Rozdział 2 Najazd Keroński
— Chcę dostać się do jakiejś fajnej straży bez plemników. — Odparłam, czując ogromną, Grażyńską pewność siebie, która pulsowała w mym lwim sercu.
— Nie ma takiej. — Stwierdził ściskając okładkę książki.
— No to stworze własną. — Rzekłam jakbym mówiła o smarowaniu bułki chlebem, a przecież mój pies tego nie potrafi.
— To nie takie proste. Musisz mieć salę, członków...i...
— Jeju, czy każdy ty musi mieć członka? To dyskryminacja płciowa! — Oburzyłam się ujawniając swoją feministyczną stronę.
— Ale to romans, więc musisz być w jakiejś straży. A jeśli żadnej nie wybierzesz to będziesz zmuszona do niej dołączyć siłą. — Mówiąc to okulary prawie zeszły mu z nosa.
— ...Nie można mieć tu własnego zdania. — Rzekłam wkurzona niczym Miiko.
Na początku myślałam, że po prostu jest jakaś chora czy coś, a ona po prostu musi pracować z idiotami. W pełni ją rozumiałam.
— Nie mamy na to wpływu. — Rzucił jakby do siebie.
Wkurzył mnie. Na wychowaniu fizycznym nikt do mnie nie rzucał. A teraz on mi to robi!
Jak on śmie!?
Jednak po kilku minutach gdy ochłonęłam, rzekłam.
— Dobra, dołączę do straży... — Przerwałam by podrapać się po nosie.
— Straży...?
— Straży Obsydianu. — Dopowiedziałam, gdy skończyłam się drapać po nosie.
Przecież umiem się bić i w ogóle.
Izi pizi.
No naprawdę, wczoraj na przykład biłam się o miejsce w autobusie, a tydzień temu o słodziaka w biedronce.
Przetrwają tylko najsilniejsi.
— Jesteś pewna...? Potrafisz korzystać z broni? — Spytał jakby zupełnie nie ufał moim silnym bicepsom.
— Tak. Potrafię korzystać z własnych pięści. Nie chcę się chwalić, ale położę na łopatki nawet Pudziana. — Uśmiechnęłam się dumnie mając tę scenę przed oczami.
— Pudziana...? — Spytał zaskoczony. — Ah, nie ważne, porozmawiaj z Valkyonem, który jak wiesz, jest szefem twojej straży. — Odłożył książkę i zajął się jakimiś papierami, które nazwał ,,raportami misji".
Wyszłam więc z pomieszczenia i szukałam Valkyona by rzucić mu szybkie ,,siema jestem w twojej straży".
Po czym ruszyłam do Kero by mógł zadać mi pytania dotyczące wyboru słodziaka...znaczy chowańca, by mieć te gówno za sobą.
— Elo! — Przywitałam go, a rogacz dygnął ze strachu.
— Co ty tu-
— Chcę chowańca, zrób mi test. — Podałam mu kartkę z pytaniami, które wcześniej wykradłam z jego pokoju by zaoszczędzić czasu.
— Skąd to masz?! — Krzyknął tak głośno, że zagłuszyłoby reklamę tiktoka.
— Nie drzyj się. Z twojego pokoju. — Wyjaśniłam.
— Grzebałaś w moim pokoju?! — Wydarł się cały czerwony ze złości.
— Nie grzebałam, tylko wzięłam kartkę i wyszłam. — Westchnęłam spoglądając na jego wściekłą twarz.
— Po tym co zrobiłaś to nie ma mowy bym dał ci chowańca! — Znów krzyknął, jakby mówił do głupiej Mary Sue, która twierdzi, że zleje Pudziana.
To ja latam i się staram, a ten, że wchodzę do jego pokoju i nie dostanę chowańca.
Zagotowało się we mnie normalnie.
Biorę więc gościa za szmaty i mówię do niego.
— Daj mi świeżaka albo wsadzę ci te naklejki do gardła i wysrasz je na swoim pogrzebie. — No to ja do niego tak, a on ani drgnie i ani piśnie.
A przecież to nieraz działało!
Wtedy zaczęłam zastanawiać się jaka niezwykła jest ta kraina.
Ale nie trwało to długo, bo przyszedł i nasz gang z Miiko na czele.
— Co tu się dzieje? — Kitsune spojrzała na sytuację z miną taką jak zawsze, czyli ,,o boże co ja ta tu robię, help".
— Ta ziemianka oszalała, gadała coś o świeżakach i groziła mi . — Westchnął po czym dodał. — Na dodatek grzebała w moich papierach.
— Eh... Sprawiasz nam dużo kłopotów. — Rzekła do mnie jakby czytała z kartki niczym aktorzy w TVN.
— Chciałam tylko pomóc. — Zrobiłam minę niewinnego szczeniaczka.
— No ok. — Wzruszyła ramionami i zajęła się papierami.
— Ale...ale Miiko. — Zwrócił się do niej ten sebiks, Kero.
— Co? Mam wam wrzucić ją do lochu, czy co? Dobrze wiecie, że musimy kontynuować tę historię. — Stwierdziła, a jednoróg spojrzał na mnie z niesmakiem ściskając pięść, jakby chciał powiedzieć, że to nie koniec.
Ja jedynie parsknęłam śmiechem w odpowiedzi na jego zaczepkę.
Oczywiście Miiko nie przeszło to uwadze i stwierdziła, że mogę wybrać sobie chowańca, bo robienie testu będzie bezsensu.
— Chcę Black Gallytrota! — Zażyczyłam sobie.
— Haha, nigdy, to legendarny chowaniec. — Śmiał się Kero, przez co ze złości rzuciłam w niego książką i trafiłam nią w jego twarz.
Ziomuś padł jak kłoda.
— Daj jej tego chowańca, bo rozniesie całą bibliotekę. — Rzekła Miiko przewracając oczami.
A ten tylko wstał, poprawił się i ze łzami w oczach kiwnął głową, po czym wyszedł z biblioteki jak najszybciej potrafił.
Ze mną się nie zadziera!
Miałam nadzieję, że wreszcie to zrozumiał.
Kurła.
Poprawiłam więc adidasy i udałam się na zewnątrz.
I kurde nie wierzycie kogo tam spotkałam.
Jakieś dwie Karyny - Karenn ( dziecinna siska Nevry, ranga Pasożyt domowy) i Aleja (wkurzająca lasia, ranga przejedzona rybka po kokainie)
Jakieś dwa Sebiksy - Google Chrome (zarośnięty kiełbasiarz z mięsnego) i Nevra (wampir który za dużo naczytał się Zmierzchu).
— Siema. — Witam ich standardowo.
— O cześć! — Witają mnie dziewczyny i Chrome.
— O jaka urocza dziewczynka! — Mówi Nevra z atakiem fangirlu.
— Tylko rasowo czysta Europa. — Cytuję jakiś tekst z Bibli, bo podobno działa na demony.
— O nie... — Łapie się za głowę. — Jest upośledzona! — Mówi, na co przewracam oczami z irytacją słysząc śmiech tych jełopów.
— Słyszałam, że jak się jest feary to ma się jakiś upośledzony gen odpowiadający za inteligencję. — Rzekłam poważnym tonem, a ich miny radości przerodziły się w miny wkurzonych karpi przed Wigilią.
Bezcenne.
— Nie jesteśmy upośledzeni. — Odrzekł ten mały, wyglądający jak przedszkolak, który na dyskotece wpadł na fanów fantasy.
Podeszłam więc do niego i przykucnęłam.
— A masz na to jakieś papiery? — Odpowiedziałam na jego zaczepkę.
— Papiery? — Spytał jakby zupełnie nie wiedział o czym mówię.
— Takie kartki, które przypominają te do wycierania tyłka. — Wyjaśniłam.
— Uh...Nie. — Stwierdził.
— To nie ma tematu. — Wzruszyłam ramionami spoglądając jak cały gang lamusów stoi z rozdziawionymi buziami jakby czekając, żeby coś wyleciało im do ust.
Wstałam więc ze słowiańskiego przykuca i przeszłam między nimi jak Mojżesz przed morzem, które przedtem rozstąpił.
Szłam zacięcie przed siebie, aż ujrzałam jego twarz,
Twarz która raziła mnie w oczy i przywitała mnie zimnym i tajemniczym spojrzeniem. Gdzie spod ostrych brwi jak żyletek, ciętych moją duszę na kawałki, westchnął jakby zamierzał zdmuchnąć mnie z powierzchni ziemi.
**Polsat**
Cześć,
Jak wspomniałam to kolejny rozdział tej historii.
Lecz pozostaje pytanie:
Kogo spotkała główna bohaterka?
Piszcie ;3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro