Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[W] Nieintencjonalne maniery językowe


Zapnijcie pasy, lecimy bez trzymanki! Miało być o czymś innym i dłuższym (dialogi), ale hej – jestem leniwą bułą, kumuluję moc do bycia „merytoryczną" (tak naprawdę, to nie). Zatem dzisiaj o tym, co leżało przy dialogach – ale niedostatecznie blisko.

Na pewno znacie kogoś, kto cyklicznie wymawia jakiś charakterystyczny dla siebie zwrot. Najczęściej coś w stylu: „no nie", „no tak", „no co ty", „no, no" (i to niekoniecznie ze znudzenia rozmową!). Może sami posiadacie manierę językową, nad którą nie panujecie?

 Miałam kiedyś znajomą, powtarzającą co zdanie „NO NIE?!", a gdy opowiadała o czymś z entuzjazmem, to „nonie-nyzmy" mnożyły się z zawrotną prędkością. Po drugiej stronie barykady stała osoba z nawykiem wtrącania „NO CO TY GADASZ". Coś czuję, że gdybym zapoznała je ze sobą, ich rozmowa mogłaby być starciem gigantów. NO NIE?!

Dosyć jednak złośliwości. Sama, gdy byłam młodym ukwiałem sprzed pięciu tysięcy lat, miałam irytujący nawyk mówienia „nie wiem, ale...". Zdarzało się to w sytuacjach stresowych, gdy musiałam przemawiać przy większej grupie. Wywołana do szkolnej tablicy, jak zaklęta powtarzałam „nie wiem, ale..." po czym - mniej lub bardziej sensownie - składałam właściwą wypowiedź. Ach, ta niewinna, nieśmiała i słodka bulwa! Ugh...

Ten wywód miał być przydługim wstępem do właściwego tematu. Mianowicie do manier językowych, które nieintencjonalnie pojawiają się w tekstach. Uwierzcie mi, prędzej czy później dorobicie się czegoś takiego. Słowa-wytrychy, zdania, frazy, które będziecie wplatać we właściwy tekst i powtarzać jak mantrę. Spokojnie: gdy uświadomicie sobie, co to jest – będziecie w stanie to usuwać.

Kolejna anegdota z pupy:

Współpracowałam kiedyś z autorką, która cyklicznie wtrącała zdanie: „Blondynka nawinęła na palec kosmyk włosów". Początkowo brałam to za tik nerwowy głównej postaci – swoją drogą całkiem uroczy i jednocześnie „uczłowieczający" bohaterkę. Szybko jednak coś zaczęło mi zgrzytać, bo ta fraza pojawiała się zdumiewająco często – czasami nawet po kilka razy na przestrzeni znormalizowanych dwóch-trzech stron tekstu. I to nie tylko w sytuacjach, gdy postać była zaniepokojona. „Nawijanie włosów" zaczynało lub kończyło rozdziały, albo było wrzucone przy nagłej zmianie perspektywy i przy pisaniu nowych akapitów.

Pomyślałam, że to nie „tik nerwowy postaci", ale „tik nerwowy autorki", która – rozpoczynając pracę nad tekstem – używała tego zwrotu jak wytrychu, by potem rzucić się w wir właściwych akcji. Jednak klątwa „pierwszego zdania" bywa silna, no nie?

Gdy w końcu wszystkie postacie były na właściwych miejscach – tj. kto miał przeprowadzić się na zapomnianą przez bóstwa wiochę, ten to zrobił. Kto umarł – ten umarł, a kto miał rozwiązywać zagadki kryminalne, ten zaczął to robić – tik zniknął!

Aha, mam cię! Czyli gdy wyszliśmy z fazy niezbędnych „przygotowań" książkowych: budowania napięcia, umieszczania pionków na szachownicy i można już było jechać po bandzie z właściwą akcją, to nie istniała potrzeba dawania „zdania otwierającego".

Nie byłabym sobą, gdybym przy pierwszej sposobności nie zapytała autorki o te zdania. Czy chodziło o – intencjonalnie kreowany – tik postaci?

Zaprzeczyła, a gdy wysnułam teorię, zerknęła na tekst pod tym kątem i przyznała mi rację. „Blondynka nawinęła na palec kosmyk włosów", pojawiało się, gdy autorka siadała przy klawiaturze i pisała pierwsze zdanie w danym dniu.

Jeeeej, detektywka Pierdolec rozwiązała sprawę!

Chwytacie już?

Wasz tik może przybrać wszelaką formę.

Najczęściej to żmudne powtórzenia fraz-otwieraczy. Bywają wyjątkowo złośliwe – bo nie tylko potrafią mnożyć się bez opamiętania, to gdy czytamy własne teksty, prześlizgujemy się po nich wzrokiem, uznając te wtrącenia albo za niewidzialne, albo za w pełni naturalne. Warto zwrócić uwagę na słowa takie jak:

- wręcz,

- natomiast,

- jednak,

- więc,

- mimo że,

- już,

- jakieś/jakiejś/jakiś/jakichś,

- również.

Oczywiście, nie ma na to reguły. Musicie bardzo, bardzo czujnie czytywać własne teksty albo zaufać jakieś becie, która podkreśli powtórzenia. Gdyby ktoś był ciekawy – moją klątwą są mnożące się „wręcze" oraz „jednak".

Kiedy najczęściej „tiki" wychodzą na jaw?

Oprócz „pierwszych zdań", objawiają się przy scenach, w których trzeba przyspieszyć tempa. Walki, bitwy, ważne wyznania postaci, zgony i punkty kulminacyjne wątków.

Potrafią zakwitnąć również w miejscach, w których – jako autorzy – nie czujemy się pewnie lub  we fragmentach statycznych. Wprowadzenie postaci, opis codziennych czynności lub rutyny bohaterów. I pyk, nagle co dwa-trzy zdania pojawiają się „więc'e" i „natomiasty".

Czyli... albo gdy jest szybko, albo gdy jest wolno. Hehe, pomogłam, co?

Z prawdziwą pomocą będzie przychodzić Ctrl + F w Wordzie. Dzięki niemu szybko policzycie, ile razy występuje konkretne słowo w tekście.

O, jeszcze jedna, zabawna kwestia.

Niekiedy autorzy posługują się... nieistniejącymi słowami – i są święcie przekonani, że takie istnieją! Nie, pod żadnym pozorem nie chodzi mi o słowotwórstwo. Czasami slangowe zwroty, błędne zapożyczenia, potoczne frazy wpychają się do narracji trzecioosobowej i tkwią tam, nieco brudząc.

Przykład?

Proszę bardzo:

Nie wiem jakim cudem, ale wbiłam sobie kiedyś do łba, że istnieje słowo „najezdnia". Rzekomo miało ono oznaczać powierzchnię drogi (hehe, albo jezdni xD). Aż ktoś zakreślił mi tę nieszczęsną „najezdnię", pytając, o co chodzi.

No ziom, nie wiesz, co to najezdnia? Toż to taka jezdnia, z „na" na przedzie! I to był ten moment, kiedy dowiedziałam się, że takie słowo nie istnieje. Skąd to wytrzasnęłam? Nie mam pojęcia.

Było to jednak pocieszne. Dlatego, gdy Word podkreśla Wam na czerwono, nie bierzcie od razu pod uwagę, że to pomyłka oprogramowania. Być może źle odmieniacie jakieś słowa i nawet nie macie o tym pojęcia. Albo – jak ja – tworzycie abominacje, święcie wierząc, że to prawidłowe formy językowe.

Gdy macie ograniczone zaufanie do Worda i chcecie pomęczyć kogoś dla pewności – z pomocą przyjdzie Ortograf.pl oraz LanguageTool (dodam linki w komentarzu). Spokojnie – nikt mi nie płaci za polecenie tego (niestety, ale jakby ktoś chciał rzucić hajsem, to się nie obrażę). W podstawowej formie są za darmo (a to uczciwa cena) 
Pamiętajcie, że aplikacje nie są niezawodne (to tak, jak z ludźmi).

Nie lubię sprawdzać w nich opowiadań i tekstów prozatorskich – z tego powodu, że potrafią wskazywać nieistniejące błędy lub też ignorować te naprawdę występujące (tak, to ten moment, w którym możecie wypomnieć mi „najezdnię"). Umówmy się – sprawdzacie sami, sprawdza wam Word, potem lecicie z jakąś apką. Jeśli coś stale jest podkreślane jako błąd – wtedy należy sięgnąć do słowników i się upewnić. Będzie gitówa, mówię to wam ja, pół człowiek-pół piwnica, ¾ bulwa.

To jak z powiedzonkiem:

Jeśli jedna osoba mówi ci, żeś świnia – pewnie trafiłaś na buca. Gdy dwie osoby mówią ci, żeś świnia – może trafiłaś na złe otoczenie. Jednak gdy wszyscy stale powtarzają ci, żeś świnia – przestań kwiczeć.

Z uszanowaniem dla świń, to wspaniałe zwierzęta. Zjedzmy bogatych i do usłyszenia, moi wymyśleni przyjaciele!

Link do Ortografa:

Link do LanguageTool: 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro