Taniec namiętności
Czasami zapominamy, że trudno jest zerwać z przeszłością. Wieść o tym, że Alice będzie przewodniczącą dekoracji strasznie mną wstrząsnęła. Udawałam, że wszystko jest okej. Że nie mam nic przeciwko, ale miałam. A moje sny to potwierdzały. Cięgle nękał mnie obraz Justina, na zmianę z Alice. Nie mieliście nigdy tak? Kończy się dzień i jesteście zachwyceni, bo: Łał, nie pomyślałam dzisiaj prawie wcale o nim. A później przychodzi czas na sen( wy faceci możecie tego nie zrozumieć ) , jesteście szczęśliwe, że przeżyłyście ten dzień nie myśląc o nim, prawie już zapomniałyście. Kładziecie się więc zrelaksowane, spokojne i zasypiacie z miną aniołka na twarzy. Nagle budzicie się zdecydowanie zbyt wcześnie rano, są wakacje, mamy prawo spać do 12. Ale nie, budzi was sen, w którym główną rolę gra on. I wtedy wasz mózg się włącza. Myślicie i myślicie. I zamiast spać do tej 12, wy bezradne leżycie od 8, aż w końcu po dwóch godzinach, uznając, że to bez sensu, zaczynacie dzień jak gdyby nigdy nic, z uśmiechem na twarzy. Czy na tym polega miłość? Nie sądzę.
Więc wstałam po tej 10, zarzuciłam na siebie zwiewny błękitny szlafrok i zeszłam na dół, do kuchni, aby zrobić sobie porządną kawę. Nie wiele kontaktowałam, byłam pogrążona w myślach o tym, że Justin nadal siedzi w mojej głowie. Razem z Alice. I to mnie przerażało najbardziej. Powędrowałam natychmiast do ekspresu i włączyłam go, aby zaparzył mi kawę, kiedy usłyszałam za plecami:
-Dzień dobry!
Pisnęłam, podskoczyłam i dobrze, że nie trzymałam w ręku filiżanki.
-Oszalałeś? - obróciłam się i ujrzałam Dominica. - Co ty tu robisz?
Uświadomiłam sobie, że mam na sobie poliestrowe, luźne, różowe spodenki, które ledwo zakrywały mi tyłek i zdecydowanie zbyt bardzo odsłaniały nogi oraz nie do kompletu, różową bawełnianą bluzkę na ramiączkach, a na to, prześwitujący, prawie że przezroczysty, błękitny szlafrok. Wyglądałam z pewnością jak wieśniara, a na dodatek na głowie miałam istną szopę.
-Czekam na Alexa - uśmiechnął się szeroko i zmierzył mnie od góry do dołu. - Bardzo ładnie wyglądasz.
-Niczym Joanna Halpin - mruknęłam, a on uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-Gdybym chociaż wiedział kto to i jak wygląda, to bym ci na to odpowiedział, ale nie mam pojęcia. Za to ty, prezentujesz się naprawdę dobrze - pochwalił, a ja lekko się zaczerwieniłam.
-Napijesz się kawy? - zmieniłam temat.
-Raczej nie zdążę, Alex zaraz powinien tu przyjść.
-Do czego ci on potrzebny?
-Interesy - posłał mi tajemniczy uśmiech.
-Interesy z moim bratem? - spytałam. - Nie radzę, wisi mi 250$.
Dominic się zaśmiał.
-Porozmawiam z nim, żeby ci je oddał - obiecał.
-Dzięki - uśmiechnęłam się szeroko i wyjęłam z ekspresu moją kawę. - Na pewno nie chcesz?
-A śniadanie też mi zrobisz? - zapytał zaczepnie.
-Oczywiście! Francuskie tosty, naleśniki i co jeszcze będziesz chciał - mruknęłam i pokiwałam głową.
-O. Już wstałaś! - zawołał Alex i upił łyk mojej kawy, którą przed chwilą trzymałam w ręce. - Mmm. Pyszna - pochwalił i wyjął z lodówki napój energetyzujący.
-Wiem - przewróciłam oczami. - Nie zdradzicie mi, gdzie jedziecie? - zapytałam ich obu.
-Na siłownię - odpowiedział Alex, a w tym samym czasie Dominic powiedział - Na zakupy.
-Następnym razem ustalcie tą samą wersję - znowu pokręciłam głową.
-Bo najpierw jedziemy na siłownię, a później na zakupy, aby dokupić sprzęt - wytłumaczył mój brat.
-Super - zawołałam. - Miłych zakupów!
I wyszłam z pomieszczenia, aby znowu udać się do mojego wygodnego łóżeczka.
-Impreza w domku na plaży? - zapytałam Candy, aby się upewnić. - Skąd on ma tyle tych posiadłości?
-Jego wujek miał wiele barów, 3 siłownie, 5 salonów kosmetycznych i 2 kluby w Miami. Salony kosmetyczne odziedziczyła jego żona, a siłownie Dominic. Z tego co wiem, dwa bary chyba teraz należą do brata Dominica, a jeden klub do tej żony, drugi do Doma. No i miał jeszcze kilka domów. Jeden z nich znajduję się w Santa Monica, a drugi w Miami, trzeci z tego co wiem to na Hawajach.
-Robisz sobie ze mnie jaja? - tym razem spytała Tay.
Usiadłyśmy w naszej loży i położyłyśmy na stoliku nasze drinki.
-Nie. Cztery domy odziedziczył Dominic. Ostatni, w Beverly Hills.
-Uu. Jest moim sąsiadem - uśmiechnęłam się.
-Tak jak i moim! - wypomniała Tay.
-Żadnej z was - przewróciła oczami Cands. - Z tego co wiem, większość czasu spędza w tym domku w Santa Monica. I właśnie tam organizuję imprezę! Jutro!
-Z jakiej okazji? - zapytała Taylor.
-Podobno interesy mu idą coraz bardziej i chciał to uczcić. Będzie sporo osób. Ma dużo znajomości, więc to nic dziwnego. Zostałam zaproszona! - pochwaliła się dziewczyna.
-A ja nie - rzuciła urażona Taylor.
-Ja też nie dostałam zaproszenia - pocieszyłam ją.
-Zaproszenia gdzie? - spytał Travis i usiadł przy naszym stoliku.
Ku mojemu zdziwieniu, towarzyszył mu właśnie Dominic. Ubrany w dżinsy i czarną podkoszulkę prezentował się jak zwykle nieźle. Normalnie i skromnie. Oczywiście, nie skromne były jego bicepsy i zdecydowanie zbyt długo znowu przyglądałam się tatuażom.
-Zaproszenie na twoją imprezę - pokazała palcem na Dominica Taylor.
Chłopak uśmiechnął się szeroko i podrapał swój kilku dniowy zarost.
-W takim razie - usiadł obok mnie i wbił we mnie i w Tay spojrzenie. - Zapraszam was na imprezę do mnie jutro o godzinie 10.
-Dziękujemy - uśmiechnęła się szeroko Taylor.
-Tylko obecność obowiązkowa! - puścił nam oczko.
-Zobaczymy co da się zrobić - westchnęłam. - Mamy napięty grafik.
-Wierzę, że coś wymyślicie - szepnął mi chłopak i aż przeszły po całym moim ciele przyjemne ciarki.
Po chwili pojawił się obok Alex i wszyscy zaczęliśmy pić. Pół godziny później wylądowałam na parkiecie z Dominiciem. I ja i on. Oboje byliśmy naprawdę wstawieni. Trochę się wygłupialiśmy, ale przez większość naszego tańca było wyraźnie czuć unoszącą się w powietrzu namiętność.
Nigdy wcześnie nie byłam tak blisko obcego mi chłopaka. Nigdy wcześniej nie pozwoliłam na to. A teraz Dominic mnie obejmował, ja natomiast zarzuciłam ręce na jego szyję. Czułam cudowny zapach jego perfum. Jego ręce spoczywały na moich biodrach, ale nie przesuwały się niżej. Podobało mi się to, że szanował moją prywatność. Szepnął coś mi do ucha, poczułam jego ciepły oddech, ale z racji tego, że była głośna muzyka i może też przez te emocje jakie we mnie buzowały, odsunęłam się od niego, musnęłam palcami jego szorstki od zarostu policzek i kazałam mu powtórzyć.
-Jest tu strasznie gorąco! - krzyknął. - Może wyjdziemy na chwilę? - zapytał.
Udawałam, że się zastanawiam, ale wcale się nie zastanawiałam. Czekałam, aż to zaproponuję. Po chwili pokiwałam głową. On ujął moją drobną dłoń, jego ręce były tak cholernie gorące. Po czym mnie wyprowadził.
Przed klubem było mało ludzi, może dlatego, że był czwartek, ludzie jeszcze nie zaczęli weekendu. Ponadto, temperatura jakby spadła, ale ja tego nie odczuwałam. Było mi tak cholernie gorąco. I dobrze. Dominic wskazał na park znajdujący się naprzeciw klubu.
-Usiądziemy tam? - zapytał.
-Możemy - odparłam i kiedy tam ruszyliśmy, poczułam jak mocno kołuje mi się w głowie.
-Dobrze się czujesz? - spytał troskliwie.
-Tak - uspokoiłam go.
Usiedliśmy na ławce, chłopak odchylił głowę do tyłu i oglądał przez konary drzew gwiazdy.
-Mam trochę wyrzuty sumienia - zaczął. - Nie byłem dla ciebie zbyt miły na początku.
-Specjalnie zgrywałeś zimnego drania? - zagadnęłam.
-Możliwe - uśmiechnął się szeroko i spojrzał na mnie, obrócił się lekko w moją stronę. - Podziałało? Wywarłem dobre wrażenie?
-Nie - pokręciłam głową i zachichotałam.
-Masz śliczny uśmiech - Dominic przeczesał kosmyki moich włosów. - Cała jesteś piękna.
-A ty pijany! - rzuciłam.
-Ty też! - wypomniał mi.
Oboje się zaśmialiśmy.
-Zanim cię zobaczyłem, wiele o tobie słyszałem. O Jessice, którą wszyscy znają. Mówili, że zimna suka, niedostępna, ale za to przerażająco piękna. Stworzyłem sobie wizję ciebie, a gdy cię zobaczyłem, poczułem się jak oszukany.
-Nie okazałam się przerażająco piękna? - zażartowałam.
-Gdy na ciebie spojrzałem, najpierw zobaczyłem twoje oczy. Duże i tak granatowe i ciemne jak ocean. Później spojrzałem na twoje usta. Idealne, o jakich nie jedna dziewczyna marzy. Jednak, gdy przyjrzałem się całości, nigdzie nie widziałem wrednej suki i jędzy. Zobaczyłem najbardziej niewinną istotę na świecie, której nigdy nikt nie powinien skrzywdzić.
Przełknęłam głośno ślinę.
-Kto by pomyślał, że jesteś taki romantyczny - wyznałam, bo zaparło mi dech w piersi.
-Mnie też zdradziła dziewczyna - odparł nagle. - Z najlepszym przyjacielem.
-Oo - wydukałam.
-Oboje nie są warci naszej uwagi - pogłaskał mnie po ramieniu.
-Hej, kolego, pożyczysz mi swoją dupeczkę? - zawołał jakiś chłopak, który przechodził obok nas.
Dominic się napiął i uszykował do ataku, szybko go złapałam za rękę.
-Hej, hej, daj spokój! - szepnęłam, ale on wypalał dziury w twarzy chłopaka, jakby chciał zapamiętać każdy jego szczegół.
Ujęłam jego brodę i zwróciłam twarz ku sobie.
-Dominic - szepnęłam. Chłopak spojrzał na mnie. - Nie warto!
Chłopakowi ociepliło się spojrzenie. Uśmiechnął się do mnie. I zrobił coś czego nigdy bym nie podejrzewała. Pocałował mnie w czoło. Tak czule, tak cudownie, tak błogo. Justin nigdy tego nie robił. A zawsze to uwielbiałam. A on tak po prostu, zamiast w usta, przecież mógł wykorzystać sytuację, złożył na moim czole pocałunek.
-Masz rację - pogłaskał mnie po głowie i znowu pocałował w czółko.
Nie wiedziałam co mam czuć. Ale w tamtym momencie czułam się cudownie. I podobała mi się ta cala sytuacja.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro