Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

sam

 Napisał jeszcze dwie wiadomości. Nie zadzwonił. Wiedział już doskonale, jaką decyzję podjąłem.

Nie miałem teraz siły na wytłumaczenia. Większość drogi przespałem z powodu nocnych wydarzeń. Obiecałem sobie, że porozmawiam z nim na spokojnie w domu, choć doskonale wiedziałem, jak to „na spokojnie" będzie wyglądać.

Nerwy, nerwy, nerwy.

Zaczynałem powoli wątpić w słuszność podjętej decyzji. Co jeśli nie poradzę sobie mieszkając samemu? Nie znajdę pracy i będę musiał wrócić do domu z podkulonym ogonem? Może nie spotkałbym się z niczyją pogardą, ale na pewno nie byłbym w stanie żyć ze świadomością, że zawaliłem aż tak bardzo. Znowu rodziła się we mnie wizja najgorszego, odgórnej porażki, która skreśliłaby wszystko. Żałosne, ale jak najbardziej w moim stylu.

Gdy dojechałem na dworzec, słońce piekło niemiłosierne, mimo że było już późne popołudnie. Nie chciałem od razu wracać do domu, więc poszedłem do kawiarni, jednej z tych, w których czeka się na wiecznie spóźnione pociągi i autobusy. Zamówiłem kawę, żeby trochę się obudzić. Stojąc przy ladzie zauważyłem ogłoszenie o pracę.

– Szukacie pracowników? – zapytałem młodą dziewczynę, która właśnie wystawiała mi rachunek.

– Mhm, od września zawsze są tłumy i ciężko nadążyć. A co, jesteś zainteresowany?

– Praca na pewno by mi się przydała, ale nie mam żadnego doświadczenia – odparłem.

– Aj, trochę słabo. Ale zawsze możesz papiery złożyć, niczego nie stracisz. Daj mi numer, wyślę ci później dane szefa.

– Dzięki wielkie!

– Nie ma sprawy, wiem jak to jest być na lodzie z robotą. Zaraz ci podam kawę.

Ta sytuacja trochę złagodziła moje zdenerwowanie. I, oczywiście, że nie wierzyłem, iż mi się uda i zostanę pracownikiem kawiarni, ale sama rozmowa dała mi nieco pewności siebie, już mniej bałem się rozmowy z ojcem, która chcąc nie chcąc, nastąpić musiała.

Kawa średnio mi smakowała, ale to wina nawyków z W. czyli miodu dodawanego przez ciotkę. Przynajmniej dobrze się siedziało w potężnym vintage fotelu. Wiatrak z kąta chłodził mi twarz, a promienie słoneczne padały na stolik z kawą. Wyglądało to bardzo ładnie i gdybym miał Instagrama, na pewno bym to uwiecznił. Ale usunąłem go na początku liceum nie mogąc znieść porównywania się do innych i raczej nie zanosiło się na to, abym planował powrót.

Przez tę miłą atmosferę przymknąłem na chwilę oczy. Chciałbym, aby ktoś siedział obok mnie, opowiadał coś zabawnego i również delektował się kawą. Nawet wiem, kto mógłby być tym kimś.

Daj mi szansę, pomyślałem sobie. Trochę rozłąki i będziemy mogli żyć po swojemu. Będę lepszy. Będę lepszy dla ciebie. Dałeś mi nadzieję na bycie kimś ważnym w twoim życiu i nie zmarnuję tej szansy. Nie skreślaj mnie jeszcze, proszę.

Wychodząc z kawiarni, pomachałem miłej baristce na do widzenia. Odwzajemniła gest ze szczerym uśmiechem.

Czułem, że mam cel, zadanie, którego nie mogę zaprzepaścić. Poszedłem na przystanek i po kilku minutach wsiadłem w trajkę. Pojazd stary, tłukł się strasznie, nie było klimy. Ale nie myślałem o tym, chciałem być już w domu i mieć obwieszczenie za sobą. Potem zacząć szukać mieszkania. Wreszcie coś zrobić.

Kiedy wysiadłem, słońce powoli zachodziło. Złote promienie przecinały bloki mojego osiedla, ale nie potrafiłem się tym zachwycać. Widok nie dorastał do pięt żadnemu z zachodów słońca w W.

W trakcie wędrówki przez osiedlowy park (tak było najszybciej), wysłałem SMS-a ciotce, że dotarłem, i żeby się nie martwiła. Odpisała niemal od razu, co trochę mnie zaniepokoiło, ale nie tak jak myśl, że muszę dziś jeszcze do kogoś zadzwonić...

Wszedłem do bloku i prawie wskoczyłem na schody. Trzeba było nadrobić stracony trening z Milą. Poza tym wysiłek fizyczny całkiem nieźle wypierał narastający stres.

Wreszcie znalazłem się na swoim piętrze. Odsapnąłem trochę przed drzwiami, po czym nacisnąłem dzwonek. Otworzyła mi żonka ojca, nieco zdziwiona moim widokiem.

– Już wróciłeś? – zapytała, a następnie przepuściła mnie w drzwiach.

– Tak wyszło – odparłem. – Ojciec u siebie?

– Tak, ale jest zajęty – powiedziała z nutą żalu w głosie. Rany, już zapomniałem, jak mnie wkurwia.

– Też mi nowość.

Nie chce mi się przybliżać sylwetki żony mojego ojca. Nie znoszę jej. I to nie za to, że jest niewiele starsza ode mnie – wisi mi to po całości. Po prostu nie do końca przemyślała pomysł wzięcia ślubu z tym człowiekiem. Jest wielce zdziwiona, że świeżo upieczony mąż woli pracować, zamiast poświęcać jej czas. Moment, w którym mój ojciec był w stanie okazywać uczucia swoim bliskim trwał bardzo krótko, i ani ja, ani ona się na niego nie załapaliśmy.

To człowiek stary, pełen nawyków, których nigdy nie starał się pozbyć. Nie bronię go, ale przedstawiam fakty. On już zawsze będzie siedział za biurkiem, przygarbiony i skupiony na ekranie laptopa. Jego była współpracownica powinna przewidzieć, że kariera zawodowa nie jest efektem siedzenia przez osiem godzin pracy. To coś, co kosztowało go pozostałych wartości życiowych.

Poza tym wszystkim żona ojca sama za mną nie przepadała. Nie wiem czemu i nawet nie mam zamiaru się nad tym zastanawiać. Będzie szczęśliwa, kiedy się wyprowadzę. Nie zatęskni za moją obecnością, zupełnie jak ja za za jej kuchnią.

Ale dość o tym.

Znalazłem w kuchni coś zimnego do picia i poszedłem do gabinetu ojca. Było to miejsce obskurne, ale nie ma się co dziwić, w końcu to miejsce miało służyć tylko i wyłącznie jemu.

– Wróciłeś? – powiedział na mój widok. – Który dziś mamy?

– Wyprowadzam się.

Ojciec nie okazał zdziwienia, poprawił jedynie okulary.

– Ambitna decyzja. Masz pieniądze?

– Mnóstwo.

Zapadła niezręczna cisza. Ojciec wiedział, że moje oszczędności to wszystkie święta, urodziny i inne okazje, na które zamiast prezentu, dostawałem grubą kopertę. Większość by się z tego cieszyła, ale ja zdecydowanie wolałem czekać aż listonosz przyniesie spóźniony prezent z Holandii. Byłem w końcu dzieciakiem.

Wątpię, żeby czuł się z tego powodu głupio. Raczej pochwalił się w duchu za przedsiębiorczość.

– Chcesz, żebym ci pomógł z szukaniem mieszkania? – zapytał przerywając ciszę. Brzmiał trochę jakbym od początku tego od niego wyczekiwał. Ciężko było mi stwierdzić czy miałem rację, czy to zwykła nadinterpretacja.

– Nie. Chciałem cię tylko poinformować – odparłem i poszedłem do siebie.

Jak widać z powyższego dialogu, nasze rozmowy nie nadają się nawet do udokumentowania. Już te z Modestem, dziwne i nieuporządkowane brzmiały o niebo lepiej. Przynajmniej w nich tliło się jakiekolwiek zainteresowanie.

Usiadłem przed biurkiem i odpaliłem laptopa. Trochę mi zajęło znalezienie ofert wartych uwagi, ale ostatecznie udało się i napisałem do kilku osób. W międzyczasie przyszedł SMS od dziewczyny z kawiarni. Wysłałem odpowiedź z podziękowaniem, jednak w sprawie pracy postanowiłem zadzwonić dopiero jutro. Teraz czekała mnie o wiele gorsza rozmowa.

Naprzemiennie brałem do ręki i odkładałem telefon. Bałem się tej rozmowy, a równocześnie byłem świadomy, że może do niej w ogóle nie dojść. To chyba zabolałoby mnie bardziej.

Wreszcie kliknąłem w numer. Dźwięk sygnału boleśnie bębnił mi w uchu.

Odbierz, błagam, powtarzałem jak mantrę. Jednocześnie walczyłem z drżącymi rękami.

Cisza.

Byłem niemal pewien, że Modest po prostu mnie zignorował. Nie chciałem jednak dać za wygraną i rozpocząłem nowe połączenie, niestety – znów bezskutecznie.

Jeszcze raz.

Powoli zaczynałem się poddawać – Modest był uparty i jeśli stwierdził, że nie odbierze, wyciszy telefon, po czym pójdzie zająć się swoimi sprawami. Dałem więc sobie ostatnią szansę. Czekałem aż odbierze, powoli tracąc nadzieję. Ale jednak udało się – odebrał.

– Czego chcesz? – zapytał. Był wściekły. Już zaczynałem żałować, że zadzwoniłem.

– Porozmawiajmy – odpowiedziałem względnie spokojnie. Cud.

– Rozmawiać to mieliśmy dzisiaj, ale nie przez telefon. Obiecałeś, że nie wyjedziesz.

– Musiałem. Inaczej nie byłbym w stanie niczego zmienić...

– Pierdolenie – skwitował. – Skoro tak bardzo miałeś dość wszystkiego, to po co w ogóle przyjeżdżałeś?

Bo chodzi o mnie, do cholery. Nie o ciebie, nie o W., rodziców, czy cokolwiek innego. Cały czas chodzi o mnie.

– Bo jesteś dla mnie ważny – powiedziałem, choć głos mi się łamał. – A ja muszę stanąć na nogi... Tylko wtedy moje uczucia będą miały jakieś znaczenie. Musisz dać mi czas.

– Niby czemu? Już raz wyjechałeś, nie dając potem znaku życia. Wczoraj, kurwa, wybiegłeś z płaczem, obiecałeś, że zostaniesz w W., a teraz dzwonisz do mnie, siedząc pół Polski stąd. Jak mam ci zaufać, jak mam ci dać czas?

Cały drżałem, nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Chciałem się bronić, ale coś wewnątrz mnie mówiło, że Modest ma rację. Nie zasługuję na zaufanie i choćbym starał się ze wszystkich sił, osiągnę porażkę.

– Nie rozmawiasz ze mną jak kiedyś – kontynuował, a ja czułem jak każde jego słowo brutalnie wbija mi się w serce. – Bez przerwy gadasz o sobie; to ty musisz się zmienić, to ty potrzebujesz nowego życia. A gdzie w tym wszystkim ja? Chyba tylko w pustej obietnicy z dzisiejszej nocy. Nie chcę być twoim punktem do odhaczenia na wakacjach w W. Po prostu daj mi już spokój. Ciesz się swoim nowym życiem i wypierdalaj z mojego.

Rozłączył się, jednak jeszcze długo trzymałem telefon przy uchu. Siedziałem odrętwiały, nie wiedząc, co powinienem teraz zrobić. Nagłe, silne uczucie pustki opanowało mnie całkowicie.

Zostawił mnie.

Jestem całkiem sam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro