~Rozdział XIII~
Kiedy tylko się uspokoił wstał z podłogi. Nie mógł siedzieć w domu tak bezczynnie i samotnie, bo pewnie by oszalał. Wziął kurtkę z krzesła, po czym nadal trzymając w dłoni list, wyszedł na zewnątrz zamykając za sobą drzwi.
W między czasie, kiedy tylko dotarł do jedynego miejsca, w którym mógł z kimś spokojnie porozmawiać i się wyżalić, czyli domu Yoko, wymyślił kilkadziesiąt powodów, dokąd udał się Oikawa i dlaczego. Na samym końcu nawet przyszło mu do głowy, że porwali go kosmici, ale szybko wyrzucił to z umysłu. Co jak co, ale w takim przypadku żadnej kartki by nie zostawił.
Będąc już przed drzwiami jej domu, zapukał. Prawie od razu Yoko je otworzyła lekko zaskoczona jego obecnością.
- O Hajime, cieszę się, że cię widzę. Jak tam mecz? - Była uśmiechnięta jak zawsze, kiedy go widziała. Niestety, kiedy tylko go zobaczyła w tamtym momencie, mina jej zrzedła. Był przeraźliwie blady, a włosy miał rozczochrane. - Musiało być ciężko. Nie obraź się, ale wyglądasz okropnie.
- Wiem jak wyglądam - odparł bez humoru. - Mogę wejść?
- Jasne, rozgość się. - Yoko mówiąc to otworzyła przed nim drzwi, po czym odsunęła się, aby mógł wejść do środka.
Iwaizumi bez słowa wyminął ją, po czym skierował się w stronę schodów. Ona zamknęła je za nim, by następnie ruszyć jego śladem. Sama nie wiedziała, co o tej sytuacji myśleć. Brunet szedł prostu do jej pokoju, co oznaczało, że musiał być bardzo zdesperowany i chciał porozmawiać na osobności. W jej domu i tak nikogo nie było, więc na spokojnie mogli porozmawiać w salonie, ale czuła, że jeśli on woli rozmawiać w jej pokoju to ona nie będzie się temu przeciwstawiała.
Atakujący Aoba johsai był już kilkadziesiąt razy w jej domu, więc doskonale wiedział, gdzie się udać. Wszedł po schodach i bez namysłu podszedł do najbliższych drzwi. Otworzył je bez pytania, po czym wszedł do środka. Yoko nie była na niego zła. Polubiła go i nawet zaczęła traktować jak brata. Nie miała bałaganu w pokoju, więc spokojnie mógł tam wejść.
On od razu usiadł na łóżku, a szatynka, zamykając za nim kolejne drzwi, usiadła obok niego.
- Jak tam mecz? - zapytała ponownie, choć było to ryzykowne. Nie wiedziała, dlaczego jest taki smutny i jeśli to przez to spotkanie z Nekomą to jeszcze bardziej pogorszy jego stan.
Wzruszył ramionami.
- W sumie spoko - rzucił wpatrując się w podłogę.
- Wygraliście? - Uśmiechnęła się lekko mając nadzieję na dobre wiadomości.
- Nie, przegraliśmy, a mnie trener zdjął z boiska - odparł bezbarwnym tonem, jakby mówił o tym co jadł na śniadanie.
- Oh, to przykro mi. - Dotknęła jego ramienia, aby dodać mu otuchy. Przynajmniej wie, dlaczego tak się zachowuje. Dla Hajime siatkówka jest bardzo ważna, więc co się dziwić, że wygląda na załamanego.
- Nie musi być ci przykro. Mi jest już wszystko jedno.
Yoko westchnęła. Musi być tak wyczerpany psychicznie, że będzie dochodził do siebie pewnie przez kilka dni. Ale zapewne za jakiś czas mu przejdzie i znowu z zapałem będzie szedł na każdy trening.
- Nie przejmuj się, każdemu to mogło się zdarzyć. Miałeś po prostu słabszy dzień. - Uśmiechnęła się, aby dodać mu otuchy. - A co tam u twojego przyjaciela? W końcu jest kapitanem, więc pewnie teraz nie daje ci żyć za tą twoją grę.
Próbowała tym rozładować napięcie, bo zawsze jak wspominała o Oikawie, to Iwaizumi jakby się bardziej ożywiał - zaczynał o nim opowiadać, nawet nieświadomie, co bardzo ją cieszyło, bo jakby okazało się, że zaczęli ze sobą się spotykać, to ona już zaczynałaby myśleć o ich przyszłym ślubie.
Niestety, tym razem po tym pytaniu zapadła dołująca cisza. Już nawet nie próbowała się odzywać, bo bała się, że Hajime zacznie na nią krzyczeć. Patrzyła na jego twarz, którą zaczął obracać w jej kierunku. Był jeszcze bledszy, a oczy zaczęły być czerwone, a usta suche. Nie płakał, ale widać było, że od tego dzieliły go sekundy.
Nagle sobie to uświadomiła - czyli to nie o mecz mu chodziło tylko o jego.
- Tooru - powiedziała cicho. - Coś mu się stało?
Brunet zamrugał kilkakrotnie.
- Nie ma go - odpowiedział ledwo słyszalnym szeptem.
Jej serce zaczęło bić szybciej.
- Jak to go nie ma?
- Ostatnio widziałem go dwa dni temu po treningu. - Hajime znowu zbił wzrok w podłogę. - Pamiętasz jak uczyliśmy się wtedy wieczorem z chemii? - Yoko przytaknęła. - Próbowałem do niego zadzwonić, ale już nie odbierał. Następnego dnia nie przyszedł już do szkoły, ani na trening. Zezłościłem się, bo myślałem, że sobie ze mnie jaja robi. On zawsze był takim kretynem - głos na chwilę mu się załamał. Straszne było to, że zaczął o nim mówić w czasie przeszłym, tak jakby przeczuwał, że już nigdy go nie zobaczy. Chłopak kilka razy odetchną, po czym wrócił do mówienia. - A najgorsze jest to, że nie było go na meczu. Na meczu! Przecież on jest kapitanem. A jeszcze gorsze jest to, że trenerzy wiedzą gdzie on jest. Powiedział trenerom, a mi nie!
W tym momencie wyglądał na skraju załamania. Chciała go jakoś pocieszyć, lecz wiedziała, że najlepszym pocieszeniem dla niego byłoby to, jakby Oikawa znowu się do niego odezwał.
- I jeszcze to - odrzekł pokazując kurtkę, którą bez przerwy trzymał z dłoni. Do tej pory nawet nie zwróciła na nią uwagi.
- Kurtka? A co z nią? - zapytała nie wiedząc o co chodzi, ale skoro brunet tak mocno ją ściska to musiała być ważna.
- Tooru... - Iwaizumi prawie nigdy nie powiedział o nim po imieniu. Musi być naprawdę zdruzgotany jego zniknięciem. - Pożyczył tą kurtkę ode mnie, kiedy wracaliśmy z kina. - Chłopak znowu spojrzał w jej oczy, które nadal były tak samo zaczerwienione jak wcześniej. - Specjalnie nie przyszłaś i podstawiłaś jego, zgadza się?
Yoko odchrząknęła. Nie trzeba było być geniuszem, aby na to wpaść, więc spodziewała się, że on się tego domyśli. Nie wiedziała tylko jak zareaguje.
- Hmm... Tak, to mój pomysł, ale chciałam was pogodzić. Nie bądź zły, chciałam dobrze.
- Nie jestem zły. - Uśmiechnął się blado. - Dziękuję. - Dziewczyna szeroko otworzyła oczy. Spodziewała się wszystkiego, ale nie tego, że jej podziękuje. - Dziękuję, że dzięki tobie mogłem z nim spędzić choć ten jeden dzień. Niby widzimy się codziennie, ale to co innego. Niestety musieliśmy spotkać Hanamakiego i Matsukawę.
Nie chciała dopytywać kim oni są, ale już nie pałała do nich sympatią. Po jego wypowiedzi wywnioskowała, że zniszczyli oni randkę jej ukochanej dwójki.
- Nie ma za co. Jeśli się zjawi, to mogę znowu wam załatwić jakieś spotkanie.
Uśmiech zniknął z jego twarzy.
- Masz rację - jeśli się pojawi. - Hajime przeczesał włosy, po czym podał jej zgiętą kartkę papieru. - Przeczytaj - rozkazał.
Yoko posłusznie wzięła pomiętą kartkę, którą jeszcze niedawno jej kolega trzymał w dłoni.
Zaczęła powoli czytać to, co było na niej napisane. Chłonęła każde słowo, aby móc zrozumieć. Potem przeczytała kolejny raz i kolejny.
Niby wszystko było zrozumiałe, ale z drugiej strony było tu ukrytych tyle pytać i niedomówień, że głowa mała.
Co takiego Tooru chciał mu powiedzieć i dlaczego w ogóle zniknął tak z dnia na dzień?
Dlaczego niby jego zdaniem, Hajime się z nim męczy?
Dlaczego myśli, że jego przyjaciel będzie bez niego szczęśliwszy?
I co najbardziej ją zastanawiało - dlaczego określa siebie jako "zwykłego znajomego"?
Po jakimś czasie oddała mu kartkę, którą on następnie złożył na pół i włożył do kieszeni spodni. Bardzo to dziwne i tajemnicze. Nie znała jego tak długo osobiście jakby tego chciała, bo może wtedy lepiej mogła zrozumieć jego postępowanie, ale czuła, że to nie jest w jego stylu. Iwaizumi dużo jej o nim opowiadał, więc czasami wydawało jej się, że zna go od dawna.
- Ty również nic z tego nie rozumiesz, prawda? - Kiedy Yoko pokręciła głową, on westchnął z bólem. - Może on na serio miał mnie już dosyć i zmienił szkołę? Tylko dlaczego akurat teraz? Przecież za parę miesięcy i tak jest zakończenie roku, a do tego meczu przygotowywaliśmy się już od dłuższego czasu. - Chłopak zacisnął dłonie w pięści tak mocno, że pobielały mu knykcie. - Nekoma nas po prostu zmiażdżyła. Ich uczniowie, którzy siedzieli na trybunach nas zwyczajnie wyśmiali.
Dziewczyna słuchała tego z zapartym tchem. To naprawdę musiało być dla niego okropne przeżycie. Ona na jego miejscu już dawno by się rozpłakała. On jednak wolał ten cały żal ukrywać w sobie.
- Ale jeśli nie było Tooru, to kto został kapitanem podczas tego meczu?
Brunet znowu na nią spojrzał. Po jego policzku popłynęła jedna łza, której on nie miał zamiaru ukrywać. Następnie spadła ona na jego dłoń, którą trzymał zaciśniętą na pościeli.
- Niestety ja. Nawet nie wiesz jak czuję się z tym okropnie. To przeze mnie przegraliśmy. Mogliśmy to wygrać, ale jestem takim kretynem, że nasza drużyna przegrała - mówił łamiącym się głosem, jakiego ona nigdy nie słyszała.
Nie wiedziała, jak go pocieszyć. Położyła więc mu rękę na ramieniu.
- Wiesz, że to nie prawda. Na pewno dałeś z siebie wszystko. Następnym razem będzie lepiej.
Myślała intensywnie. Chciała, aby poczuł się lepiej, bo nie wyobrażała sobie, że on zaraz się przed nią rozklei. W sumie może nie jest to najgorsze, bo wtedy wszystkie emocje by z niego wyleciały i poczułby się lepiej.
Nagle coś przyszło jej do głowy. Nie było to może najlepsze posunięcie, ale nic lepszego nie przychodziło jej do głowy.
- A byłeś u niego w domu? Może nigdzie nie wyjechał?
Hajime szeroko otworzył oczy, a w nich Yoko zobaczyła iskierki nadziei.
- Nie pomyślałem o tym, aby do niego pójść - odparł już bardziej ożywionym głosem. - Dziękuję za taki świetny pomysł.
Dziewczyna delikatnie się uśmiechnęła. Nie była pewna, czy jest on aż tak świetny, ale przynajmniej jak na razie poprawiła mu humor. Może akurat zastanie go w domu i sprawa się rozwiąże.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro