Czy to koniec?
-Jessica ma rację - poparł mnie po chwili Malcolm. Wyszliśmy z tego śmierdzącego baru i stanęliśmy przed samochodem Malcolma i Dominica. - Candy miała cię na szybkim wybieraniu, może na oślep wybrała numer albo próbowała go wybrać, była tak pijana, że nie myślała trzeźwo.
-Tylko co mogło im się przydarzyć? - zapytał cicho Travis.
-Koleś z którym spotkała się Taylor - pstryknął palcami Ryan. - Myślę, że to jest klucz do odpowiedzi.
-Jak go znajdziemy? - zapytałam.
-Zajmę się tym - poinformował Ryan i poprosił, bym dała mu numer Taylor.
-Ma wyłączony telefon - zaznaczyłam.
-To nic. Mój znajomy dotrze do jej bilingów. Jednak nie trwa to dwie sekundy.
-Okej, co robimy? - zapytał Malcolm zestresowany. - Teraz zaczynam się już naprawdę martwić.
-Mój wujek miał kiedyś kumpla, który był bardzo dobrym policjantem. Współpracował przez jakiś czas z NCIS. Może będzie mógł poruszyć swoje kontakty - zaproponował Dominic. - Skontaktuję się z moją ciotką.
Zarówno Ryan jak i Dominic odeszli na bok i zaczęli wykonywać swoje telefony. Oparłam się o samochód i zaczęłam myśleć, przeliczać.
Rodzice Candy będą tu za kilka godzin. Minęły już prawie dwie godziny od ich ostatniego telefonu. Ponad dwie godziny. Ile trwa lot z Londynu do LA? Zapytałam o to Travisa. \
-Około 10 godzin - odpowiedział niemalże od razu.
-Mamy jeszcze mniej więcej 7 godzin - bąknęłam.
Malcolm i Travis zawyli.
-A ja mam w dupie wasz czas! - krzyknął Alex. - Mam w dupie, że rodzice się o tym wiedzą. Chcę Candy z powrotem. Całą i zdrową!
Miał rację. Nie ma sensu zastanawiać się nad tym, co wymyślić, żeby matka Cands się nie dowiedziała. Muszą ją odnaleźć. Całą i zdrową. Zaczęłam się gorączkowo przemieszczać. Od samochodu do tablicy ogłoszeń przed barem. I wtedy to zauważyłam.
-Dominic! - wrzasnęłam. Chłopak zakrył słuchawkę telefonu i spojrzał na mnie pytająco. - Na przeciwko! - pokazałam palcem.
Na przeciwko baru stał salon fryzjerski. I obok niego sklep z narzędziami samochodowymi. Kawałek dalej mechanik samochodowy. Sklep i salon był wyposażony w kamery skierowane na bar.
-Może ten koleś odjechał taxówką, dzięki której dojdziemy kto mógł to być!
Dominic pokiwał głową i wrócił do rozmowy.
-Okej - klasnął w dłonie Ryan. - Mój detektyw zaraz przyjedzie, przesłucha świadków. Usłyszałem o tym twoim nagraniu, więc też go o nim poinformowałem. Załatwi nakaz zobaczenia nagrania. Ponadto, drugi koleś już zajmuję się bilingami Taylor. Właściwie wszystkich dziewczyn.
-Co teraz? - zapytałam.
-Powinniście jechać do domu - oznajmił i wszyscy wybuchnęliśmy sztucznym i kpiącym śmiechem.
-Żartujesz?
-Nie usiedzę minuty nic nie robiąc.
-Macie związane ręce! - warknął Ryan. - I nie wspomnę o tym, że Candy i reszta dziewczyn w każdej chwili może wrócić.
-Ryan ma rację - powiedział Dominic wracając do nas. - Powinniście jechać do domów. My z Ryan'em będziemy tu, na miejscu.
Po chwili przyznaliśmy im rację i zaczęliśmy pakować się do samochodu Malcolma.
-Dominic - zawołałam jak chłopaki już zamknęli się w samochodzie. - Informuj mnie na bieżąco.
-Obiecuję.
-I proszę! Odnajdź je! - Czułam jak łzy napływają mi do oczu.
-To też Ci mogę obiecać - szepnął i pocałował mnie krótko w czoło.
Gdy weszłam do domu, zamknęłam się w pokoju. Wzięłam zimny prysznic i nawet nie poczułam jak łzy zaczynały mi płynąć po policzku. Byłam taka szczęśliwa jak wczoraj zasypiałam, a w tym samym czasie dziewczyny przeżywały koszmar. I nadal nie wiedziałam gdzie są i jak mogę im pomóc. Gdybym mogła zobaczyć tego kolesia, mogłabym może go rozpoznać. Gdy wyszłam spod prysznica zadzwonił telefon- mama Taylor. Nie odebrałam wystraszona, co mam jej powiedzieć. Gdy skończyła dzwonić, wybrałam numer do Dominica.
-Macie coś? - zapytałam bez powitania.
-Mamy zdjęcie tego kolesia. Wiemy już kim jest.
-Jak to? - zapytałam nic nie rozumiejąc.
-Kevin Landis.
-Co? - zapytałam już całkowicie skołowana.
-Znasz go - bardziej stwierdził niż zapytał.
-Tak, chodził z nami do szkoły. A z Kate nawet się spotykał swego czasu. Ale dlaczego miałby się umawiać z Taylor.
-Umówił się z Kate. Taylor do niego nie dzwoniła, tylko właśnie nasza mała Katty.
-Okej, co dalej? Macie już go?
-Jesteśmy z Ryanem w drodze do jego mieszkania. Jess...
-Tak?
-Jeden ze światków, ten co spał sobie smacznie na słoneczku, był tu całą noc i twierdzi, że dziewczyny nie wyszły z Kevinem.
Przełknęłam głośno ślinę.
-Gdyby wyszły z nim, byłyby bezpieczne.
-Prawdopodobnie tak. Bezpieczniejsze na pewno niż z obcym.
-Nie ma żadnego śladu - poczułam jak łza spływa mi po policzku. - Mama Taylor do mnie dzwoniła - rozryczałam się i Dominic to usłyszał.
-Nie płacz! Nic im nie będzie!
-Co mam jej powiedzieć?
-Mamie Taylor?
-Tak - szepnęłam.
-Że Taylor jest z tobą - odpowiedział po chwili.
-A jeśli one się nie znajdę - osunęłam się i usiadłam pod umywalką opierając się o szafkę. Zaczęłam głośno płakać.
-Musisz być dzielna! Jess, musisz być silna! - powtórzył. - Znajdę je!
-Mam nadzieję - szepnęłam, po czym pożegnałam się z nim i rozłączyłam.
Zostały się trzy godziny. Siedziałam w salonie i oglądałam wiadomości słuchając informacji, których nie chciałam słuchać, ale bałam się, że usłyszę również to, co nie chcę usłyszeć. Nagle do salonu zbiegł Alex.
-Coś wiadomo? - wstałam natychmiast.
-Znaleźli chłopaków, z którymi dziewczyny wyszły.
-Jak? - zapytałam lekko podniecona, chociaż wiedziałam, że to jeszcze nic nie znaczy.
-Niedaleko baru znaleźli komórkę jednego z nich. I tak namierzyli resztę.
Odetchnęłam z ulgą.
-Co teraz?
-Policja jedzie do ich domów. Możliwe, że dziewczyny są w jednym z nich.
-Oby tak było - cicho szepnęłam i usiadłam na kanapie.
Minęła kolejna godzina. Matka Taylor wiedziała już o wszystkim. Policja ją powiadomiła. Mama Kate też. Rodzice Kate chyba pierwszy raz od 10 lat zainteresowali się córką. Siedziałam teraz już w salonie, w mieszkaniu Candy. Malcolm chodził w tą i z powrotem. Travis palił papierosa z papierosem. Ścisnęło mnie w żołądku przypominając sobie wczorajszy wyraz twarzy Taylor, załamanie Kate i rozpacz Candy. Ocierałam łzy, które co chwilę robiły sobie wycieczki po moich policzkach.
Zadzwonił telefon.
Spojrzałam na Malcolma. To był jego telefon.
Później na Travisa.
Malcolm szybko odebrał.
-Słucham? - słuchał. - Tak. Dobrze. Matko boska, gdzie? Zaraz tam będę.
Gdy odłożył słuchawkę rozryczał się. Rozryczał się jak dziecko.
-Malcolm - zaczęłam, ale sama zaczęłam płakać, obawiając się najgorszego.
-Znaleźli ją - powiedział blady jak ściana. - Znaleźli je wszystkie!
Wiem, wiem, wybaczcie, że w takim momencie. :D Jutro już następny rozdział. A może nawet i dzisiaj w nocy. Zobaczę, czy jak wrócę do domu, to dam radę coś napisać. :) Piszcie, co myślicie o tym wszystkim! :D Podoba się wam ta adrenalina czy nie bardzo? :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro