23. "Uczucie"
Nie zrobiła nic złego.
To jego wina.
On chce ją skrzywdzić.
Ona powinna o nim zapomnieć.
Ona powinna być szczęśliwa.
***
Mistuko wyszła dziś z inicjatywą, by wspólnie z całym klubem histeryczek pojechać rowerami nad wodę. Tak też po krótkiej wymianie wiadomości stwierdziłyśmy, że one zbiorą się pod szkołą a następnie pojadą po mnie, ponieważ mieszkam na samym krańcu miasta. A za miastem jest las, w środku którego jest niewielkie jeziorko, w którym swojego czasu próbowałam się utopić. Ustaliłyśmy jeszcze, kto bierze co do jedzenia i inne potrzebne w dziczy przedmioty, umówiłyśmy się na konkretną godzinę i wszystkie zatwierdziłyśmy, że rodzice pozwalają nam się wspólnie zabrać.
Dopiero, gdy miałam pytać się babci o pozwolenie doszłam do wniosku, że nie mam roweru. Już miałam załamanie umysłowe, jednak na szczęście babcia pozwoliła mi pożyczyć swój. Tak też pognałam szybko przed dom, gdzie stał ten pojazd. Z pewnymi trudnościami ustawiłam sobie odpowiednio siodełko, kierownicę i dopompowałam opony.
W oczekiwaniu na koleżanki czytałam książkę w pokoju. Spakowałam szybko wszystko, co potrzebne i dołączyłam do reszty na rowerach.
- Daleko jest to jezioro? Już mnie nogi bolą... - Marudziła Kitsune ze zmarnowaną miną, kiedy wyprowadzałam rower.
- Nie przesadzaj. - Odparła Mitsuko. - Schudniesz trochę. - Uśmiechnęła się wspierająco, jednak nic to rozłożonej na kierownicy Kitsune niestety nie pomogło.
- Ja tam na piechotę swojego czasu chodziłam. - Mruknęłam, na co reszta spojrzała na mnie z wytrzeszczem - To tylko dwie godzinki spacerkiem w jedną stronę. - Wzruszyłam ramionami, na co reszta najwidoczniej przypomniała sobie, że długi czas nie miałam co robić w życiu.
Ruszyłyśmy w końcu. Trasa nie była szczególnie trudna. Nie było zbyt dużo wjazdów pod górę, a nawet większość leciała z górki. Jedynym problemem były korzenie drzew, na których rowery non stop podskakiwały.
Jazda rowerem jest strasznie uzależniająca. Patrzyłam pustym wzrokiem na plecy Mitsuko, która jechała przede mną i myślałam o wszystkim i niczym. Ciągle wspominałam tamten felerny wieczór, który mimo wyjaśnień Kitsune nie dawał mi spokoju. W mojej głowie zagościł Afuro i rozmyślania nad tym, dlaczego chciał zniszczyć moją relację z Kitsune. I skąd wiedział, jaki jest mój słaby punkt? A może nie wiedział i liczył, że bardziej obrzydzi mnie fakt pocałunku z dziewczyną niż sama pijana Tadashi? Ale nadal, czemu chciał bym straciła do niej zaufanie?
Nawet jeśli bym przyjęła hipotetyczny scenariusz, w którym Terumi zakochał się w Kitsune i widział we mnie konkurencję w miłości. Czemu widział we mnie konkurencję w miłości? Przecież po pierwsze Kitsune jest chyba hetero, a po drugie ja jestem chyba aseksualna... A tak przynajmniej myślałam przez ostatnie lata. I chyba myślę tak nadal. Jednak wtedy to wydobyło się z mojej nienawiści do ludzi i chęci wiecznej samotności, a teraz... Nie mogłabym wyobrazić sobie siebie w związku z chłopakiem. Nawet z Gou. O boże ohyda. Kijem bym go przez szmatę nie dotknęła.
Z zamyśleń wyrwał mnie fakt, że odległość roweru mojego i Mitsuko zaczęła się błyskawicznie zmniejszać. Zanim nacisnęłam hamulec, już wjechałam w jej plecy.
- Jezu uważaj! - Krzyknęła ledwo utrzymując równowagę. Niestety mi tej równowagi nie udało się utrzymać i wywróciłam się razem z rowerem lądując na kolanach w błocie.
- Aish cholera... - Syknęłam podnosząc się z ziemi chybocząc na obolałych kolanach. - Czemu się zatrzymałyście? - Spytałam z pretensją zaglądając do przodu.
- Kitsune wjechała w błoto i rower jej się zaklinował. - Odparła fioletowowłosa wskazując kciukiem na przód naszej drogi.
- A to ona nie jechała pięć metrów za nami? - Zdziwiłam się wspominając, jak przez całą drogę krzyczała, byśmy zwolniły, bo nie nadąża.
- Jechała. - Potwierdziła. - Ale chwilę przed wjechaniem w błoto poczuła w sobie chyba jakąś nadludzką siłę i popedałowała na sam przód. Niestety prowadzenie niezbyt jej wyszło, bo zapomniała na patrzenie pod koła.
Przewróciłam oczami wyobrażając sobie w głowie tę sytuację. Westchnęłam, po czym usłyszałam Kitsune mówiącą, że jest już gotowa do jazdy i wyciągnęła rower z błota. Wytarłam uwalone od błota kolana chusteczką i ruszyłyśmy w dalszą drogę.
Tym razem nie odlatywałam tak bardzo myślami, by na pewno nie wjechać Mitsuko w plecy. Myślami nadal w połowie próbowałam rozgryźć blondyna, jednak druga połowa uważnie przyglądała się, czy odległość między kołami się nie zmniejsza.
Po kilkunastu minutach dojechałyśmy na miejsce. Naszym oczom ukazał się niewielki zbiornik wodny otoczony wysokimi drzewami. Na jednym brzegu, konkretniej na tym, przy którym byłyśmy była niewielka polana, zaś na drugim plaża.
- Zostajemy tu czy idziemy na piasek? - Spytała Mitsuko patrząc na drugą stronę jeziora.
- Ja już nigdzie nie idę. - Odparła Kitsune upadając plackiem na trawę. - Nie mam siły nawet stać.
- Zostańmy tu, tam jest strasznie dużo słońca i zaraz się upocimy. - Stwierdziłam, na co reszta poparła ten pomysł.
Rozłożyłyśmy koc i wszystkie przekąski, jakie miałyśmy. Mitsuko wyciągnęła karty i zaczęła je tasować.
- W co gramy? - Spytałam przyglądając się, jak szybko przerzuca kartami.
- Znacie grę w holokausty? - Spytała, na co wszystkie pomachałyśmy przecząco głowami. Bardzo interesująca nazwa.
Mitsuko tłumaczyła nam zasady przez jakieś 15 minut, ponieważ kompletnie nie potrafiłyśmy załapać. W końcu zmęczona stwierdziła, że ogarniemy w trakcie.
- Czyli czekaj. Czerwoni to są liberałowie, czarni to faszyści, a joker to Hitler, tak? - Spytała chyba po raz 30 Kitsune.
- Tak, to było pierwsze zdanie, które powiedziałam. - Odparła zmęczona już tymi pytaniami fioletowowłosa.
Przeszłyśmy do gry. Na samym starcie dostałam Jokera, nie za bardzo wiedząc, co on robi. No ale cóż.
W trakcie pierwszej rundy wszystkie w końcu załapałyśmy zasady i doszłyśmy do wniosku, ze to naprawdę zajebista gra. Podczas drugiej i trzeciej nawet Yui dużo się odzywała, a na jej twarzy widniał delikatny uśmiech. Widząc, jak ta wiecznie obojętna na wszystko dziewczyna tak szczerze się uśmiecha aż serce się cieszyło. W końcu dowiedziałyśmy się, jaką osobowość ma Yui oprócz tej martwej, obojętnej na wszystko twarzy, która wychodzi bez słowa i załatwia ważne sprawy. Okazało się, że naprawdę dobrze kłamie, bo robiła nas w bambuko przez całą grę. I kiedy byłam liberałem, byłam pewna, że ona też jest, kiedy już cztery czerwone karty leżały na środku, a ja byłam zmuszona dać jej wybór. Niestety na środku leżały też trzy czarne karty, a ona okazała się być Hitlerem i faszyści wygrali. Do końca rozgrywek jej nie ufałam.
Dla odmiany Kitsune kompletnie nie potrafiła kłamać i można było z niej czytać, jak z otwartej księgi. Ale raz rzeczywiście udało jej się dotrzymać w tajemnicy kartę jokera, która została jej przyznana i wraz z trzema czarnymi kartami na środku została prezydentem doprowadzając do wygranej.
Gra trwała w najlepsze, kiedy Tadashi zadzwonił telefon. Szybko ulotniła się kawałek od nas, by go odebrać. Za nią bez słowa poszła Yui już bez swojego uśmiechu, który widniał na jej twarzy przez całą grę. Ta dziewczyna i jej tajemnicze wyjścia bez słowa ostatnio zaczęły mnie bardzo intrygować. Dlatego też chcąc również dowiedzieć się co jest grane poszłam za nimi. Na tyle daleko, by nie wyłapały mojej obecności.
- Ty też idziesz w krzaki? - Spytała Mitsuko patrząc jak próbuję wyjść jak Yui bez słowa. Zdezorientowana pokiwałam w głową, na co ona nadęła policzki, że zostawiamy ją samą i ktoś ją może porwać.
Opuściłam dziewczynę i pognałam szybszym, jednak cichym krokiem za pozostałą dwójką. Zakręciłyśmy za jakimś drzewem znajdując się w zacienionym lesie. Przeszłyśmy jeszcze kawałek, aż Yui stanęła przyglądając się z ukrycia Kitsune. Zatrzymałam się kawałek za nimi, by na pewno mnie nie usłyszały, aż w końcu różowowłosa odebrała telefon.
- Halo? - Zaczęła rozmowę. Miałam dziwne przeczucie, że rozmawiała z kimś, z kim już dawno powinna zerwać kontakt. - No jasne, że siedzę w domku... Akurat mangę czytam. - I miałam rację. Są dwie opcje. Albo rodzice nie pozwolili jej na wyjście, a sami akurat są w pracy, albo był to mój ulubieniec, Afuro Terumi. - Tak, tą którą ci polecałam ostatnio. Naprawdę super się akcja rozwija. - Nie widziałam zbyt dokładnie z tej odległości, jednak Kitsune nerwowo ryła butem w ziemi, jakby się stresowała. - J-jutro..? - Zająknęła się zaciskając dłoń na materiale spódniczki. - Wiesz co... Rodzice chcieli, żebyśmy jutro pojechali na basen, więc myślę, że nie dam rady. - Przerwała na moment słuchając, co jej rozmówca ma do powiedzenia. - Jasne, ze jesteś dla mnie ważniejszy niż rodzice, ale wiesz. Jak będę miała z nimi dobry kontakt to będą mi pozwalali częściej się z tobą widywać... - Znów przerwała. - No dobrze. W razie czego jesteśmy w kontakcie, a ja już uciekam, bo mama mnie chyba woła na obiad. - Pożegnała się i odłożyła słuchawkę.
Usłyszałam ciche kroki i doszłam do wniosku, że Yui postanowiła wrócić na koc. Schowałam się więc w zaroślach czekając, aż przejdzie. Kiedy zagrożenie zeszło z pola widzenia podeszłam spokojnym krokiem do Kitsune wymyślając w głowie wymówkę na to, czemu usłyszałam ich rozmowę.
- Rozmawiałaś z Afuro? - Spytałam spokojnym głosem. Podskoczyła lekko wystraszona i zmierzyła mnie momentalnie wzrokiem, po czym chłonąc przytaknęła lekko głową.
- Słyszałaś naszą rozmowę? - Spojrzała na mnie ze smutkiem w oczach, a ja potwierdziłam skinieniem głowy. - Tak, rozmawiałam z nim... - Posmutniała opuszczając ręce wzdłuż ciała.
- Wiesz, że nie powinnaś. On jest dla ciebie cholernie toksyczny. I to mogę wywnioskować z tej, waszej krótkiej rozmowy. - Mruknęłam patrząc wgłąb lasu.
- Naprawdę? Co on toksycznego niby robi? - Spytała bez żadnej ironii w głosie. Kompletnie poważnie. Złapana w sidła toksycznego przyjaciela nie była w stanie stwierdzić, że to jak ją traktuje jest złe.
- Oprócz ostatniego upicia ciebie, pytanie czy rodzice są dla ciebie ważniejsi od niego, jego natarczywość w spotkaniu się i samo to, że szukałaś wymówki i czujesz się winna tego, że pojechałaś dzisiaj z nami. Zabronił ci z nami kontaktu, prawda? - Spytałam odwracając się w jej stronę i patrząc w jej niebieskie, niczym bezchmurne niebo, oczy.
Zagryzła nerwowo wargę i pociągnęła nosem. Spuściła głowę, jednak moim oczom nie umknęły łzy, które zebrały się w jej spojrzeniu. Machnęła raz głową odpowiadając bezdźwięcznie na moje pytanie.
- Ja wiem, że on chce odebrać mi wszystko i muszę jak najszybciej się od niego odciąć, zanim mną zacznie manipulować. Ale ja naprawdę nie potrafię. - Głos jej się łamał, a dłonie zaciśnięte na spódniczce sprawiały wrażenie, że zaraz ją przerwą. Na ziemi wylądowały dwie łzy, którym udało się uciec z jej oczu. - Boję się. Boję się, że jak tylko spróbuję się od niego odciąć on zrobi wam, albo mi krzywdę. Mówił mi o tym. Że jeśli nie będę w stanie się od was odciąć to sam to załatwi. Jeśli jest gotowy zrobić wam krzywdę, to jeśli ja spróbuję, by stał się tylko przykrym wspomnieniem na pewno zrobi krzywdę też mi. Nie chcę, żeby coś nam się stało. - Machała głową w prawo i w lewo wytrzepując przy okazji kolejne łzy z oczu.
- To już jest szantaż. I to powinnyśmy zgłosić na policję. - Odparłam śmiejąc się w duchu, jak długo ja swojej sytuacji nie zgłosiłam na policję. - Jeżeli mówi, że jeśli nie odetniesz się od nas, to nam coś zrobi, powinnaś pójść z rodzicami na policję. - Mówiłam bez zająknięcia bardzo pewna swego.
Kitsune milczała. Jednak po kolejnych zdaniach z moich ust na temat tego, że na pewno uda nam się od niego uwolnić w końcu podniosła głowę i otarła łzy z oczu.
- Czyli jeszcze raz... Co powinnam zrobić? - Spytała nadal z łamiącym się głosem starając się doprowadzić do porządku.
- Odciąć się od niego. Zablokować wszędzie, zablokować numer. Jeśli wtedy nie da ci spokoju i będzie przyjeżdżał pod twój dom, lub robił inne głupie rzeczy masz powiedzieć o tym swoim rodzicom. Jeśli tego nie zrobisz, to ja to zrobię. - Mówiłam gestykulując rękami. - Bo jak ty mi uratowałaś dupę, to ja tobie też uratuję. I nie pozwolę, by moja najlepsza przyjaciółka cierpiała.
Słowa "najlepsza przyjaciółka" najwidoczniej bardzo ją ucieszyły, ponieważ błyskawicznie wskoczyła na mnie tuląc mnie z całej siły wręcz odbierając mi dostęp do tlenu.
- Dziękuję. - Powiedziała bardzo szczęśliwa, co wylało mi miód na serce. Wtuliła się mocno we mnie, po czym w końcu się odsunęła. Odeszła kawałek i zaczęła spoglądać wgłąb lasu. - Swoją drogą... - Zaczęła intrygując mnie. - Ostatnio naprawdę dużo myślę o tym wszystkim co się ostatnio dzieje... O tym obozie, o naszej relacji, o tym, co razem przeszłyśmy. - Przypomniało mi się kilka momentów w których byłam niesamowicie wdzięczna, że Kitsune jest obok. - I... Mam strasznie dziwne uczucie odnośnie tego wszystkiego...
- Hm? - Podeszłam bliżej do niej zaciekawiona.
- Nie to, że tego żałuję czy coś, bo wszystkie chwile z tobą były niesamowite. To uczucie jest raczej pozytywne, ale - Przestała mówić na moment, by zebrać myśli do kupy. - Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czułam. Nigdy nikt nie wywoływał u mnie takich uczuć... - Zdawała się chcieć powiedzieć coś więcej, jednak wtedy usłyszałyśmy za sobą głos Mitsuko.
- Co wy tam robicie w tym lesie tyle czasu?! Ruchacie się, czy co do cholery? - Krzyknęła podirytowana naszą długą nieobecnością.
- Daj nam jeszcz...! - Nie dokończyłam, ponieważ tym razem przerwała Kitsune.
- Nie. Możemy już iść. - Uśmiechnęła się delikatnie w moją stronę, jednak odwracając wzrok jej uśmiech błyskawicznie spłynął z twarzy.
- W porządku. - Odparłam spokojnie.
Czułam straszny niedosyt. Byłam pewna, że Tadashi chciała powiedzieć coś więcej i bardziej rozwinąć swoją wypowiedź, jednak przez to, że Mitsu nam przerwała zobaczyła w tym okazję, by tego nie mówić. Kiedyś ta fioletowowłosa mi za to zapłaci.
Licznik słów: 2207
Data napisania: 05.07.2020
Trzy razy poprawiałam końcówkę tego rozdziału ;-; To tyle. Bayo!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro