Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

W oparach tajemniczości

-Olej jego obecność - Candy pogłaskała mnie po ręce. 

-Nie miałam pojęcia, że Justin wpadnie - mruknęła Tay. - Dawno nie wpadał na imprezy tego typu. 

-Na szczęście Alice tu nie ma i raczej nie będzie - Candy uśmiechnęła się blado. - Ja jej przynajmniej nie zapraszałam. 

-Dziewczyny, spokojnie - zbyłam je. - Wytrzymuje jego obecność w szkole, tutaj też wytrzymam. 

Candy tylko posłała mi pocieszający uśmiech i wykręciła się witaniem gości, a następnie uciekła. Wszyscy wiedzieli, że temat Justina i Alice był dla mnie bardzo drażliwy. Poza tym, nikt nie chciał w mojej obecności go poruszać. Po tym, jak ich zdrada wyszła na światło dzienne, zrobiłam wojnę Alice i Justinowi. Zerwałam z nim, a ją publicznie okrzyknęłam totalną ździrą i frajerką. Może i przeżyłabym fakt, że mnie zdradził, ale nie potrafiłam zaakceptować tego, że zdradziła mnie moja najlepsza przyjaciółka. I to w moje urodziny. Po całej aferze, w szkole zrobiło się gorąco. Każdy odwrócił się od Alice, od Justina niekoniecznie, bo był to jeden z najpopularniejszych chłopaków w szkole, rozdawał wszystkie karty i miał mnóstwo prawdziwych kumpli. Jednak po tym, jak Alice została sama, przepisała się do innej szkoły. I to był cudowny pomysł, bo nie musiałam patrzeć na jej twarz już nigdy więcej. Przynajmniej miałam taką nadzieję. Z obecnością Justina zaś radzić sobie musiałam. 

-A co to za piękne stworzenia? - zapytała Kate i natychmiast wpadła nam w objęcia. 

-Kate, jesteś już pijana - zauważyła Tay. 

-Pijana? Może troszkę - puściła nam oczko dziewczyna z burzą ciemnych loków. - Ale za chwilę widzę was w pokoju Candy! Weźcie mi jakiegoś drinka. 

-Po co mamy tam iść? - zapytała Taylor, ale ja doskonale znałam odpowiedź i uśmiechnęłam się szeroko, gdy Kate to zauważyła, zrobiła to samo. 

-A jak myślisz? 

Nie czekając na odpowiedź Tay, obie poszłyśmy do baru, który został stworzony specjalnie na takie domówki przez brata Candy. Przystojny barman posłał nam szerokie uśmiechy i przyjął nasze zamówienie. Pośpiesznie przygotował nam trzy drinki cosmopolitan. Nagle poczułam, że ktoś kładzie rękę na moich plecach. Natychmiast zesztywniałam i spojrzałam na tą osobę. Cholernie mnie zdziwiło, gdy ujrzałam Justina. 

-Hej - przywitał się. 

-Cześć - odparłam sucho. Taylor wzięła swojego i Kate drinka, spojrzała na nas i powiedziała:

-Czekamy w pokoju Candy. 

Gdy odeszła, Justin zamówił gin z tonikiem. Po czym spojrzał na mnie i się uśmiechnął. 

-Tak myślałem, że cię tu znajdę. 

-Znalazłeś - mruknęłam i upiłam łyk mojego cosmo. 

-Jess - szepnął i przysunął się bliżej mnie, bo ktoś chciał coś zamówić, a zajęliśmy prawie pół baru. - Nie chciałabyś, żebyśmy zaczęli od nowa? 

-Co masz na myśli? - zmarszczyłam czoło. 

-Żebyśmy spróbowali zapomnieć o tym co było, ruszyli do przodu - zaproponował. - Cholernie mi ciebie brakuję. Nie mówię, żebyśmy od razu wracali do siebie, pod względem pary, ale przynajmniej jako kumpli. 

-Justin - westchnęłam. - Chyba śnisz - uśmiechnęłam się złowrogo i odwróciłam na pięcie. 

Co on sobie myślał? pytałam samą siebie, gdy szłam do pokoju Candy. Czy on oszalał? Chciał, żebym zapomniała. No to chyba ma problem z głową, bo ja, Jessica Cast, nie zapominam o takich rzeczach. Nie zapominam o krzywdzie i bólu, o zniszczonym zaufaniu. O co to, to nie! 

-Hej Jess! - posłał mi szeroki uśmiech jeden z członków szkolnej drużyny. Również się lekko uśmiechnęłam i kiwnęłam głową. 

Po czym wparowałam do pokoju Candy. Natychmiast uderzył mnie charakterystyczny zapach, który tak kochałam, a jednocześnie nienawidziłam. Na łóżku Candy siedziały już Taylor z Kate i zaciągały się świeżo skręconą marihuaną. Zamknęłam szybko drzwi i dołączyłam do nich. 

W pokoju było ciemno. Paliła się tylko jedna lampka w rogu, rolety były zasłonięte, żeby przypadkiem nie wpuściły ostatnich promyków słońca. Rozsiadłam się wygodnie na łóżku, upiłam kolejnego łyka mojego cosmo i odstawiłam kieliszek na nocną szafeczkę. Kate podała mi skręconego blanta. Odpaliłam go kolejny raz poprzez moją złotą zapalniczkę, którą dostałam od niej i zaciągnęłam się porządnie wymysłem Boga. Gdy wzięłam drugiego bucha, a później trzeciego, czułam jak całe wzburzenie ze mnie schodzi. Opadłam bezwiednie na łóżko i wpatrywałam się w sufit. Tay zaciągnęła się ponownie, a później zapytała:

-No i co chciał?

-Jak wam powiem, to padniecie - zachichotałam już lekko z fazowana. 

Kate znowu pociągnęła bucha i podała mi narkotyk. Wstałam i kolejny raz się zaciągnęłam. Zamknęłam oczy, aby się zrelaksować. Taylor zabrała mi zioło i sama dokończyła resztę. 

-No opowiadaj! - rozkazała Kate. 

Wszystkie opadłyśmy na łóżko i wpatrywałyśmy się w sufit. 

-Chciał, żebyśmy zapomnieli - wyjaśniłam. - I zaczęli od nowa. 

Dziewczyny jak na komendę wybuchnęły niekontrolowanym śmiechem. Przez chwilę milczałam drętwo, aż sama w końcu zaczęłam chichotać. Coraz ciszej i ciszej, aż w końcu wybuchnęłam gromkim śmiechem. Śmiałyśmy się tak może z 10 minut, bolały już nas brzuchy i nie mogłyśmy wytrzymać. W końcu Taylor wstała i uchyliła okno. 

-Dziewczyny, faceci to świnie - zaczęła wygłaszać swoją przemowę. - Ja już mam dosyć Zacka. Tylko się kłócimy i nie potrafimy się dogadać. Poza tym, on jest po prostu pojebany. Jebie mu się w tym pustym łbie. Jebany burak przyzwyczajony jest do tego, że ma wszystko co zapragnie i teraz zbyt pewny siebie się wydaję. Ja mu pokaże. 

-Tay, po chuj mówisz takie bzdury? - westchnęła Kate. - I tak z nim nie zerwiesz, bo wy tak ciągle się kłócicie i nic.! A tego twojego gadania już mam dosyć. 

-Bo wiesz, Katty, to chyba tak wygląda miłość - szepnęłam rozmarzona. 

Wszystkie wybuchnęłyśmy śmiechem. 

-Wiem, że jestem głupia - mruknęła Taylor i wypiła swojego drinka do końca. - I wiem, że już dawno powinnam z nim zerwać. 

-Ja bym z nim zerwała - również wypiłam swojego drinka do końca. - Nigdy w życiu nie pozwoliłabym na to, żeby chłopak odwalił mi już dwa razy taki numer jak tobie! - wytknęłam ją palcem. - Nigdy bym sobie nie pozwoliła, żeby mnie kontrolował, miał do mnie o coś pretensję. Pogoniłabym go, ale to już! Kochane, związek nie powinien opierać się na macaniu i samych ograniczeniach! 

-Otóż to! - poparła mnie Kate i usiadła na łóżku. - Z chłopakiem powinno się chodzić razem na imprezy, śmiać i żartować. Odwalać jajca i bawić na okrągło. A nie kontrolować się nawzajem, być tylko o siebie obsesyjnie zazdrosnym. Tak nie powinno być. 

-Ale tak zawsze jest - mruknęłam zrezygnowana. 

-Tak to już jest, jak ludziom za bardzo na sobie zależy - cicho szepnęła Taylor. 

-No - potwierdziła Kate. - Dlatego ja nie mam chłopaka! - zaczęła chichotać i ja razem z nią. 

-Ja też - obie znowu upadłyśmy na łóżko, a Taylor tylko obrzuciła nas złowrogim spojrzeniem, ale zaraz później przewróciła oczami i też zaczęła się śmiać. 

Po pół godzinie wyszłyśmy z pokoju Candy już prawie całkiem normalne. Zaczęłyśmy tańczyć i podbijać parkiet. Taylor oznajmiła po jakimś czasie, że Zack do niej zadzwonił i poprosił o spotkanie, więc oczywiście pobiegła na jego zawołanie. Obie z Kate tylko spojrzałyśmy na nią krzywo, ale co miałyśmy zrobić. Zabronić jej? Postanowiłyśmy też się bawić tej nocy i wyrwać najprzystojniejszego chłopaka tej imprezy. 

-Okej! - Kate klasnęła w dłonie. - Którego bierzesz? 

Natychmiast przeczesałam bezradna parkiet. Stanęłyśmy teraz z Kate na uboczu, przy oknie, aby się lepiej wszystkim przyjrzeć. 

-Widzisz tego z brodą na 10? - zapytałam. Kate uśmiechnęła się szeroko i pokiwała głową. 

-Właśnie miałam go zaklepać! - pisnęła. 

Zawsze tak robiła, a ja przewróciłam oczami. 

-Okej, bierz! - poleciłam. 

Kate szybko poleciała w jego stronę, a ja poszłam do baru, aby zamówić kolejne cosmo. 

Jest takie przysłowie: Przyjaciół trzymaj blisko, a wrogów jeszcze bliżej. Myślę, że Kate kierowała się tym cytatem. Nie nazwałabym nigdy jej moją przyjaciółką, bo plotkowanie z kimś i zwierzanie się tej osobie, to nie jest oznaka przyjaźni. Kate nigdy nie chciałaby mieć mnie za wroga i dlatego trzymała się mnie. Poza tym, zawsze gdy wyrywałyśmy chłopaków i ja wybierałam najlepszego, Kate szybko go zaklepywała. Po jakimś czasie, przestałam wybierać najlepszych i dawałam jej tych drugorzędnych, specjalnie, aby ją podpuścić, ale chyba szybko się zorientowała, bo czasami sama znajdowała lepszych i odpuszczała. Teraz za to, doskonale się bawiła z gościem z brodą, który był naprawdę bardzo seksowny. Wzięłam moje cosmo i wyszłam na taras, aby złapać trochę świeżego powietrza. 

Ujrzałam chłopaka, który palił papierosa. Zainteresował mnie, bo nigdy go wcześniej nie widziałam. Chłopak obrzucił mnie spojrzeniem i się uśmiechnął. 

-Zapraszam - powiedział. Zrobiłam krok w jego stronę. 

-Myślałam, że nikogo tu nie będzie - westchnęłam zawiedziona. 

-Przepraszam, ale byłem pierwszy księżniczko - uśmiechnął się kąśliwie i zaciągnął papierosem. 

Przyjrzałam się natychmiast jego umięśnionym ręką, gdzie na prawej zauważyłam wielki tatuaż, przedstawiający wielkiego węża biegnącego aż do ramiona. Dalej nie mogłam nic zobaczyć, bo przysłaniał go T-shirt. 

-Podoba ci się? - zapytał podążając moim wzrokiem. 

-Hm? - odchrząknęłam zdezorientowana. 

Utkwiłam wzrok w twarzy chłopaka. Jego oczy mówiły, że jest typowym skurwielem. Chłopakiem, który pewnie skrzywdził nie jedną dziewczynę. Miał pociągłą twarz. I wyglądał naprawdę bardzo dobrze. Ciemne, czarne oczy błyszczały mu się i on również mi się przyglądał. Jego ciemne włosy były krótkie, ale lekko zmierzwione. Jak bardziej się przyglądałam, to mogłam nawet dostrzec lekkie podobieństwo do Adama z Maroon 5, ale nie wiem, czy byłoby to dobre porównanie. 

-Chyba nie tylko tatuaż ci się podoba - uśmiechnął się szeroko i zgasił papierosa. Kiedy się uśmiechał zaś, przypominał Mario Casas'a. Podszedł do mnie i wyciągnął rękę. - Dominic - szepnął. 

-Jess - uścisnęłam dłoń trzeźwiejąc. - I tak, fajny tatuaż. I nie, nic innego nie masz raczej fajnego - uśmiechnęłam się kąśliwie. 

Chłopak się wyszczerzył. 

-Jessica - westchnął. - Niech ci będzie, że mówisz prawdę, w którą kompletnie nie wierzę. Ale nie będę się dowartościowywał - puścił mi oczko. - Więc miłej zabawy. 

I tak po prostu mnie zostawił. Wyszedł sobie! Nie ma go! 

Patrzyłam jak odchodzi. I zapragnęłam rzucić się za nim. Ale nie, stałam dzielnie, jak przystało na mnie, zimną suczitkę i obserwowałam jak wpada w tłum i podchodzi do chłopaków z szkolnej drużyny. Skąd on się tu wziął i kto to do cholery jest? Nie miałam pojęcia. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #love