9
19.12.2018 (środa)
Po mieszkaniu rozległo się głośne pukanie. Francis niechętnie wstał od laptopa, który leżał otwarty na stole wśród stosu różnych papierów. Przeklnął cicho, gdy przypadkiem potknął się o białą drukarkę, która znajdowała się na podłodze. Nie lubił, gdy mu się przeszkadzało, a szczególnie, gdy próbował pisać, wtedy kiedy nie miał pomysłu. Dotarł do drewnianych drzwi i nie patrząc przez wizjer delikatnie je uchylił.
- Jestem aktualnie trochę zajęty, więc... - powiedział blondyn, jednak nie dane mu było dokończyć, gdyż gość postanowił mu przerwać.
- Więc mam ci pomóc. - powiedział szybko, stojący w drzwiach Arthur.
- Co ty tu robisz? Skąd masz mój adres?
- Szef powiedział, że się z nim nie kontaktowałeś dlatego mam sprawdzić co z tobą i książką. Od niego mam adres. - odpowiedział szybko Arthur - mogę wejść?
- Powiedz mu, że wszystko idzie świetnie i nie potrzebuje pomocy. - Francis uważnie przyjrzał się niższemu. Na jego blond włosach spoczywały małe płatki śniegu. Szmaragdowe oczy wpatrywały się w niego z zaciekawieniem i troską. Jego usta oraz nos schowane były w czarno-czerwonym szaliku, Francuz w myślach przyznał, że Arthur wyglądał uroczo.
- Skoro tak... To pójdę... - Anglik był zły, przyszedł tam o własnych nogach przy minusowej temperaturze i silnym wietrze, a ten mówi, że nie potrzebuje pomocy.
- Albo wiesz co... Zaczekaj, przydasz mi się. - fioletowooki otworzył szerzej drzwi i ruszył w głąb swojego domu.
Arthur niepewnie wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. Ściągnął buty oraz kurtkę wraz z szalikiem, które odwieśił na wieszak znajdujący się obok dużego lustra. Spojrzał w nie i widząc swoje potargane przez wiatr włosy nadął policzki. Zaczął poprawiać je dłońmi próbując doprowadzić je do normalnego stanu, co po jakimś czasie mu wyszło. Wypuścił powietrze z buzi i poprawił swoją białą jak śnieg koszulę włożoną w czarne dżinsy.
- Czemu zawsze ubierasz sie tak oficjalnie? - spytał Francis, który od jakiegoś czasu mu się pdzyglądał oparty bokiem o błękitną ścianę.
Arthur spojrzał na niego i zdał sobie sprawę, że Francuz musiał widzieć jak z nadętymi policzkami poprawia sobie fryzurę. Lekko się zawstydził i szybko przeleciał starszego wzrokiem. Był ubrany w dużą na niego, fioletową bluzę bez zamka i czarne dresy. Jego długie blond włosy były mokre, przez co wyglądał - zdaniem Arthura - jak bezpański pies po deszczu.
- Nie ubieram się tak zawsze... - odpowiedział mu zielonooki, odpinając guzik koszuli, który powoli zaczynał go dusić - tylko na ważne okazje.
- Ważna okazja czyli spotkanie, praca i teraz odwiedziny znajomego?
- Jak dla mnie tak, zresztą nie przyszedłem tu po to, żeby rozmawiać przy herbacie, tylko po to żeby ci pomóc w pracy.
- Eh mniejsza, chodź do salonu.
Arthur spodziewał się tego, że tak rozpoznawany przez kobiety pisarz będzie miał bogato wyglądający dom. Jak wielkie było jego zdziwienie, gdy dom wcale nie wyróżniał się niczym od pozostałych w okolicy. Nawet wewnątrz nie dało się zauważyć różnic między domem przeciętnego pracownika, który zarabia najniższą krajową, a dom został mu spisany po ojcu. Ściany były albo błękitne albo pudrowo fioletowe, a meble były zwyczajnie drewniane.
- Patrz pod nogi, bo prawie wywinąłem orła na drukarce. - Francis uśmiechnął się delikatnie pod nosem, czego Arthur nie zdołał zauważyć.
- Czemu masz tu taki bałagan? - spytał niższy zatrzymując sie przed salonem, który wyglądał jakby przeszło przez niego tsunami, tyle że zamiast wody były kartki, dużo kartek. Do tego co jakiś czas wzrokiem trafiał na czarne pudełka, w których prawdopodobnie wcześniej znajdowało się jedzenie - wiesz ile drzew ścinają, żeby zrobić tyle kartek?
- Nie musisz się przejmować, z każdą użytą paczką kartek wpłacam pieniądze na sadzenie nowych drzew. - mówiąc to zrobił większy krok, przechodząc nad białą drukarką.
- Jakiś ty szlachetny. - podsumował Anglik.
- Siadaj na kanapie. Chcesz kawy albo herbaty? - mówiąc to Francis usiadł na krześle przy drewnianym stole i spojrzał w ekran laptopa.
- Na razie podziękuje.
- Jak chcesz to masz kuchnie do dyspozycji. Co prawda porządnego jedzenia tam nie znajdziesz, ale zawsze będzie jakiś owoc. Kubki są w szafce nad zmywarką, a kawa i jakiś pierwszy lepszy zgarnięty ze sklepowej półki lipton w szafce na lewo. - wytłumaczył nie odrywając przy tym wzroku od ekranu laptopa.
- Zapowiada się ciekawy dzień.
________
Nie będę chujem i skończe to opowiadanie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro