Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ Rozdział I~

Dzwonek kończący lekcję rozbrzmiał na całą szkołę. Prawie od razu kilkudziesięciu uczniów i uczennic wyszło z sal lekcyjnych. Tak samo było z klasą 3-6. Były to już ostatnie zajęcia, przez co wszyscy byli uśmiechnięci, a przyjaciele między sobą żywo rozmawiali. Wśród nich był również chłopak, który niby zachowywał się jak inni, ale myślami był zupełnie gdzie indziej. Dziewczyny go zaczepiały chcąc się z nim umówić, a jego znajomi poklepywali go po plecach. Ale on na to nie zwracał uwagi. Już nie mógł się doczekać, kiedy zobaczy się ze swoim najlepszym przyjacielem, który niestety chodził do innej klasy.

Najpierw skierował się do szatni, aby zmienić obuwie. Podszedł do swojej szafki, po czym wyjął buty by następnie włożyć do środka nie potrzebne mu już tego dnia trzewiki. Już miał przełożyć swoją biało-niebieską torbę przez ramię, kiedy obok niego zatrzymał się jego bardzo dobry znajomy z drużyny siatkarskiej. Tamten bez słowa otworzył swoją szafkę i również uczynił to samo co przed chwilą jego długoletni przyjaciel.

- Iwa-chan, co u ciebie... - zaczął radośnie szatyn szczęśliwy jego widokiem.

Nie dane mu było skończyć, bo brunet już spojrzał na niego z wrogością w oczach.

- Nawet się do mnie nie odzywaj - odparł zamykając z hukiem drzwiczki. Następnie wziął torbę z ziemi, taką samą jaką miał Tooru, po czym bez słowa go wyminął.

Jednak to nie zraziło przyjaciela. Był przyzwyczajony do humorów Hajime, więc tylko pod nosem się uśmiechnął, by następnie pójść za nim. Szedł tak kilka metrów, a przyspieszył dopiero, kiedy wyszli przed szkołę.

- Wydaje mi się, że masz dzisiaj wyjątkowy zły dzień - powiedział uśmiechnięty, kiedy zrównał się z nim.  Byli przyjaciółmi tak długo, że już zaczął odróżniać, kiedy Iwaizumi tylko dla "żartów" go obraża, a kiedy ma naprawdę paskudny humor i to nie z powodu Oikawy.

Brunet spojrzał na niego przelotnie, po czym się zatrzymał.

- No co ty nie powiesz. - Założył ręce na piersi odwracając się w stronę przyjaciela. - A może od razu zgadniesz z jakiego powodu.

Tooru parę razy przeczesał włosy ręką. Nie był wróżbita Maciejem, ale jeśli Iwaizumi w takim stanie go o coś pyta to znaczy, że wcale nie oczekuje odpowiedzi. Chce tylko się powyżywać na kimś, kto się zaraz nie obrazi. Czasami właśnie tak postrzegano ich relację.

- No nie wiem - myślał głośno kapitan Aoba Johsai. Po chwili jednak rzucił pierwsze, co przyszło mu do głowy: - Dziewczyny, które są twoimi fankami, nagle się na ciebie rzuciły i nie mogłeś się od nich opędzić?

Hajime wcale nie zdziwiła taka odpowiedź. Takie coś mogła powiedzieć tylko osoba, która ma w szkole własny fanklub, w Walentynki jego stolik ugina się od czekoladek, a każda dziewczyna oddała by wszystko, aby zostać jego dziewczyną. Właśnie takie problemy ma ten idiota nazywany Siatkarskim Objawieniem czy Wielkim Królem. Jak dla niego to jest on zwykłym, pospolitym kretynem.

- Nie jestem tobą, Kupokawo i nie mam takich beznadziejnych zmartwień. - Założył rękę na biodrze. - W moim świecie istnieją poważniejsze kłopoty.

- Serio? Na przykład jakie? - Oikawa bardzo się zdziwił, bo nie sądził, że jego przyjaciel może mieć jakieś trudności. Zawsze we wszystkim był najlepszy. 

- Czy twój mózg jeszcze funkcjonuje czy już dawno zaniknął? - Kolejne pytanie retoryczne. Tooru już dawno do nich przywyknął i nawet nie próbował na nie odpowiadać. - Tak sądziłem - powiedział po chwili panującej ciszy.

- Nie martw się Iwa-chan. To na pewno nic wielkiego. Wiedzę w ciebie, że świetnie sobie z tym poradzisz. - Szatyn zawsze starał się pocieszać przyjaciela, nawet jeśli nie wiedział, o co mu w ogóle chodzi.

- Bardzo mi miło, że to rozumiesz. - Iwaizumi przytaknął głową. - W takim razie do jutra.

Już miał się odwrócić w stronę wyjścia z placu znajdującego się przed szkołą, kiedy Oikawa złapał go za ramię.

- Ej, a ty dokąd? Trening mamy za dziesięć minut - powiedział zaskoczony. Jego przyjaciel nigdy nie zapominał o treningach, a można nawet powiedzieć, że czasami przypominał o nich jemu samemu.

- Dzisiaj sobie odpuszczę. Zajęty jestem - odparł nie zwracając uwagi, że dłoń Tooru nadal znajdującą się na jego ramieniu.

- Ale jak to? Co jest ważniejszego niż ćwiczenia przed zbliżającym się meczem z Nekomą?

- Egzaminy końcowe - odparł ze smutkiem w głosie Hajime. Spuścił głowę i wpatrywał się w płyty, którymi był wyścielony plac.

Szatyn nie zrozumiał o co może chodzić przyjacielowi. Przecież uczy się świetnie, więc nie będzie miał z nimi żadnego problemu.

- No co ty? - odparł uśmiechnięty zabierając dłoń z ramienia i zaczął poklepywać go po plecach. - W tamtym tygodniu były próbne egzaminy. Były bardzo łatwe. Ja, choć za geniusza się nie uważam, dostałem z większości powyżej dziewięćdziesięciu punktów na sto. Z jednego to nawet dziewięćdziesiąt sześć - opowiadał, jakby to była najprostsza rzecz na świecie. - Ale przyznam ci się - zniżył ton do szeptu. - Niektóre odpowiedzi strzelałem. A tobie jak poszło? - rzekł już normalnym głosem.

Iwaizumi zrobił się lekko czerwony na twarzy i przyglądał się swojemu towarzyszowi z mordem w oczach. Po głowie chodziła mu tylko myśl, jak tacy debile mogą mieć tyle szczęścia.

- Cudownie - wysyczał przez zaciśnięte zęby. Teraz to dopiero wyglądał groźnie. Aż strach było podchodzić.

- Czyli? - nie odpuszczał, choć ewidentnie pchał się na życzenie do szpitala.

Iwaizumi postanowił się uspokoić, bo po morderstwie nie mógłby iść na studia, więc zaczął głęboko oddychać licząc przy tym w myślach do dziesięciu.

- Dobrze, ale nie tak dobrze ja tobie... Śmieciokawo. - Tego ostatniego słowa nie mógł sobie darować.

- Czyli?

Brunet westchną wiedząc, że tamten nie odpuści.

- Ostatnio nie miałem czasu, aby wziąć się porządnie do nauki. Jeszcze te treningi i mecze. - Na chwilę zamilkł, bo nie wiedział jak to powiedzieć. Zawsze był postrzegany jako bezkonkurencyjny atakujący oraz  doskonale uczący się trzecioklasista. Te wyniki to prawie jak plama na honorze. A dodatkowo musiał się do tego przyznać przed Oikawą, który jak złość musiał otrzymać takie dobre oceny. - Większość punktów z egzaminów to... siedemdziesiąt cztery na sto.

Brunet po tym wyznaniu zwiesił głowę, a szatyn lekko się uśmiechnął.

- Nie jest źle. Wiesz, że mogło być gorzej.

- Tak, chyba w klasie 3-1, gdzie uczą się same niedorozwoje. - Nie dawał za wygraną.

- Przecież one były tylko próbne. Na oficjalnych pójdzie ci rewelacyjnie jak zawsze. W końcu jesteś w tej klasie 3-5, a jakoś tam się dostałeś. Pouczysz się tydzień przed i będzie git. Chodź na trening.

Tooru szybko złapał go za nadgarstek i zaczął ciągnąć w stronę hali, w której powinni za chwilę być. Iwaizumi zareagował błyskawicznie. Wyrwał się i od razu uderzył go w tył głowy.

- Chyba oszalałeś! Czy ty się zamieniłeś za mózgi z misiem koala?! Jakie tydzień przed?! Przez ten cały czas, który z tobą rozmawiam chcę ci przekazać, że na żaden trening nie idę, bo mam zamiar wrócić do domu i się uczyć!

Szatyn drobił obrażoną minę.

- Tak, akurat. Zaczniesz opuszczać treningi i przez ciebie przegramy z Nekomą.

- Jeśli przez kogoś przegramy, to przez ciebie. - Przyjaciel dźgnął go palcem w pierś. - Zamiast dokładnie wystawić, to rozglądasz się za dziewczynami. A pożytku z ciebie nie ma żadnego. Ja bez treningów jestem lepszy niż ty z treningami. Zajmij się więc własnymi sprawami.

- Jak tam chcesz - wzruszył ramionami. Wiedział przynajmniej, kiedy przestać naciskać. - Tylko jutro chcę cię widzieć na ćwiczeniach, bo będę musiał to zgłosić trenerowi, że się obijasz.

- Ale się przestraszyłem - powiedział udając strach. - Normalnie nie mogę się doczekać jutra. A tak na serio to zobaczę, jak mi pójdzie nauka.

- Okej, a jeśli chciałbyś prosić o pomoc w zapamiętaniu materiału na egzaminy to możesz mnie śmiało prosić.

- O to nie musisz się martwić. To ostatnia rzecz,  jaką bym od ciebie chciał.

Oikawa w ciszy przytaknął skinieniem głowy. Wewnątrz siebie cieszył się, że choć trochę poprawił humor przyjacielowi. Nie widać było tego na pierwszy rzut oka, ale oni znali się tyle lat, że te małe różnice w zachowaniu zauważali od razu.

- To do jutra - pożegnał się Iwaizumi, po czym odwrócił się i jakby nigdy nic zaczął iść w stronę wyjścia z placu szkolnego.

Tooru tym razem go nie zatrzymał. Uśmiechnął się tylko pod nosem wkładając ręce do kieszeni beżowych spodni od mundurku. Stał tak jeszcze chwilę, a następnie również ruszył z miejsca, tylko w przeciwnym kierunku, który prowadził do hali sportowej. 


Nie jest to może jakoś specjalnie romantyczny rozdział, ale mam nadzieję, że się podobał :-) Kolejny nie wiem, kiedy się pojawi, ale postaram się dodać go w wolnym czasie ^_^


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro