II
Lekkomyślność. Jedna z najczęściej spotkanych cech ludzkich. Jest również ona najmniej porządną w brutalnym świecie dorosłych ludzi. To właśnie ona skłoniła mnie do wzruszenia w tę nieplanowaną podróż do tego przesiąkniętego zagadkami i tajemnicami miejsca. Nie miałem planu, wujkowie nadal byli na swojej "braterskiej wyprawie" . Chatą zajmował się Soos, ciekawe jak mu idzie .
| Time Skip |
Podróż była długa i męcząca ale w końcu dotarłem do chaty . Zapukalem do drzwi, po chwili otworzył mi dotąd nie znany mi mężczyzna. Czyżby Soos zatrudnił kogoś nowego? Zapewne tak. W końcu im więcej rąk do roboty tym lepiej.:
-Dzień dobry w czym mogę pomóc? -usłyszałem dziwnie znajomy głos. Ale z kąd go znam? Może że snu? A może to któryś z tych mieszkańców z którym się witasz ale nie wiesz kim jest? - no wiesz Sosenko, rozumiem że minęło dużo czasu no ale żeby tak zapomnieli kim JA jestem - po chwili zorientowałem się że to nie był ten rodzaj mieszkańca. Ani też nie był to głos że snu (prędzej z koszmaru) był to głos osobistości dobrze mi znanej. Był to Bill Cyferka trójkąty demon chaosu.... No i chyba seksu bo wygląda nieziemsko. Dipper stop skup się. On ci przecież w myślach czyta więc się ogarnij.
- .... Bill?
- We własnej niestety już nie trójkątnej osobie - puścił mi oczko. BILL CYFERKA PUŚCIŁ MI OCZKO. Ale pedalski. -sam jesteś pedalski Sosna.
- To ty puszczasz oczko innemu facetowi. Ale mniejsza o to pedale - starałem się być spokojny i pewny siebie. Musiałem mu pokazać że się go nie boje. Co niestety nie było prawdą, cholernie się przeraziłam widząc go tu żywego - gdzie jest Soos? I co najważniejsze czy wie że tu jesteś?
- W sensie pytajnik? Taaa, wie . Wszyscy poza tobą gwiazdeczką Stanfordem i Stanleyem wiedzą - świetnie czyli jestem opóźniony
- Zaprowadź mnie do Soosa .
- W takim razie zapraszam cię do środka Sosenko- otworzył drzwi szerzej. Dopiero teraz zobaczyłem jego pełna posturę. Był wysoki. Bardzo wysoki, wzbudziło to we mnie zazdrość oraz obudziło stary kompleks na punkcie wzrostu. Był o całą głowę wyższy. Jego prawe oko zasłaniała grzywka, lewe natomiast przenikało spojrzeniem złotej teńczówki. Ubrany był w żółta koszulkę polo, a na niej miał plakietkę z imieniem. Czy Soos naprawdę zatrudnił tego trójkątnego świra? Najwyraźniej tak. Na nogach miał czarne jeansy a jego stopy ochraniały czarne tenisówki. Prezentował się bosko. Co nie zmienia faktu że jest trójkątnym skurwielem. Po chwili zaprowadził mnie do Soosa. Nic się nie zmienił. Soos to Soos, zawsze będzie sobą. Po rozmowie z nim dowiedziałem się że Bill został zesłany tu przez dziecko czasu na coś w rodzaju wyroku w więzieniu. Dowiedziałem się też co działo się w wodogrzmotach przez ostatnie parę lat. Przykre było to że jego babcia leżała teraz w szpitalu z powodu zawału i jej życie jest zagrożone. Jednak chłopak był bardzo optymistyczny i wierzył że wróci do zdrowia. Siedzieliśmy właśnie w kuchni i piliśmy herbatę gdy z drugiego pokoju zadzwonił telefon. Soos poszedł go odebrać. Gdy wrócił mina mu zrzedła:
- Co się stało stary? -zapytałem
- Dzwonili że szpitala... -po tonie jego głosu domyśliłem się o co może chodzić-moja babcia nie żyje.. -podszedłem do chłopaka i go przytuliłem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro