Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Skryta prawda

- Uh... C-co? Gdzie ja jestem?

- [T/I]! Kanada! Ona się obudziła! - zawołał ktoś.

Otworzyłam smętnie oczy. Raziło mnie bardzo jasne białe światło.

Ktoś stanał nademną osłaniając mnie przed nim. Zamrugałam, żeby obraz mi się wyostrzył. Męzczyzna poglaskał mnie po policzku.

- Kanada...

- Tak, to ja. Nareżcie. Tęskniłem za tobą, kochanie.

Podniosłam się i syknęlam z bólu. Znowu się położyłam.

Leżałam w białym pomieszczeniu na łóżku.

- Czy to... Szpital? - spytałam.

- Nie, nic ci nie będzie. Miałaś rację. Nikt zwłaszcza Rzesza nie może cię zabić ani skrzywdzić. Będę cię chronił.

Po chwili zorientowałam się, że to pokój w którym miałam spać ostatniej nocy.

- A co z Rzeszą? - spytałam.

- Już niedługo. Już nie będziemy musieli się nim martwić.

Co? Nie rozumiem. Rzesza nie żyje? Nie będzie żył? Niedługo...

Spojrzałam na brzuch. Bandarze.

- Boli? - spytał Kanada dotykając lekko mój brzuch.

- Nie tak bardzo.

Jęknęłam, kiedy Kanada przycisnął.

- Oh, przepraszam.

- Nie szkodzi. Może się zagoi.

- Na pewno.

Spojrzałam Kanadzie w oczy i dotknęłam jego policzka. Męzczyzna zamknął oczy.

Po chwili ktoś zapukał do drzwi. USA i pozostali bracia Kanady weszli do pokoju. USA podszedł do mnie.

- Is everything okay? - spytał.

- Tak - odpowiedział z uśmiechem.

Spojrzałam na przyrodnie rodzeństwo Kanady. Rozmawiali cicho o czymś. Głównie Australia szeptał Nowej Zelandii do ucha, a ten tylko przeczył głową że skrzywiona miną. Po chwili Australia zamilkł i oboje spojrzeli się na mnie. Starszy brat popchnął szesnastolatka w moja stronę, a ten opierał się.

- Nowa Zelandia, co ci? - spytał Kanada.

Nowa Zelandia spojrzał na mnie z przedażeniem i cofnał się. Australia popchnał go jeszcze raz do mnie.

- Nie, nic mu nie jest - odpowiedział za młodszego brata. - Tylko jest trochę... Wstrząśnięty, że tak to ujmę.

- Nieprawda! - zaprzeczył Nowa Zelandia.

Australia znowu szepnął mu coś do ucha.

- Dobrze - powiedział Nowa Zelandia.

Australia podszedł do mnie i się usmiechnął. Oni wszyscy byli do siebie tacy podobni. Jedynie Nowa Zelandia był taki wychudzony.

- Może być? - spytał Australia dotykając łokciem moich bandarzy.

- Co ty robisz? - powiedział Kanada.

- Tak, jest spoko.

- Sprawdzam, czy jest sztywne.

- Ma być sztywne?

- Nie.

- Dlaczego to robisz łokciem?

- Em. Chodź tu, Zelandia - Australia machnął ręką na brata.

Nowa Zelandia zawahał się. W końcu zdecydował się do mnie podejść.

- Cześć, [T/I]...

- Hej, Zelandia. Coś się stało?

Chłopak spogladał na rodzonego brata. Kiedy Australia zorientował się o co mu chodzi wstał.

- Em. USA, Kanada, chodźcie na chwilę.

- Nigdzie nie idę - odpowiedział Kanada.

- No chodź. Nic jej nie będzie - Australia zlapał Kanadę za ramię i pociągnął do drzwi. - Muszę wam coś powiedzieć. Ważnego.

Kanada w końcu pozwolił się zabrać z pokoju.

- Za chwilę, przyjdę, [T/I]...

I wyszli.

Nastała niezręczna cisza, która po chwili postanowiłam przerwać ja.

- Słuchaj, Nowa Zelandia. To co widziałeś tam w lesie z Biało...

- Nie o to chodzi. Znaczy, tak. Ale nie to chciałem ci powiedzieć. Znaczy... Się zapytać... - chłopak westchnął. - Ja...

- Rozumiem. Nie chcesz mnie już więcej widzieć. Przeszkadzam ci.

- Nie, wcale mi nie...

- I masz rację. Nie pasuję tutaj. Ale mimo wszystko zależy mi na tym, żeby tutaj zostać.

Nowej Zelandii błysnęło w oku.

- Zależy ci? Dlaczego?

- Zakochałam się w...

- Wiesz, ja właśnie ci chciałem powiedzieć... Kocham cię, [T/I]...

_________

Ktoś musiał. A że akurat Nowa Zelandia to ja go bardzo przepraszam xD

529 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro