7. "Chęć"
Boję się swojej mamy.
Boję się siebie.
Boję się pijanych ludzi.
Boję się ludzi.
Boję się.
Czego się boję?
***
Dosłownie pół minuty spędziłyśmy patrząc na siebie a ona wertując wzrokiem moje ciało. Dopiero po tym czasie się obudziłam wyrywając jej bluzkę z rąk. Szybko ubrałam ją na siebie i bez słowa odwróciłam się na pięcie i wyszłam z szatni.
W międzyczasie ostro myślałam nad jakąś wymówką, dzięki której prawda nie wyjdzie na jaw. Niestety jednak tego dnia Kitsune również nie ćwiczyła, więc miałam mocno ograniczoną ilość czasu, bo pewnym było, że gdy tylko przyjdzie na halę usiądzie koło mnie i będzie chciała ze mną rozmawiać. Dlatego nawet na chwilę nie odbiegałam myślami od tej sytuacji, jednak nic sensownego nie przychodziło mi do głowy.
Chwilę po sprawdzeniu obecności i rozpoczęcia się rozgrzewki Lis przysiadł się do mnie, jednak chwilę milczała chowając głowę w ramionach.
- Przepraszam... - Mruknęła cicho i prawie niesłyszalnie. Najwidoczniej już sama wymyśliła sobie jakiś scenariusz wyjaśniający mój wygląd. W sumie jest to dla mnie plus, bo jeżeli wymyślę jakąś dobrą wymówkę prawdopodobnie po prostu jej ulży i wróci do swojego szczęśliwego nastroju.
- Ale za co? - Chciałam upewnić się swoich przekonań o tym, dlaczego mnie przeprasza.
- Bo ja nie wiedziałam, że to dlatego nie ćwiczysz i, że nie chcesz się pokazywać w tym stanie, a ja tak beznadziejnie się zachowałam. - Znów schowała twarz w dłoniach. Trzęsła się. Niestety jednak nie powiedziała nic, co mogłoby potwierdzić, lub zaprzeczyć moim stwierdzeniom. - Ale... - Kontynuowała drżącym głosem. - Cz-czy chcesz mi powiedzieć co się stało..? - Chyba pierwszy raz widziałam ją tak przestraszoną i smutną. Jednak nadal nie wymyśliłam nic wystarczająco sensownego, więc wzięłam te najbardziej sensowną wymówkę, jaka przyszła mi do głowy.
- Ech... No niech będzie. Po prostu całkiem nie dawno nie zauważyłam jadącego samochodu, kiedy chciałam przejść przez ulicę. Nic specjalnego mi się nie stało, ale troszkę mnie poturbowało. A lekarz się spieszył najwidoczniej na przerwę, więc napisał mi od razu całoroczne zwolnienie z w-fu. - Powiedziałam dość lekkim tonem chcąc podnieść ją nieco na duchu.
- Całkiem niedawno? Ale przecież nie ćwiczysz od początku roku, więc już ponad ładny miesiąc, więc raczej już by ci się wszystko zagoiło... - Kurwa. Wytknęła mi tak prostą lukę, która nawet nie przyszła mi do głowy. Ma łeb na karku szmata.
- No nie? Nie wiem zupełnie czemu to się nadal nie chce zagoić. Wiedziałam, że to są mocne siniaki, ale nie, że aż tak. - Ciągnęłam dalej, jednak już wiedziałam, że zaczęła coś podejrzewać. Przez własną nieuwagę strzeliłam sobie w kolano.
- Mam nadzieję, że zagoją ci się za niedługo. - Uśmiechnęła się niepewnie. - W razie czego pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć i o wszystkim mi powiedzieć. - Dodała po chwili. Utwierdziło mnie to tylko w przekonaniu, że zaczęłam kopać swój własny grób.
***
Z nudy jaka tego dnia panowała postanowiłam po wielu miesiącach posprzątać w pokoju. Chociaż i tak cała moja ciężka praca zostanie zniszczona dzisiejszej, lub jutrzejszej nocy była to jedna z lepszych opcji do zabicia nudy. Moje półki w szafie i poza szafą już od dawna leżały na ziemi, bo w nocy zostały strącone.
Przyczepiłam dwie półki nad moim łóżkiem i układałam na nich moją kolekcję mang. Pamiętam, jak bardzo byłam tym tematem kiedyś zajarana, a teraz już nawet nie wiem co tam wychodzi. Nigdy nie miałam tego zbyt wiele, jednak cieszyło oko przejrzeć niektóre tytuły i powspominać te czasy, które już niestety najprawdopodobniej nie wrócą.
Nawet jedne z drzwi od mojej rozsuwanej szafy odpadły po wielu uderzeniach moich, jak i mojej mamy w nie wymierzonych. Jako tako udało mi się je tam przymocować, jednak nadal nie wyglądały na tak stabilne, jak być powinny. Mimo wszystko jednak działały sprawnie, więc je zostawiłam.
Złożyłam do kupy moje biurko i poukładałam książki w szafkach. W trakcie sprzątania zawsze znajduje się jakieś ciekawe rzeczy, tak też tym razem znalazłam dość starą, zakurzoną maskotkę misia, którą jako dziecko dostałam od taty. Uśmiechnęłam się lekko na jej widok, bo nawet nie wiedziałam, że mam ją jeszcze w pokoju. Kiedy tata zmarł, na początku zawsze w nocy z nią spałam, a potem często rzucałam nią po pokoju i wyżywałam się na niej nie wytrzymując już psychicznie, jak i fizycznie.
- Pięknie wyglądasz jak się uśmiechasz. - Usłyszałam znajomy głos. W sekundę zaczęłam się rozglądać po pokoju, aż w końcu za oknem zobaczyłam Kitsune leżącą na gałęzi drzewa. Ta gąłąź ledwo wytrzymywała jej ciężar i wyglądała, jakby miała się zaraz złamać.
- Co ty tu robisz..? - Spytałam lekko przestraszona otwierając na oścież okno.
- Ciekawiło mnie gdzie mieszkasz, więc troszkę cię pośledziłam. - Uśmiechnęła się jakby to w żadnym stopniu nie podchodziło pod żaden paragraf.
- A dlaczego się nie mogłaś po prostu spytać? - Pytałam dalej chcąc, by zdała sobie sprawę, że na pewno złamała jakieś prawo.
- Bo wiedziałam, że albo nie powiesz prawdy, albo ominiesz to pytanie. - Ten pączek jest o wiele sprytniejszy, niż myślałam. - A tak z innej beczki. Pomożesz mi zejść, bo ta gałąź się zaraz złamie? - Spytała trzymając się mocniej trzęsącej się gałęzi.
Wyjrzałam za okno patrząc na to, jak wysoko się znajdujemy.
- Przecież tu nie jest wysoko. Jak zeskoczysz na nogi to raczej nic ci się nie stanie. - Stwierdziłam obojętnie.
- Ale ja się boję! - Krzyknęła ze łzami w oczach. - Mam lęk wysokości!
- To jest drugie piętro, a nie ósme. Jak zeskoczysz to nic ci się nie stanie. - Syknęłam irytując się jej obecnością.
- Stanie! Zejdź na dół i mnie złap! - Krzyczała dalej już praktycznie płacząc.
- Wtedy to już nie tobie, a mi się coś stanie. - W momencie kiedy to powiedziałam gałąź, na której leżała Kitsune załamała się pod nią i wraz z krzyczącą różowowłosą poleciała na ziemię. Zaśmiałam się w duchu, a jednocześnie było mi szkoda biednego drzewka. - Żyjesz? - Zawołałam patrząc w dół. Bez odpowiedzi, więc zeszłam po schodach na dół, by zobaczyć czy z Liska jeszcze coś zostało. Leżała przytulona do gałęzi zalewając się łzami i mamrocząc coś pod nosem. - Już wylądowałaś, więc się nie maż. - Syknęłam kucając obok niej.
- Czy ja już jestem w niebie? - Spytała patrząc czerwonymi od płaczu oczami na mnie.
- Prędzej piekle. Wstawaj. - Niechętnie podałam jej rękę, którą chwyciła wstając. - I co? Coś ci się stało? - Rozejrzała się po swoim ciele w poszukiwaniu jakiegoś zadrapania, jednak najwidoczniej nic nie znalazła, ponieważ spojrzała na mnie wzrokiem zbitego psa i jęknęła cichutkie "przepraszam". - Szkoda drzewa, mogłaś zeskoczyć albo w ogóle nie wchodzić na nie tylko już zapukać do drzwi jak człowiek. - Pomachałam głową z dezaprobatą. - Nie ważne. Chcesz czegoś ode mnie, że musiałaś tak bardzo koniecznie się ze mną po szkole spotkać?
Pączek najwidoczniej myślał przez chwilę nad odpowiedzią, lub swego rodzaju wymówką, abym nie nakrzyczała na nią jeszcze bardziej.
- Tak! - Powiedziała w końcu. - Poczytałam trochę i na pewno po potrąceniu przez samochód nie miałabyś takich siniaków, tylko albo miałabyś połamane żebra, albo miałabyś maksymalnie dwa, czy trzy siniaki. Do tego to kaszlenie krwią ostatnio. Kokoro, czy ty coś przede mną ukrywasz? - Spytała wyglądając nader poważnie jak na nią, bo zazwyczaj albo jest tym biednym, pokrzywdzonym przez los zalewającym się łzami lisem, albo wesołą, nie znającą jakiegokolwiek smutku dziewczynką. Teraz wydała mi się być kimś innym. Wręcz miałam wrażenie, że rozmawiam z kimś zupełnie innym.
- ... - Przez chwilę milczałam. Domyślałam się, że nie uwierzy teraz w jakąkolwiek wymówkę w której znajdzie jakąkolwiek lukę niezgodną z prawdą. Musiałam jakimś sposobem zabić jej ciekawość i wmówić jej coś, przez co zniechęci się do próby dobicia się do mnie. Jednak w tamtym momencie mój mózg nie działał poprawnie. Czułam się tak bardzo wręcz zastraszona jej wyrazem twarzy i słowami, które wypowiadała, że miałam ochotę po prostu uciec. Zupełnie nic nie przychodziło mi do głowy oprócz prawdy jak i wyminięcia zupełnie tego pytania, jednak zupełnie żadna z tych dwóch opcji mi nie pasowała pod żadnym względem. Mimo wszystko po długim dylemacie wybrałam drugą opcję mając nadzieję, że im dłużej nie zaspokoi swojej ciekawości, tym bardziej się do tego zniechęci. - To nie twoja sprawa. - Powiedziałam w końcu stanowczo patrząc w ziemię i chowając swoją twarz za grzywką.
- Jak to nie moja sprawa..? Przecież się przyjaźnimy! Przyjaciołom trzeba pomagać nie ważne jak bardzo jest beznadziejnie i jak bardzo ten przyjaciel nie chce pomocy. Ja wierzę, że mogę ci pomóc, że razem możemy na to coś poradzić! - Ciągnęła nadal przywdziewając tą swoją poważną maskę, jednak coraz bardziej w tej masce faktycznie widziałam tego durnego pączka, który całe dnie zawracał mi głowę.
- Przyjaźnimy? Nigdy tego nie powiedziałam. Jedyne co powiedziałam to to, że jesteśmy koleżankami.
- Ale przecież..! - Przerwała mi, przez co ja również przerwałam jej wpół słowa.
- Nie. Nie możesz mi pomóc nawet jako moja koleżanka, ani też jako przyjaciółka. Nie ważne kim byś dla mnie była nie możesz mi pomóc. Robiłam wszystko, katowałam się dzień w dzień by to się skończyło. Jednak z każdą taką próbą widziałam w jak bardzo beznadziejnej sytuacji jestem. Nie ważne co zrobisz, nie jesteś w stanie nic na to poradzić. Jedyne co mogę zrobić to czekać. Czas może zrobić bardzo wiele, a został już tylko rok. - Niechcący powiedziałam zdecydowanie za wiele, tak więc, jeżeli jej teoria jest zgodna z prawdą tylko utwierdziłam ją w jej przekonaniu.
- Po co masz czekać?! Po co masz jeszcze cały rok się z tym męczyć, skoro możemy to skończyć już teraz. Obiecuję ci, że zrobię wszystko co tylko jestem w stanie. A nawet to, czego nie jestem w stanie. Jeśli tylko mi powiesz o co chodzi, w ciągu kilku dni wszystko może się zmienić! Nie musisz czekać rok, wystarczy, że się przełamiesz, a możemy zrobić więcej niż ci się wydaje! - W tamtym momencie byłam w tak cholernej rozsypce, tak bardzo nie wiedziałam jak dobrać słowa, by utwierdzić ją w błędnym przekonaniu, a jednocześnie miałam wrażenie, że już jest po mnie, że po prostu chciało mi się śmiać. Spuściłam praktycznie wszystkie blokady okazywania emocji, które przez ten cały czas się we mnie wyrobiły, więc śmiech bardzo szybko wydobył się z mojego gardła. Więc śmiałam się, wyrażając w ten sposób wszystkie emocje i każdą jedną łzę, jaką musiałam kiedykolwiek powstrzymać.
- Muszę cię zawieść, ale wiesz... Nienawidzę takiego podejścia, jakie ty mi prezentujesz. Nie chcesz mi pomóc. Ty chcesz tylko zaspokoić swoją ludzką ciekawość. Swoją brudną, obrzydliwą, ludzką ciekawość. Chcesz dowiedzieć się tego, o czym nie wiedział nikt, by móc podnieść swoją samoocenę. Bo jesteś tylko człowiekiem. Brudną, obrzydliwą istotą ludzką chcącą tylko własnego dobra. Wszyscy ludzie są tacy sami. Nawet nie wiesz, ile ludzi mówiło dokładnie to samo, a jednak moja sytuacja się nie zmieniła. Szkoda marnować nerwów na to wszystko, więc proszę, odpuść. Odpuść, odejdź, zapomnij o wszystkim. - Przeszłam obok niej ignorując jej zszokowaną minę i łzy, jakie wodospadami spływały po jej policzkach. Położyłam dłoń na jej ramieniu i szepnęłam jej do ucha: - Nikt, ani nic nie jest w stanie tego skończyć. To jednostronna walka, którą sama muszę stoczyć. - Zdjęłam dłoń z jej ramienia i powoli odeszłam stając przed moim domem. Kitsune stała przez chwilę patrząc się w nicość z niedowierzaniem na twarzy. Jednak, kiedy miałam skręcić i wejść do domu odwróciła się, krzycząc:
- Nie odpuszczę! Zrobię wszystko, co tylko się da, a nawet to, czego się nie da! Nie muszę wiedzieć, o co chodzi, niech ci będzie. Udowodnię ci, że nie chcę zaspokoić swojej ciekawości! Bardzo chcę ci pomóc! - Ignorowałam jej słowa trzaskając drzwiami za sobą.
Kiedy tylko przekroczyłam próg mojego domu w moich oczach zebrał się wodospad łez, jednocześnie chciało mi się śmiać, krzyczeć, wstydziłam się sama za siebie, że tak bardzo strzelam sobie w kolano, bałam się sama siebie i słów, które wypłynęły z moich ust. Bałam się Kitsune i tego, co zamierza zrobić. Bardzo nie chcę niczego złego dla mamy. Nie chcę, by ktoś ją skrzywdził za to, co robi. To nie jest w żadnym stopniu jej wina. To wszystko tylko przez alkohol. Gdyby poszła na odwyk na pewno wszystko wróciłoby do normy. Jakim cudem tak bardzo to wszystko spierdoliłam?
Licznik słów: 2021
Data napisania: 08.03.2020r.
To chyba jeden z lepszych rozdziałów. Czemu wszystkie moje ocki mają jakieś naćpane alter ego? To tyle. Bayo!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro