Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Obóz (moje stare opowiadanie)

Zanim zaczniecie czytać:

To opowiadanie pisałam w szóstej klasie (na ocenę). Praca miała temat "Wszędzie dobrze, ale w domu - najlepiej". Przepraszam, jeśli pojawią się jakieś poucinane zdania lub coś będzie w innym miejscu niż powinno - kopiowałam ten tekst z programu Word i nie do końca nad nim panuję. Oprócz imion (zapożyczonych z Igrzysk Śmierci) postacie są całkowicie stworzone przeze mnie. Miłego czytania!

PS. Na zdjęciu widać moje trzy segregatory pełne opowiadań i rysunków. Możecie się spodziewać kolejnych starych tworów...


Zastanawiam się, co jeszcze spakować. Zaglądam do dużej, niedawno kupionej szafy i biorę dwie bluzki z krótkim rękawem.

- Musis jechać? – moja młodsza siostra Kaja tuli moją nogę – Musis?

- To tylko kilka dni – brzmi to tak, jakbym nie chciała tam jechać, a przecież chcę. – Nawet nie zauważysz, kiedy wrócę.

Kaja siada na moim łóżku i bawi się swoim pluszowym kotkiem. Kiedyś należał do mnie, ale postanowiłam go oddać, bo mała dosłownie się w nim zakochała. Ma takie mięciutkie futerko...

Idę po szczoteczkę i pastę do łazienki. Koło moich nóg plącze się kot. Najniezwyklejszy kot jakiego kiedykolwiek widziałam. Mój kot. Ma wszystkie możliwe, kocie kolory i turkusowe, wielkie oczy. Takiego miauczenia, jakie wydobywa się z jego pyszczka, nie usłyszy się nigdzie indziej niż w moim domu.

- Ja tes mogę jechać? – moja sepleniąca siostra ma nowy pomysł. – Ja tes pojadę!

- To wycieczka dla starszych dzieci – do pokoju wchodzi mama. – Ty za kilka lat też pojedziesz – bierze Kaję na ręce.

Mała śmieje się, a ja schodzę po schodach z ogromną różową walizką w kwiaty. Ciekawe, co sobie o mnie pomyślą na obozie. Nie znam nikogo z jadących. Już się boję!

Cała moja rodzina odwozi mnie na stację kolejową. Patrzę na wieżę dworca. To bardzo stary budynek. Nie wiem, co myśleć o starych budynkach. Są zimne i tajemnicze. Kiedy byłam mniejsza, wierzyłam, że mieszkają w nich duchy, które wychodzą o północy, więc o tej godzinie musiałam być obowiązkowo w łóżku.

- Dzień dobry – mówi jakiś mężczyzna, gdy podchodzę do drzwi. – Jedziesz na obóz Zabawa, prawda?

Kiwam głową.

- Nazywasz się ...

- Rue – przerywam mu.

Oczywiście nie mam na imię Rue, ale wolę to imię od mojego prawdziwego.

- Rue? – pyta.

-Tak, R – U – E.

Po krótkiej chwili odpowiada:

- No dobrze. Chodź z nami.

Okazuje się, że jestem ostatnia z mojej grupy i tylko na mnie czekali. Idziemy szybko do pociągu. Siadam przy oknie i macham do rodziny, patrząc głównie na Kaję, która rozpaczliwie macha obiema rączkami. Pociąg rusza. Nawet nie zdążyłam przytulić mamy ani taty.

- Mogę się dosiąść? – pyta jakaś dziewczyna.

Ma około 13 lat, blond włosy i aparat na zębach. Jest szczupła i wysportowana, ale trochę onieśmielona. Kosmyk włosów opada jej na twarz.

Sama śmieję się z moich myśli. To nie moja wina, że zwracam uwagę na szczegóły. Właściwie to moja.

- Pewnie – odpowiadam.

- Ja jestem Aga, a ty?

- Rue.

Patrzy na mnie pytająco. Dlaczego nikt nie rozumie mojego imienia!?

- To mój pierwszy obóz – opowiada Aga, zapominając o wcześniejszym zdziwieniu. – Trochę się niepokoję.

- Mogę ci pomagać – oferuję. – Już kiedyś byłam na czymś takim.

Długą część jazdy zajmuje nam rozmowa. Za oknem widać drzewa, łąki, jakieś jezioro, pola, ptaki i domy. Gdy zatrzymujemy się, by wypuścić innych pasażerów, zerkam na nazwy stacji. Nie mam pojęcia, gdzie jesteśmy.

Gdy Aga zajmuje się jedzeniem rogala z Nutellą, zastanawiam się, co będziemy konkretnie robić na obozie. Przeczytałam tylko, że będziemy „dobrze się bawić na różnych atrakcjach, jakie zafunduje nam obóz Zabawa". Na jakich atrakcjach konkretnie?

Mija jeszcze dziesięć minut i pociąg zatrzymuje się na naszej stacji. Kierujemy się do liściastego lasu krętą ścieżką. Po chwili ukazują się nam drewniane domki.

- No dobrze – mówi mężczyzna, z którym rozmawiałam na dworcu, jak się okazuje, kierownik obozu. – Wy będziecie w tym domku – wskazuje poszczególne osoby i domki. – Wy – pokazuj na mnie, Agę i jakieś dwie inne dziewczyny – będziecie w tamtym.

Nasz domek nie jest taki zły. Ma dwa piętrowe łóżka, dwie szafy, cztery wieszaki, stolik i trzy krzesła. Szkoda tylko, że nie ma w nim łazienki i trzeba wychodzić do wspólnej w oddzielnej budce.

- Jak ja to przeżyję?! – żali się jedna z dziewczyn.

Ma ciemne włosy i niebieskie oczy. Jest zmęczona krótkim marszem, więc nie wiem co będzie się z nią działo, gdy będziemy chodzić na długie wycieczki.

- Jestem Aga – przedstawia się Aga, mówiąc do drugiej dziewczyny, która ma rude włosy, związane w kitkę oraz bladą skórę, usianą piegami.

- A ja Rue – mówię.

Dziewczyny nie dziwi moje imię, co bardzo mnie cieszy.

- Marlena – oznajmia - Ale możecie mówić Liszka, bo to moje przezwisko.

Lubię Liszkę. Przy rozpakowywaniu, świetnie się dogadujemy. Aga też ją lubi. Trochę szkoda mi tej innej dziewczyny. Nie wiem jak się nazywa, więc pytam ją o to.

- Julka – odpowiada, ale nie wyraża chęci do rozmowy.

I tak nie mamy na to czasu. Kierownik woła nas na zbiórkę. Miejsce jej odbycia to środek obozu. Teraz mogę się przyjrzeć innym uczestnikom. Wydaje mi się, że jest trochę więcej chłopaków niż dziewczyn. Najmłodszy z uczestników ma jakieś dziewięć lat, najstarszy około piętnastu. Wszyscy są weseli i chętni do atrakcji. Prawie...

Ustalamy, że za chwilę pójdziemy zapoznać się z lasem i tak też robimy. Fajnie jest chodzić po lesie. Kiedy przyglądam się drzewom, widzę różne ptaki oraz wiewiórki. Powietrze jest tu świeże. Przeszkadzają mi tylko głosy innych, bo nie mogę dokładnie słuchać śpiewu ptaków. Liszka chyba też tak uważa.

Nagle wychodzimy na otwartą przestrzeń, która okazuje się naszym obozem.

- Szliśmy w kółko! – śmieje się Aga.

Oczywiście było to zamierzone. Zrobiliśmy kółko wokół obozu, by rozeznać się w sytuacji. Robi się chłodniej, bo słońce jest coraz niżej. Nawet letnie noce mogą być zimne.

Siadamy w największym domku – prowizorycznej stołówce i jemy kolację złożoną z pieczywa, masła, miodu i innych składników. Wybieram szynkę i ser. Potem żegnamy się z opiekunami i wracamy do domków. W tym czasie niebo zaczyna robić się różowe.

- Dziewczyny – pyta Liszka. – gdzie jest Julia?

Patrzymy po sobie. Ostatnim razem widziałam ją w...lesie!!!

- Idziemy do kierownika obozu i opowiadamy o wszystkim. Ten zarządza alarm i każdy ma się stawić, by odszukać Julkę.

- Julka! – woła Aga idąc tuż obok mnie. – Julia!?

Ku naszemu zaskoczeniu, Liszka wspina się po drzewie niczym wiewiórka. Dochodzi do najwyższych gałęzi i rozgląda się.

- Julka! – krzyczy.

To nie było nawoływanie, lecz okrzyk radości. Liszka zeskakuje z drzewa i biegnie w kępę krzaków. Razem z Agą podążam w jej ślady. Wychylając się z zarośli, widzimy kulącą się, płaczącą i zziębniętą Julkę. Prowadzimy ją do obozu i ogłaszamy odnalezienie. Jest około trzeciej nad ranem. Wykończone kładziemy się spać. Ja na łóżku po prawej, na górze, na dole Aga, z drugiej strony Liszka i pod nią biedna Julka.

Udaje nam się przespać kilka godzin, gdy nagle słyszymy pukanie do drzwi.

- Wstawać dziewczyny, szkoda dnia na leniuchowanie! – woła kierownik obozu.

- Czy to jakiś żart? – jęczy Aga.

Niestety, to nie żart. Ubieramy się, czeszemy i wychodzimy na dwór. Inni obozowicze byli zmuszeni zrobić to samo. Teraz ziewają i patrzą zmęczonym wzrokiem.

- Teraz zajmiecie się sprzątaniem obozu – oznajmia kierownik.

Rozglądam się. Rzeczywiście, poszukiwania narobiły bałaganu. Wszystko jest powywracane i poprzestawiane. Bierzemy się do roboty, ale nie idzie nam to zbyt sprawnie. Powoli nabieramy energii, lecz nikt nie ma ochoty wykonywać zadania. Opiekunowie są niezadowoleni. Kręcą głowami i narzekają.

- No dobra – mówi kierownik. – W takim razie trzeba was rozruszać! Ty, ty i ty – pokazuje na mnie, Liszkę i Agę. – Idzcie do schowka po tarcze, łuki i strzały.

Wreszcie coś ciekawego! Będziemy strzelać z łuków do celu. To musi być fajne!

Zaglądamy do schowka. Biorę tyle łuków ile się da. Liszka dźwiga dwie tarcze a Aga zabiera pełno strzał. Potem wracamy się do schowka po kolejne tarcze z pomocą dwóch chłopaków. Wszyscy są przejęci i ciekawi. Opiekun dzieli nas na kilka grup. Udaje nam się być razem we trójkę.

- Czy ktoś umie strzelać? – pyta opiekun.

- Ja umiem! – woła Liszka.

Wszyscy z uwagą patrzymy jak Liszka zakłada strzałę, naciąga cięciwę i strzela. Trafia w sam środek tarczy! Ciągle dowiaduję się o niej nowych, ciekawych rzeczy. Gratulujemy jej i sami próbujemy strzelać, ale nie wychodzi nam to zbyt dobrze. Trzy razy w ogóle nie trafiam w tarczę, tylko w ziemię obok. To trudniejsze niż myślałam.

Resztę dnia spędzamy na strzelaniu, jedzeniu i zabawach. Mimo porannej pobudki, ten dzień mi się podoba. Na koniec postanawiamy zrobić ognisko. Część osób robi duży stos z patyków, część układa ławki dookoła, a niektórzy pomagają przy napojach i kiełbaskach, które kładą na stoliku niedaleko. Kiedy wszystko jest już gotowe, ustawiamy się w kolejkę po jedzenie. Nagle jakiś chłopiec potyka się o jedną z ławek i wpada na stolik. Kiełbaski lecą w powietrzu i lądują w ognisku!

Wszyscy jęczą, bo spalonych kiełbasek nie da się zjeść, a nie mamy nic innego. Wracamy do łóżek z pustymi brzuchami. Myślałam, że po wrażeniach z dzisiejszego dnia, padnę i od razu zasnę, ale tak się nie dzieje. Kręcę się trochę, lecz to jeszcze bardziej mnie rozbudza.

- Ej – słyszę szeptanie ze strony drugiego łóżka. – Też nie możesz zasnąć?

- Nie – odpowiadam Liszce, bo to ona do mnie mówi.

- Fajnie było, co nie?

- Yhym, ale szkoda tych kiełbasek.

Rozmawiamy i rozmawiamy i nawet nie wiem, w którym momencie zasypiam. Rano budzi mnie takie samo pukanie, co poprzedniego ranka. Wiem co to oznacza: dzisiaj wyjeżdżamy.

Stęskniłam się już za domem, a zwłaszcza za Kają. Bardzo przeżywała mój wyjazd? Niecierpliwie czekam na pociąg, stojąc na stacji obok moich nowych przyjaciółek. Nic nie nadjeżdża. Nagle słyszymy jakąś panią przez radiowęzeł:

- Wszystkie pociągi zostaną opóźnione z powodu wykolejenia się jednej z maszyn. Potrwa to około dwie godziny.

Nasz obóz jest jakiś pechowy! Zaginiona Julka, spalone kiełbaski i opóźniony pociąg. Co jeszcze?!

- Jak widać, musimy zaczekać – mówi kierownik.

Spędzamy ten czas na różnych grach i zabawach, ale wszyscy chcą już wracać. W końcu nasz pociąg nadjeżdża. Tym razem ma siedzenia czteroosobowe ze stolikami. Siadam razem z Liszką i Agą. Podchodzi do nas niepewna Julka.

- Mogę usiąść? – pyta.

- Pewnie! – mówi Liszka która dotychczas siedziała sama. – Chcesz chipsa?

Miło jest śmiać się w pociągu z dziewczynami, ale jeszcze milej zobaczyć własna, stęsknioną siostrę. Mała znowu tuli moją nogę. Macham dziewczynom na pożegnanie i wsiadam do samochodu.

- Jak było? – pyta mama.

- Dobrze!

- Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej, co? – śmieje się.

To prawda.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro