Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Niespodzianka!

-Przeglądałaś projekt Alice? - zapytała mnie Hanna, gdy przysiadła się do naszego stolika w porze lunchu. 

-Nie - odparłam zgodnie z prawdą. 

Hanna spojrzała na mnie pytająco. 

-Dała mi ta teczkę i kazała ci ją przekazać. Nie grzebię w cudzych rzeczach. 

-Jessica - Hanna podsunęła mi teczkę, a następnie wyjęła ze swojego plecaka MacBooka i go włączyła. - Jakby nie patrzyć, to są też i twoje sprawy. Ostatnie jesteś jakaś rozkojarzona. Wszystko w porządku? 

-Tak - zapewniłam ją. 

-Rozkojarzona, bo zakochana - podpowiedziała Hannie Kate. Hanna spojrzała się na nią krzywo. Nigdy za nią nie przepadała i jej obecność traktowała jak powietrze. Chodziły plotki, że Kate przelizała się w pierwszej klasie z chłopakiem Hanny i dlatego ta jest dla niej taka surowa. 

-Właściwie to jak wrócę do domu, prześlę materiały wszystkim na mejla - postanowiła Hanna i zlekceważyła uwagę Kate. - Oglądaj. 

Podsunęła mi pod nos swojego MacBooka. Pokazywała mi gotowe projekty sali i dekoracji. Nie były złe. Właściwie to musiałam przyznać, że były dobre. Piekielnie dobre. 

-Masz rację, prześlij to mi i Taylor na e-mail'a. Razem się temu przyjrzymy i damy ci znać. 

-Jess, mam do ciebie jeszcze jedną prośbę - dziewczyna schowała komputer do plecaka. 

-Słucham. 

-Spójrz na te projekty sprawiedliwym okiem i zapomnij, że robiła je Alice. One są naprawdę dobre. 

-Hanna - westchnęłam. - Umiem zachować się jak profesjonalistka, nie mieszam życia prywatnego od "zawodowego". 

-Ale wczoraj podobno się kłóciłyście. 

-To była tylko pikantna wymiana zdań - skwitowałam. Hanna uśmiechnęła się delikatnie. 

-Okej, skoro tak twierdzisz. Dzisiaj będziesz miała wszystkie informacje na e-mailu. 

-Świetnie. 

Hanna zebrała swoje rzeczy i odeszła. Przy stoliku siedziałam tylko z Kate. 

-Gdzie podziała się reszta? - zapytałam i wzięłam kęs mojej sałatki. 

-Nie mam pojęcia - odparła niemrawo Kate. 

-Wszystko okej? - spojrzałam na nią zaciekawiona. Dziewczyna zaczęła grzebać w swojej torbie. 

-Znalazłam to wczoraj w rzeczach mojej mamy. 

Podsunęła mi pod nos broszurkę ośrodka dla uzależnionych. 

-Myślisz, że chcą cię tam wysłać? 

-A widzisz jakąś inna opcję? Oczywiście, że chcą mnie tam wysłać. Najgorsze jest to, że przejrzałam dokładnie ich stronę. Ośrodek znajduję się jakieś 500 mil stąd i wymaga 2-miesięcznej kuracji. Ani chwili krócej! Mam zniknąć na dwa miesiące! 

-Kate, nie panikuj! - uspokoiłam ją. 

-Łatwo ci mówić. 

-Pogadaj z rodzicami. 

-Oni chcą się mnie pozbyć, to proste! 

-Kate, oni się o ciebie martwią! - wyjaśniłam. - Naprawdę cię kochają. 

-Jessica, prędzej ucieknę z domu niż wyjadę do ośrodka dla świrów. 

-Kate, nikt cię tam nie wyślę. Pogadaj z rodzicami, powiedz, że już nie bierzesz ani nie palisz. 

-Robią mi badania co tydzień. Wiedzą, że nie przestałam. 

-Kiedy zapaliłaś!? - zapytałam zaskoczona. - Myślałam, że od czasu wypadku. 

-To był tylko raz! Siedziałam z Travisem i sobie zapaliliśmy małe blancika. Nic specjalnego. 

-Siedziałaś z Travisem? - uniosłam pytająco brwi. 

-Daj spokój - machnęła ręką. - Tak sobie gadaliśmy. 

-Okej, nie pytam. Więc w badaniach wyszło, że paliłaś? 

-Tak - mruknęła. 

-Przekichane - westchnęłam. 


Wrzuciłam książkę z historii do mojej szafki i wyjęłam z niej zaległe zadania z angielskiego, które powinnam oddać już tydzień temu. 

-Mam dla ciebie dobrą wiadomość - powiedział śpiewnym głosem mój brat. 

-No to nawijaj! - rozkazałam. 

-Zeyday przyjeżdża na weekend! 

-Co? - otworzyłam oczy ze zdumienia. 

-Wiedziałem, że się ucieszysz! - Alex szeroko się uśmiechnął. 

-Czemu tak nagle? Coś się stało? 

-Nie wiem - pokiwał ramionami. - Mama do mnie zadzwoniła przed chwilą i powiedziała, żebyśmy po szkole zaplanowali co trzeba kupić i zrobić w piątek na kolację, kiedy przyjadą. 

Zeyday była przybraną córką siostry mojego taty. Ciocia Grace długo nie mogła znaleźć sobie faceta, aż w końcu poznała Ericka. Jednak okazało się, że Erick miał córkę. Jego żona zmarła zaraz po porodzie. Zayday była w moim wieku, więc od kiedy tylko się poznałyśmy, a miałyśmy wtedy z 5 lat, od razu złapałyśmy wspólny język mimo, że Zeyday była ciemnoskórą dziewczynką. To znaczy, nie była murzynką. Raczej ciemną mulatką. Miała piękne, ciemne, długie włosy i czasami wyglądała jak Rihanna, tylko troszkę ciemniejsza.  Mama często mówiła, że Zeyday przypomina bardziej Ciare niż Rihanne i z wiekiem czasu rozumiałam, że faktycznie ma rację. W każdym razie z Zeyday się uwielbiałyśmy i każdy jej przyjazd do Beverly Hills było dla mnie ogromną frajdą. Zeyday mieszkała w Chicago, więc nie widywałyśmy się często, ale każde wakacje spędzałyśmy razem. Dwa tygodnie u niej i dwa tygodnie u mnie. Była mi najbliższą osobą mimo, że nie była blisko mnie. 

-Okej, więc po szkole od razu jedziemy do domu i musimy uzgodnić co będziemy gotować. 

-Jess? - zapytał nieśmiało mój brat. 

-No? 

-Tata pewnie też będzie na tej kolacji. 

-No pewnie tak. 

-Będzie niezręcznie. 

-Czemu? 

-Bo mama chyba chcę zaprosić Adama. 

-Nie żartuj! - poprosiłam. 

-Tak mi się wydaję. 

Oboje ruszyliśmy w stronę klasy, gdzie miał lekcje nasz nauczyciel angielskiego. 

-Nie, ona raczej nie traktuję go poważnie. 

-A co jeśli tak? Co jeśli nasi rodzice się rozwiodą? 

-Wiesz, właściwie to i tak nie żyją jak małżeństwo, więc to tylko formalność. 

-Nie chcę widzieć w naszym domu innego faceta niż nasz ojciec. 

-Oj, Alex, nie zachowuj się jak dziecko - zaśmiałam się. 

-Mówię poważnie. Jeśli Adam zamieszka z nami, ja się wyprowadzam do ojca! 

Gdy to powiedział po prostu sobie odszedł. Czy mama rzeczywiście chciałaby, żeby Adam zamieszkał z nami? Ja też chyba bym tego nie zniosła. 


Po szkole faktycznie pojechaliśmy do domu i omówiliśmy sprawy piątkowej kolacji. Spisaliśmy liste zakupów, a później przyjechał do mnie Dominic. Wszedł do domu lekko zdenerwowany. Przywitał się ze mną, nalał sobie wody do szklanki i zaczął uparcie myśleć. 

-Co ci jest? - zapytałam i wyjęłam z szafki ciastka brownie. 

-Muszę jechać na weekend do Nowego Jorku - oznajmił. 

-Co? Nie! - zawyłam. - Na weekend przyjeżdża moja najlepsza przyjaciółka Zeyday i chciałam, żebyś ją poznał. 

-Kim jest Zeyday? - zapytał zaskoczony. 

-Koniecznie musisz ją poznać! Nie wiem ile tu zostanie, ale mam nadzieję, że jak najdłużej. Jest świetna i na pewno ją polubisz. 

-Jeśli będzie tu jeszcze w poniedziałek, to na pewno ją poznam - uśmiechnął się łagodnie. 

 -Czemu musisz wyjechać? 

-Sprawy biznesowe - odparł porozumiewawczo. 

-To jest moment, kiedy mam już o nic nie pytać? 

-Dokładnie tak. Alex jest u siebie? 

-Jeszcze tak. Zaraz chyba wychodzi do Candy. 

-Ok, to zajrzę do niego na chwilę. 

Patrzyłam jak znika i zrozumiałam, że kiedy Zeyday przyjedzie, muszę z nią omówić tą sprawę. Musi mi doradzić, czy powinnam rzeczywiście siedzieć cicho i udawać, że wszystko jest w porządku, czy zmusić Domnica by o wszystkim dokładnie mi powiedział. 


Hej :* 

Wiem, rozdział dosyć słaby, ale postaram się, żeby później się coś działo. 

Posłuchajcie, myślę, że raczej nie dodam nic do matury, chyba, że najdzie mnie mega wena i nie będę mogła się powstrzymać, ale póki co, chcę zrobić przerwę, dobrze się przygotować, a po maturze powrócę, obiecuję! :) 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #love