Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3

16.12.2018 (niedziela)

Francuz spojrzał na twarz Anglika do połowy schowaną w szaliku i delikatnie się uśmiechnął.

- Musimy to kiedyś powtórzyć.

- Ta, jasne. - nagle Arthur wpadł na pewien pomysł - masz jakieś plany za tydzień?

- Nie. - spytał Francis, patrząc uśmiechnięty przed siebie.

- Lubisz superbohaterów? - spytał zielonooki, a pytanie wydało się dla Francuza trochę dziwne.

- Jakoś często nie oglądam takich filmów, więc nie. - odparł mu wyższy - czemu pytasz?

- Wiesz idealnie się składa. Mój brat chce iść ze mną na jakiś film do kina, a ja nie mam zamiaru tam iść. - Arthur bardziej schował swoją twarz w szalik, żeby nie było widać jego lekkich rumieńców wywołanych zimnem i lekkim zawstydzeniem - może chciałbyś... Dotrzymać mi towarzystwa?

- Jasne, bardzo chętnie.

- Dziękuje. - powiedział cicho Arthur, a po chwili dodał - już jesteśmy.

- Które piętro?

- Nie powiem ci, bo mi się do mieszkania jeszcze włamiesz.

- Skoro nie chcesz żebym się włamywał, możesz mnie zaprosić.

- Tak i co jeszcze?

- Zrobisz mi kawy.

- W twoich snach. - Francis cicho się zaśmiał - no co?

- Nic takiego. - niebieskooki uniósł dłoń i położył ją na głowie niższego.

- Zabieraj tą rękę. - powiedział Arthur i podniósł głowę do góry.

- Strzepuje ci śnieg z włosów, mój drogi.

- Nie potrzebuje tego. - odparł blondyn.

Francis spojrzał na twarz znajomego. Jego ręka dalej była na głowie niższego, a oboje patrzyli się sobie w oczy. Z ust Francuza zszedł uśmiech, ledwo powstrzymywał swoje usta przed otworzeniem się. Jak można być tak uroczym?  Policzki Arthura, były czerwone z zimna (bądź z zawstydzenia), tak samo jak jego nos. Szmaragdowe oczy patrzyły na niego z lekkim oburzeniem. Włosy, w które wplątały się płatki śniegu lekko powiewały na zimnym wietrze.

- Francis? - z zamyślenia wyrwał go głos Arthura.

- Oui?

- Zabierzesz tą rękę? - spytał Anglik.

- Tak, już. - Francis posłusznie zabrał dłoń, a na jego twarzy znów zagościł uśmiech - do zobaczenia za tydzień.

- Do zobaczenia.

Francis odwrócił się i ruszył przed siebie chowając dłonie w kieszeniach. Arthur jeszcze chwilę na niego patrzył, po czym zdał sobie z czegoś sprawę. Ta kobieta, którą wczoraj widziałem... To tak na prawdę był Francis? Szybko wszedł do klatki i ruszył po schodach do swojego mieszkania.

- Jak było na randce? - w drzwiach mieszkania przywitał go Alfred.

- To nie była randka, zwykłe spotkanie. - odpowiedział szybko Arthur i ściągnął swój szalik.

- Mówiłeś, że idziesz na spotkanie z dziewczyną, a nie z facetem co chce być jak Konchita.

- Nie rozumiem o czym mówisz. - odpowiedział Arthur ściągając buty.

- O tym, że widziałem kto cię odprowadza.

- I co w związku z tym?

- Okłamałeś mnie. - stwierdził urażony Alfred.

- Nie do końca.

- To znaczy?

- Chciałem iść na spotkanie z dziewczyną, okazało się, że jest chłopakiem. - odpowiedział zgodnie z prawdą Arthur.

- Uważaj, bo ci jeszcze uwierzę.

- Nie musisz mi wierzyć. O której chcesz iść do tego kina? - zielonooki sprawnie zmienił temat.

- Czyli idziemy? Super! Idę zarezerwować nam miejsca. - odparł z entuzjazmem wyższy.

- Zarezerwuj trzy miejsca.

- Ale... Jak to? - spytał Alfred, a z jego twarzy zniknął wcześniejszy uśmiech.

- Chce zabrać kogoś jeszcze. - odpowiedział mu szybko Arthur i ruszył do kuchni.

- Kogo?

- Francisa, tego co mnie odprowadzał.

- Ale... Niech ci będzie. - Alfred ruszył do pokoju i włączył laptopa.

Młodszy był widocznie zawiedziony. Miał zamiar spędzić czas ze swoim bratem, a ten nagle znajduje sobie znajomego. Równie dobrze mógłby teraz wrócić do swojego domu w Ameryce i spędzać ten czas z przyjaciółmi. Ciężko było mu to przyznać, ale był trochę zazdrosny.

Francis jak tylko wszedł do swojego mieszkania, prędko ściągnął kurtkę i szybko ruszył do swojego pokoju. Rzucił się plecami na łóżko i przyłożył zimne dłonie do rozpalonej twarzy. Wywołało to u niego lekki ból w postaci pieczenia. Po chwili zaśmiał się dość głośno. Głupek. Westchnął cicho i zabrał dłonie z twarzy. Rozejrzał się po swoim pokoju. Ściany miały miłe jasno fioletowe barwy, a meble były z jasnego drewna. Po podłodze były rozrzucone ubrania jego oraz jego gości. Którzy zostawili je tu podczas licznych imprez. Myśli Francuza błądziły po jego głowie bez żadnego celu. Nie chciał myśleć o niedawnym spotkaniu z Arthurem. Obawiał się tego najgorszego.

Anglik pił jedną ze swoich ulubionych herbat i oglądał program dokumentalny w telewizji. Siedział na kanapie pod ciepłym kocem. Natomiast obok niego Alfred przeglądał internet i czytał bratu najciekawsze jego zdaniem artykuły. Były to artykuły typu „Zwiastun najbardziej wyczekiwanej serii pojawi się już jutro.". Młodszy z braci tak bardzo się tym ekscytował, że nawet nie zauważył dość istotnego faktu. A mianowicie, jego brat wcale go nie słuchał. Arthur również nie za bardzo skupiał się na programie. Myślami dalej był w kawiarni, w której poznał Francuza. Analizował swoje wypowiedzi oraz wypowiedzi znajomego, czując że mógłby znaleźć jakąś przydatną informacje. Jednak nic takiego nie znalazł. Jedynie zrozumiał, że Francuz zawsze będzie Francuzem i każdy z nich ma dwuznaczne myśli, bądź wypowiedzi.
Gdy tylko skończył swoją herbatę poczuł pewnego rodzaju pustkę. Wstał i ruszył do kuchni zrobić sobie kolejną. Zalał wodą torebkę czarnej herbaty i wrócił do pokoju, gdzie Alfred cały czas gadał do siebie. Usiadł na kanapie i powoli pił herbatę. Tym razem skupił się na programie, który był aktualnie w telewizji. Po krótkiej chwili zamknął zmęczone oczy i zasnął.

Alfred spojrzał na swojego brata i się uśmiechnął. Odłożył laptopa i wziął Arthura na ręce. Jedną rękę miał pod jego plecami, a drugą pod kolanami. Zaniósł go do jego pokoju i położył ostrożnie na łóżku. Okrył go kołdrą j się wyprostował.

- Tylko się nie zakochaj. - powiedział i wyszedł z pokoju brata.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro