Bolesna przeszłość depcząca po piętach
Gdy weszłyśmy do restauracji, od razu zauważyłyśmy śliczną blondynkę o kręconych, długich włosach i dużych niebieskich oczach. Dziewczyna siedziała przy stoliku z widokiem na ocean i rozmawiała przez telefon. Gdy tylko nas zauważyła, pomachała do nas i po chwili się rozłączyła. Przywitałyśmy się z nią całusem w policzek, a następnie zasiadłyśmy na przeciw niej.
-Okej dziewczęta! - zaczęła i wyjęła z torebki, gruby, różowy notatnik. - Mamy sporo roboty - mruknęła i w tym czasie podszedł do nas kelner.
-Czy mogę już przyjąć zamówienie? - zapytał.
-Ja poproszę kawę mrożoną z lodami czekoladowymi - zamówiła Taylor.
-Odtłuszczone latte macchiato - rzuciła Hanna.
-Zwykłe latte macchiato - zakończyłam zamówienie i posłałam kelnerowi uśmiech, który natychmiast odwzajemnił.
Mężczyzna, a raczej chłopak, bo na pewno nie miał jeszcze 20 lat, oddalił się, aby po chwili pojawić się z naszymi napojami.
-Będą nam jeszcze pomagały Zoey Field i Eva Starling.
Jęknęłam, a Hanna zachichotała.
-Wiem, też za nią nie przepadam, ale jest całkiem niezła jeśli chodzi o organizacyjne sprawy.
-Czy dzisiaj tutaj przyjdą? - zapytała Tay.
-Nie, nie zapraszałam ich. Poza tym, dziewczyny, musimy wybrać przewodnika dekoracji.
-Myślę, że Monica będzie się nadawała - zaproponowałam dziewczynę z naszej klasy, bo doskonale widziałam jak na lekcji bazgroli kucyki ponny.
-Uhm. Żeby naszym tematem przewodnim była kraina jednorożców? - żachnęła się Taylor.
-Dziewczyna jest naprawdę dobra - stanęłam w jej obronie.
-Wypłynęła propozycja na kandydatkę na to miejsce. Tylko są dwa małe problemy - zaczęła ostrożnie Hanna i upiła łyk swojej kawy.
-Jakie? - spytałam.
-Po pierwsze, nie jest z naszej szkoły - powiedziała ostrożnie.
-Daj spokój - machnęłam ręką. - Może to i lepiej, będzie jej się łatwiej rządziło kilkoma osobami - puściłam jej oczko.
-A po drugie, to Alice Cooper.
Otworzyłam szeroko usta.
-Nie - szepnęłam.
Alice ma być przewodniczącą dekoracji. Mam z nią się komunikować i ustalać wszystkie szczegóły. Mam stać obok niej, w tym samym pomieszczeniu. I może jeszcze będzie obecna na naszym balu. Może jeszcze przyjdzie z Justinem. Co za upokorzenie... Taylor złapała mnie za rękę.
-Hanna, chyba sama rozumiesz, że jest to niemożliwe - powiedziała delikatnie.
-Jessico, ja rozumiem, że byłoby to dla ciebie trudne, ale dyrektor szkoły kazał mi to bardzo poważnie przemyśleć. A poza tym, Alice może i jest zdzirą, która zabrała ci chłopaka, ale ma ogromny talent. Już dwa lata temu pomagała w organizacji dekoracji, a jak zabrakło jej w zeszłym roku, to bal był porażką. Poza tym, nie będziesz musiała nawet z nią zamieniać słowa, to ja mogę być pośredniczką albo chociaż Taylor, jeśli oczywiście, ty Tay będziesz miała na to ochotę. Dziewczyny, przemyślcie sobie to.
Czułam szybkie bicie serca. Alice ma być na moim balu... Ma go dekorować. Nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Począwszy od tego, że jej nienawidziłam, to musiałam przyznać, że miała talent i dwa lata temu zorganizowała naprawdę świetną dekorację. Westchnęłam.
-Okej - usłyszałam swój głos. Hanna klasnęła radośnie, a Tay spojrzała na mnie zaskoczona.
-Co? - zapytała.
-No co mam powiedzieć? Ona rzeczywiście jest dobra - mruknęłam. - Przejdźmy dalej - poprosiłam, a Hanna pokiwała głową.
-Temat przewodni balu - westchnęła. A my z Taylor zrobiłyśmy po chwili to samo.
-Najgorsza i najważniejsza rzecz w organizacji.
-Mamy jeszcze sporo czasu, ale musimy wstępnie już wiedzieć, na co się szykować - wyjaśniła Hanna. - Musicie się zastanawiać w domu, co i jak. Myślałam o gwiazdach kina - zaproponowała. - W zeszłym roku były lata 60, co było porażką.
-A dwa lata temu gwiazdy muzyki - przypomniała Taylor.
-Gwiazdy kina, to świetny pomysł - przyznałam.
-Przygotujcie się na 15 Marilyn Monroe - skrzywiła się Hanna, a my zachichotałyśmy.
-Zastanówmy się więc nad innymi opcjami, ale ta mi się podoba - wyznałam.
-Mi też - posłała mi promienny uśmiech Hanna.
-Muzyką zajmie się Justin - spojrzała na mnie ostrożnie. - Nie masz nic przeciwko?
-Rany, Hanna, nie obchodźcie się ze mną jak z jajkiem - poprosiłam. - Minął rok.
-Tak, wiem, ale też wiem, że nadal ze sobą nie rozmawiacie - wyjaśniła.
-I nie będziemy rozmawiać, ale umiem się zachować jak profesjonalistka - przykleiłam na twarz sztuczny uśmiech.
-Dobrze, więc mamy już to z głowy - ucieszyła się dziewczyna. - Kuchnią i takimi tego typu sprawami zajmie się Jenna i David.
-David? - niemal wybuchnęłam śmiechem.
-Chciał mieć jakiś wkład, bo chcę załatwić na bal jak najwięcej alkoholu - puściła mi oczko koleżanka.
-I wszystko jasne - westchnęła Taylor.
-Zaproszenia zostawiam dla siebie - pochwaliła się dziewczyna.
-A my co mamy robić? - spytała Tay.
-Wspierać mnie - zachichotała i zamknęła notes. - Czuję, że ten bal będzie wyjątkowy.
Ja niestety tego nie czułam.
Gdy weszłam do mojej kuchni, od razu skierowałam się do lodówki, po mrożoną, zieloną herbatę. Wyjęłam wielki dzbanek z napojem i wlałam do szklanki, którą natychmiast opróżniłam.
-Nalej mi też - usłyszałam głos Alexa.
Odwróciłam się i zobaczyłam brata, który wszedł właśnie do domu z telefonem w ręce. Przypomniała mi się rozmowa z Cands. Więc nalałam mu herbatę i podałam szklankę.
-Gadałam wczoraj z Candy - zaczęłam, a mój brat spojrzał na mnie pytająco.
-Super, ja też - uśmiechnął się jak debil.
-Myśli, że ją zdradzasz - przeszłam do sedna sprawy. Alex prawie upuścił szklankę.
-Ona oszalała? Na jakiej podstawie to stwierdziła?
-Wczoraj podobno byłeś wściekły jak dotknęła twojego telefonu.
-Nie telefonu, tylko torby - rzucił i zaraz zrozumiał, że powiedział o jedno zdanie za dużo.
-A co, ukrywałeś coś w tej torbie? - zachichotałam. Alex zbladł. Znałam tą minę. Miał sekret, którego nie chciał mi zdradzić.
-Może - odparł i zaczął bajerować. Kłamał. Czułam to.
-To co takiego tam ukrywałeś?
-Narkotyki - zamrugał brwiami, a ja wybuchnęłam śmiechem.
-Ty się dziecinko nawet do zioła nie nadajesz - puściłam mu oczko, a Alex zacisnął pięść.
-Rzadko kto ma takie doświadczenie w tej sprawie jak ty i Kate - odgryzł mi się.
-To co takiego ukrywałeś?
-Kupiłem jej prezent - wyjaśnił. - Nie chciałem więc, żeby go znalazła.
To by miało jakiś sens, ale mimo iż intuicja mi podpowiadała, żebym mu nie wierzyła, to nieco mnie przekonał swoją wersją.
-Co jej kupiłeś? - zagadnęłam ciekawa.
-Nie twój interes - posłał mi oczko. - Zamierzacie chodzić teraz na siłownie Dominica?
-Spodobało mi się tam - przyznałam.
-A właściciel ci się spodobał? - zaczął naśladować mnie mój brat i teraz to on udawał ciekawskiego.
-Nie jest jakiś oszałamiający - wyminęłam nieco odpowiedź na pytanie.
-Ty chyba wpadłaś mu w oko - uśmiechnął się szeroko. - Ale Jess, dobrze ci radzę - powiedział szczerze i poważnie. - Dominic nie jest dla ciebie i daj sobie z nim spokój.
-Och, Alex, mówisz to serio? Przecież ja nie zamierzam z nim nic robić.
-I tak niech zostanie - poprosił mnie i ruszył w stronę wyjścia. -Aa. Jessica - stanął w progu. - Słyszałem, że Alice będzie pomagała przy balu. Przykro mi - zobaczyłam w jego oczach szczere współczucie i aż zachciało mi się płakać.
-Skąd wiesz? - zapytałam sucho.
-Justin mi mówił - odparł cicho.
Przełknęłam głośno ślinę, chłopak ostatni raz spojrzał na mnie ze współczuciem i wyszedł, zostawił mnie samą w tej wielkiej, zimnej kuchni z moimi bolesnymi i beznadziejnymi wspomnieniami i wizjami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro