17. "Test odwagi"
Ile bym dała, żeby była przy mnie...
Ile bym dała, żeby mieć ją tylko dla siebie...
Ile bym dała, żeby była na zawsze ze mną...
Ile bym dała, żeby wybrała mnie...
Ile bym dla niej dała...
***
Po powrocie do ośrodka Kitsune zdawała nam szczegółową relację z rozmowy z jej wybrankiem. Oczywiście na każdym kroku podkreślała jak bardzo jest on przystojny, cudowny, kochany, miły i cała reszta mniej lub bardziej cenzuralnych określeń. Po opowiedzeniu historii ich zamku z piasku po raz trzeci się wyłączyłam i założyłam słuchawki na uszy. Nie wiem jak mocną cierpliwość musi mieć Mitsuko, że nadal słucha jej gadania i nie ma dość. To w sumie smutne, że szuka nam chłopaka, pcha nas do nich a ona widocznie jest szczęśliwym singlem.
- A tobie jak poszło z Gouenjim? - Spytała w końcu różowowłosa po ochłonięciu ze wszytkich emocji. Nadal jednak była cała czerwona na twarzy.
- Mi z nim? - Spytałam retorycznie wyjmując słuchawki z uszu. - Powrzucaliśmy się do wody, zakopaliśmy go w piasku i w sumie tyle. - Wzruszyłam ramionami jednocześnie wywołując w nich wielkie zdziwienie.
- Ale jak się czułaś? Co poczułaś jak wrzucił cię do wody? - Drążyła temat.
- Zimno. - Odparłam znudzona zgodnie z prawdą.
- ... - Wypuściła głośno powietrze nosem jakby załamując się moim brakiem emocji co do tego chłopaka. Jakoś nie miałam ochoty skakać z radości na jego widok, piszczeć, rumienić się i inne rzeczy które robi większość zakochanych dziewczyn. Czy to oznacza, że po prostu nie jestem w nim zakochana?
- Z innej beczki. - Zaczęła fioletowowłosa. - Po kolacji mają nam robić test odwagi. - Westchnęła zacierając ręce. Kolejna okazja by spiknąć nas z chłopakami nadchodzi.
- Znowu zedrę sobie gardło... - Mruknęła Tadashi.
- Na widok kilku duchów z prześcieradeł? - Spytałam przypominając sobie jakiś szkolny festyn na którym test odwagi wyglądał w taki sposób. Tylko mnie wtedy nie przebrano za ducha i miałam straszyć jako ja we własnej osobie. Ciekawe dlaczego.
- Rok temu ten test odwagi był naprawdę całkiem straszny. - Stwierdziła Mitsu odchylając się do tyłu i podpierając się na dłoniach. - Najpierw nam opowiedzieli jakąś historię i w tym klimacie potem nas straszyli.
- Niesamowite...
***
Po kolacji mieliśmy za zadanie stawić się przed ośrodkiem. Tak więc zrobiłyśmy. Jak się okazało dzięki Kitsune i jej kolejnym dokładkom byłyśmy ostatnie na stołówce. Jednak na zewnątrz nie zastałyśmy nikogo. Dosłownie ani jednej żywej duszy. Żadnego nauczyciela, żadnego ucznia, żadnego pracownika ośrodka.
- Gdzie się wszyscy podziali? - Zapytała pierwsza Mitsuko.
- Może wyszłyśmy ze złej strony. - Stwierdziłam. Reszta zgodziła się ze mną i wspólnie poszłyśmy na do drugiego wyjścia. Tam jednak zobaczyłyśmy tylko jednego z naszych nauczycieli... Który w pędzie wchodził do autobusu. Przez okna zobaczyliśmy kilka znajomych nam twarzy, jednak nim chociaż ruszyłyśmy z miejsca by podbiec do autobusu ten odjechał. - Co jest? - Powiedziałam zmieszana.
- To wyglądało jakby się stąd ewakuowali. - Odparła fioletowowłosa. - Ale nie było chyba żadnego alarmu... Nie?
- Nie było, a przynajmniej ja nic nie słyszałam. - Podrapałam się po głowie.
- Jeśli się ewakuowali to musi być tu gdzieś w pobliżu jakieś zagrożenie... - Mówiła drżącym głosem Kitsune. - Nie zdążyłyśmy się uratować! Umrzemy! - Histeryzowała cała drżąc.
- Nie przesadzaj. - Uspokoiłam ją. - Pewnie w ten sposób mają zamiar nam zrobić test odwagi.
- Na pewno? Przecież jest nas tylko czwórka a na obozie jest prawie cała szkoła. Jeśli mieliby tak wszystkim zrobić test odwagi to zajęłoby to co najmniej miesiąc. - Trafnie spostrzegła.
- Racja... Może zadzwoń do któregoś z chłopaków? - Zaproponowałam, na co ona się zgodziła.
Wykręciła numer, przeleciało kilka sygnałów i włączyła się poczta. Standardowa sytuacja kiedy ktoś nie odbiera telefonu, jednak w tamtej chwili każda kolejna taka próba mroziła nam krew w żyłach, ponieważ nikt nie odbierał telefonu.
- I co teraz? Mamy dzwonić na 112? - Spytałam rozglądając się po lesie z wysokimi drzewami, który otaczał nasz ośrodek tylko dodając klimatu całej tej sytuacji.
- Może wpierw rozejrzyjmy się po ośrodku? Pewnie coś nam się przesłyszało i tak naprawdę wszyscy są gdzieś indziej. - Zaproponowała Mitsuko, po czym przystałyśmy na jej decyzję.
Gdy tylko weszłyśmy do środka ni z tego ni z owego zgasło światło w całym budynku. Z całej naszej paczki jedyna Kitsune zaczęła krzyczeć po tym wydarzeniu. Jednak widząc, a raczej słysząc nasz spokój szybko się zamknęła. Nadal jednak dygotała ze strachu.
- No pięknie. - Stwierdziłyśmy równocześnie z Mitsuko patrząc w kierunku zgaszonej lampy. Po omacku doszłam do ściany i szukałam włącznika światła. Kiedy go wcisnęłam nie zareagował w żaden sposób. - Prąd nam odcięli. - Poinformowałam, na co reszta westchnęła zaniepokojona. Włączyłyśmy latarki w telefonie, po czym dalej zaczęłyśmy przeszukiwać kolejne korytarze.
- Dla bezpieczeństwa przypomnę, żebyście się nie rozdzielały, bo to tylko pogorszy naszą sytuację. - Przypomniała Mitsu, jednak gdy tylko poświeciła w naszą stronę latarką zdała sobie sprawę, że w ciemności zgubiłyśmy Yui.
- Cholera jasna, co jest z tym dniem nie tak?! - Syknęłam już podirytowana tym wszystkim co się nam dzisiaj stało. - Piątek trzynastego dzisiaj?!
- Na szczęście nie. - Odparła fioletowowłosa sprawdzając datę na telefonie.
Po obejściu kilku korytarzy postanowiłyśmy sprawdzić, czy może wszyscy przez cały ten czas nie siedzieli w pokojach. Jak się jednak okazało ta teoria również była błędna. Co jednak nas zdziwiło pokoje były otwarte. A przynajmniej ten, do którego weszłyśmy był. Po porozrzucanych kosmetykach doszłyśmy do wniosku, że jest to pokój uwielbianych przez całą szkołę dziewczyn, które bez tony makijażu na twarzy z domu nie wyjdą.
Jak się okazało prócz kosmetyków w środku zostały również ich telefony. Ta myśl jeszcze bardziej podbudowała nasze przeświadczenie, że nie jest to test odwagi, tylko prawdziwy horror.
W przypływie emocji przeszukałyśmy również szuflady, w których to znalazłyśmy gazetę. I to nie jakieś czasopismo o modzie, albo świerszczyka tylko papierową, czarno-białą gazetę. W dodatku na okładce było zdjęcie i artykuł o jakimś wariacie z piłą mechaniczną, który aktualnie rzekomo grasuje po Japonii.
- Nie podoba mi się to wszystko... - Powiedziała fioletowowłosa której zaczynało zbierać się na płacz.
- Kokoro, boję się... - Dodała Kitsune przytulając się do mojego ramienia, które wylądowało między jej wielkimi piersiami. Najwidoczniej zostałam ostatnią osobą przy zdrowych zmysłach w tym towarzystwie. Jednak ja również powoli zaczynałam się trząść i bać o to, co będzie działo się dalej.
- Uspokójcie się dziewczyny. To na pewno test odwagi. - Stwierdziłam zaprzeczając sama swoim myślom. - Przecież to wszystko wygląda jak scenariusz wyjęty z jakiegoś horroru. Pozostawienie nas samych, wzbudzenie w nas strachu widokiem odjeżdżających kolegów, odłączenie prądu, teraz ta gazeta. Wszystko jest na swoim miejscu, a wiadomo, że filmy nie mają przekładu w rzeczywistości. - Gdy tylko skończyłam mówić gdzieś za oknem rozległ się dźwięk odpalonej piły mechanicznej. Dokładnie jak w tej gazecie.
- Na pewno? - Spytała jeszcze bardziej przerażona dziewczyna. Kitsune już puściły łzy, więc umoczyła mi prawie cały rękaw bluzy.
- Na pewno. - Powiedziałam pewnie chcąc je uspokoić, by nie musieć zostawać najbardziej odpowiedzialną osobą w grupie.
- Więc skąd ten dźwięk? - Drążyła temat, podczas gdy dźwięk piły nie ustawał. Wręcz sprawiał wrażenie coraz głośniejszego, tak jakby się do nas zbliżając.
- To pewnie jakiś pracownik ośrodka, lub inny robotnik dostał zlecenie ścięcia drzewa, lub ogarnięcia ogrodzenia. Powinnyśmy do niego pójść i spytać co się dzieje. - W głębi serca jednak miałam ochotę zamknąć się całą grupą pokoju i za żadne skarby z niego nie wychodzić.
- Jest dwudziesta pierwsza. Nikt normalny o tej godzinie by nie ścinał drzewa ani nie ogarniał ogrodzenia. Za chwilę jest cisza nocna! - Trafnie zauważyła lukę w mojej teorii. Jednak jak zwykle potrafiłam na zawołanie kłamać jak z nut i tych kłamstw nie dało się wykryć, teraz do głowy nie przychodziło mi żadne racjonalne wyjaśnienie tego dźwięku.
- No dobra, czyli pragniesz mi wmówić, iż jest to wariat z hakiem zamiast dłoni, maską na twarzy i piłą mechaniczną w ręku, tak? - Mitsuko potwierdziła skinieniem głowy. - Jesteśmy w Japonii, jednym z najbezpieczniejszych krajów świata. Tutaj ludzie zostawiają rowery nie przypięte żadnym zabezpieczeniem na ulicy, a nawet zostawiają własne dzieci w wózku przed knajpą. - Mówiłam próbując jej wytłumaczyć, że nie ma żadnych wskazań na to, by to właśnie w tym kraju był wariat z piłą mechaniczną w ręce.
- To jakie znajdziesz na to logiczne wyjaśnienie? - Pytała jakby prowadząc ze mną wojnę. Jednak faktycznie nie było żadnego logicznego wyjaśnienia. Tym bardziej nie rozumiem dlaczego zamiast wiać jak najdalej stąd stałyśmy na środku korytarza i kłóciłyśmy się.
- Dzwoń na policję. - Westchnęłam nadal próbując zachować spokój. Jednak gdy tylko już chciałam się uspokoić, że przyjedzie policja, zgarną wariata z piłą łańcuchową w łapie i będziemy bezpieczne usłyszałam:
- Nie mam zasięgu. - To było dla mnie jak gwóźdź do trumny. Momentalnie również wyciągnęłam swój telefon i zdałam sobie sprawę, że też nie mam zasięgu. Mogłyśmy już tylko się modlić.
- To może wyjdziemy tam, gdzie dzwoniłaś do chłopaków? Przecież tam był zasięg. - Zaproponowałam drżącym głosem.
- Mamy wyjść na zewnątrz, gdzie prawdopodobnie grasuje ten świr?! Czy ty się dobrze czujesz?! - Krzyczała zapominając, że przez to zwiększa szanse świra na znalezienie nas. A dźwięk piły łańcuchowej był coraz głośniejszy...
- Cicho. - Położyłam jej rękę na ustach. - Chcesz żeby nas znalazł? - Ściszyłam ton do półgłosu, żeby być zrozumiałą i słyszalną, jednak na niezbyt dalekich odległościach. - Jeśli faktycznie chcemy przeżyć powinnyśmy się schować, być jak najciszej i czekać aż wróci zasięg. Kiedy wróci szybko dzwonimy na policję i modlimy się, żeby przyjechała jak najszybciej. Jasne? - Omówiłam cały plan, na co reszta się zgodziła.
Praktycznie co chwila sprawdzając czy jesteśmy wszystkie poszłyśmy jak najciszej do naszego pokoju, który był niestety dwa piętra wyżej. Chwilę nam to zajęło, jednak dźwięk piły który momentami starał się dużo cichszy nas uspokajał, że oddalamy się od potencjalnego zagrożenia.
Poszłyśmy do naszego pokoju, ponieważ do żadnego innego nie miałyśmy kluczy, a jakby trzeba było skakać z okna - wyważenie drzwi dałoby nam kilkadziesiąt cennych sekund.
Dotarłyśmy bezpiecznie do celu, jednak podczas kolejnej kontroli obecności zdałam sobie sprawę, że... Zostałam sama z Kitsune. A drzwi były już zamknięte na klucz. Kolejny trup na stanie.
- Co się stało z Mitsu...? - Spytała cichutko różowowłosa patrząc, jak układam kolejne cięższe rzeczy przy drzwiach barykadując je. Jednocześnie bardzo często odświeżałam telefon w celu zobaczenia, czy może wrócił zasięg.
- Nie wiem. - Odparłam zgodnie z prawdą. Szczerze powiedziawszy nie chciałam wiedzieć. A ciężkie kroki, które słyszałam na schodach tylko mnie przy tym utwierdzały.
- Może to Mitsu? - Pytała zaniepokojona.
- Nie szła by tak głośno. - Stwierdziłam ocierając kropelki potu z czoła. Jeśli to nie Mitsu, to zbyt dobrej wizji tego, kto to może być niestety nie mamy.
Słyszałam te ciężkie kroki i kolejne otwierane drzwi. Najprawdopodobniej sprawdzał wszystkie pokoje po kolei. Kiedy zbliżał się do nas doszłam do niezbyt radosnego dla naszej dwójki wniosku. Albo skoczymy z trzeciego piętra, albo zaliczymy bliskie spotkanie z piłą mechaniczną. Wybór był raczej oczywisty.
Poinstruowałam jak najszybciej i jak najciszej Kitsune jak ma skoczyć, żeby odnieść jak najmniejsze obrażenia. Z każdym kolejnym moim słowem na jej twarzy malowało się coraz większe przerażenie, które udzielało się również mi. Jednak nadal nie dawałam emocjom przejąć kontroli i z całych sił starałam się trzeźwo myśleć.
Zanim jednak skończyłam usłyszałyśmy walenie do drzwi. Szybko ukróciłam resztę tego, co miałam do powiedzenia, po czym chwyciłam za klamkę od drzwi. Jak się niestety okazało w przypływie emocji i zapewne braku pieniędzy na kogoś, kto mógłby naprawić tę klamkę została ona przeze mnie wyrwana. Spanikowana próbowałam ją wcisnąć i dalej przekręcić, kiedy znów usłyszałam piłę łańcuchową tym razem tnącą drzwi od naszego pokoju. Kitsune już dawno padła na ziemie przygotowana do błagania świra o życie.
Chwilę potem naszym oczom ukazał się praktycznie identyczny wariat jak na zdjęciu ukazanym w gazecie. Biała maska z wieloma dziurami, zamiast jednej dłoni hak, a w drugiej piła mechaniczna. Wyglądał jak żywcem wyciągnięty z jakiegoś horroru. Miałam wrażenie, że czas stanął w miejscu. Emocje wzięły górę i przerażona zaczęłam drzeć się chyba nawet zagłuszając tę piłę. Zaraz potem do mnie dołączyła Kitsune. Całe życie przeleciało mi przed oczami, łzy zasłoniły mi wszystko co znajdywało się przede mną, uszy zatkały się przez nadmiar krzyku, wariat podszedł do nas z tą jebaną piłą mechaniczną, a wtedy...
- Jakbyście tylko zobaczyły swoje miny. - Znajomy głos dobiegł do nas spod maski, kiedy piła została wyłączona. W pokoju nagle zapaliło się światło, a wariat zdjął maskę z twarzy. Naszym oczom ukazał się nie kto inny jak król szkolnych podrywów Gouenji - we własnej osobie. Przez szok który widniał na mojej twarzy wybuchł gromkim śmiechem czerwieniąc się na twarzy. Chyba pierwszy raz widzę jak się śmieje i wyglądał naprawdę uroczo. Jednak w tamtym momencie byłam tak przerażona, tak zdezorientowana i tak wkurwiona, że bez zastanowienia wstałam i z całej siły wymierzyłam kopniaka między jego nogi. Jaka szkoda, że akurat miałam na sobie glany...
- GOUENJI TY CHUJU! - Wydarłam się wkurwiona na lądującego na kolanach chłopaka, po czym trzaskając drzwiami z wielką dziurą w środku wyszłam.
Licznik słów: 2163
Data napisania: 24.05.2020
Fajny ten rozdział. To tyle. Bayo!
Edit 28.12.2020 - ten rozdział to gówno ;-;
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro