odejdziemy z tej szkoły, więc niech sobie mówią co chcą - Teraz stali na przeciwko siebie patrząc sobie w oczy. Większość osób, wykorzystała tą okazję i po prostu uciekła mając nadzieję, że Iwaizumi nie zacznie znowu im wygrażać. - Ludzie plotkują i zawsze będą to robić. Ja już się do tego prawie przyzwyczaiłem. A ty nie możesz im grozić, bo i tak wiesz jaką masz opinię. Jakby ktoś naskarżył nauczycielowi to miałbyś kłopoty.

Hajime pierwszy odwrócił wzrok, patrząc jak tłum się rozchodzi. W sumie nawet dobrze, że przyjaciel go uspokoił, bo miał rację. Nie może tracić nad sobą panowania przed egzaminami końcowymi.

- Dobrze - przytaknął brunet wbijając wzrok w podłogę. Wyminął Tooru znowu zmierzając w stronę schodów.

Szatyn tym razem dobrowolnie za nim poszedł. Zdał sobie sprawę, że nie tylko jemu jest ciężko, ale również przyjacielowi. Nie tylko jego zachowanie się zmieniło. Hajime też stał się bardziej nerwowy. Postanowił powiedzieć mu prawdę, choć tamten nie będzie zadowolony.

***

Będąc już na dachu usiedli obok siebie opierając się plecami o ścianę budynku. Często tam przychodzili po prostu posiedzieć i zjeść, albo opracować nowy atak lub strategie na mecz. Tam nikt im nie przeszkadzał i mieli święty spokój z wytrącaniem się w ich prywatne rozmowy.

- To jak? Chcesz mi powiedzieć, gdzie cię wcięło? - zaczął spokojnie, choć było widać, że trochę denerwuje się odpowiedzią Oikawy.

- Wiesz, przemyślałem wszystko i doszedłem do wniosku, że będzie lepiej jak powiem ci teraz. W końcu i tak się dowiesz, bo będzie to ciężkie do ukrycia.

Iwaizumi przytaknął. Nie patrzyli się na siebie tylko na wprost, czyli czubki drzew oraz niebo, na którym znajdowało się parę chmur.Było cieplutko, więc nie musieli nawet specjalnie się chować przed delikatnym wiatrem.

- Od początku widziałem, że będę musiał zniknąć na parę dni.

- Ty to nazywasz parę dni? Nie było cię miesiąc - odparł Iwaizumi obejmując kolana ramionami. W tamtej chwili wyglądał jak mały chłopczyk.

- Możesz mi nie przerywać. - Tooru udał, że się oburzył. Uderzył go przy tym lekko w ramię, co było raczej dotknięciem niż uderzeniem. - Może się źle wyraziłem. Wiedziałem jakiś tydzień przed wyjazdem, że mnie nie będzie. Żałuję teraz, że od początku ci nic nie powiedziałem.

- Rozumiem. Musiałeś mieć powód. - Oikawa spojrzał na niego. Nie rozumiał jakim cudem tak długo mógł wytrzymać bez rozmów z przyjacielem.

- To było dla mnie trudne, ale trener doradził mi, abym nikomu z drużyny nie mówił, bo to tylko rozpraszałoby was podczas meczu. - Szatyn znowu zwrócił wzrok przed siebie. Iwaizumi zaś nie poruszył w ogóle. Tylko mrugał, jakby wsłuchiwał się z uwagą w każde słowo Oikawy.

Po jakimś czasie Hajime zawiesił głowę.

- Czyli trener wiedział, że znikniesz?

Rozgrywający przytaknął.

- Tak, musiałem go uprzedzić. Tak samo jak nauczycieli. Zrobiliby za duże zamieszanie jeśli z dnia na dzień nie przyszedłbym na lekcje czy trening.

- Wiesz jak ja się czułem? - Oikawa ponownie spojrzał na twarz przyjaciela. Nie mógł odczytać z niej czy jest bardziej zły czy smutny. - Nic nie powiedziałeś. Martwiłem się.

- Przepraszam - odparł kładąc rękę na ramieniu Iwaizumiego. Nie sądził, że tamten tak bardzo będzie się przejmował. - Nie powiedziałam jeszcze, gdzie byłem i co się u mnie działo. Akurat to, że miesiąc nie miałeś ze mną kontaktu jest najmniejszym problemem.

W tamtym momencie Hajime również odwrócił twarz w jego stronę, przez co ich nosy dzieliło kilkadziesiąt centymetrów. Patrzyli sobie głęboko w oczy, jakby widzieli siebie po raz pierwszy lub ostatni.

- Iwa-chan, ja... - Oikawa musiał odwrócić wzrok, bo pewnie od razu by się rozpłakał. Odsunął się od atakującego, na co tamten się zmieszał, bo dopiero wtedy zdał sobie sprawę jak blisko siebie byli.

- Masz raka i umrzesz? - szepnął brunet i od tego momentu nie spuszczał przyjaciela z oczu. Nie wiedział dlaczego, ale nie mógł się na niego napatrzeć. Wyglądał w tamtym momencie jak najwspanialsza i najładniejsza osoba na świecie. Brakowało mu tylko złotej poświaty.

Ku jego uciesze Tooru zaprzeczył.

- Na szczęście nie jest tak źle. - Przyjaciel zobaczył  cień uśmiechu na jego twarzy. - Ale wesoło też nie jest.

- Czyli nie jesteś śmiertelnie chory?

- Chciałbyś, Iwa-chan. - Oikawa już na niego nie popatrzył. Głos chciał mieć wesoły, ale nie za dobrze mu to wychodziło. Po chwili jego uśmiech też zniknął. - Noszę soczewki. Wiesz o tym, prawda?

Iwaizumi przytaknął. Nie wiedział jeszcze do czego tamten zmierza, ale czuł, że zaraz się wszystkiego dowie. Tego, o czym myślał od miesiąca odkąd jego przyjaciel bez słowa wyjechał.

- Ostatnio nie było ze mną za dobrze. A konkretnie z moimi oczami. Jakieś dwa miesiące temu zrobiłem szczegółowe badania. Nie wyszły one rewelacyjnie. - Głos Tooru zaczął się łamać. Przyciągnął kolana pod brodę i objął je ramionami. Teraz siedząc obok siebie wyglądali nie jak licealiści kończący szkołę, ale mali i smutni chłopcy. - I od tego momentu pogorszyło się moje samopoczucie. Byłem blady i słaby, ale ukrywałem to przed tobą, abyś się nie martwił. Ale widzieli to moi rodzice i postanowili, abym wyjechał do specjalistycznej kliniki w Tokio.

Hajime wstrzymał oddech. Przeczuwał, że w klinice nie wszystko poszło tak, jak wyobrażał sobie Oikawa.

- Iwa-chan, ja... - Głos rozgrywającego drżał, a do oczu zaczęły napływać łzy. Nie mógł dłużej ukrywać swoich emocji, bo już i tak prawie oszalał z bezsilności. - Lekarze nie dają mi żadnych szans - powiedział cicho, jakby każdy jego kolejny oddech miał być ostatnim. - Ja oślepnę. Nawet teraz pomimo specjalnych soczewek widzę rozmarynu obraz. Lekarze mówią, że to kwestia dni, kiedy przestanę widzieć. - Tooru przestał ukrywać się w końcu pod maską uśmiechu. Rozpłakał się jak nigdy dotąd, a szloch dało się słyszeć na całym dachu. Jego ramiona drżały, a łzy spływały po policzkach i opadały na spodnie i koszulę.

Hajime od początku wiedział, co ma zrobić. I nie wstydził się tego. Przysunął się do szatyna, po czym objął go ramieniem i przyciągnął do siebie. Nie musiał nawet długo czekać na reakcję Oikawy, bo tamten od razu objął go w pasie, a głowę położył na jego klatce piersiowej. Szlochał coraz głośniej, a łzy wsiąkły w koszule atakującego. Brunet jedną ręką głaskał go po plecach, zaś drugą położył mu na włosach. Wplątał palce w jego miękkie kosmyki. Nawet nie sądził, że są one takie przyjemne w dotyku. Przeszło mu przez myśl, że mógłby tak go obejmować już do końca dnia, tygodnia, a może nawet życia.

Przyjaciel go potrzebował, a on nie wiedział jak mu pomóc. Poza tym, coraz trudniej było mu myśleć o nim jak o przyjacielu. Kiedy tylko przywoływał sobie w głowie jego uśmiechniętą twarzy, głos albo kiedy mówił "Iwa-chan" czy piękną, wysportowaną sylwetkę, robiło mi się ciepło na sercu, jakby wszystkie problemu zniknęły. Nigdy czegoś takiego nie czuł, a nie chciał dopuścić do siebie tego, że może to być miłość.

- To dlatego musiałeś zrezygnować z gry? To przez to jesteś taki smutny? - Tylko tyle udało mu się powiedzieć w miarę normalnym głosem. Gdyby chciał dodać coś więcej, pewnie też by się rozkleił, a nie chciał tego. Musiał być dla niego silny.

Oikawa przez chwilę nie odpowiadał, tylko wdychał cudowny zapach Hajime. To dawało mu poczucie bezpieczeństwa, bo perfum atakujący nie zmieniał od gimnazjum. Jednak musiał w końcu odpowiedzieć. Serce biło mu szybciej, bo o takiej chwili nie marzył nawet w snach. Iwaizumi nie wyśmiał go, ale przyciągnął do siebie i przytulił. To było najwspanialsze co spotkało go w życiu. 

- Gra jest całym moim życiem i nie wyobrażam sobie, abym mógł przestać być rozgrywającym. - Minimalnie odsunął się od bruneta, aby spojrzeć mu w oczy, nie puszczając go przy tym w pasie. - Ale to nic przy tym, że już do końca życia nie zobaczę ciebie, Iwa-chan. Nie mogę nawet myśleć o tym, że za kilka lat zapomnę jak wyglądasz.

Hajime już sam nie wiedział co czuję. Instynktownie ponownie przysunął go do siebie, aby tamten nie czuł się samotny i smutny. Chciał zabrać jego cierpienie, choć wiedział, że to niemożliwe.

- Będzie dobrze - szepnął tylko do ucha, lecz sam do końca nie wierzył w swoje słowa.


Jest to rozdział, który dosyć dużo wyjaśnia. Co o nim sądzicie? Osobiście podczas pisania było mi strasznie smutno, ale muszę być silna, aby napisać opowiadanie do końca (╥_╥) Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną aż do epilogu...


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro