Niespodzianka!
-Przeglądałaś projekt Alice? - zapytała mnie Hanna, gdy przysiadła się do naszego stolika w porze lunchu.
-Nie - odparłam zgodnie z prawdą.
Hanna spojrzała na mnie pytająco.
-Dała mi ta teczkę i kazała ci ją przekazać. Nie grzebię w cudzych rzeczach.
-Jessica - Hanna podsunęła mi teczkę, a następnie wyjęła ze swojego plecaka MacBooka i go włączyła. - Jakby nie patrzyć, to są też i twoje sprawy. Ostatnie jesteś jakaś rozkojarzona. Wszystko w porządku?
-Tak - zapewniłam ją.
-Rozkojarzona, bo zakochana - podpowiedziała Hannie Kate. Hanna spojrzała się na nią krzywo. Nigdy za nią nie przepadała i jej obecność traktowała jak powietrze. Chodziły plotki, że Kate przelizała się w pierwszej klasie z chłopakiem Hanny i dlatego ta jest dla niej taka surowa.
-Właściwie to jak wrócę do domu, prześlę materiały wszystkim na mejla - postanowiła Hanna i zlekceważyła uwagę Kate. - Oglądaj.
Podsunęła mi pod nos swojego MacBooka. Pokazywała mi gotowe projekty sali i dekoracji. Nie były złe. Właściwie to musiałam przyznać, że były dobre. Piekielnie dobre.
-Masz rację, prześlij to mi i Taylor na e-mail'a. Razem się temu przyjrzymy i damy ci znać.
-Jess, mam do ciebie jeszcze jedną prośbę - dziewczyna schowała komputer do plecaka.
-Słucham.
-Spójrz na te projekty sprawiedliwym okiem i zapomnij, że robiła je Alice. One są naprawdę dobre.
-Hanna - westchnęłam. - Umiem zachować się jak profesjonalistka, nie mieszam życia prywatnego od "zawodowego".
-Ale wczoraj podobno się kłóciłyście.
-To była tylko pikantna wymiana zdań - skwitowałam. Hanna uśmiechnęła się delikatnie.
-Okej, skoro tak twierdzisz. Dzisiaj będziesz miała wszystkie informacje na e-mailu.
-Świetnie.
Hanna zebrała swoje rzeczy i odeszła. Przy stoliku siedziałam tylko z Kate.
-Gdzie podziała się reszta? - zapytałam i wzięłam kęs mojej sałatki.
-Nie mam pojęcia - odparła niemrawo Kate.
-Wszystko okej? - spojrzałam na nią zaciekawiona. Dziewczyna zaczęła grzebać w swojej torbie.
-Znalazłam to wczoraj w rzeczach mojej mamy.
Podsunęła mi pod nos broszurkę ośrodka dla uzależnionych.
-Myślisz, że chcą cię tam wysłać?
-A widzisz jakąś inna opcję? Oczywiście, że chcą mnie tam wysłać. Najgorsze jest to, że przejrzałam dokładnie ich stronę. Ośrodek znajduję się jakieś 500 mil stąd i wymaga 2-miesięcznej kuracji. Ani chwili krócej! Mam zniknąć na dwa miesiące!
-Kate, nie panikuj! - uspokoiłam ją.
-Łatwo ci mówić.
-Pogadaj z rodzicami.
-Oni chcą się mnie pozbyć, to proste!
-Kate, oni się o ciebie martwią! - wyjaśniłam. - Naprawdę cię kochają.
-Jessica, prędzej ucieknę z domu niż wyjadę do ośrodka dla świrów.
-Kate, nikt cię tam nie wyślę. Pogadaj z rodzicami, powiedz, że już nie bierzesz ani nie palisz.
-Robią mi badania co tydzień. Wiedzą, że nie przestałam.
-Kiedy zapaliłaś!? - zapytałam zaskoczona. - Myślałam, że od czasu wypadku.
-To był tylko raz! Siedziałam z Travisem i sobie zapaliliśmy małe blancika. Nic specjalnego.
-Siedziałaś z Travisem? - uniosłam pytająco brwi.
-Daj spokój - machnęła ręką. - Tak sobie gadaliśmy.
-Okej, nie pytam. Więc w badaniach wyszło, że paliłaś?
-Tak - mruknęła.
-Przekichane - westchnęłam.
Wrzuciłam książkę z historii do mojej szafki i wyjęłam z niej zaległe zadania z angielskiego, które powinnam oddać już tydzień temu.
-Mam dla ciebie dobrą wiadomość - powiedział śpiewnym głosem mój brat.
-No to nawijaj! - rozkazałam.
-Zeyday przyjeżdża na weekend!
-Co? - otworzyłam oczy ze zdumienia.
-Wiedziałem, że się ucieszysz! - Alex szeroko się uśmiechnął.
-Czemu tak nagle? Coś się stało?
-Nie wiem - pokiwał ramionami. - Mama do mnie zadzwoniła przed chwilą i powiedziała, żebyśmy po szkole zaplanowali co trzeba kupić i zrobić w piątek na kolację, kiedy przyjadą.
Zeyday była przybraną córką siostry mojego taty. Ciocia Grace długo nie mogła znaleźć sobie faceta, aż w końcu poznała Ericka. Jednak okazało się, że Erick miał córkę. Jego żona zmarła zaraz po porodzie. Zayday była w moim wieku, więc od kiedy tylko się poznałyśmy, a miałyśmy wtedy z 5 lat, od razu złapałyśmy wspólny język mimo, że Zeyday była ciemnoskórą dziewczynką. To znaczy, nie była murzynką. Raczej ciemną mulatką. Miała piękne, ciemne, długie włosy i czasami wyglądała jak Rihanna, tylko troszkę ciemniejsza. Mama często mówiła, że Zeyday przypomina bardziej Ciare niż Rihanne i z wiekiem czasu rozumiałam, że faktycznie ma rację. W każdym razie z Zeyday się uwielbiałyśmy i każdy jej przyjazd do Beverly Hills było dla mnie ogromną frajdą. Zeyday mieszkała w Chicago, więc nie widywałyśmy się często, ale każde wakacje spędzałyśmy razem. Dwa tygodnie u niej i dwa tygodnie u mnie. Była mi najbliższą osobą mimo, że nie była blisko mnie.
-Okej, więc po szkole od razu jedziemy do domu i musimy uzgodnić co będziemy gotować.
-Jess? - zapytał nieśmiało mój brat.
-No?
-Tata pewnie też będzie na tej kolacji.
-No pewnie tak.
-Będzie niezręcznie.
-Czemu?
-Bo mama chyba chcę zaprosić Adama.
-Nie żartuj! - poprosiłam.
-Tak mi się wydaję.
Oboje ruszyliśmy w stronę klasy, gdzie miał lekcje nasz nauczyciel angielskiego.
-Nie, ona raczej nie traktuję go poważnie.
-A co jeśli tak? Co jeśli nasi rodzice się rozwiodą?
-Wiesz, właściwie to i tak nie żyją jak małżeństwo, więc to tylko formalność.
-Nie chcę widzieć w naszym domu innego faceta niż nasz ojciec.
-Oj, Alex, nie zachowuj się jak dziecko - zaśmiałam się.
-Mówię poważnie. Jeśli Adam zamieszka z nami, ja się wyprowadzam do ojca!
Gdy to powiedział po prostu sobie odszedł. Czy mama rzeczywiście chciałaby, żeby Adam zamieszkał z nami? Ja też chyba bym tego nie zniosła.
Po szkole faktycznie pojechaliśmy do domu i omówiliśmy sprawy piątkowej kolacji. Spisaliśmy liste zakupów, a później przyjechał do mnie Dominic. Wszedł do domu lekko zdenerwowany. Przywitał się ze mną, nalał sobie wody do szklanki i zaczął uparcie myśleć.
-Co ci jest? - zapytałam i wyjęłam z szafki ciastka brownie.
-Muszę jechać na weekend do Nowego Jorku - oznajmił.
-Co? Nie! - zawyłam. - Na weekend przyjeżdża moja najlepsza przyjaciółka Zeyday i chciałam, żebyś ją poznał.
-Kim jest Zeyday? - zapytał zaskoczony.
-Koniecznie musisz ją poznać! Nie wiem ile tu zostanie, ale mam nadzieję, że jak najdłużej. Jest świetna i na pewno ją polubisz.
-Jeśli będzie tu jeszcze w poniedziałek, to na pewno ją poznam - uśmiechnął się łagodnie.
-Czemu musisz wyjechać?
-Sprawy biznesowe - odparł porozumiewawczo.
-To jest moment, kiedy mam już o nic nie pytać?
-Dokładnie tak. Alex jest u siebie?
-Jeszcze tak. Zaraz chyba wychodzi do Candy.
-Ok, to zajrzę do niego na chwilę.
Patrzyłam jak znika i zrozumiałam, że kiedy Zeyday przyjedzie, muszę z nią omówić tą sprawę. Musi mi doradzić, czy powinnam rzeczywiście siedzieć cicho i udawać, że wszystko jest w porządku, czy zmusić Domnica by o wszystkim dokładnie mi powiedział.
Hej :*
Wiem, rozdział dosyć słaby, ale postaram się, żeby później się coś działo.
Posłuchajcie, myślę, że raczej nie dodam nic do matury, chyba, że najdzie mnie mega wena i nie będę mogła się powstrzymać, ale póki co, chcę zrobić przerwę, dobrze się przygotować, a po maturze powrócę, obiecuję! :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro