Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nieoczekiwany zwrot akcji

Po ostatniej lekcji miałam zebranie zarządu balu maturalnego. Razem z Taylor udałyśmy się do sali tanecznej, gdzie Hanna, przewodnicząca szkoły, jako cheerleaderka spędzała najwięcej czasu. Weszłyśmy do środka, gdzie jeszcze nikogo nie było. Razem z Taylor skierowałyśmy się pod okno, gdzie usiadłyśmy na krzesełkach, wyjęłyśmy z torebek telefony i zaczęłyśmy przeglądać lookbook'a. Pierwsze pojawiły się Zoey Field i Eva Starling. Przywitałyśmy je serdecznym uśmiechem i skinieniem głowy, ale coś w ich wzroku podpowiadało mi, że dzisiejsze spotkanie nie skończy się dobrze. Zoey unikała mojego spojrzenia, a Eva zaś wyraźnie mi współczuła. Pomyślałam najpierw, że może chodzi o tą bliznę na moim policzku, która niestety, jeszcze było widać. Uspokajał mnie fakt, że jeszcze kilka dni, a ona zniknie, więc nie miałam czym się przejmować. Później do sali dumnie wkroczyła Hanna, a za nią cicho dreptała Jenna zajmująca się przekąskami. 

-No to mamy prawie komplet - uśmiechnęła się zadowolona Hanna. Jenna skrzywiła się i z kwaśną minął usiadła obok Taylor, a następnie szepnęła na tyle cicho, że tylko my ją słyszałyśmy. 

-Komplet nie komplet, zaraz nastąpi istna katastrofa. 

-Co masz na myśli? - zapytałam zaciekawiona. 

Ale ona zamiast odpowiedzieć spojrzała w stronę drzwi. Powędrowałam wzrokiem za nią i otworzyłam szeroko usta. Do sali właśnie wchodziła uśmiechnięta od ucha do ucha Alice. Grzywka jej ciemnych włosów była związana w luźnego koka na samym czubku, a reszta włosów opadała. Miała na sobie brązową, zamszową spódniczkę i czarną bluzkę na ramiączkach, którą kończyły frędzelki. Na to miała przewiewną, czarną narzutkę, dosyć luźną z rękawem 3/4. Obok niej szedł wesoły i niezwykle radosny Justin. Śmiali się typowo, jak dobrzy przyjaciele. Za nimi dreptał jeszcze David, który lekko spoważniał, gdy ujrzał moja twarz. Alice nagle zwróciła się ku mnie. Jej uśmiech również przybladł. Justin zrobił to samo. Poczułam, że każdy w tym pomieszczeniu wstrzymuję oddech, a napięcie parowała z naszych ciał jak w saunie. Dziękowałam Bogu, że była z nami Hanna, dziewczyna, która zawsze wiedziała co zrobić, więc w tym samym momencie klasnęła radośnie i zawołała nie zwracając na nic uwagi:

-Wreszcie wszyscy jesteśmy i możemy zaczynać! Siadajcie na krzesełkach, im szybciej przejdziemy do konkretów, tym szybciej skończymy, a że mam mało czasu, to bierzmy się do roboty. 

Gdy wszyscy usiedli i Hanna zaczęła gadać, próbowałam się skupić na jej monologu, jednak nie mogłam oderwać oczu od mojej byłej przyjaciółki, która wyglądała nieziemsko. Czułam uścisk w żołądku, ale najbardziej przeszkadzały mi łzy, które cisnęły się do moich oczu, jakby koniecznie chciały pospacerować po moich policzkach. Byłam wdzięczna ojcu, że posłał mnie na lekcje aktorstwa, gdy byłam dzieckiem i teraz bez problemu mogła grać kompletnie wyluzowaną i bezinteresowną. Odliczałam sekundy do końca spotkania, a gdy wreszcie nadszedł ten upragniony czasu, niby z ociąganiem się wyszłam z sali razem z Taylor. 

-Widziałaś ją? - zapytała wściekła przyjaciółka, gdy wsiadłyśmy do jej auta. - Ona ma ogromny tupet! Pojawia się tu i panoszy, jakby była u siebie. 

-Generalnie prawie jest u siebie - mruknęłam. 

-Gówno prawda! - warknęła Taylor i ruszyła z piskiem opon. 

-Tay - poprosiłam. - Nie chcę o niej gadać. 

-Ale ja chcę! - warknęła dziewczyna. - Nienawidzę jej tak bardzo! - pisnęła wściekła i gwałtownie wyjechała na ulicę. 

-Taylor, skup się na drodze. 

-Nie ma słów - spojrzała na mnie przyjaciółka - by opisać jak bardzo jej nienawidzę. 

Również na nią spojrzałam, przygryzłam dolną wargę i szybko odwróciłam wzrok, bo czułam jak łzy chcąc uciec z moich oczu i wyjść na światło dzienne. A co miałam JA powiedzieć? Zniszczyła mi życie! Po Justinie nie spojrzałam już nigdy tak na żadnego chłopaka. Bałam się, że każdy facet zrobi mi to samo. Prędzej czy później mnie zostawi. Albo co gorsze, zdradzi. 

Nic nie boli bardziej człowieka, jeśli zostaje zdradzony. Szczególnie jeśli chodzi o relację damsko-męską. Pomijając kwestię zaufania, którego już nigdy nie będzie można odbudować, to najgorsze jest upokorzenie. Zdajesz sobie sprawę z tego, że osoba, którą kochasz, wybrała inną. Co gorsza, nie pomyślała o tym, że pasowałoby zakończyć jeden rozdział z Tobą, a dopiero później przejść do miłości z kimś innym. Czujesz tak, jakby Twoje uczucia dla tej ukochanej osoby, za którą pewnie życie by się oddało, są niczym. Błahostką tak małą, że nawet nie wartą uwagi i zastanowienia. Upokorzenie, ogromny smutek, ciężar opadający na serce jest bólem nieporównywalnym. 

Nigdy nie zapomnę tego co mi zrobiła. I to mi brakowało słów, żeby opisać jak bardzo jej nienawidziłam. Dlatego w tej sytuacji wolałam milczeć. 

-Możesz odwieźć mnie do domu? - zapytałam, chociaż pamiętałam, że Taylor chciała, abyśmy pojechały na zakupy, później na siłownie itd. Przyjaciółka spojrzała na mnie pytająco. 

-Co z naszym planem? 

-Plan nie zając - westchnęłam. - Nie ucieknie. 

-Dobra - Taylor wzruszyła ramionami. - Nie dzisiaj, to jutro - uśmiechnęła się i westchnęła. 


Byłam sama w domu. Siedziałam w salonie na kanapie, słuchałam muzyki i wpatrywałam się w ogień jaki palił się w kominku. Mimo iż dzisiejszy dzień należał do ciepłych, wieczorem zrobiło się chłodnawo. Mama była na kolacji z Adamem, trenerem personalnym. Alex nadal tkwił w ośrodku, a nasza gosposia dzisiaj wzięła wolne. Mogłam więc spędzić samotnie dzień, dokładnie tak jak miałam na to ochotę. Rozmyślania przerwał mi dźwięk telefonu. Na wyświetlaczu pojawiła się nazwa Dominica. Nie chciałam odbierać dlatego wyciszyłam telefon i odłożyłam go na stół. 

Poczułam jak wracają wspomnienia, które dręczyły mnie od kiedy wróciłam ze szkoły. Nie myślałam tylko o dniu, w którym nakryłam Justina z Alice. Myślałam o naszym pierwszym dniu w liceum. O tym  jak we trzy się cholernie stresowałyśmy. Następnie wracałam myślami do dnia, kiedy szkoła należała do nas. Każda dziewczyna mijająca nas prawie się kłaniała przed nami. Myślałam o razem spędzonych wakacjach z pierwszej na drugą klasę liceum. Pojechałyśmy razem z rodzicami, cała nasza trójką na Hawaje. Tańce do rana na plaży, przystojni cudzoziemcy. Nigdy nie zapomnę jak Alice wtedy przespała się z wyjątkowo przystojnym Hiszpanem, który to mi pierwszej wpadł w oko. Zawsze miałyśmy podobny gust, byłyśmy podobne do siebie, ale nigdy nie spodziewałabym się tego, że wszystko to tak się potoczy. 

Poczułam jak łzy spływają po moich policzkach. Kolejny raz usłyszałam dźwięk telefonu, znowu dzwonił Dominic. Ja znowu wyciszyłam telefon i go odłożyłam, wzięłam do ręki chusteczki i zaczęłam wycierać mokre policzki. Po chwili odezwał się dzwonek do drzwi. Westchnęłam wściekła, że mama znowu zapomniała kluczy, a jednocześnie, że wróciła tak wcześnie i podreptałam wkurzona do drzwi. Lecz zamiast mamy, ujrzałam Dominica. 

Kompletnie się go nie spodziewałam. Byłam ciekawa po co do mnie dzwonił, ale nie odbierałam, bo po prostu nie miałam ochoty na rozmowy z kimkolwiek. A teraz stał przede mną zmartwiony i patrząc się troskliwie. Spojrzałam na siebie. Miałam na sobie szare dresy i luźną białą podkoszulkę, które niechlujnie spadła mi z lewego ramienia. Poprawiłam ją natychmiast, ale z poprawiania fryzury to zrezygnowałam, bo z moimi włosami w tamtej sytuacji nie dało się już nic zrobić. 

Dominic wszedł do środka i zamknął drzwi. 

-Widziałem się dzisiaj z Taylor - powiedział i ruszył do kuchni, jakby był w tym domu ze sto razy. - Była na siłowni - wyjaśniał. - Chwilę rozmawialiśmy i opowiedziała mi o tym, co wydarzyło się w szkole. 

Przełknęłam głośno ślinę nic się nie odzywając i obserwując co on robi. Dominic nastawił wodę i wyjął z szuflady dwa kubki, w tym jeden, mój ulubiony, kubek z dzieciństwa, przedstawiający Barbie. 

-Później powiedziała, że miałyście w planach siłownie, ale Ty zrezygnowałaś po dzisiejszych atrakcjach. Dodała jeszcze, że się o Ciebie martwi i takie tam. 

-Dominic? - zapytałam, a on podniósł głowę znad kubków. - Co ty do cholery robisz? 

-Herbatę - wyjaśnił i zmarszczył czoło jakbym była idiotką i tego nie wiedziała. 

Zalał herbatę w kubkach i osłodził ją, a następnie dolał do niej soku malinowego. Po czym ruszył do salonu, położył napoje na stoliku i usiadł na kanapie. 

-Czemu to robisz? - zapytałam i usiadłam obok niego. 

-Bo chcę mi się pić. 

-Dominic! - westchnęłam zmęczona. Nie byłam dzisiaj w humorze na żarty. Chłopak przysunął się i ujął moją rękę. 

-Taka dziewczyna jak ty nie powinna zamartwić się przez tak mało znaczące osoby. Jesteś niesamowita Jessico Cast - szepnął. - I musisz zawsze o tym pamiętać. 

-Dominic - wstałam i tym samym wyrwałam moje ręce z jego dłoni. - Wybacz, ale chyba powinieneś już iść. 

Chłopak wstał i podszedł do mnie. 

-Jess? - zapytał cicho. 

Nie chciałam spojrzeć mu w oczy, ale on ujął moją twarz i skierował mój wzrok centralnie na jego twarz. 

-Obiecuję Ci, że wszystko będzie dobrze - szepnął. 

Patrzyłam na niego nic nie rozumiejąc. W co ten chłopak ze mną pogrywa? O co mu chodzi? Co ma na celu? 

-Po co to robisz? - zapytałam prawie bezgłośnie. 

-Uwierz mi, że za cholerę nie mam pojęcia - odparł chłopak. 

Przybliżył się do mnie, nasze twarze dzieliły centymetry. Serce biło jak oszalałe. Jego dotyk niemal mnie rozpalał od środka, policzki piekły. Usta jakby spuchnęły i przede wszystkim, wysuszyły się na amen. A on nagle opuścił dłonie i ruszył w stronę wyjścia. 

Odchodził, a moje serce nadal nie przestawało bić. Nawet nie zauważyłam kiedy znów znalazł się przy mnie. Pociągnął mnie do siebie i wpił w usta jak oszalały. Przez chwilę straciłam orientację. Odruchowo położyłam ręce na jego ramionach by go odepchnąć, ale gdy to zrobiłam i ujrzałam jego oczy, w których był niesamowity płomień, poczułam wargi na swoich ustach, znów zapragnęłam je poczuć. Więc wplątałam dłonie w jego włosy i nasze uta ponownie się złączyły w jedność. 

Co ja wyprawiałam? Nie miałam pojęcia jaka jest odpowiedź na to pytanie. Ale w tamtym momencie wreszcie czułam coś czego nie czułam od dawna. Dreszcze jakie przechodziły przez moje ciało, gdy Dominic położył dłonie na mojej tali, a po chwili uniósł mnie i przenieśliśmy się na to kanapę, na której jeszcze chwile temu samotnie płakałam. Czułam dreszcze i to ogromne pragnienie. Toczyliśmy walkę między sobą, która zatracała nas coraz bardziej i bardziej. I teraz naprawdę modliłam się o to, by nikt nam nie przerwał. Ani mama, ani Taylor, ani Alex, który nieoczekiwanie wróciłby z ośrodka. Nikt. 

Byliśmy my sami. I nikt więcej. 


Hej :* 

Nie wiem kiedy dodam kolejny rozdział, ale mam nadzieję, że tym was choć odrobinkę nasyciłam biorąc pod uwagę poprzedni :( Jeśli się podoba, z chęcią przeczytam o tym w komentarzach! Wiecie, że uwielbiam czytać wasze opnie, więc czekam, czekam. :)) 



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #love