Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Who's gonna walk youThrough the dark side of the morning?

Po balu wiele się zmieniło. Bardzo wiele. Dwa tygodnie później Dominic na jakiś czas wyjechał z LA. Kate również zniknęła i z tego co było nam wiadomo, bawiła się świetnie. Bez alkoholu, bez narkotyków. Naprawdę. Gdy z nią rozmawiałyśmy, była jak inna dziewczyna. Odmieniona, chwilami nawet nawiedzona. Zbyt pozytywnie nastawiona do życia. Wiecie, teksty w stylu "Życie jest takie piękne, nie potrzeba go sobie ulepszać truciznami, takimi jak alkohol czy narkotyki". 

No a jeśli mowa o rozmowie. Z Taylor i Candy powoli odbudowujemy kontakt z Alice. Spokojnie, nie zostaniemy już nigdy przyjaciółkami. Ale teraz już nie syczymy na siebie ( a raczej my na nią ) na każdej wspólnej imprezie/domówce. Wymieniamy się uśmiechami, raz nawet szybkim przytuleniem. Bleee... Na całusa w policzek jeszcze przyjdzie czas. 

Niestety, nic nie może być takie piękne jak mówi Kate. Między mną a Dominiciem zaczęło się psuć. Bardzo psuć. Minęły właśnie trzy tygodnie od jego wyjazdu, kiedy pierwszy raz pojawił się ponownie w LA. Napomnę jeszcze, że przez te trzy tygodnie nasz kontakt polegał na kilku wymienionych wiadomościach w ciągu dnia i może jednej rozmowie telefonicznej na tydzień. O ile by się tyle tych rozmów uzbierało. 

Siedziałam w swoim pokoju po wyczerpującym treningu z nowym trenerem Kevinem, i oglądałam jakiś serial. Czekałam, aż przyjedzie do mnie Taylor, bo obie umierałyśmy z nudów. Zadzwonił mój telefon, a na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Dominica. Byłam na niego wkurzona. Nie odzywał się cały dzień. Postanowiłam grać zimną i niedostępną, więc po prostu go odrzuciłam. W tym czasie do pokoju wparowała Tay. 

-Mam ochotę coś porobić! Coś fajnego! 

-Chodźmy na imprezę! - zaproponowałam. 

Taylor spojrzała na mnie. 

-Mówisz? Tak na spontanie? Same? 

-Kto powiedział że same? Wiesz, same pójdziemy, ale nie same wyjdziemy! - uśmiechnęłam się szeroko. 

-Jessico Cast! Przypominam Ci, że jesteś w związku. 

Telefon również mi o tym przypomniał, bo znowu zadzwonił Dominic. Odrzuciłam. 

-Tak mówisz? Nie będę siedziała grzecznie w domku, wtedy kiedy on nie wiadomo co robi. Dziękuję bardzo - uśmiechnęłam się, wyłączyłam telefon i wstałam z łóżka. - Idę wziąć prysznic, Ty też tak zrób, skorzystaj z łazienki dla gości. Razem się ubierzemy w coś seksownego i dzisiaj zabawimy się jak dawniej! Jak singielki. 

-W sumie, ja nadal jestem singielką - Taylor wzruszyła ramionami. - Więc ta propozycja mi się bardzo podoba. 

Dwie godziny później byłyśmy gotowe i wysiadałyśmy z taksówki przed najlepszym lokalem w mieście, lokalem niestety Dominica. Albo i stety. Chciałam, żeby wiedział, że się bawię. Chciałam, żeby poczuł, że w każdej chwili może mnie stracić. Chciałam, żeby znowu się starał. Tak bardzo chciałam, żeby znowu walczył. 

Już gdy stanęłyśmy przy barze, wiedziałyśmy, że to będzie jedna z lepszych imprez. Znajome twarze posłały nam uśmiechy i podeszły do nas. 

-Hej dziewczyny - przywitał się z nami Sammy. 

-Myśleliśmy, że już nigdy ponownie na was nie trafimy - dodał Swazz. 

-No hej chłopaki - zawołała radośnie Taylor. - Oo. A Ciebie to my jeszcze nie znamy. 

I wtedy go zobaczyłyśmy, we własnej osobie, Nate Skate Maloley! Posłał nam zadziorny uśmiech. 

-Niemożliwe. Mnie wszyscy znają. 

-Skate, gdzie twoje maniery? Przedstaw się naszym przyjaciółką! - upomniał Swazz. 

-Nate - podał rękę, a później mi. Nasze spojrzenia się spotkały, a mi zrobiło się gorąco. I właściwie to jestem pewna, że kiedy uścisnął moją dłoń miałam mokro. Tak, miałam mokro. 

Po uroczystym przedstawieniu się sobie, wszyscy usiedliśmy przy wielkiej loży i zaczęliśmy popijać trunki. Z chłopakami był jeszcze Tez, Jack Johnson, Jack Glinsky z Madison Beer, swoją dziewczyną. Narzucając szybkie tempo, równie szybko zaczynaliśmy czuć promile we krwi. Żeby nie zamulać i jednocześnie zbyt szybko się nie opić, co chwilę wędrowaliśmy na parkiet. 

Przyznam się bez bicia. Po kilku kolejkach zaczynałam zapominać, że mam chłopaka, na którego jestem wściekła. Właściwie to zaczynałam o wszystkim zapominać. Nawet o moim kodeksie bycia wierną dziewczyną i o tym drugim kodeksie, bycia silną, niezależna i zimną suką. Kiedy Nate złapał mnie, przyciągnął do siebie i zaczęliśmy kołysać się w rytmie muzyki, dałam się ponieść emocją. Zapomniałam o całym świecie, a stres ze mnie wyparował. Wirowaliśmy na parkiecie i powoli zaczynało to przypominać fragment filmu o namiętnie w sobie zakochanych kochankach. No i wtedy to się stało. 

Stanęłam wryta i nie wiedziałam jak mam się zachować. Przy barze stał wściekły, wkurwiony Dominic. Gdy zobaczył, że go zauważyłam zacisnął pięść w dłoń, ruszył w naszym kierunku, ale po dwóch metrach się zatrzymał, rzucił mi zawiedzione i wkurwione spojrzenie, odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia. Wymknęłam się z objęć Skate i szybkim krokiem poszłam za Domem. Złapałam go dopiero na zewnątrz, kawałek od wyjścia z lokalu. 

-Dominic! - krzyknęłam, żeby go zatrzymać. Stanął, ale nie obrócił się. Ruszył ponownie przed siebie. 

-Dominic! - podbiegłam, prawie potykając się o własne nogi. Mocno szarpnęłam go za rękę, przy okazji sama się chwiejąc. Obrócił się wściekły. 

-Nie musiałaś sobie przerywać zabawy - ryknął. W świetle latarni zobaczyłam zadrapanie nad jego okiem. 

-Co Ty tu robisz? Co Ci się stało? - pokazałam na ranę. 

-Nie spodziewałaś się, że tu będę, co? Gdybyś odbierała ode mnie telefon, to byś o tym wiedziała - warknął. 

-Gdybyś odzywał się do mnie normalnie, to bym odebrała! - wrzasnęłam. 

-Okej. I dlatego postanowiłaś zabawić się z innymi? Żeby zrobić mi na złość! 

-Chciałam, żebyś wreszcie się mną zainteresował! - złapałam się za głowę i odwróciłam, bo poczułam jak do oczu nabierają się łzy. Za cholerę nie chciałam, żeby teraz popłynęły. 

Poczułam jak Dominic przyciąga mnie do siebie. 

-Zostaw mnie - odepchnęłam jego ręce. 

-Jess - poprosił. Odwróciłam się do niego. - Masz rację, zaniedbywałem cię - powiedział spokojnym i opanowanym głosem. 

-I to bardzo - dodałam.

-Tak, bardzo. Ale to nie powinno być dla Ciebie usprawiedliwieniem. Nie powinnaś się zachowywać tak jak przed chwilą. 

-Dominic, byłam na ciebie wściekła. Masz rację, nie powinnam się tak zachowywać, ale tak bardzo chciałam, żebyś poczuł się zazdrosny. Miałam nadzieję, że ktoś z twoich pracowników to zobaczy, przekaże ci i wreszcie się mną zainteresujesz! 

-Cały czas się tobą interesuję! 

-A niby w jaki sposób? 

Zamilkł, bo wiedział, że mam rację. 


Hej. 

Aż sama nie wierzę, że miałam ten rozdział napisany już od dawna i po prostu go nie opublikowałam. Czemu? Nie mam bladego pojęcia. 

Jeśli ktoś tu jeszcze jest, ktoś czyta, to proszę o zostawienie komentarza :) Będzie to dla mnie informacja czy jest sens jeszcze to pociągnąć dalej :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #love