~Rozdział XV~
Był piękny poranek, to znaczy jedenasta rano, ale dla Iwaizumiego to nie miało większego znaczenia. Rolety w jego pokoju były zasłonięte, a on sam spał jeszcze w łóżku niczym się, jak na razie, nie przejmując, nie licząc nieobecności przyjaciela.
Wczoraj wrócił do domu przed północą. Nogi bolały go strasznie, ale przynajmniej mógł dziś bez wyrzutów sumienia opuścić trening nóg. Mama oczywiście czekała na niego w kuchni. Nie chodziło o samą troskę o syna, bo był prawie dorosły, lecz bardziej o to, żeby zdał relację z jego wspólnej nauki u Yoko. Nadal miała nadzieję, że coś wyjdzie z ich spotkań, ale ona i on wiedzieli, że na przyjaźni się skończy. On, ponieważ widział w niej siostrę, a ona, bo widziała jego raczej u boku Oikawy.
Hajime nic nie wspomniał o tym, że był te parę kilometrów od domu, a u Yoko wcale tak długo nie siedział. Na szczęście jego przyjaciółka postanowiła dać mu alibi, aby mama bruneta się o niego nie martwiła. Powiedziała więc jej przez telefon, że Iwaizumi był bez przerwy u niej i pomagał jej w chemii.
Kiedy tylko wrócił do pokoju, zrzucił ubrania i w samych bokserkach położył się spać.
Obecnie był już dosyć późny poranek, ale on nie miał zamiaru wstawać. Wyłączył budzik, który miał nastawiony na szóstą, bo zawsze o tej biega, i postanowił dzisiejszego dnia się porządnie wyspać. Jak na razie całkiem nieźle mu szło, bo nawet Tooru mu się nie śnił, co było drobnym postępem.
Zwinął się w kłębek, ciaśniej owijając się kołdrą. Jak dobrze, że ma dziś wolny dzień i nie musi iść na trening. Nie mógłby oglądać kogokolwiek z Aoba johsai. Było mu tak cieplutko i miło, że kiedy przebudził się na chwilę, aby sprawdzić godzinę przeszło mu przez myśl, że mógłby tak spędzić całe swoje życie.
Znowu wsunął nos pod kołdrę, kiedy usłyszał pukanie do drzwi. A przecież mówił wczoraj mamie, że jak zechce zejść na śniadanie to sam zejdzie!
Nic nie powiedział mając nadzieję, że tamta osoba za drzwiami sobie pójdzie, ale żył w błędzie, ponieważ kilka sekund później usłyszał dźwięk otwieranych drzwi.
- Hajime, śpisz? - Do jego uszu doszedł głos rodzicielki, więc zakrył sobie głowę kołdrą. Marzył tylko, aby zniknąć.
- Tak - powiedział cicho spod nakrycia.
- Do dobrze, bo przyszedł do ciebie kolega - odpowiedziała radośnie. - Ma jakąś ważną sprawę do ciebie.
Kolega? Jaki kolega? - zastanowił się przez chwilę brunet.
- Wejdź, Hajime nie śpi, tylko udaje - odparła wesoło do tamtej osoby.
Usłyszał, że drzwi do pokoju otwierają się jeszcze szerzej. Wyjrzał więc ze swojej kryjówki. Teraz spod kołdry wystawały mu tylko włosy, oczy oraz nos.
Serce zaczęło mu bić szybciej. A jeśli to Oikawa wrócił? Pewnie do niego przyszedł, aby mu wyjaśnić, gdzie się podziewał te parę dni. To na pewno on, przecież nikt inny do niego nie przychodzi.
Jego mama zniknęła w korytarzu, a na jej miejscu stanął wysoki chłopak. Na początku nie spojrzał na jego twarz, bo musiałby za bardzo podnieść wzrok. Był ubrany w jeansy, do kieszeni których miał włożone dłonie. Na pewno miał szczupłą sylwetkę, ale był lekko umięśniony, co Iwaizumi zobaczył po jego czarnej opiętej koszulce.
Czyżby to był Tooru? Spojrzał na twarz z nadzieją.
- Iwa-chan, ty jeszcze w łóżku? - zapytał tamten zamykając za sobą drzwi.
- Dlaczego muszę na ciebie patrzeć od samego rana - rzekł Hajime odwracając się do niego plecami. - I nie mów do mnie Iwa-chan, Matsukawa.
- Co tak nieuprzejmie? Wiem, że tylko twój chłopak może tak do ciebie mówić, ale...
- ZAMKNIJ RYJ! - krzyknął atakujący zrywając się z pozycji leżącej.
Issej od razu zamilkł nagłą reakcji kolegi z drużyny. Wiedział, że to dla niego drażliwy temat, ale wolał nic nie dodawać, bo obawiał się, że tamten rzuci się na niego z pięściami. Choć dopiero co się obudził wyglądał na bardzo ożywionego. Miał szeroko otworzone oczy, zaciśnięte zęby, a jego klatka piersiowa szybko się unosiła i opadała.
Mattsun musiał wyglądać na wystraszonego, bo Hajime dosyć szybko się uspokoił. Odkaszlnął parę razy, po czym odwrócił wzrok od kolegi.
- Możesz być na chwilę poważny? - odparł już spokojniej, ale nadal Issej nie miał zamiaru do niego podchodzić. - Po coś przylazł? Masz dzień wolny. Rób co chcesz.
- Ja właśnie w tej sprawie - rzekł bujając się przy tym w przód i tył jakby recytował wierszyk w przedszkolu. Przez to Iwaizumi znowu na niego popatrzył. Tym raczej jednak bez morderczego wzroku. Raczej z politowaniem. - Razem z resztą drużyny pomyśleliśmy, że może wyskoczylibyśmy gdzieś wspólnie? No wiesz do jakiegoś baru na sushi czy coś?
- Tylko tyle chciałeś mi powiedzieć? - zapytał znudzony. - Jeśli tak to spadaj. Chcę spać.
Po tych słowach znowu miał zamiar się położyć, kiedy ponownie odezwał się jego znajomy z drużyny.
- Masz zamiar cały dzień przeleżeć w łóżku? - rzekł z wyrzutem. Brunet miał odpowiedzieć, że tak, ale tamten nie dał mu dojść do słowa. - Wiemy, że Oikawa gdzieś zniknął i za nim tęsknisz, ale nam też go brakuje. Może ja czegoś nie rozumiem, bo poznałem go dopiero w liceum, a ty, Kindaichi i Kunimi znacie go od gimnazjum, ale oni nie zamykają się w pokoju i nie odwalają takich akcji na meczu jak ty wczoraj. - Hajime znowu miał mu coś krzyknąć, ale Matsukawa znowu go ubiegł. - Wiemy, że ci ciężko, że musiałeś go zastępować jako kapitana, bo przecież nikt go nie zastąpi, ale... - Issei wziął głęboki wdech. - Wierzymy, że wkrótce wróci i znowu zagramy z nim nie jeden mecz. Więc wyskakuj z łóżka i chodź z nami coś zjeść.
Iwaizumiego zatkało. I to dosłownie, bo nie mógł wydusić z siebie ani słowa. Patrzył na niego szeroko otworzonymi oczami zastanawiając się, czy kiedykolwiek powiedział coś tak mądrego i mającego sens. A najgorsze było to, że miał rację. Zdał sobie sprawę, że myślał przez ten cały czas tylko o sobie, a przecież inni też go znali i lubili.
Westchnął.
- Okej, ale tylko na chwilę.
Mattsun zaczął bić brawo jak mała dziewczynka. Cieszył się, że dzięki tej głupiej pogadance zdołał go wyciągnąć z domu. W sumie mogli iść bez niego, ale ktoś przecież za to jedzenie musi zapłacić, a że on ma najlepiej gadane to zgłosił się na ochotnika, aby po niego pójść. Poza tym założył się z Makkim, bo tamten uważał, że mu się nie uda. Haha, i kto się teraz śmieje. Dzięki temu Hanamaki będzie odrabiał jego pracę domową przez tydzień.
- To szybko, bo reszta drużyny czeka - odparł wesoło. Wtedy spojrzał na ubrania leżące na podłodze ubrania atakującego. - Ale masz tu burdel. Sam nie wiem czy masz burdel w pokoju czy pokój w burdelu.
Hajime zgromił go wzrokiem, po czym wyszedł spod kołdry. Miał na sobie tylko granatowe bokserki, które ledwo trzymały się na jego tyłka, a włosy miał potargane jeszcze bardziej niż zwykle.
- Uważaj, bo zaraz mogę mieć dodatkowo zwłoki w piwnicy.
Mówiąc to wyminął go, po czym wyszedł z pokoju i skierował się w stronę łazienki. Musiał się mniej więcej ogarnąć, bo tak na pewno nigdzie nie wyjdzie.
***
Na chwili się nie skończyło. Iwaizumi z kolegami poszli na sushi, gdzie spędzili na rozmowie i śmianiu się ze wszystkiego jakieś dwie godziny. Nie pamiętał, kiedy ostatnio bawił się tak dobrze, więc jednak cieszył się, że Mattsun po niego przyszedł.
Z racji tego, że nie mieli na sobie szkolnych mundurków i wyglądali na nieco starszych niż rzeczywiście są, zamówili sobie też piwo i nieco sake. Pierwszy odpadł Yahaba, który zaczął płakać, że on chciałby zostać kapitanem, bo wszystkie laski byłyby jego. Reszta trzymała się nieco lepiej.
Nie obyło się również bez snucia teorii o tym, gdzie podziewa się ich kapitan. A po alkoholu wiadomo, że do głowy przychodzą najlepsze pomysły. Oczywiście najwięcej głosów zdobył pomysł, że przeszedł nareszcie do Shiratorizawy. Na drugim miejscu, że porwali go kosmici, ale Hajime zaraz wyprowadził ich z błędu.
- Przecież pojechał gdzieś z rodzicami. Jego sąsiad sam mi o tym powiedział - rzekł głośno atakujący już lekko wstawiony.
- Tak? A może jego rodzice to kosmici? Pomyślałeś o tym? - Matsukawa nie dawał za wygraną.
- Dajcie spokój. Nie ma kosmitów - skończył dyskusję Kunimi, który jako jedyny niczego nie pił.
- Dobra, no to zostaje Shiratorizawa - Issei wzruszył ramionami.
- Albo upadł i sobie głupi ryj rozwalił - dodał Hanamaki ledwo dopijając połowę piwa. Bezalkoholowego. Na jego słowa wszyscy na niego spojrzeli. - No co? Upadł i pojechał zrobić sobie operację plastyczną.
- Jego sąsiad twierdził, że z jego twarzą wszystko w porządku. Tylko jakiś smutny był - odparł zamyślony Iwaizumi.
- Kto? Sąsiad? - zapytał Kindaichi.
- Nie, Oikawa.
- A może szatan go opętał i pojechali na egzorcyzmy - ponownie rzekł Hanamaki.
Matsukawa zaczął klaskać, po czym pochylił się nad stolikiem.
- I to jest bardzo prawdopodobne i nie udawajcie, że nie. Szatan go opętał, a żeby nie robić zamieszania, rodzice zawieźli go do egzorcysty.
Hajime uderzył go w tył przez co czołem Issei uderzył w blat.
- To jest tak idiotyczne, że aż mi ciebie szkoda - mówił powoli brunet, bo wypił chyba najwięcej z nich wszystkich i zaczął plątać mu się język. - To ciebie powinni wysłać na egzorcyzmy.
- Znalazł się, Romeo - Matsukawa rozmasowywał obolałe czoło. - Mógłbyś się w końcu przyznać, że ci się Tooru podoba.
Iwaizumi prychnął.
- Wiesz co, nie będę ci niczego udowadniał. To sprawa między mną a Oikawą.
- Czyli nie wypierasz się, że ci się podoba? - drażnił go znajomy mający nadzieję, że powie coś więcej.
Hajime nie wytrzymał. Podniósł wyżej głowę, po czym odrzekł głośno patrząc na Mattsuna:
- Kocham mojego kapitana i gdyby nie Tooru to już dawno odszedłbym z tej gównianej drużyny. Podoba mi się i cholernie za nim tęsknię. Najchętniej rzuciłbym wszystko i pojechał go szukać. - Po tych słowach położył głowę na stoliku i zaczął cicho łkać.
Wszyscy byli zbyt pijani, aby zapamiętać te słowa. Może oprócz Kunimiego, ale on od dawna to wiedział, więc nie był zaskoczony tym wyznaniem. Każdy z nich o tym zapomni, nawet sam Iwa-chan, ale nie zapomni tego telefon Hamanakiego, który to wszystko nagrał i zapisał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro