Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Impreza bogów

Kolejny raz przejrzałam się w lusterku ogromnej łazienki, znajdowałam się w ogromnym, nowoczesnym domu, a przecież do cholery, miał to być tylko mały domek na plaży. Westchnęłam i poprawiłam ostatni raz makijaż. Wyszłam z łazienki i natychmiast odnalazłam Taylor, całą w skowronkach. 

-Ten dom jest cudowny! - pisnęła. Przewróciłam oczami, a gdy podeszła do nas Kate niemalże nie jęknęłam. 

-Wiecie co? Biorę się za niego! On jest tak cudowny! I tak przystojny! 

-I tak bogaty - westchnęła Candy i wyjęła mi te słowa z ust. Spojrzałyśmy po sobie zażenowane. 

-Dokładnie! 

-Przykro mi kochana, nie masz u niego szans - mruknęłam. Kate obrzuciła mnie wściekłym spojrzeniem. 

-A to niby dlaczego? 

-Bo jest gejem - skłamała Cands, a ja omal nie wybuchnęłam śmiechem, ale szybko się ogarnęłam i grałam w jej grę. 

-Tak, Ryan jest jego chłopakiem - dodałam. 

-Nie wierze wam! 

-Tylko na nich spójrz! 

Idealnie trafiłyśmy na moment, kiedy Ryan poklepywał Dominica w plecy, stali przy bilardzie, oboje się uśmiechali do siebie, a gdy ktoś coś powiedział, wybuchnęli śmiechem, przybyli sobie piątkę i się przytulili. Niby nadal wyglądali jak kumple, ale jak na to spojrzeć, to przecież maskowali swoje prawdziwe Ja. Kate westchnęła. 

-Trudno, poszukam innego, może i bogatszego. 

-A może powinnaś znaleźć sobie mózg - zaproponowała Taylor i nagle otworzyła szeroko oczy, bo zdała sobie sprawę, że wypowiedziała to na głos. 

-Sugerujesz coś?

-Dziewczyny, spokojnie - wkroczyłam do akcji. - Co powiecie na małe cosmo? 

-Jestem za! - szepnęła uradowana Cands i ruszyłyśmy w stronę baru, który znajdował się na zewnątrz przy basenie. - Ta impreza bije wszystkie imprezy u mnie - naburmuszyła się dziewczyna. 

-Już wiesz, gdzie swoje inspiracje znajdywał Travis.

-Raczej Malcolm. 

-Jak to? - spytałam nie rozumiejąc. - Przecież to Travis zna Dominica i chodzi z nim na imprezy. 

-Nie - Candy zaprzeczyła głową. -  To najpierw Malcolm zaprzyjaźnił się z Dominiciem, później on poznał go z Travisem i stąd się znają. 

Nie miałam bladego pojęcia, że to Malcolm znał pierwszy Doma. Przecież Malcolm wyjechał z LA półtora roku temu. Nic z tego nie rozumiałam. 

-A pro po Malcolma, wiesz, że wraca za miesiąc? 

-No co ty mówisz? 

-No - Cands uśmiechnęła się szeroko. - Nie mogę się doczekać. 

Malcolm to najstarszy bart Candy, jest jeszcze Travis i Harry, który pojechał razem z rodzicami do Londynu i ma 12 lat. Malcolm kończył w tym roku 24, był zawsze odpowiedzialny, ale przede wszystkim lubił imprezy. Półtora roku temu ulotnił się i wyjechał do Nowego Jorku, że niby znalazł tam super pracę. Tym bardziej zdziwiło mnie, że wraca do LA. 

-Z pracą coś nie tak? 

-Nie - Candy cała się rozpromieniła. - Malcolm się zaręcza i spodziewa się dziecka. 

-Co? Jejku, to wspaniale. 

Ta wiadomość mną wstrząsnęła i byłam co najmniej zaskoczona. Malcolm będzie miał dziecko. Malcolm się ustatkuję. Okej, zawsze był tym najodpowiedzialniejszym, ale nigdy nie marzył o rodzinie. Do dzisiaj pamiętam moje pierwsze nocowanie u Cands, kiedy zrobił kameralną imprezę, bo wiedział, że my z Taylor tam będziemy. Kameralna impreza skończyła się na 50 osobach i strużkach alkoholu. Wtedy Malcolm prawił swoim kumplom, że będzie prowadził kasyno w Las Vegas i trzepał kupę hajsu, to był jego cel życiowy i go spełni. Trzymał się tej wersji długo, bo wiele razy pytałam go o to, ale on nigdy nie zmieniał zdania i zawsze trzymał się tego planu. 

-Cztery razy cosmo - poprosiła Cands. 

Po chwili obok nas pojawiła się Tay z Kate. 

-Już okej? - zapytałam Taylor. 

-Tak - odparła, ale wiedziałam, że nie było okej. - Zack tu jest - wyznała po chwili. 

-Tak myślałam, że tu będzie - odparłam. 

-Też tak zakładałam. Tylko łudziłam się, że będzie inaczej. 

-A co, nie podoba się wam? - zapytał Dominic i przywitał się z nami. 

-Ładny domek - pochwaliłam. Chłopak posłał mi skromny uśmiech. 

-Ujdzie - puścił mi oczko. - Jak się bawicie? 

-Ujdzie - mruknęła Taylor. 

-Tak, wiem, Zack tu jest - westchnął. - Mówiłem mu, że będziesz i nie powinien się za bardzo wychylać, ale chyba robi to celowo - tym razem to jej puścił oczko. - Baw się dobrze i nie zwracaj na niego uwagi, a jak będzie fikał, to od razu mnie znajdź - poradził spokojnie. 

-Dzięki Dom - podziękowała zaskoczona dziewczyna. 

-Nie ma za co - machnął ręką. - Wszystko w porządku? - zapytał barmana. 

-Tak, tylko mam mało słomek. W kuchni powinno być więcej, przyniesiesz mi z kilka opakowań? - poprosił mężczyzna. 

Dominic pokiwał głową i spojrzał na mnie. 

-Pomożesz mi? 

-Jasne - natychmiast odpowiedziałam i skierowałam się za nim, w stronę kuchni. 

Kuchnia okazała się jeszcze większa. Była naprawdę ładna i przestronna. Jej okna wychodziły na plaże i ocean, co musiało być świetnym widokiem rano, przy śniadaniu. W ogóle cały ten dom robił na mnie ogromne wrażenie, był śliczny i bardzo gustownie urządzony. Dominic sięgnął do szafki i wyjął wielki worek, w którym znajdowało się kilka opakowań czarnych słomek. 

-Mam to nieść? - zachichotałam. 

-Oszalałaś? Moja męska duma by na to nie pozwoliła. 

-No, to jesteś typem dżentelmena - zauważyłam. 

-Dokładnie tak. Zapomniałaś jeszcze dodać, że typem ideału. 

-I zapatrzonego w siebie dupka? - zapytałam, a on wybuchnął śmiechem. 

-Nie - zaprzeczył śmiejąc się. Stałam oparta o blat, gdy podszedł do mnie i oparł swoje ręce tak, aby zostało mi się naprawdę mało swobody. 

-Wczoraj trochę popłynęliśmy - przypomniał. 

-Zapomnijmy - poprosiłam, bo doskonale pamiętam jak oboje się zachowywaliśmy. 

-Czemu? - zapytał nic nie rozumiejąc. - Do niczego między nami nie doszło. A to może i szkoda. 

-Dominic! - poprosiłam i się zaśmiałam. 

-Jak to z tobą jest Jessico Cast? - spytał i odgarnął mi kosmyk włosów z twarzy. 

-Nie rozumiem twojego pytania - odparłam zgodnie z prawdą. 

-Daj mi chociaż jakąś wskazówkę jak cię przełamać. Jak zbliżyć się do ciebie. 

-Dominic, chyba sobie żartujesz - zachichotałam cicho i położyłam rękę na jego ramieniu. - Nie dostaniesz żadnej ulgi, bo to, że masz mnóstwo domów, siłowni czy barów nie czyni cię pod żadnym względem lepszym. 

-Nie działa to na ciebie? Nie imponuję? 

-Ani trochę - zakpiłam. - To tutaj znajduję się najważniejszy przedmiot - wskazałam palcem na jego serce. 

Chłopak złapał moją dłoń. 

-Co jeśli to serce jest cholernie twarde i nie świeci przykładem? - zapytał tak szczerze, że aż na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. 

-Nie wiem - rzekłam zgodnie z prawdą. - Zobaczymy co czas pokaże. A teraz lepiej mnie przepuść i wróćmy do reszty, bo braknie im słomek. 

-Okej, muszę tylko odnaleźć swojego chłopaka, bo Ryan się chyba za mną stęsknił. 

Spojrzałam na niego z otwartymi oczami. 

-Skąd ty...? 

-Dzięki za obronę mojego funduszu - zażartował i wyszedł z kuchni. 

Ale skąd on to wiedział? Rozmowę słyszały tylko cztery osoby i żadna z nich nie zdążyła mu o niej opowiedzieć. Więc jakim cudem? Stałam tak wmurowana, aż w końcu powlokłam się znowu do mojego towarzystwa. 


Hej :* 

Wybaczcie, nie jestem dumna z tego rozdziału, jak ostatnio z wielu. :/ Kolejne rozdziały, za dwa tygodnie mniej więcej, więc trochę odetchnięcie od tych nudów. Piszcie co myślicie. :) 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #love