~ Rozdział VIII~
Bez pośpiechu wyszedł z domu. Park miejski miał dosyć blisko, więc mógł się nawet przespacerować. Zostało mu jakieś piętnaście minut, ale i tak nie sądził, aby coś go ominęło gdyby przyszedł chwilę po ustalonej godzinie.
Przechodził właśnie obok witryn sklepowych, więc postanowił się w nich przyjrzeć. W przedpokoju ma lustro, ale kiedy rodzicielka zaczęła zadawać mu kolejne idiotyczne pytania, z tego roztargnienia zapomniał zobaczyć, jak w ogóle wygląda.
Zlustrował siebie od stóp do głowy. Kiedy tylko zobaczył swoje odbicie, skrzywił się. Może jednak to nie był najlepszy pomysł, aby brać pierwsze lepsze ubrania. Miał na sobie zwyczajne, ciemnogranatowe jeansy oraz koszulę w czerwono - białą kratkę. A dodatkowo te czarne buty, które w ogóle nie pasowały do reszty ubioru. Przecież on wygląda jak farmer, który przyjechał do miasta po zapas zboża dla kur. Jeszcze tylko brakuje mu kowbojskiego kapelusza. W tym stroju to już na pewno do Shiratorizawy by go przyjęli!
Bez przerwy szedł, ale odrobinę zwolnił, aby przyjrzeć się również twarzy i włosom. Twarz była świetna jak zawsze, choć nieco blada, a włosy... Oikawa odwrócił wzrok, aby już na siebie nie patrzeć. Przecież to tragedia. Każdy kosmyk odstawał w innym kierunku, a poza tym nie były już pierwszej świeżości . Dlatego właśnie stara się nigdzie nie wychodzić, bez wziętego prysznica i umycia włosów, lecz dzień dzisiejszy to jest sprawa wyjątkowa. Ma tylko nadzieję, że nie spotka kogoś takiego, przed kim wyjątkowo by się wstydził tego wyglądu.
Po dziesięciu minutach był na miejscu. Wszedł do parku miejskiego, po czym od razu skierował się w stronę fontanny. Wiedział, gdzie się znajduje, bo w tamtym roku jedna z jego dziewczyn tam właśnie z nim zerwała.
Po chwili był już na miejscu. Zatrzymał się nieopodal, po czym spojrzał na zegarek, który znajdował się na jego lewym nadgarstku. Punktualnie osiemnasta. Opuścił rękę, zaś drugą przeczesał swoje brązowe włosy, rozglądając się.
To dziwne, bo nie widzi tu niczego podejrzanego. Wokół fontanny było pustawo. Tylko jakaś para, która siedziała na jednej z ławek. Postanowił więc przejść się naokoło wodotrysku.
Słońce właśnie zachodziło. Zrobił się taki uroczy, a nawet romantyczny nastrój, ale Tooru nie było obecnie do śmiechu. Nie wziął z domu żadnej, nawet cienkiej kurtki, a zaczęło robić się chłodno. Włożył więc ręce do kieszeni spodni. Tylko to może dać mu odrobinę ciepła.
Fontanna była bardzo ładna, choć zwyczajna. Po prostu ze środka wytryskiwała woda, która rozlewała się na boki. Ot co, ale było to ulubione miejsce wszystkich zakochanych. Na jej brzegach można było zaobserwować wypisane markerami, długopisami, ołówkami, czy innymi tego typu przedmiotami, inicjały lub imiona osób, które przyszły wyznać tu przed sobą swoje uczucia. Hmm... Ciekawe dlaczego akurat tutaj Yoko kazała mu przyjść? A jeśli to jakaś zasadzka, która ma na celu ośmieszenie go?
On na te myśli pokręcił głową. W tej chwili, kiedy to mówiła była śmiertelnie poważna.
Nagle zobaczył białą kopertę, która leżała na jednej z ławek. Podszedł szybko do niej, po czym wziął do ręki. Rozejrzał się, aby sprawdzić, czy nikt przypadkiem jej nie szuka, ale kiedy nie zobaczył nikogo, kto byłby potencjalnym właścicielem owego przedmiotu, odstanowił przyjrzeć się kopercie.
Była normalna. Biała, nieduża. Obrócił ją na drugą stronę. Serce zaczęło mu szybciej bić, kiedy zobaczył napis "Dla Oikawy".
Jeszcze raz się rozejrzał. Tym razem, aby zobaczyć czy przypadkiem nikt nie ucieka. Mogłaby to być osoba, która to zostawiła. Przecież mógłby przysiąc, że jeszcze przed chwilą koperty tu nie było.
Spojrzał z powrotem na biały przedmiot trzymany w dłoniach. Czyli przynajmniej wiadomo, że to dla niego. Drżącą ręką otworzył ją, po czym wyjął małą karteczkę. Była na niej krótka wiadomość napisana eleganckim, odręcznym pismem.
"Cieszę się, że jesteś. Czekaj tu tak długo, jak będzie trzeba. Choć nie wiesz czego oczekujesz, twoje serce wskaże ci drogę."
Tak, to zdecydowanie do niego. Przede wszystkim poznał to po tym, że jest tu napisane "choć nie wiesz czego oczekujesz". Zgadzał się z tym, lecz nie miał bladego pojęcia, jak jego serce ma mu cokolwiek wskazać.
Włożył karteczkę z powrotem do środka, po czym zgiął kopertę i włożył ją do kieszeni. Nigdy nie lubił takich podchodów, ale teraz oprócz tego, że jest zniesmaczony to dodatkowo podekscytowany. Był ciekawy, co z tego wyjdzie.
Odwrócił się szybko z zamiarem podejścia bliżej fontanny, aby poczytać umieszczone na niej wpisy, kiedy nagle na kogoś wparł.
- Kurde, patrz gdzie idziesz - powiedział głośniej niż zazwyczaj, ale nie krzyknął. Zauważył, że ta osoba była mniej więcej jego wzrostu, więc nie miał co się jego bać. W sumie, to trudno było znaleźć kogoś, kto byłby wyższy od niego.
Dopiero, kiedy spojrzał temu człowiekowi w oczy zrozumiał wszystko, co do tej pory wydawało mu się głupie. Jakby w jednej chwili dziesiątki elementów złączyło się w jedną całość dając jasny obraz tej sytuacji.
- Iwa-chan - szepnął, bo więcej nie mógł z siebie wydusić. Jego przyjaciel też zaniemówił. Patrzyli na siebie, jakby nigdy wcześniej się nie spotkali. Dzieliło ich kilka centymetrów i choć nie dotykali się, Oikawie od razu zrobiło się cieplej.
Atakujący miał na sobie czarne spodnie oraz granatową, dopasowaną koszulę. Na nią zaś miał zarzuconą czarną, skórzaną kurtkę. Choć wyglądał w niej świetnie, to rozgrywający nie mógł odwrócić wzroku od jego oczu.
Pierwszy ciszę przerwał Hajime.
- Co ty tutaj robisz, Śmieciokawa - odparł rzeczowym głosem robiąc krok w tył.
Serce Tooru znowu zaczęło przyspieszać. A więc to o to chodziło Yoko.
"Najpierw chce dać szansę tobie. Nie zmarnuj jej."
Ona umówiła się do kina z Iwaizumim, ale postanowiła wysłać na nią szatyna zamiast samej pójść.
Chce dać mu szansę, aby wszystko sobie z nim wyjaśnił.
Wpatrywał się w niego z lekko rozchylonymi ustami, dopóki tamten znowu się nie odezwał:
- Ej, Gównokawa, chyba mózg przestał ci działać. Zamknij usta z łaski swojej i mów natychmiast, po coś tu przylazł na swoich krzywych nogach.
Kapitan Aoba johsai nie mógł uwierzyć w to, co słyszy. Jego przyjaciel znowu się do niego odzywa i nawet mówi do niego jak zawsze. Postanowił więc spełnić jego prośbę.
- Ja tu... No wiesz... - Mówiąc to zaczerwienił się delikatnie. Zaczął bawić się też rąbkiem koszuli, aby jakoś ukryć zdenerwowanie, ale chyba wywołało to odwrotny skutek.
- Oj dobra, nieważne. - Machnął dłonią Iwaizumi, nie mogąc już na to patrzeć. - Jestem tylko ciekawy jednej rzeczy, więc o to zapytam. - Tooru podniósł na niego wzrok ciekawy jego pytania. - Coś ty na siebie ubrał? Wyglądasz strasznie. Jakbyś z farmy uciekł.
Oikawa na te słowa zaczął się głupkowato śmiać. Czyli nie tylko on uważa, że ten strój jest beznadziejny. Ostatni raz wychodzi z domu bez spojrzenia w lustro.
- To pierwsze lepsze ubrania, jakie wpadły mi w ręce - odparł przyglądając się sobie.
- To widzę. - Zrobił krótką pauzę, lecz po chwili zadał kolejne pytanie. - Śledzisz mnie?
Rozgrywający szybko potrząsnął głową.
- Nie, dlaczego tak sądzisz. Przecież byłem tu przed tobą.
Hajime potarł kark ze zdenerwowaniem.
- W sumie racja. Jestem jakiś taki bez humoru od rana. Wybacz. Po prostu się denerwuję.
Tooru otworzył szeroko oczy. Czy tamten właśnie go przeprosił? To chyba nigdy się nie zdarzyło, albo przynajmniej sobie żadnej takiej sytuacji nie przypomina.
- Czym się denerwujesz? - zapytał, bez przerwy wpatrując się w przyjaciela.
Tamten westchnął ciężko.
- Mam spotkanie z Yoko.
Znowu zapadła cisza, niestety tym razem nie taka przyjemna. Przecież musiał powiedzieć mu, że jego nowa znajoma się nie zjawi.
Oikawa odchrząknął, po czym zaczął mówić.
- Ona nie przyjdzie.
Iwaizumi nie wyglądał na zaskoczonego. Raczej na zdziwionego.
- A skąd ty niby masz takie informacje?
- Napisała do mnie - skłamał. Przecież nie mógł mu powiedzieć, że to ona ukartowała to, że on ma przyjść zamiast niej, i że to tylko i wyłącznie jej pomysł. - Powiedziała, że coś jej wypadło i abyś nie zmarnował biletów wysłała do ciebie mnie. Zauważyła, że się przyjaźnimy, więc stwierdziła, że to będzie najlepsze wyjście.
Brunet zastanowił się chwilę. Po kilku chwilach rozmyśleń, rzucił:
- Okej. - Po czym włożył dłonie do kieszeni spodni. - Tylko, że ja kupiłem bilety na film raczej pod nią, bo ja takiego czegoś nie oglądam.
Z wnętrza kieszeni wyjął dwie małe karteczki będące biletami. Podał mu je. Kiedy tylko je dostał przeczytał tytuł filmu, na który pójdą - "I tak cię kocham".
Tooru spojrzał w jego oczy zaciekawiony jego wyznaniem.
- Nie lubisz komedii romantycznych?
Tamten wzruszył ramionami.
- Nie każdy jest takim romantykiem jak ty, Oikawa.
Kapitan uśmiechnął się. Po raz pierwszy od dłuższego czasu przyjaciel nie obraził go.
- Dobra, dobra. Pójdziemy na parę i się przyzwyczaisz. Teraz chodź, bo się spóźnimy. - Przeszedł obok niego biorąc go za ramię. Film zaczyna się za piętnaście minut, a do kina był spory kawał drogi.
- Nigdzie nie będę z tobą chodził! - krzyknął wyrywając się mu. - To jednorazowa sytuacja!
- Akurat. Jeszcze zobaczymy - szepnął raczej do siebie, bo Iwaizumi nawet na to nie zareagował, tylko szedł bez słowa obok niego, patrząc przed siebie.
Oikawa uśmiechnął się pod nosem. Może jeszcze nie wszystko jest stracone.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro