Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~Rozdział XIV~

Iwaizumi nie tracił czasu tylko od razu, kiedy wyszedł od Yoko, zaczął zmierzać w stronę domu Oikawy. Był to spory kawał drogi, ale dla niego to było nawet lepiej. Oczywiście, mógł się przejść na przystanek i podjechać autobusem, ale nie mógłby w takiej chwili wysiedzieć w miejscu. Poza tym, jeśli się nie mylił, najbliższy autobus miałby dopiero za godzinę.

Był już późny wieczór, ale Hajime nadal miał w sobie dużo energii. Dodatkowo był to długi i ciężki dzień dla niego. Zaczęło się od tej beznadziejnej bezsenności, podczas której myślał o swoim przyjacielu, potem dowiedział się, że go wcale nie będzie na meczu, a trenerzy nie chcieli mu powiedzieć, gdzie jest. Następnie to całe przeklęte spotkanie z Nekomą, z którym nie dał sobie rady. Jakby tego było mało ta paczka od Tooru... Ciekawe, kiedy skończy mu się cierpliwość i brunet po prostu oszaleje.

Szedł wprost przed siebie. Latarnie oświetlały chodnik, po którym szedł oraz szos, po której nie jechał nawet jeden samochód. Nie było bardzo późno, ale mieszkali na obrzeżach miasta, więc mieszkało tu mniej ludzi niż w centrum. Zrobiło się też chłodniej, więc chłopak ucieszył się, że jednak wziął ze sobą kurtkę, którą otrzymał w paczce.

Dopiero będąc coraz bliżej jego domu zdał sobie sprawę, że może tak nieładnie jest przychodzić z wizytą o takiej porze. Mógł pójść do niego z rana, bo dostał po meczu dzień wolny od trenera tak samo jak reszta drużyny, ale przeczuwał, że i tak nie mógłby zasnąć i już lepszym pomysłem było nawet to, aby przesiedział na chodniku przed jego domem całą noc. Mógłby zostać wzięty za złodzieja lub jakiegoś bezdomnego, ale jemu tego dnia - lub nocy - było wszystko jedno.

Po godzinie marszu dotarł na miejsce. Nawet teraz, kiedy dom stał w ciemności, a tylko z przodu uliczne latanie rzucały na niego swój blask, rozpoznał go od razu. Dosyć duży, bo jego przyjaciel do biednych nie należał. Białe ściany oraz ogród pełen kolorowych kwiatów. Pamiętał też, że z okna pokoju szatyna był przepiękny widok na kwitnącą wiśnie.

Był w nim wiele razy. Pierwszy raz chyba będąc w przedszkolu, kiedy to mama Oikawy, wiecznie uśmiechnięta szatynka z oczami jak u jej syna, odebrała go razem z Tooru, bo jego własna rodzicielka musiała gdzieś pilnie wyjechać. Początkowo było mu smutno, ale widok roześmianego szatyna z powodu tego, że jego przyjaciel zostanie u niego na dłużej, pozwoliło mu zapomnieć o mamie i cieszyć się zabawą.

Wiele razy u niego nocował, ale w większości przypadków była to wina kapitana Aoba johsai. Przypomniał sobie od razu jedną taką sytuację. Oikawa w drugiej gimnazjum upił się tak bardzo, że nie był w stanie samodzielnie dotrzeć do własnego domu. Zapomniał adresu, a poza tym wymiotował jak kot na każdym rogu ulicy. Iwaizumi, jako jego najlepszy przyjaciel odprowadził go pod same drzwi, choć raczej mógłby użyć określenia, przyniósł. Niósł go na barana dobre parę kilometrów, przez co potem bolały go plecy oraz nogi, ale wbrew pozorom nie żałował, że mu pomógł. Czuł, że jeśli role by się odwróciło, tamten postąpiłby tak samo.

Wyrywając się z rozmyśleń podszedł do furtki. Pchnął ją lekko, a ona bez problemu ustąpiła. Wszedł na chodnik, który prowadził do drzwi wejściowych. Rozejrzał się i od razu coś go tchnęło. Coś mu tu nie pasowało.

W oknach panowała ciemność, czyli nikogo nie było. Gdyby nie firanki w oknach i czysty wypielęgnowany ogród pomyślałby, że ten dom jest opuszczony i nikt od dawna w nim nie mieszkał.

Nie chciał być wścibski i skradać się na tyły domu, bo może tam, w którymś pokoju lub na piętrze, było włączone światło.

Z nadzieją podszedł do drzwi i nacisnął dzwonek.

A jeśli ktoś ktoś mu otworzy? Gdyby była to mama szatyna to jeszcze nie byłoby źle. Mógłby po prostu powiedzieć jak za każdym razem: "Dobry wieczór. Przepraszam, że tak późno, ale zastałem Tooru?" Gorzej, jeśli otworzy mu sam zainteresowany. Nie wie, jak miałby zareagować. Nakrzyczeć na niego? Przytulić i powiedzieć, że cieszy się, że go widzi?  Obie opcje byłyby przesadą. Musi znaleźć jakiś złoty środek. A jakby tak najpierw wyrazić szczerze, że martwił się o niego, a następnie mu przywalić i rzec, że jest kretynem? W sumie nie byłoby to takie złe.

Jednak nikt nie otworzył.

Ze zwątpieniem nacisnął dzwonek jeszcze raz.

I kolejny.

Cisza, czyli nikogo nie zastał w domu, albo po prostu nie chce mu otworzyć.

- Tooru - powiedział drżącym głosem wpatrując się w drzwi. - Jeśli jesteś to otwórz. Chciałem tylko porozmawiać.

- Możesz wracać do domu, bo go nie ma - usłyszał niespodziewanie nieznajomy głos, który dobiegał z jego lewej strony.

Odwrócił  głowę. Za ogrodzeniem, które oddzielało posesję Oikawy od innej posesji, stał mężczyzna w średnim wieku ubrany w garnitur. Pewnie jego sąsiad, który dopiero teraz wrócił z pracy. Przyglądał się Iwaizumiemu z zainteresowaniem.

- Słucham? - zapytał Hajime upewniając się, czy te słowa na pewni były skierowane go niego.

- Nie ma nikogo w domu, więc możesz wracać do siebie. Już i tak jest późno - powtórzył tamten od niechcenia.

- Skąd pan wie? - rzekł może niezbyt uprzejmie, ale ta sytuacja zaczęła robić się coraz bardziej dziwna.

Mężczyzna westchnął ze zmęczeniem pewnie myśląc, po co w ogóle wdawał się w tą dyskusją. A mógł już być w domu i oglądać telewizje.

- Z tego co usłyszałem to przyszedłeś do Tooru, prawda? - Brunet przytaknął. - Nie zastaniesz jego ani jego rodziców przez jakiś czas. Kiedy jechałem dziś z samego rana do pracy, o tam mniej więcej szóstej, widziałem jak wychodzą z domu i wsiadają do samochodu. Pani Oikawa bardzo dba o kwiaty, które ma w domu, więc poprosiła mnie, abym od czasu do czasu do nich wpadał i je popodlewał. Zostawiła mi klucze do drzwi i powiedziała, że przez jakiś czas ich nie będzie, bo muszą pilnie wyjechać. Dlatego nie czekaj nadaremnie, bo to i tak niczego nie zmieni.

Facet w garniturze już miał się odwrócić i odejść, kiedy usłyszał niepewny głos chłopaka.

- A Tooru... Jak wyglądał? Z nim wszystko było w porządku? Widział go pan w końcu.

Tamten spojrzał na Hajime jak na nienormalnego, więc dodał:

- Bo wie pan... Jest moim przyjacielem, ale ostatnio się do mnie nie odzywał i trochę się martwię.

Mężczyzna przyjrzał mu się z politowaniem.

- Jeśli się o niego martwisz to do niego zadzwoń. Masz w końcu do niego numer.

Zrobił parę kroków w stronę drzwi wejściowych, ale Iwaizumi znowu do niego zagadnął przybliżając się do ogrodzenia:

- Nie odbiera. Proszę tylko mi to powiedzieć. O nic więcej nie proszę.

Facet pokręcił głową, po czym odwrócił się w stronę chłopaka. Zrobiło mu się go trochę szkoda, więc postanowił mu pomóc.

- Dobrze, więc Tooru wyszedł z domu smutny - odpowiedział przypominając sobie wydarzenia z dzisiejszego ranka. - Tak, to chyba dobre określenie, bo zawsze wybiegał z niego szczęśliwy jakby otrzymał nagrodę dla najlepszego rozgrywającego. Ubrany był normalnie. Jakieś jeansy, bluza, na to jakaś kurtka. Nic nadzwyczajnego. Ciągnął za sobą walizkę, którą następnie wsadził do bagażnika samochodu. Usiadł na tylnym siedzeniu, po czym wyjął telefon i coś na nim oglądał. I to by było na tyle. - Wzruszył ramionami. - Po kilku minutach wyszli jego rodzice, też z walizkami. Jego matka dała mi klucz, abym podlewał te rośliny, wsiedli w samochód i odjechali.

Iwaizumi intensywnie myślał. Oikawa odjechał nie wiadomo gdzie i nawet się nie pożegnał. Nie powiedział nic. Mógł chociaż napisać, kiedy wróci.

- Mogę cię tylko pocieszyć tym, że nie wyjechali na zawsze.  - Mężczyzna silił się na uśmiech. - Gdyby tak było to ta kobieta nie zastawiłaby mi kluczy, a firma przeprowadzkowa już rano zabrałaby ich rzeczy. Nie martw się. Kiedy wrócą to sobie z nim pogadasz. - Tamten odwrócił się, po czym podszedł do drzwi, by następnie wyjąć z kieszeni marynarki pęk kluczy.  - No chyba, że wrócą bez niego - powiedział bardziej do siebie niż do bruneta, ale ten i tak to usłyszał.

Hajime już dłużej go nie słuchał. Również odwrócił się na pięcie, po czym zaczął iść w stronę furtki, przez którą jeszcze kilka chwil wcześniej wszedł z nadzieją na szczerą rozmowę z przyjacielem. Teraz to kroczył jednocześnie wkurzony i smutny.

Co tu się w ogóle wyrabia? Oprócz Yoko to nawet nie ma z kim o tym porozmawiać. Przydałaby mu się jakaś męska rozmowa, ale w jego drużynie są same niedorozwoje. Chciałby pogadać z Oikawą, ale oczywiście nie ma go, bo to przez niech zabrało mu się na zwierzenia.

Kopnął najbliższy kamyk leżący na chodniku, po czym otarł rękawem spływające po jego policzku łzy i przełknął gulę, która utkwiła mu w gardle.

Dlaczego, do jasnej cholery, płaczę? - Nie potrafił sobie odpowiedzieć na to pytanie, ale ostatecznie zdecydował, że do domu również wróci piechotą. Ma nadzieję, że przez tą godzinę skończą mu się łzy i zdąży się ogarnąć, bo nie chciałby aby mama widziała go w takim stanie.

Wiem, że w tych rozdziałach dużo się nie dzieje, ale nie spodziewajcie się jakiś pościgów i wybuchów. Będzie to spokojne opowiadanie. Nie wiem czy wam się ono podoba i czy dobrze opisuje tu uczucia Iwaizumiego, ale staram się. Uczucia będą tu stanowił główną rolę, więc mam nadzieję, że wyrazicie swoją obiektywną ocenę. Jeśli coś nie przypadło wam do gustu to szczerze mi napiszcie. To bardzo pomoże mi pisać dalsze rozdziały :-)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro