W oparach tajemniczości
-Olej jego obecność - Candy pogłaskała mnie po ręce.
-Nie miałam pojęcia, że Justin wpadnie - mruknęła Tay. - Dawno nie wpadał na imprezy tego typu.
-Na szczęście Alice tu nie ma i raczej nie będzie - Candy uśmiechnęła się blado. - Ja jej przynajmniej nie zapraszałam.
-Dziewczyny, spokojnie - zbyłam je. - Wytrzymuje jego obecność w szkole, tutaj też wytrzymam.
Candy tylko posłała mi pocieszający uśmiech i wykręciła się witaniem gości, a następnie uciekła. Wszyscy wiedzieli, że temat Justina i Alice był dla mnie bardzo drażliwy. Poza tym, nikt nie chciał w mojej obecności go poruszać. Po tym, jak ich zdrada wyszła na światło dzienne, zrobiłam wojnę Alice i Justinowi. Zerwałam z nim, a ją publicznie okrzyknęłam totalną ździrą i frajerką. Może i przeżyłabym fakt, że mnie zdradził, ale nie potrafiłam zaakceptować tego, że zdradziła mnie moja najlepsza przyjaciółka. I to w moje urodziny. Po całej aferze, w szkole zrobiło się gorąco. Każdy odwrócił się od Alice, od Justina niekoniecznie, bo był to jeden z najpopularniejszych chłopaków w szkole, rozdawał wszystkie karty i miał mnóstwo prawdziwych kumpli. Jednak po tym, jak Alice została sama, przepisała się do innej szkoły. I to był cudowny pomysł, bo nie musiałam patrzeć na jej twarz już nigdy więcej. Przynajmniej miałam taką nadzieję. Z obecnością Justina zaś radzić sobie musiałam.
-A co to za piękne stworzenia? - zapytała Kate i natychmiast wpadła nam w objęcia.
-Kate, jesteś już pijana - zauważyła Tay.
-Pijana? Może troszkę - puściła nam oczko dziewczyna z burzą ciemnych loków. - Ale za chwilę widzę was w pokoju Candy! Weźcie mi jakiegoś drinka.
-Po co mamy tam iść? - zapytała Taylor, ale ja doskonale znałam odpowiedź i uśmiechnęłam się szeroko, gdy Kate to zauważyła, zrobiła to samo.
-A jak myślisz?
Nie czekając na odpowiedź Tay, obie poszłyśmy do baru, który został stworzony specjalnie na takie domówki przez brata Candy. Przystojny barman posłał nam szerokie uśmiechy i przyjął nasze zamówienie. Pośpiesznie przygotował nam trzy drinki cosmopolitan. Nagle poczułam, że ktoś kładzie rękę na moich plecach. Natychmiast zesztywniałam i spojrzałam na tą osobę. Cholernie mnie zdziwiło, gdy ujrzałam Justina.
-Hej - przywitał się.
-Cześć - odparłam sucho. Taylor wzięła swojego i Kate drinka, spojrzała na nas i powiedziała:
-Czekamy w pokoju Candy.
Gdy odeszła, Justin zamówił gin z tonikiem. Po czym spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
-Tak myślałem, że cię tu znajdę.
-Znalazłeś - mruknęłam i upiłam łyk mojego cosmo.
-Jess - szepnął i przysunął się bliżej mnie, bo ktoś chciał coś zamówić, a zajęliśmy prawie pół baru. - Nie chciałabyś, żebyśmy zaczęli od nowa?
-Co masz na myśli? - zmarszczyłam czoło.
-Żebyśmy spróbowali zapomnieć o tym co było, ruszyli do przodu - zaproponował. - Cholernie mi ciebie brakuję. Nie mówię, żebyśmy od razu wracali do siebie, pod względem pary, ale przynajmniej jako kumpli.
-Justin - westchnęłam. - Chyba śnisz - uśmiechnęłam się złowrogo i odwróciłam na pięcie.
Co on sobie myślał? pytałam samą siebie, gdy szłam do pokoju Candy. Czy on oszalał? Chciał, żebym zapomniała. No to chyba ma problem z głową, bo ja, Jessica Cast, nie zapominam o takich rzeczach. Nie zapominam o krzywdzie i bólu, o zniszczonym zaufaniu. O co to, to nie!
-Hej Jess! - posłał mi szeroki uśmiech jeden z członków szkolnej drużyny. Również się lekko uśmiechnęłam i kiwnęłam głową.
Po czym wparowałam do pokoju Candy. Natychmiast uderzył mnie charakterystyczny zapach, który tak kochałam, a jednocześnie nienawidziłam. Na łóżku Candy siedziały już Taylor z Kate i zaciągały się świeżo skręconą marihuaną. Zamknęłam szybko drzwi i dołączyłam do nich.
W pokoju było ciemno. Paliła się tylko jedna lampka w rogu, rolety były zasłonięte, żeby przypadkiem nie wpuściły ostatnich promyków słońca. Rozsiadłam się wygodnie na łóżku, upiłam kolejnego łyka mojego cosmo i odstawiłam kieliszek na nocną szafeczkę. Kate podała mi skręconego blanta. Odpaliłam go kolejny raz poprzez moją złotą zapalniczkę, którą dostałam od niej i zaciągnęłam się porządnie wymysłem Boga. Gdy wzięłam drugiego bucha, a później trzeciego, czułam jak całe wzburzenie ze mnie schodzi. Opadłam bezwiednie na łóżko i wpatrywałam się w sufit. Tay zaciągnęła się ponownie, a później zapytała:
-No i co chciał?
-Jak wam powiem, to padniecie - zachichotałam już lekko z fazowana.
Kate znowu pociągnęła bucha i podała mi narkotyk. Wstałam i kolejny raz się zaciągnęłam. Zamknęłam oczy, aby się zrelaksować. Taylor zabrała mi zioło i sama dokończyła resztę.
-No opowiadaj! - rozkazała Kate.
Wszystkie opadłyśmy na łóżko i wpatrywałyśmy się w sufit.
-Chciał, żebyśmy zapomnieli - wyjaśniłam. - I zaczęli od nowa.
Dziewczyny jak na komendę wybuchnęły niekontrolowanym śmiechem. Przez chwilę milczałam drętwo, aż sama w końcu zaczęłam chichotać. Coraz ciszej i ciszej, aż w końcu wybuchnęłam gromkim śmiechem. Śmiałyśmy się tak może z 10 minut, bolały już nas brzuchy i nie mogłyśmy wytrzymać. W końcu Taylor wstała i uchyliła okno.
-Dziewczyny, faceci to świnie - zaczęła wygłaszać swoją przemowę. - Ja już mam dosyć Zacka. Tylko się kłócimy i nie potrafimy się dogadać. Poza tym, on jest po prostu pojebany. Jebie mu się w tym pustym łbie. Jebany burak przyzwyczajony jest do tego, że ma wszystko co zapragnie i teraz zbyt pewny siebie się wydaję. Ja mu pokaże.
-Tay, po chuj mówisz takie bzdury? - westchnęła Kate. - I tak z nim nie zerwiesz, bo wy tak ciągle się kłócicie i nic.! A tego twojego gadania już mam dosyć.
-Bo wiesz, Katty, to chyba tak wygląda miłość - szepnęłam rozmarzona.
Wszystkie wybuchnęłyśmy śmiechem.
-Wiem, że jestem głupia - mruknęła Taylor i wypiła swojego drinka do końca. - I wiem, że już dawno powinnam z nim zerwać.
-Ja bym z nim zerwała - również wypiłam swojego drinka do końca. - Nigdy w życiu nie pozwoliłabym na to, żeby chłopak odwalił mi już dwa razy taki numer jak tobie! - wytknęłam ją palcem. - Nigdy bym sobie nie pozwoliła, żeby mnie kontrolował, miał do mnie o coś pretensję. Pogoniłabym go, ale to już! Kochane, związek nie powinien opierać się na macaniu i samych ograniczeniach!
-Otóż to! - poparła mnie Kate i usiadła na łóżku. - Z chłopakiem powinno się chodzić razem na imprezy, śmiać i żartować. Odwalać jajca i bawić na okrągło. A nie kontrolować się nawzajem, być tylko o siebie obsesyjnie zazdrosnym. Tak nie powinno być.
-Ale tak zawsze jest - mruknęłam zrezygnowana.
-Tak to już jest, jak ludziom za bardzo na sobie zależy - cicho szepnęła Taylor.
-No - potwierdziła Kate. - Dlatego ja nie mam chłopaka! - zaczęła chichotać i ja razem z nią.
-Ja też - obie znowu upadłyśmy na łóżko, a Taylor tylko obrzuciła nas złowrogim spojrzeniem, ale zaraz później przewróciła oczami i też zaczęła się śmiać.
Po pół godzinie wyszłyśmy z pokoju Candy już prawie całkiem normalne. Zaczęłyśmy tańczyć i podbijać parkiet. Taylor oznajmiła po jakimś czasie, że Zack do niej zadzwonił i poprosił o spotkanie, więc oczywiście pobiegła na jego zawołanie. Obie z Kate tylko spojrzałyśmy na nią krzywo, ale co miałyśmy zrobić. Zabronić jej? Postanowiłyśmy też się bawić tej nocy i wyrwać najprzystojniejszego chłopaka tej imprezy.
-Okej! - Kate klasnęła w dłonie. - Którego bierzesz?
Natychmiast przeczesałam bezradna parkiet. Stanęłyśmy teraz z Kate na uboczu, przy oknie, aby się lepiej wszystkim przyjrzeć.
-Widzisz tego z brodą na 10? - zapytałam. Kate uśmiechnęła się szeroko i pokiwała głową.
-Właśnie miałam go zaklepać! - pisnęła.
Zawsze tak robiła, a ja przewróciłam oczami.
-Okej, bierz! - poleciłam.
Kate szybko poleciała w jego stronę, a ja poszłam do baru, aby zamówić kolejne cosmo.
Jest takie przysłowie: Przyjaciół trzymaj blisko, a wrogów jeszcze bliżej. Myślę, że Kate kierowała się tym cytatem. Nie nazwałabym nigdy jej moją przyjaciółką, bo plotkowanie z kimś i zwierzanie się tej osobie, to nie jest oznaka przyjaźni. Kate nigdy nie chciałaby mieć mnie za wroga i dlatego trzymała się mnie. Poza tym, zawsze gdy wyrywałyśmy chłopaków i ja wybierałam najlepszego, Kate szybko go zaklepywała. Po jakimś czasie, przestałam wybierać najlepszych i dawałam jej tych drugorzędnych, specjalnie, aby ją podpuścić, ale chyba szybko się zorientowała, bo czasami sama znajdowała lepszych i odpuszczała. Teraz za to, doskonale się bawiła z gościem z brodą, który był naprawdę bardzo seksowny. Wzięłam moje cosmo i wyszłam na taras, aby złapać trochę świeżego powietrza.
Ujrzałam chłopaka, który palił papierosa. Zainteresował mnie, bo nigdy go wcześniej nie widziałam. Chłopak obrzucił mnie spojrzeniem i się uśmiechnął.
-Zapraszam - powiedział. Zrobiłam krok w jego stronę.
-Myślałam, że nikogo tu nie będzie - westchnęłam zawiedziona.
-Przepraszam, ale byłem pierwszy księżniczko - uśmiechnął się kąśliwie i zaciągnął papierosem.
Przyjrzałam się natychmiast jego umięśnionym ręką, gdzie na prawej zauważyłam wielki tatuaż, przedstawiający wielkiego węża biegnącego aż do ramiona. Dalej nie mogłam nic zobaczyć, bo przysłaniał go T-shirt.
-Podoba ci się? - zapytał podążając moim wzrokiem.
-Hm? - odchrząknęłam zdezorientowana.
Utkwiłam wzrok w twarzy chłopaka. Jego oczy mówiły, że jest typowym skurwielem. Chłopakiem, który pewnie skrzywdził nie jedną dziewczynę. Miał pociągłą twarz. I wyglądał naprawdę bardzo dobrze. Ciemne, czarne oczy błyszczały mu się i on również mi się przyglądał. Jego ciemne włosy były krótkie, ale lekko zmierzwione. Jak bardziej się przyglądałam, to mogłam nawet dostrzec lekkie podobieństwo do Adama z Maroon 5, ale nie wiem, czy byłoby to dobre porównanie.
-Chyba nie tylko tatuaż ci się podoba - uśmiechnął się szeroko i zgasił papierosa. Kiedy się uśmiechał zaś, przypominał Mario Casas'a. Podszedł do mnie i wyciągnął rękę. - Dominic - szepnął.
-Jess - uścisnęłam dłoń trzeźwiejąc. - I tak, fajny tatuaż. I nie, nic innego nie masz raczej fajnego - uśmiechnęłam się kąśliwie.
Chłopak się wyszczerzył.
-Jessica - westchnął. - Niech ci będzie, że mówisz prawdę, w którą kompletnie nie wierzę. Ale nie będę się dowartościowywał - puścił mi oczko. - Więc miłej zabawy.
I tak po prostu mnie zostawił. Wyszedł sobie! Nie ma go!
Patrzyłam jak odchodzi. I zapragnęłam rzucić się za nim. Ale nie, stałam dzielnie, jak przystało na mnie, zimną suczitkę i obserwowałam jak wpada w tłum i podchodzi do chłopaków z szkolnej drużyny. Skąd on się tu wziął i kto to do cholery jest? Nie miałam pojęcia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro