Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Przypadki chodzą po ludziach

Wysiadłam razem z Taylor z mojego samochodu i skierowałyśmy się w stronę naszej siłowni. Ciszę przerwał telefon mojej przyjaciółki, który dzwonił dzisiaj już 10 raz. 

-Nadal nie będziesz odbierała? - zapytałam. 

-Jessica! - Taylor spojrzała na mnie błagalnie. - On prawie cię pobił! 

-Ale dostał za swoje! - nie wiedząc czemu, zaczęłam bronić Zacka. 

-To jest nieważne! - Jessica pokręciła głową. - Zerwaliśmy ze sobą. Nie powinniśmy rozmawiać. Wcale. 

-Czyli co? Chcesz zerwać całkowicie kontakt? - zapytałam zaskoczona. Proponowałam to Taylor już dawno, ale nie podejrzewałam, że ona rzeczywiście to zrobi. 

-Miałaś racje! - rzekła przyjaciółka. - Jeśli znowu zaczniemy rozmawiać i nie zerwiemy kontaktu to nigdy się nie rozstaniemy na zawsze. A on wczoraj naprawdę przegiął. Nie zamierzam z nim rozmawiać. 

-A  wystarczyło, żeby mnie zwyzywał, a tu już takie zmiany - stwierdziłam. Taylor się zaśmiała. 

-Noo, mogłaś poświęcić się już wcześniej - zawołała. 

Doszłyśmy do drzwi, przez które się wchodzi na siłownie, gdy zobaczyłyśmy karteczkę z napisem:

Awaria, siłowni zamknięta do odwołania! 

Spojrzałam na Taylor zawiedziona. 

-I co teraz? 

-Czekaj - wstrzymała mnie moja przyjaciółka i zajrzała w telefon. - Dzwonię do Cands. 

-Ona już dawno powinna tu być! - mruknęłam i obie ruszyłyśmy ponownie w stronę mojego samochodu. 

Słuchałam jak Taylor rozmawia z Candy przez telefon, a gdy się rozłączyła, posłała mi promienny uśmiech. 

-Candy wysyła mi adres siłowni Alexa i Travisa. Zgadnij, kto jest jej właścicielem! 

-Nie wiem - mruknęłam i odpaliłam samochód, aby uruchomić klimatyzację. 

-Dominic! - klasnęła w dłonie i zapięła pas. 

-Żartujesz, prawda? 

-Nie - Taylor uśmiechnęła się porozumiewawczo. - Mam nadzieję, że się spotkamy z nim. Może uda mi się z niego wyciągnąć, czy z Zackiem wszystko w porządku. 

-Mogłabyś po prostu sama go zapytać - podsunęłam odpalając samochód. 

-Już ci mówiłam! - zawyła błagalnym tonem moja przyjaciółka. - Nie chcę z nim rozmawiać - powtórzył. 

-Dobrze, już dobrze - posłałam jej przepraszający uśmiech. 


Pół godziny później byłyśmy już na miejscu. Stanęłyśmy przed nieco gorszą z wyglądu zewnętrznego siłownią od naszej stałej, ale co miałyśmy zrobić. Skoro Alex i Travis tu chodzą, to nie może ona być taka zła. Na parkingu stało już auto Cands. Gdy wysiadłyśmy z naszego, zauważyłyśmy, że dziewczyny w nim nie ma. Mogłyśmy tylko zgadywać, że jest już w środku. Obie więc szybko weszłyśmy do budynku, aby nie stać już więcej na tym palącym słońcu. 

W środku budynku było znaczne ładniej. Poszłyśmy korytarzem i po chwili, przez szklane drzwi weszłyśmy na wielką salę treningową. Przy recepcji stał Ryan. Na nasz widok uśmiechnął się promiennie. 

-Nowe klientki! - zawołał. 

-Oo, dziewczyny! - nagle obok nas pojawiła się Kate. - Szybko nas znalazłyście! 

-Z nawigacją w samochodzie nie jest to takie trudne - skomentowałam, co rozbawiło strasznie Ryana, a poirytowało Kate. 

-Komuś jeszcze nie wrócił humor po wczorajszej walce! - warknęła koleżanka. 

-To wy! - Ryan wyszedł zza recepcji. - Jessica, która dowaliła Zackowi i Taylor, o którą bitwa się toczyła! 

-Bitwa toczyła się o mnie? - Taylor była zaskoczona. 

W sumie jak tak się zastanowić, Ryan ubrał to najlepiej i najtrafniej w słowa. 

-No, przecież to o ciebie miał do niej pretensję - wyjaśnił chłopak. - To znaczy, nie zrozum mnie źle - uznał, że nie powinien tego mówić. - Po prostu byłaś jego dziewczyną i... 

-Nieważne! - Taylor machnęła ręką. - Kupmy karnet i chodźmy poćwiczyć - poprosiła mnie przyjaciółka. 

-Jasne - poparłam ją. 

-Chcecie karnet na miesiąc? - Ryan wrócił na swoje miejsce. 

-Nie, dzisiaj się rozejrzymy - przyznałam szczerze. 

-Okej. 

Po chwili chłopak podał nam cenę za dzisiejsze wejście, a następnie wrócił z cennikiem karnetów. Pokazał na szklane drzwi obrobione złotem i wyjaśnił, że to nasza szatnia. Udałyśmy się tam z Taylor. Zauważyłam, że dziewczyna nagle zaczęła robić się strasznie nerwowa. Na początku zacięła jej się szafka, ale ja otworzyłam ją bez problemu. Później nie mogła rozplątać pęka jaki zrobił jej się na sznurówce od buta. 

-Daj mi to! - rozkazałam. 

Dziewczyna podała mi obuwie i rozsiadła się na wygodnym fotelu. Musiałam przyznać, że wystrój wnętrza bardzo mi się podobał. W szatni były drewniane szafki, wszędzie było mnóstwo światła, a zamiast metalowych ławek, stały tu cztery, bardzo wygodne fotele i dwie kanapy. Ponadto, w rogu znajdowała się mała, podręczna lodówka, w razie gdyby ktoś chciał przechować sobie w niej napój lub coś innego. Przy drzwiach wejściowych znajdował się drewniany, dębowy stolik, na którym stały czyste ręczniki, gdyby ktoś zapomniał i buteleczki z szamponami i żelami pod prysznic. 

-Jest tu jak w spa, nie sądzisz? - zagadnęłam, gdy rozplątywałam sznurówkę przyjaciółki. 

-No - przyznała mi rację Tay. 

-Tylko zazwyczaj spa wywiera na ciebie dobre wrażenie, a teraz jesteś tak wściekła jak wilk. 

Taylor spojrzała na mnie spod byka, ale szybko rzuciła się na oparcie fotela i westchnęła głośno. 

-Nie jest wcale tak kolorowo - zaczęła. 

-Rozwiń - poprosiłam. 

-Dobrze się trzymam, nie? - pokiwałam głową. - A wcale tak nie jest. Wiem, że zrobiłam dobrze. Bardzo dobrze! Wreszcie mogę być wolna, umawiać się z kim chcę! Nikt mi nie będzie rozkazywał, truł dupy, a przede wszystkim, nikt mnie nie będzie upokarzał. 

-Ale mimo wszystko ci go brakuję - dokończyłam i podałam jej gotowego do założenia buta. 

Taylor zaczęła obracać go w ręce. 

-Czy to źle, że trochę za nim tęsknie? 

-Taylor - zaczęłam i usiadłam na oparciu jej fotela. - Z miłością jest tak, że jak kochamy, to na zabój. Chcemy dotykać jego brody, mimo, że ma strasznie drapiący zarost, ale i tak to nam nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. Chcemy wtulić się w niego, by poczuć ten cudowny zapach perfum zmieszany po prostu z zapachem jego ciała. Chcemy by bawił się naszymi palcami, a później ciągnął nas za włosy. A kiedy przychodzi coś złego. Kiedy on nas olewa, mimo wszystko nagle dociera do nas, że to nieistotne jak nas traktuję. Przecież go kochamy, przeżyjemy to. Kiedy piszemy, a on nie odpisuję, nadal chcemy pisać. Mamy ochotę polecieć pod jego dom i obserwować co on takiego robi. Nie potrafimy zrozumieć, że to jest złe - szepnęłam ostatnie zdanie. - Nie potrafimy tego zaakceptować. 

Taylor milczała i ja też. Zdałam sobie sprawę, że moja przemowa była nieco nie na temat, więc szybko wyjaśniłam. 

-Będziesz za nim tęsknić, bo się w nim zakochałaś! Ale nigdy nie powinnaś nadwyrężać swojej godności dla chłopaka. 

-Upokarzał mnie już tyle razy - dziewczyna ukryła twarz w dłoniach. 

-Więc nie pozwól, by po waszym rozstaniu nadal to robił - pogłaskałam ją po plecach. - Razem na to nie pozwolimy. 

Przyjaciółka wyprostowała się i spojrzała na mnie. 

-Jesteś najlepszą przyjaciółką na świecie! - gdy to powiedziała, mocno mnie przytuliła. Zaśmiałam się. 

-Chodź przyjaciółko, abyśmy skopały tyłki kilku kaloriom! 

- O tak! - klasnęła w dłonie Taylor i szybko założyła buty. 


Po godzinie treningu czułam się wyczerpana. Usiadłam na metalowej ławce na sali treningowej i upiłam łyka zimnej wody. Taylor zajęła miejsce obok mnie i uśmiechnęła się szeroko. 

-Tego mi było trzeba!

-Fakt, Adam byłby z nas dumny - zauważyłam. 

-Oo koniecznie! Kiedy następny trening z nim? 

-Przełożyłam tak jak prosiłaś na czwartek. Piątek mamy wolny - poinformowałam. 

-A co z twoją mamą i z nim? Czy to coś poważnego? - zapytała przyjaciółka. 

-Nie mam pojęcia - westchnęłam. 

Obie spojrzałyśmy na Candy i Alexa, którzy własnie pochłaniali się pocałunkami. 

-Skąd on się tu wziął? - zapytała Tay. 

-Pewnie Cands go zaprosiła - mruknęłam. 

Za Alexem do środka wwędrował w idealnie skrojonym, granatowym garniturze Dominic. Marynarkę trzymał w rękach, a długie rękawy od białej koszuli podwinął i tym sposobem pokazywał światu połowę swojego tajemniczego tatuażu. Rozpiął również trzy pierwsze guziki przy swojej szyi. Ryana podszedł do niego i o coś zapytał. Dominic spojrzał na niego, po czym uśmiechnął się szeroko, a gdy odpowiedział kumplowi, ten wyciągnął rękę i oboje przybili sobie męską piątkę, a następnie poklepali się po plecach. 

-Dominic jest niezły - odezwała się po chwili Taylor. 

Poprawiłam swoją kitkę i spojrzałam na nią pytająco. 

-Co w nim takiego dobrego? - zapytałam jak debilka, bo chyba każda dziewczyna mogłaby mi odpowiadać na to pytanie przez pół godziny. 

-Jess, znam cię nie od dziś. Nie masz chłopaka i oczywiście go nie szukasz, ale nie jesteś obojętna na przystojnych mężczyzn. A Dominic to sto procent mężczyzny. Ma swój biznes, jest męski i ma tatuaż. 

-Tatuaż nie świadczy o męskości faceta - wypomniałam i znowu weszłam na bieżnie. 

-Nie, ale on jest męski! - upierała się Taylor. - Poza tym, złaź z tej bieżni. Straciłyśmy dzisiaj za dużo czasu, ćwiczymy więc krócej. 

-A to nowe zasady wymyślasz, widzę. 

-Jessica, musimy być dzisiaj na lunchu z przewodniczącą naszej szkoły. 

-O cholera - mruknęłam. 

Zapomniałam, że dzisiaj jest lunch z Hanną, przewodniczącą naszej szkoły i organizatorką balu maturalnego. Jezu, za dwa tygodnie kończą się wakacje, zaczyna się ostatnia klasa. Nie mogłam w to uwierzyć. Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie. 

-O której mamy lunch? I czemu nie przypomniałaś mi wcześniej? - zawyłam i zeszłam z bieżni. 

-O 16 - wyjaśniła Tay. 

-Świetnie, mamy dwie godziny - mruknęłam. 

-To chyba nie przede mną tak uciekacie - odwróciłam się i zobaczyłam Dominica. Uśmiechnął się do nas szeroko. 

-O Dominic - zawołała wesoło i radośnie moja przyjaciółka. - Nie, mamy za dwie godziny ważne spotkanie. 

-Spotkanie? - spojrzał pytająco. - Nieważne - machnął ręką. - Jak się czujecie? Po wczoraj? 

-Dobrze - odparłam i uświadomiłam sobie, że teraz na pewno nie wyglądam zbyt atrakcyjnie. - A ty? 

-Świetnie - chłopak miał dzisiaj dobry humor, od razu było to widać. 

-Co u Zacka? - zapytałam, aby wyręczyć Taylor. 

-Ma złamany nos i dwa żebra, no i kilka zadrapań - wyznał i podrapał się po głowie. - Masz bardzo dobrą eskortę. Jak będę szukał ochroniarza do siłowni, koniecznie będę musiał poprosić cię o namiary. 

-Na pewno kogoś ci znajdziemy - pocieszyłam go. 

-To twoja siłownia? - zapytała, aby upewnić się Taylor. 

-Tak, podoba się wam? 

-Jest świetnie - odparowała moja przyjaciółka. - A wystrój szatni! Kolego, masz gust! 

-Szatnie zaprojektowała moja ciotka, żona poprzedniego właściciela - wyjaśnił. - Cieszę się, że wam się podoba. 

-Ciotka ma gust - pochwaliła Tay. - Myślę, że będziemy wpadać tu częściej, co nie Jess? 

-Tak - posłałam promienny uśmiech Dominicowi. 

-To świetna wiadomość - odparł chłopak. - Już was więcej nie trzymam. Powodzenia na spotkaniu - puścił nam oczko i odszedł, a następnie zniknął w pomieszczeniu za recepcją. 

Taylor spojrzała na mnie promiennie i się uśmiechnęła. 

-Leci na ciebie! Jak nic! - klasnęła w dłonie i ruszyła do szatni. 

Nie chciałam przyznać tego na głos, ale i ja na niego leciałam. Czułam to tak dobrze, jak czułam od siebie ten ohydny pot. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #love