Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prawda w pigułce

Dominic:

Otworzyłem oczy i od razu poczułem, że już więcej spać nie będę. Nie da rady. Koniec mojego snu. Spojrzałem na zegarek stojący na szafce nocnej. 10.45. Spałem dwie godziny. Westchnąłem głośno, natychmiast sprawdziłem telefon, na którym nie było żadnego powiadomienia, co mnie nieco zaniepokoiło, ale go zablokowałem, domyślając się, że Ryan zapewne jeszcze śpi. Zwlokłem się z łóżka i ruszyłem w stronę łazienki. 

Gdy wziąłem zimny prysznic, wyszedłem w samym ręczniku do mojego ciemnego, ubogo dosyć urządzonego pokoju. Kolejny raz sprawdziłem telefon. Kolejny raz nic. Odruchowo wybrałem numer do Alexa. Ale przypomniałem sobie, że pewnie Candy u niego śpi i nie jest to dobry moment na rozmowy. Ruszyłem więc do mojej małej garderoby, gdzie natychmiast w moich rękach znalazła się bielizna Calvina Kleina, krótkie spodenki dresowe i szary T-shirt. 

Zszedłem na dół i aż złapałem się za głowę. Burdel większy niż po weselu. Ruszyłem do kuchni i zobaczyłem, że niestety, z mojej lodówki zniknęło niemal wszystko. Oprócz selera naciowego. Chyba jaja... Pomknąłem na górę po kluczyki i telefon, po czym wyjechałem na zakupy. 

W drodze do sklepu zadzwoniłem wreszcie do Ryana. Nie mogłem się powstrzymać. Na szczęście mój przyjaciel już nie spał. Więc przełożyłem zakupy na później i pojechałem do niego. Chłopak otworzył mi drzwi i zaraz wrócił do kuchni. Mój żołądek natychmiast się ścisnął. 

-Jajecznica! - klasnąłem w ręce i szybko powędrowałem jego krokiem. 

-Głodny? - zapytał Ryan paradujący w samych bokserkach po domu. 

-Jak cholera - mruknąłem i rozsiadłem się na jego kanapie. 

-Co, pod nos ci podać? - zapytał poirytowany. 

-Zacząłeś już poszukiwania? - zignorowałem jego uwagę. 

Chłopak więc nałożył na dwa talerze jajecznice i zrobił kawę. Po chwili postawił cały komplet na stoliczku przed kanapą, gdy ja w tym czasie skakałem po kanałach. 

-Znalazłem ciekawe rzeczy w monitoringu - poinformował. - Ale to nikt z naszych. 

-Czyli obcy wtargnął na nasz teren? - zapytałam lekko zaskoczony. 

-Ten obcy wszedł równocześnie z dziewczynami. 

-Jakimi dziewczynami? - spojrzałem na niego jak na idiotę. Wziąłem kęs śniadania i zacząłem jeść szybciej, bo było pyszne. 

-Z Kate, Taylor, Cands i... 

-Jessicą - dokończyłem. 

Na samo wspomnienie o niej dziwnie się czułem. Była zupełnie inna niż wszystkie te puste dziunie z Beverly Hills. Przede wszystkim, była prześliczna. Jej uśmiech był taki szczery a jednocześnie onieśmielający. No i ta klasa, która ją otaczała. Niezależność, duma i opanowanie. Nigdy nie spotkałem takiej dziewczyny. Ale wiedziałem, że musiałem ją trzymać daleko od siebie. Znajomość ze mną była wystarczająco niebezpieczna. 

-Dokładnie - wyrwał mnie z zamyślenia Ryan. - Jedz, bo ci wystygnie! 

-Myślisz, że ten diler przyszedł z nimi? 

-Pewności nie mam - upił łyk kawy przyjaciel. - Ale weszli razem. Dziwny zbieg okoliczności biorąc pod uwagę, że później tak załatwili Kate. 

-Może tylko Kate ich znała? - zapytałem. 

-Może. Weszli razem, a rozstali się niemalże od razu w salonie i to kompletnie bez słowa. Podeśle ci dzisiaj te nagrania. Sam je przejrzysz. 

-Okej - zjadłem ostatnie resztki śniadania. - Namierzyłeś już go? 

-Czekam na informacje od Joe. 

-Czemu nie poprosiłeś o informacje Lilly? 

-Bo nie śpię już z nią - odpowiedział, jakby mnie oświecał. 

Zakpiłem. 

-Jakbym się nie domyślił. A to czemu? Zaczęła się angażować? 

-Uhm - mruknął chłopak. - Co, ciśnie ci się na język "A nie mówiłem"? 

-Żebyś wiedział - uśmiechnąłem się szeroko. 

Lilly była bardzo ładną policjantką. Kobieta silnej dupy, ale od razu widziałem, że szukała czegoś poważnego, a nie przelotnego romansu. Zaś Ryan był niezbyt uczuciowym, jeszcze niedojrzałym dzieciakiem. Chciał się bawić i od razu wiedziałem, że nic z tego nie wyjdzie. 

-Dobra - klasnąłem w dłonie, gdy wypiłem moją kawę. - I Joe jeszcze nie dał odpowiedzi? 

-Chyba nie - odparł, ale zerknął dla pewności w telefon. - Może Alex będzie go znał. 

-Faktycznie - pochwaliłem go. - Zadzwoń do niego - poleciłam i odniosłem naczynia, a później włożyłem je do zmywarki. 

W tym czasie Ryan wykonał telefon do Alexa. 

-I co? - zapytałem, gdy wróciłem na swoje miejsce. 

-Wysłałem mu zdjęcie. 

Gdy to powiedział, dostał odpowiedź smsem. 

-Mamy go? 

-Mamy! - uśmiechnął się szeroko Ryan. 

-No to co? Ubieraj dupę! - rozkazałem. 

Ryan wstał i ruszył do łazienki. 

-A jak z Jessicą? - krzyknął z pomieszczenia obok. 

-A jak ma być? - burknąłem. 

Nienawidziłem, kiedy Ryan wypytywał mnie o jakieś dziewczyny i chciał mnie z nimi swatać. A jeszcze bardziej wkurzało mnie, gdy pytał o Jess. 

-Słyszała naszą wczorajszą rozmowę? 

-Chyba nie - odparłem, mimo iż podejrzewałem, że prawda może być inna. 

-Nie wybadałeś w rozmowie z nią? 

-Kurwa, wyglądam jak wykrywacz kłamstw? - warknąłem. 

-E no, stary! - Ryan wyszedł z łazienki w czarnych dresach i brązowej podkoszulce na ramiączkach. - Co ci się jebie? Jak tylko pytam o tą dziewczynę stajesz się w chuj nerwowy. Dała ci kosza? 

-Zaraz ja ci mogę dać z bani! - warknąłem i  wstałem. Ryan pokręcił głową. 

-Jak ci się tak podoba to się z nią umów. 

-Nie będę się z nikim umawiał! 

-A może ty rzeczywiście wolisz chłopców? - posłał mi szeroki uśmiech chłopak. 

-Może - pokiwałem ramionami i uśmiechnąłem się zalotnie do niego. - Już od dawna podejrzewałem, że coś do ciebie czuje. 

-Weź! - Ryan krzyknął i oboje wybuchnęliśmy śmiechem. 

-Koniec żartów, czas sprać komuś tyłek - burknąłem. - Masz już adres chłopaka? 

-Tak - pokiwał głową, założył czarne nike i wyszliśmy z mieszkania. 


Pół godziny później staliśmy już pod blokiem chłopaka. Zadzwoniłem do Joe'go aby upewnić się, czy chłopak mieszka sam czy z kimś. Niestety, mieszkał z dziewczyną. 

-Co robimy z laską? - zapytał kontrolnie Ryan. 

-Uspokój się! Nie sprzątniemy gościa za to, że rozłożył towar na mojej imprezie! - przywołałem go do porządku. - Mamy dowiedzieć się dla kogo pracuje, kto mu dał namiary na moją imprezę i komu jeszcze opchnął to gówno! Idziemy tam jako jego sprzymierzeńcy. 

-Nie będzie mordobicia? 

-Nie! - zakazałem. - Chyba, że chłopak nie będzie chciał gadać. 

-I ta odpowiedź mnie w pełni satysfakcjonuje - uśmiechnął się chłopak. 

Oboje wysiedliśmy z samochodu i weszliśmy do bloku. Po chwili znajdowaliśmy się pod drzwiami chłopaka i z opanowanym spokojem, zapukaliśmy w nie. Otworzył ten sam chłopak, który był widoczny na nagraniu. Spojrzał na nas pytająco, ale z uznaniem. Widocznie doskonale nas kojarzył z wczorajszej imprezy. 

-Jakiś problem? - zapytał zaniepokojony. 

-Może nas wpuścisz? - odparł pytaniem Ryan i sam otworzył sobie szerzej drzwi, a następnie wpakował się do środka. 

-Pewnie, rozgośćcie się - zaproponował chłopak. 

-Dzięki kolo, masz coś dobrego do jedzenia? - zapytałem, bo nadal byłem głodny. 

-Tak, w lodówce coś chyba znajdziesz - wydukał lekko zmieszany, a Ryan w tym czasie robił obchód mieszkania. 

Wyjąłem z lodówki dwie małe, śniadaniowe kiełbaski i natychmiast je zjadłem, a w tym czasie Ryan pokiwał głową na znak, że mieszkanie jest czyste. Rozsiadłem się na kanapie chłopaka, a Ryan posadził go na fotelu, naprzeciw mnie. 

-W czym mogę wam pomóc chłopaki? - zapytał poddenerwowany. 

-Jak ma na imię? - zapytałem Ryana, chociaż doskonale znałem jego imię, ale była to jedna z reguł gry. 

-Kevin - poinformował mnie przyjaciel. 

-Ach, tak, Kevin - uśmiechnąłem się do niego i lekko pochyliłem nad stołem. - Zadam ci kilka pytań. Odpowiesz na nie dobrze i zgodnie z prawdą, a obiecuję, nie będzie bolało. 

-Dobrze - odparł chłopak jąkając się. Znowu się rozsiadłem na kanapie. 

-Jakim cudem dowiedziałeś się o imprezie u mnie? 

-Od koleżanki - odparł. - Chodzę z nią do szkoły. 

-Imię - warknąłem. 

-Kate Black.

Spojrzałem wymownie na Ryana, a on w tym samym czasie zaczął okrążać fotel, na którym siedział Kevin. 

-Swoją drogą, ciekawe, że jak na gościa, który ledwo co skończył szkołę, już stać cię na mieszkanie z dziewczyną - zaczął. 

-Właśnie! - klasnąłem w dłonie. - Nie masz nadzianych starych! - wypomniałem. 

-Więc jak to możliwe? - szepnął Ryan, gdy pochylił się nad nim. 

Kevinowi pojawiła się kropelka potu na czole. Zobaczyłem, że jak to w schemacie, zaczyna pocierać ręce. Pocił się cały. Ponadto, miał tik nerwowy. Zaczął mrugać oczami. 

-Nie kłopocz się - machnąłem ręką, bo mimo wszystko zrobiło mi się go szkoda. - Sprzedałeś na moim terenie narkotyki! Chcę wiedzieć dla kogo pracujesz, komu sprzedałeś te narkotyki i kto o tym wiedział albo to widział?! Jasne?! 

Chłopak zaczął się tłumaczyć. 

-Ja nic nie sprzedawałem, przysięgam, to nie ja! 

Zanim zdążyłem się cokolwiek odezwać Ryan zadał jemu potężny cios w twarz. Kevin niemalże od razu obrócił się w drugą stronę, a krew z nosa popłynęła stróżką. Posłałem mojemu przyjacielowi błagalne spojrzenie. 

-Ryan, panuj nad emocjami! - poprosiłem i wstałem. - Usiądź sobie - poradziłem i zamieniłem jego miejsce. - Wybacz za mojego przyjaciela - położyłem swoją dłoń na lewym ramieniu Kevina. - Powtórzę wolniej. Dla kogo pracujesz? 

-Zanim odpowiesz! - wtrącił Ryan. - Ja lubię bić, ale to on jest maszyną do zabijania - puścił oczko chłopakowi. 

Kevin otworzył szeroko oczy. 

-Kim wy jesteście? 

-Jeśli ci odpowiem na to pytanie, będę musiał cię zabić - odparłem bardzo spokojnym i opanowanym głosem. - Zaczniesz mówić? 


Zdaje się, że wam się nie przedstawiłem. Nazywam się Dominic Hunter. Na pierwszy rzut oka jestem zwykłym chłopakiem, który odziedziczył po bezdzietnym wujku kilka lokali i interesów, a tak naprawdę największy interes jest pod tym wszystkim ukryty. Mój wujek, Jacob Hunter kierował największym kartelem narkotykowym w Ameryce. Niestety, to zadanie po jego śmierci przypadło mi. 

Nie jestem zwykłym dilerem ani nic z tych rzeczy. Nawet takim zwyczajnym producentem. Mam wiele zasad, a jedną z nich jest to, że zabijam w ostateczności. Nie lubię tego robić. Lubię werbować nowe, zaufane osoby. Tymi osobami są np. Alex czy Travis. 

Poza tym, nie jestem typem faceta, który sprowadza sobie co noc nową dupeczkę. Nie sypiam z dziewczynami. No chyba, że są to wyjątkowe dziewczyny. Jednak nie zaliczam ich, a później nie wyrzucam na próg i mam to w dupie. Jestem typem faceta, który traktuję kobiety z szacunkiem. 

I jestem zupełnie inny niż mój wujek. 

Nie lubię tego biznesu. Przeklinam go! Gdyby nie on, już dawno byłbym z kobietą mojego życia, którą najprawdopodobniej gdzieś już tam spotkałem, ale odrzuciłem ją z obawy na niebezpieczeństwo. 

Mało osób wie, że to ja jestem szefem wszystkich szefów. Alex i Travis ciągle myślą, że nade mną ktoś nadal stoi. A tak naprawdę tylko Ryan i Malcolm, brat Travisa, wiedzą, że to ja pociągam za wszystkie sznurki. 

Oto cała prawda o Dominicu Hunterze. I powtarzam kolejny raz, nie jestem zwykłym producentem. 


Hej :*

Nie myślcie, że jak wyjawiłam wam prawdę, to już jest koniec opowiadania albo coś w tym stylu. :D Ujawnienie tej prawdy było celowym zabiegiem. :D Zobaczycie co tam się będzie działo wkrótce. :D 

Pod ostatnim rozdziałem nie było żadnego komentarza, co mnie bardzo zasmuciło. :( Tak bardzo lubię czytać wasze opinię, więc mam nadzieję, że tym razem nadrobicie. :D Piszcie co myślicie o tym wszystkim i jak to się wam podoba! :) 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #love