~Rozdział VI~
Hajime długo myślał nad tą sytuacją, nawet na lekcjach. Znał Yoko od wczoraj, a już umówił się z nią do kina. Sądzi, że nie powinien się tak szybko zgadzać. Choć z drugiej strony przecież nie może być przez cały czas sam.
Jasne, ma Oikawę, ale to nie to samo. Nigdy nie miał dziewczyny, a jeśli jakaś już chciała się z nim spotkać w ostatniej chwili odwoływał spotkanie. Zawsze wypadało mu coś ważniejszego - trening, egzaminy, problemy w domu... Teraz to mu się wydaje, że wszystko skumulowało mu się na raz. Zaczął opuszczać treningi, co wcześniej było u niego nie do pomyślenia. Przecież kocha siatkówkę, ale ostatnio nie może się na niczym skupić, nawet na tym sporcie. Pewnie to rozdrażnienie jest też przyczyną tego, że te próbne testy tak źle mu poszły. Jeśli nie weźmie się w garść to obleje również przyszłe.
Po skończonych lekcjach wyszedł wolnym krokiem z sali, po czym zakładając torbę na ramię, ruszył w stronę hali, w której miał odbyć się trening. Oczywiście po drodze miał wstąpić do szatni, aby przebrać się w coś wygodnego, bo mundurek nie jest zbytni praktyczny jeśli chodzi o sport.
Idąc, ciągnąc noga za nogą i wpatrując się w ziemię, myślał jeszcze o jednej sprawie. Coś tu nie grało i dopiero teraz uświadomił sobie co.
Przez cały dzień nie rozmawiał z Oikawą.
Może wydawać się to głupie, ale nie pamięta dnia, aby go przy nim nie było. Oczywiście, może nie chciało przychodzić mu się do szkoły i to dlatego, ale kiedy go nie było na lekcjach to wysyłał do Iwaizumiego dziesiątki wiadomości. Ale to musiał wykluczyć, bo Tooru był w szkole. Widział go na jednej z przerw, kiedy postanowił przejść się pod jego klasę. Myślał, że może nie ma ochoty przychodzić do niego, więc postanowił zrobić mu prezent i samemu ruszyć tyłek i przyjść. Kiedy tylko zajrzał do środka sali, Oikawa siedział z założonymi rękoma i patrzył przed siebie na tablicę.
Może chory - pomyślał atakujący, bo nigdy jego przyjaciel tak się nie zachowywał. Od kiedy tylko pamięta, co przerwę w spokoju przesiadywali razem, chyba, że dziewczyny zaczęły oblegać szatyna. Wtedy Hajime musiał go ratować i wyciągać z tego tłumu.
Lecz teraz zachowywał się dziwnie. Po kilku chwilach musiał poczuć na sobie wzrok bruneta, bo spojrzał w stronę drzwi. Od razu jego wzrok padł na Iwa-chana, ale w ogóle nie zareagował na jego osobę. Popatrzył na niego chwilę, po czym z powrotem odwrócił wzrok na tablicę. Przyjaciel tylko wzruszył ramionami, po czym wrócił do swojej klasy. W końcu każdy chce mieć odrobinę prywatności, nawet Śmieciokawa.
Po raz kolejny spojrzał na wyświetlacz telefonu. Nadal żadnej wiadomości. Dziś Iwaizumi postanowił iść na trening, a robi to specjalnie dla Tooru. Mógłby sobie odpuścić, trener i tak nic by mu nie zrobił, ale zaczyna martwić się o przyjaciela, a wiadomo, że najłatwiej wypytać podczas ćwiczeń.
Przyspieszył, po czym ruszył do szatni. Wewnątrz nikogo już nie było, więc mógł w spokoju się przebrać. Po dziesięciu minutach był gotowy.
Poszedł wprost do hali. Już z daleka było słyszał odgłos odbijanych piłek, co oznaczało, że trening już się zaczął. Nauczyciel trochę przetrzymał go na lekcji i to dlatego tym razem nieco się spóźnił.
Otworzył drzwi, po czym wszedł do środka. Wszystkie pary oczu spojrzały w jego stronę. Również trenera.
- Iwaizumi, cieszę się, że dzisiaj raczyłeś się pojawić - powiedział Irihata-sensei lekko uśmiechają się do atakującego. Lubił on Hajime, bo jako jedyny z nielicznych przykładał się do treningów.
- Tak, i przepraszam za wczoraj - odpowiedział wykonując ukłon.
- Już dobrze, dobrze - odparł trener. - Dopiero co zaczęliśmy.
Iwa-chan od razu ruszył w stronę Oikawy, który w tym momencie wystawiał piłkę Matsukawie. Zatrzymał się niedaleko ich, aby spojrzeć na jego atak. Był niezły, ale brakowało szybkości i precyzji w jego ruchach.
Kiedy piłka odbiła się od parkietu na drugim końcu hali, Hajime pomachał do rozgrywającego.
- Teraz do mnie!
Przyjaciel spojrzał na niego spode łba.
- Dzisiaj wystawiam tylko Matsukawie i Kindaichiemu. Tobie może wystawić Yahaba, Iwaizumi.
Bruneta zatkało. Przecież szatyn zawsze wystawiał jemu, nawet jeśli ten nie chciał to ten sam się pchał. Poza tym, jak od do niego powiedział?
Iwaizumi?
Przecież dla niego to on zawsze był Iwa-chanem. Dokuczał mu z tego powodu, że go tak nazywa, ale tak naprawdę to już dawno się do tego przyzwyczaił.
Co mógł więc zrobić. Kiedy Oikawa wyrzucił piłkę w stronę Kindaichiego, Hajime w tym czasie zaczął iść w stronę drugiego rozgrywającego.
Nie ukrywał, że było mu przykro. Rzecz jasna, nie dał tego po sobie poznać, ale chciał trenować z szatynem. Nie rozumiał, co mogło mu się stać, ale miał nadzieję, że to tylko foch za to, że nie było go wczoraj. Miał nadzieję, że szybko mu to przejdzie i znowu zacznie zachowywać się w miarę normalnie.
***
Przez cały trening Tooru ignorował przyjaciela, choć nie ukrywał, że było to trudne. Chciał mu powystawiać piłkę, ale nie mógł pozwolić, aby ten myślał, że wszystko jest w porządku.
Bo nie było.
Ból fizyczny to nic przy tym, co czuje teraz w sercu. Ma ochotę poryczeć się tak samo jak przed pierwszą lekcją, kiedy usłyszał tą ich żenującą rozmowę, ale wszystkie swoje uczucia ukrywa pod maską obojętności i złości. Nie wie, jak długo wytrzyma, ale postara się to ciągnąć jak najdłużej.
Przez całe dwie godziny starał się nie patrzeć w jego stronę, ale i tak to nie wychodziło. Co jakiś czas zerkał na niego, ale miał nadzieję, że Iwaizumi tego nie widział. Zauważył, że przyjacielowi również nie idzie tak dobrze jak zazwyczaj. Czyżby jego też coś martwiło? A może ruszyło go sumienie i odwoła randkę z tą... Nawet już nie pamięta, jak się tamta nazywa.
Po skończonych ćwiczeniach z hali wyszedł jako ostatni. Postanowił sam pozbierać piłki i zabrać je do magazynu. I tak nie ma nic do roboty w domu, a poza tym jest mniejsze prawdopodobieństwo, że będzie musiał wracać razem z Hajime. Pewnie jemu będzie się śpieszyło, więc nawet na niego nie poczeka. Poza tym przecież i tak nie chciałby z nim iść, bo byłoby to dla niego za trudne.
Skierował się od razu w stronę szatni. Ma nadzieję, że o nim pamiętali i nie zamknęli jej na klucz, bo będzie musiał wracać do domu bez torby i mundurka, tylko w samym dresie.
- Mogę chwilę z tobą porozmawiać?
Szybko odwróciłem głowę w stronę, z której dobiegał głos. Nikogo się nie spodziewał, bo myślał, że wszyscy sobie już poszli.
- Po co? - zapytał, bo nie miał ochoty na żadną rozmowę i to jeszcze z tą osobą.
Dziewczyna wyłoniła się z cienia i stanęła w świetle latarni.
- Chcę ci pomóc, a czy z tej pomocy skorzystasz, to już twój problem.
Oikawa prychnął pod nosem, po czym przeczesał dłonią włosy.
- Chcesz mi pomóc, Yoko? Niby jak? Umawiając się z moim przyjacielem? - Uśmiechnął się złośliwie pod nosem. Nie krył tego, że słyszał ich rozmowę i prawdę powiedziawszy, miał jej opinię gdzieś.
Ona założyła ręce na piersi i przekrzywiła delikatnie głowę nadal przyglądając się chłopakowi.
- Przyjaciela, tak? TYLKO przyjaciela?
Teraz to on na nią popatrzył. Wcześniej błądził wzrokiem gdzieś ponad jej osobą. Wyglądał na zaskoczonego.
- Tak, a niby kogo?
Roześmiała się.
- Dobra, jak tam chcesz. Ogólnie to nie wpycham się między... przyjaźń. - Przy ostatnim słowie zrobiła cudzysłów palcami w powietrzu. - Mało mnie to interesuje, ale widzisz. - Na chwilę zamilkła i zaczęła intensywnie myśleć, jakby chciała sobie wszystko w głowie ułożyć. - E tam, nieważne. Kiedy indziej ci może powiem. - Machnęła ręką. - Ale jeśli chodzi o pomoc z mojej strony dla ciebie. Przyjdź jutro o osiemnastej do parku miejskiego, tak konkretnie czekaj na ławce przy fontannie. Wiesz gdzie to jest?
Tooru mało z tego rozumiał. Wszystko działo się dla niego za szybko.
- Tak, ale...
- Zrób to - przerwała mu. - Przyjdź. Obiecujesz? Jeśli tego nie zrobisz mogę ci obiecać, że będziesz tego żałował.
On tylko zwiesił głowę, opuścił ramiona, po czym przytaknął. Nie wiedział, dlaczego to uczynił, ale czuł, że musi to zrobić.
Ona również skinęła głową.
- Nie wiem dlaczego to robię, ale... - Delikatnie się do niego uśmiechnęła. - Najpierw chce dać szansę tobie. Nie zmarnuj jej.
Po tych słowach odwróciła się na pięcie, po czym odeszła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro