Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Przyciąganie ziemskie czy zwykły magnes?

Czym jest miłość? O matko, ile razy zadajemy sobie to pytanie. Nikt się nawet nie przyzna, ale do końca życia będzie rozmyślał nad tym, czym jest to uczcie, czy może rzeczywiście istnieje. Jako dziecko miłość postrzegałam jako coś wyjątkowego. Małżeństwo, rzecz oczywista. Wyglądało to mniej więcej tak: W pracy poznam chłopaka, zakochamy się w sobie, oczywiście, początkowo będę cholernie niedostępna, ale on jak rycerz będzie o mnie walczył. Później się pobierzemy, a na świecie pojawi się potomstwo. Wnioski? Już wtedy wiedziałam, że kobieta musi być niedostępna, a facet musi o nią zabiegać. I podejrzewam, że tylko co do tego miałam rację. Chociaż i to pewne nie jest. 

Wracając do meritum sprawy. Miłość. Słowo, uczucie, wartość, zwał jak zwał, rzecz nigdy przeze mnie niepojęta. Życie nauczyło mnie, że nie jest tak łatwo jak sobie to wyobrażałam. Ludzie nawet jak się kochają, to się zdradzają, nie potrafią ze sobą normalnie rozmawiać, porozumiewać się, wszystko komplikują zbytecznym myśleniem. No a sam stan zakochania? To już w ogóle dziwna rzecz. Chociaż... z zakochaniem jest może trochę jak z czekoladą. Gdy odpakowujesz tabliczkę swojej ulubionej czekolady, drogiej, nie wszędzie dostępnej, czujesz podekscytowanie. Zaczynasz ją jeść i mógłbyś tak na okrągło i okrągło, ale gdy już jesteś w połowie robi Ci się mdło. Czekolada się nudzi i musisz ją odłożyć. Podobnie jest z zakochaniem. Przeżywasz stan zauroczenia, zdobywasz ją lub jego (choć jestem zwolennikiem zdobywania tylko kobiet, ponieważ kobiety nie powinny według mnie zdobywać mężczyzn), a po jakimś czasie jest już tylko mdło. Gdy zrywasz relacje, po jakimś czasie tęsknisz i brakuję Ci tej drugiej osoby. Tak to może wyglądać. Ale tego nie wiem. 

Bo nie rozumiem miłości. 


Siedziałam w samochodzie przerażona tym co miało zaraz nastąpić. Nie mam gdzie uciec. Może powinnam wysiąść z samochodu, szybko przebiec obok obcego auta i jakoś uciec. Zamknęłam drzwi w aucie na klucz, a później oczy i policzyłam do dziesięciu. Gdy otworzyłam oczy, spojrzałam w lusterko, zobaczyłam, że nie stoi za mną żadne auto. Byłam sama w tej cholernej ślepej uliczce. Zaczęłam się zastanawiać czy może coś jest ze mną nie tak, czy mam jakieś zwidy, a może za mało jadłam i po wysiłku fizycznym mam halucynację, ale to było niemożliwe. Zrezygnowana, ale też z ulgą wróciłam do domu. 


-Znowu tu jest - Candy pokazała głową na Alice, która własnie weszła do stołówki razem z Justinem. 

-Myślicie, że Justin i Alice są razem? - zapytałam. 

Taylor i Cands spojrzały po sobie. 

-Myślę, że tak - odparła Candy, a Taylor kopnęłam ją pod stołem i odparła pośpiesznie:

-Nie, na pewno nie. 

-Tay - poprosiłam. - Ja i Justin zerwaliśmy ze sobą rok temu! - przypomniałam jej. 

-Taa i coś czuję, że w głowie Ci zupełnie ktoś inny - rzuciła Candy i napchała sobie do buzi mnóstwo sałaty. Spojrzałam na nią pytająco. - Och, daj spokój - powiedziała mlaszcząc. - Też się spodobałaś Dominicowi, pytał mnie wczoraj o Ciebie. 

-Ten kretyn zupełnie mnie nie interesuję. 

-Kłamczucha! - zawołały moje obie przyjaciółki. 

-Nie chcę wybiegać w czasie, ale słonko, z kim wybierasz się na bal maturalny? - zapytała Taylor. 

-Nie wiem - westchnęłam. 

O tak, to był dylemat, który przyczepił się do mnie od jakiegoś tygodnia. Nie miałam partnera na bal i najgorsze było to, że nie miałam kandydata. 

-Weź Travisa! - zaproponowała Tay. 

-W sumie nie jest to zły pomysł - pomyślałam. 

-A Dominic? 

-Candy, Dominic się do mnie nie odzywa! - wypaliłam. 

-To się odezwie! - prychnęła dziewczyna. - Naprawdę wpadłaś mu w oko. 

-Szczerze? Wątpię - burknęłam. 

-Hej dziewczyny! - podszedł do nas David i posłał nam szeroki uśmiech. - Robię dzisiaj imprezkę. Obecność obowiązkowa! - zaznaczył. 

-Ja będę na pewno - zaszczebiotała Taylor. 

-No i taka odpowiedź mi się podoba. A Ty Jess? 

David utkwił we mnie spojrzenie swoich błękitnych oczu. Uśmiechnęłam się do niego i pokiwałam głową. 

-Tez wpadnę. 

-Świetnie! - klasnął zadowolony w dłonie. - O Ciebie Candy nie pytam, bo Alex już powiedział, że wpadniecie. 

-No tak - mruknęłam dziewczyna lekko poirytowana, że mój brat podjął tą decyzję bez niej. - W takim razie będziemy. 


Od samego początku miałam przeczucie, że coś się wydarzy na tej cholernej imprezie. Gdy zobaczyłam Alice od razu wiedziałam, że moja kobieca intuicja mnie tym razem również nie zawiodła. Jak się okazało, przyszła na ta imprezę z Justinem  i co było jeszcze gorsze, zdobywała ponownie coraz więcej kolegów. Wszyscy jakby zapomnieli o tym, co było kiedyś. Może ja tez powinnam zapomnieć? Tylko do cholery, jak? Jak zapomnieć, że twoja przyjaciółka zadała ci najokropniejszy ból ze wszystkich możliwych? Taylor oczywiście kazała mi ich ignorować, ale sama zaczęła się w sobie gotować, gdy ujrzała Zacka. Obie więc nie bawiłyśmy się rewelacyjnie, jak się okazało, Candy dołączyła do nas, bo pokłóciła się z moim bratem. Siedziałyśmy więc zażenowane w kuchni i popijałyśmy margaritę. Nagle do kuchni wpadli roześmiani Justin z Alice. Spojrzeli na nas i natychmiast z poważnieli, a dłonie, które były przed chwilą splecione, nagle się rozłączyły. 

-Szukamy Davida - poinformował Justin. - Widziałyście go? 

-Nie - odparła zażenowana Taylor. 

-Okej - odparł chłopak i po chwili oboje zniknęli. 

Westchnęłam bezradnie i ześlizgnęłam się z kuchennego krzesełka. 

-To nie ma sensu - odparłam i ziewnęłam nagle znudzona tą całą sytuacją. - Zwijam się do domu. 

-Jess, jesteś pewna? - zapytała Candy. - Jedziemy z Tobą!

-Nie dziewczyny! Zostańcie i ogarniajcie sytuacje - poradziłam. - Poza tym, potrzebuję trochę samotności - puściłam im oczko i wyszłam. 

Opuściłam dom i wybrałam numer do mamy, ale ona jak na złość nie odbierała. 

-Wszystko w porządku? - zatrzymało się przede mną to samo auto, które wczoraj za mną jechało i nagle zniknęło. Kierowcą był Dominic. Wybałuszyłam oczy zaskoczona. 

-Co ty tu robisz? 

-Powiedzmy, że przejeżdżałem w okolicy - uśmiechnął się zadziornie. - A ty już kończysz imprezę? 

-Właściwie to tak - burknęłam. 

-Podwieźć Cię do domu? - zaproponował. Spojrzałam na niego pytająco. 

-Dominic, czego ty właściwie chcesz, co? 

-Odpowiedź na to pytanie mi się nie bardzo podoba - przyznał szczerze i wysiadł z samochodu, po to by otworzyć drzwi po stronie pasażera. - Wskakuj, a może Ci powiem - uśmiechnął się lekko. 

Spojrzałam na telefon, mama nawet nie oddzwaniała. Zerknęłam w stronę domu i ukradkiem zauważyłam całującego się Justina z Alice. Chciałam jak najszybciej się stąd zabierać. Wsiadłam więc do samochodu. Dominic spojrzał na mnie lekko zaniepokojony. 

-Jeśli mam być szczery, na miejscu Justina nawet by mi nie przeszło przez myśl wybranie Alice zamiast ciebie. 

Okeej, lekko się zarumieniłam w tamtym momencie. 

-Nie obchodzą mnie wybory Justina - burknęłam. 

-No mnie też - odparł, gdy wsiadł do samochodu. - Ale ty mnie obchodzisz - przyznał i ruszył z piskiem opon. - A przez niego jesteś smutna. 

-Oj, chyba go przeceniasz - zakpiłam. - Nie jestem smutna. 

-Przez niego czy ogólnie? 

-Ogólnie. 

-Nie wiedziałem, że taka z ciebie kłamczucha - zażartował. 

-Ja nie wiedziałam, że taki z ciebie palant - warknęłam. 

Byłam wściekła. Wściekła na Alice i Justina, którzy lizali się przed całą szkołą i tym o to sposobem mnie ośmieszali. Wściekła na Dominica, że się tyle nie odzywał. Wściekła, że nagle się pojawia i udaję jakby nic się nie stało. 

-A więc to wszystko moja wina? - zapytał chłopak. 

-Tak - odparłam jak gdyby nigdy nic. 

Dominic się roześmiał i zatrzymał samochód w jakiejś zajezdni. 

-Okej Jess, w czym jest problem? 

-I Ty nie wiesz jaki mam problem? - wybuchnęłam, eksplodowałam jak wulkan. - Najpierw mnie podrywasz, a później jak gdyby nigdy nic zrywasz ze mną kontakt, nie odzywasz się. Później mnie śledzisz, tak, wiem, że to byłeś ty! Ale tchórzysz, gdy dochodzi do konfrontacji. Pojawiasz się za to następnego dnia i udajesz wielce przyjaciela! Mam Cię dosyć! - warknęłam i wysiadłam z samochodu. 

Chłopak zrobił to samo i podszedł do mnie. 

-Jess, poczekaj! 

-Jesteś taki sam jak wszyscy inni! Identyczny! Najpierw się bawisz, a później porzucasz na pastwę losu, by tylko uniknąć odpowiedzialności. 

-Jessica - Dominic mocno mnie złapał i przyciągnął do siebie. 

Nasz wzrok się spotkał. Usta dzieliły centymetry. Czułam zapach jego perfum. Pięknych perfum Bruno Banani. Obejmował mnie i mocno do siebie przyciskał, żebym tylko przypadkiem nie uciekła. 

-Nigdy nie traktowałem cię jak zabawkę - powiedział swoim męskim głosem. - A odpowiedzią na twoje pytanie, czego chcę jest tylko jedno słowo. Ciebie! 

I wtedy mnie pocałował. Jakby wszystkie motylki w brzuchu, które drzemały, obudziły się i wzbiły w gorę, chcąc przeniknąć za wszelką cenę przez moje ciało i wylecieć na wolność. Zarzuciłam ręce na jego szyję, a on przycisnął jeszcze bardziej zarówno swoje ciało do mojego jak i usta. Jedno było pewne. To była chwila, na którą od dawna czekałam. I na którą warto było czekać. 


Hej słoneczka! :*

Piszę po bardzo długiej przerwie, no ale czym się mogę usprawiedliwić? Matura, matura i jeszcze raz matura. Trochę mam teraz na głowie, no ale nie będę wam tu ściemniać, najmniej to mam weny. Jakoś długo nie mogłam znaleźć pomysłu na ten rozdział i jak zwykle wynikło wszystko spontanicznie. Szczerze, miałam już nawet pisać, że zawieszam opowiadanie, ale niesamowicie zmotywowała mnie wiadomość od catslovers13, niby była to zwykła wiadomość z pytaniem, kiedy rozdział, ale gdyby nie ta wiadomość, całkiem możliwe, że w tym roku rozdziału po prostu by już nie było. Jednak może coś tam jeszcze wymyślę i to opowiadanie nabierze trochę poweru, bo teraz to są takie flaczki z olejem. 

Ok, a teraz kochani, zdrowych, wesołych i rodzinnych świąt! Odpoczynku i nabrania mnóstwa energii na nowy rok 2016! Miłości, szczęścia i spełnienia marzeń! Jeszcze raz słoneczka! 

WESOŁYCH ŚWIĄT!! 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #love