Rozdział 2
Cały kolejny dzień byłam rozbita i rozkojarzona. W pracy po kilka razy musiałam czytać akta, co nigdy mi się nie zdarzało, bo przecież moja praca, to była moja pasja, aż w końcu zauważył to mój wspólnik, Kornel.
— Coś ty tu napisała? — zapytał zdumiony. — Przecież pan Zieliński ma na imię Marian.
Spojrzałam szybko na wniosek. Napisałam Milan.
— Jezu, przepraszam, źle spałam, nie wiem, co robię — wyłgałam się jak nastolatka.
— Tęsknisz pewnie za Bjornem — zaśmiał się przekornie.
Uśmiechnęłam się tylko krzywo. Kompletnie o nim zapomniałam, choć dzwonił już dwa razy z Oslo. Czułam się jak potwór. Moje myśli wciąż krążyły wokół spotkania z Milanem.
„Tam, gdzie zawsze" to był pomnik Powstańców Śląskich. Trzy ogromne skrzydła upamiętniające trzy powstania ludności przeciwko władzy niemieckiej, dziś oświetlone halogenami i już nieco mniejsze niż kiedyś, bo wciśnięte między industrialną rozbudowę miasta, kiedyś były częstym zamiennikiem balkonu, na którym paliliśmy papierosy. Całymi godzinami potrafiliśmy tam siedzieć i albo milczeliśmy, albo gadaliśmy jak najęci. Jak miało być tym razem? Nie wiedziałam, ale z całą pewnością bałam się milczenia, tak samo, jak słów. W akcie desperacji chciałam się wycofać, gdy zjawiłam się tam o punkt dwudziestej, ubrana w jeansy, białą bluzkę, płaszcz i wygodne buty, a on już czekał. Stał do mnie tyłem. Ubrany w wąskie, czarne bojówki, ciężkie buty za kostkę, do tego w skórzaną kurtkę wiązaną w pasie, spod której wystawał czarny golf, a na głowie miał jak zawsze czapkę z daszkiem. I choć dziś miał w uszach kolczyki, a spod golfa wystawał tatuaż, ciągnący się aż za płatek ucha, to wyglądał jak kiedyś. Jak zawsze. Wciąż szczupły, choć na pierwszy rzut oka widać było, że zmężniał, był postawniejszy, lecz nigdy nie należał do wyjątkowo wysokich. Metr osiemdziesiąt z hakiem to nie to, co blisko dwa metry Bjorna. Złapałam się na tym, że znów zaczynam wszystkich z nim porównywać i poczułam na siebie złość. Nie chciałam tego. To było nie w porządku, nawet jeśli tylko działo się w moich myślach. Spuściłam głowę, wzięłam głęboki oddech. Obiecałam sobie więcej tego nie robić. Spojrzałam na Milana raz jeszcze. Stał z rękami w kieszeniach i torbą przewieszoną przez ramię. Patrzył przed siebie. Roztaczał się przed nim dobrze znany mi widok. Na Spodek, Oko Miasta i Superjednostkę – jeden z największych budynków mieszkalnych w Polsce, zbudowany z wielkiej płyty ku świetności PRL i który w latach dziewięćdziesiątych otrzymał status osiedla. Tak, budynek został osiedlem, ponieważ mieścił w sobie mieszkania dla trzech tysięcy osób. Zawsze mówiłam, że kiedyś w nim zamieszkam, na najwyższym piętrze, żeby całymi godzinami móc gapić się z okna na miasto, a na balkonie palić papierosy. Nic z tego. Nie udało się. Mieszkałam co prawda nieopodal, ale na parterze i rzuciłam palenie. O ironio, krótko po feralnej nocy z Milanem w dyskotece. To było jak manifestacja zerwania z wszystkim, co się z nim wiązało.
— Cześć — powiedziałam, podchodząc bliżej.
Odwrócił się jak na autopilocie i otulił mnie uśmiechniętym spojrzeniem. Nic się nie zmienił.
— Przyszłaś — powiedział ucieszony.
To brzmiało jak ulga i wyznanie spełnionych nadziei. Znów poczułam motyle w brzuchu, ale szybko ogarnęłam emocje.
— Sądziłeś, że mogłoby być inaczej?
Wzruszył ramionami.
— Kto cię tam wie. Zawsze miałaś skłonności do przesady — zażartował i przewrócił oczami. — I do dramatyzowania — dodał, a ja się roześmiałam, choć zdziwiło mnie jego zachowanie.
Nie spodziewałam się, że będzie tak... lekko. Chyba sądziłam, bojąc się jednocześnie, że na początek przejdziemy wprost do sytuacji z klubu, żeby cokolwiek wyjaśnić, ale ona jakby nie istniała. Milan podszedł bliżej i w chwili, gdy dosięgnął mnie zapach jego drogich perfum wymieszany z papierosami, pochylił się i pocałował mnie w policzek. Złapał mnie za rękę i nakazał obrócić wokół własnej osi.
— Pokaż mi się — poprosił z uśmiechem, a kiedy znów zatrzymałam się w miejscu, patrzył na mnie jak na zjawisko. — Cieszę, że przyszłaś. Naprawdę — zaczął jakby nigdy nic i uścisnął moją dłoń. Zerknął na pierścionek. — Brzydszy niż na zdjęciu — zażartował z przekąsem, a ja wyszarpnęłam dłoń z jego dłoni. — Nie taki zawsze chciałaś — powiedział z pretensją, którą słyszałam dwa dni temu w słuchawce.
— Tylko krowa nie zmienia zdania — odgryzłam się, a on się skrzywił.
W mojej torebce rozdzwonił się telefon. Milan przewrócił oczami, a ja z poczuciem winy sięgnęłam po aparat. Dzwonił Bjorn. Spojrzałam na Milana, a jego usta wykrzywiły się jeszcze bardziej.
— Nie odbieraj — zażądał. — Daj mi, chociaż tych kilka godzin.
Wiedziałam, że nie powinnam ulegać, ale nie mogłam mu odmówić. Widzieliśmy się przecież prawdopodobnie ostatni raz. Nie odebrałam. Wyciszyłam połączenie i schowałam telefon z powrotem do torebki razem z wyrzutami sumienia wobec Bjorna. Milan wyciągnął rękę do paska mojej torebki.
— Daj — poprosił, zdejmując mi ją z ramienia i całą, bo była niewielka, schował do swojej torby. — Teraz będziesz tylko moja.
Jego zielone oczy, schowane pod daszkiem czapki znów się uśmiechnęły i czekały na potwierdzenie. Chciałam, żeby się tak uśmiechał. Przytaknęłam skinieniem głowy.
— Co chcesz robić? — zapytał.
— Nie wiem, może pójdziemy na spacer? — zaproponowałam. — Ale możemy posiedzieć tutaj jak kiedyś.
Zaśmiał się w odpowiedzi. Tak znajomo. Ciepło. Ściskało mnie od tego w sercu.
— Dobrze, usiądźmy w takim razie — powiedział, wskazując na murek okalający Skrzydła.
Usiedliśmy i nastała cisza. Patrzeliśmy oboje przed siebie. Było tyle rzeczy, które chciałam mu powiedzieć, a teraz nie znajdowałam ich w głowie. Moje myśli wciąż krążyły wokół sytuacji z klubu, ale bałam się podjąć temat. Pewnie byśmy się pokłócili i tyle by z tego było. A po co?
— Kupiłem tam mieszkanie, wiedziałaś? — zapytał po chwili, wskazując na Superjednostkę.
Zaskoczył mnie tym. Spojrzałam na niego szybko. Dlaczego akurat w tym bloku?
— Nie. Nie miałam pojęcia — odpowiedziałam zdawkowo.
— Dawno już — prychnął z rezygnacją.
Chyba sądził, że wiedziałam.
— Dobrze ci się mieszka? — zapytałam kurtuazyjnie.
— Jak w każdym innym miejscu — skwitował beznamiętnie i znów nastała cisza.
Wrzesień choć ciepły, wieczory miewał chłodne. Zawiał zimny wiatr i zadrżałam. Milan spojrzał na mnie z uwagą.
— Może spacer to jednak lepszy pomysł — stwierdził i wstał z murku. — Zimno ci. Chodź, pójdziemy się przejść, a potem coś zjemy, okej? — zapytał i podał mi rękę.
Przyjęłam ją i wstałam, a on potarł moje ramiona, żeby mnie rozgrzać. Potem zeszliśmy ze wzniesienia, na którym stoją Skrzydła Powstańcze. Przechodząc podziemnymi tunelami pod rondem, wyszliśmy po drugiej stronie. Ruszyliśmy deptakiem w kierunku Parku Śląskiego. Droga stworzona do spacerów, ale rozmowa nam się nie kleiła. Milan pytał, jak moja praca w kancelarii, ale niewiele miałam mu do opowiedzenia. On opowiedział mi, jak mu idzie w jego studiu i to byłoby na tyle. To było smutne, jakby nic nas już nie łączyło. Oboje zdawaliśmy sobie chyba z tego sprawę. Szliśmy więc w milczeniu, mijając po drodze Silesię — ogromne centrum handlowe — aż dotarliśmy do Legendii. Miejskiego Wesołego Miasteczka sprywatyzowanego jakieś dwadzieścia lat temu. Ogromny rozświetlony banner tuż przed wejściem informował nas o Baśniowej Nocy, której data przypadała na... dzisiaj!
To było jak impuls. Milan tylko na mnie spojrzał, a ja już wiedziałam, co nastąpi. Uśmiechnął się zawadiacko i wyciągnął do mnie rękę. Jego oczy błyszczały jak kiedyś, gdy był nastolatkiem. Uradowane. Chwyciłam jego dłoń, a on uścisnął ją mocno i potrząsnął.
— Yessss! — zasyczał. — Dziś tylko ja i ty.
Zawsze, gdy byłam z nim, wchodziłam w strefę niedostępną dla nikogo innego. Jak nikt potrafił wywołać we mnie niezidentyfikowaną mieszankę emocji i namówić na każde głupstwo. Chciałam przestać je kontrolować i zrobić to, o co poprosił, byle tylko był zadowolony. Czułam się wolna, choć zniewolona przez jego prośby. Spełnianie ich przynosiło mi ogromną radość, a on zabierał mnie do miejsc, do których nie mogłam wejść z nikim innym. Chciałam tam pójść. Chciałam, aby pochłonęło mnie ostatni raz to absolutne szaleństwo.
— Jak kiedyś — przytaknęłam.
— Jak zawsze — poprawił mnie i pociągnął za rękę w stronę wejścia.
Kiedy przekroczyliśmy bramę, świat rozbłysnął tysiącem kolorowych świateł i zawirował na tle nocnego nieba. Obraz, co rusz rozmazywał mi się przed oczami, gdy przesiadaliśmy się z jednej karuzeli na drugą, a głośny śmiech Milana rozbrzmiewał koło mojego ucha, gdy obejmował mnie ramieniem i przytrzymywał mocno. Wirowaliśmy jak tornado. Wszystko wróciło. Było znów jak dawniej. Słowa same się posypały, zaczęliśmy się wręcz przekrzykiwać. Opowiadać przeróżne historie i wspominać stare czasy. Śmiać się z rzeczy, które tylko nas śmieszyły i cały czas czułam jego dłoń, ściskającą moją. Potem na strzelnicy upolował dla mnie misia, zjedliśmy tonę cukrowej waty, a na koniec wylądowaliśmy na diabelskim młynie. Wsiedliśmy do wagonika i powolutku unieśliśmy się do góry. Widok zapierał dech w piersi. Katowice błyszczały tysiącem świateł, a my znów milczeliśmy. Znów zrobiło mi się zimno. W chwili, gdy przeszył mnie dreszcz, poczułam jego ramiona, jak oplatają się wokół moich. Przytulił mnie do siebie, a ja oparłam głowę na jego ramieniu. Czułam potworne wyrzuty sumienia, ale nie mogłam się powstrzymać. Poza tym to był TYLKO Milan. Mój najlepszy przyjaciel. Pocałował mnie w czoło i oparł o nie swój policzek. Zastanawiałam się, dlaczego przewrotny los nie pozwolił nam się w sobie zakochać? Nie znalazłam jednak odpowiedzi. Siedzieliśmy tak, wtuleni w siebie, aż zatoczyliśmy koło i zjechaliśmy na dół.
— Na którym piętrze mieszkasz? — zapytałam mimochodem, gdy szliśmy znów alejką.
— No jak to, na ostatnim — odpowiedział z uśmiechem, jakbym miała o tym wiedzieć.
Teraz już byłam pewna, że spełnił moje marzenie, nie swoje. Ale dlaczego? To znów było jak impuls.
To znów było jak impuls.
— Chcę zobaczyć, czy widok jest taki sam, jak sprzed chwili — chlapnęłam.
Milan uśmiechnął się szerzej.
— Jest o niebo lepszy — powiedział z przechwałą w głosie i trzymając mnie cały czas za rękę, pociągnął w stronę wyjścia z lunaparku.
Pół godziny później byliśmy już pod Superjednostką. Milan wyciągnął klucze z kieszeni, gdy wjechaliśmy windą i otworzył drzwi.
— Panie przodem! — zaprosił mnie do środka.
Nie zapalając nawet światła, zdjęłam buty i weszłam do dużego pokoju. Zrzuciłam płaszcz, bo w mieszkaniu było cieplutko. Było ciasne, ale nawet po ciemku widać było, że bardzo ładnie urządzone. Podeszłam do okna balkonowego. Widok był oszałamiający. Rondo, Skrzydła Powstańcze, Spodek, NOSPR i Hotel Altus, a w tle budowa nowoczesnego biurowca. Wszystko razem wyglądało jak zjawisko. Oświetlone i błyszczące. Poczułam obecność Milana za plecami. Obejrzałam się na niego.
— Milan, tu jest pięknie — powiedziałam z zachwytem i znów wróciłam wzrokiem do widoku za oknem.
— Prawda? — zapytał wyraźnie zadowolony, że mi się podoba.
Wpadł mi do głowy pewien pomysł.
— Daj papierosa.
Zaśmiał się szyderczo. Sięgnął na szafkę i podał mi paczkę razem z zapalniczką. Otworzyłam okno i wyszłam na balkon. Natychmiast dosięgnął mnie nocny szum miasta, który słyszałam w słuchawce, gdy dzwonił. Wyciągnęłam papierosa i zapaliłam. Dym zagryzł mnie w gardło, bo dawno tego nie robiłam. Milan wyszedł za mną. Oparliśmy się tyłem o parapet okna, a ja podałam mu zapalonego papierosa. Zawsze paliliśmy na pół. Zaciągnął się dwa razy i oddał. W ciszy studiowaliśmy widok przez dłuższą chwilę.
— Naprawdę tu pięknie — westchnęłam.
— To prawda — przytaknął.
Spojrzałam na niego, a on patrzył zamiast na miasto to wprost na mnie. Po ciele przeszły mi ciarki. Spojrzał na moje usta. Zrobiło mi się gorąco. Nie wiem, co we mnie wstąpiło, ale chciałam go pocałować. Przysunęłam się do niego i trąciłam jego usta swoimi.
— Klaudia — jęknął moje imię i objął mój policzek dłonią.
Przyciągnął do siebie i pocałował zachłanniej. Odepchnął się od parapetu i przyparł mnie do niego całym sobą. Nie protestowałam, choć krzyczało we mnie całe jestestwo. Jego usta były miękkie i ciepłe. Zachłanne. Namiętne, jakby nigdy nikogo nie całowały przede mną. Jego język wślizgnął się do moich ust delikatnie i poczułam pożądanie. Przyciągnęłam go do siebie mocniej. Stęknął i objął mnie w pasie. Wtoczyliśmy się do pokoju, a chwilę później do sypialni, dysząc ciężko. Odsunął się o krok i sięgnął ręką za swój kark. Jednym zgrabnym ruchem zdjął z siebie golf. Moim oczom ukazała się zgrabna męska sylwetka. Wyrzeźbione mięśnie i tatuaże. Było ich więcej, niż zapamiętałam. Usiadł na łóżku i pociągnął mnie na siebie. Usiadłam na nim okrakiem, a on zaczął rozpinać mi bluzkę. Z każdym odsłonięty centymetr mojej skóry obsypywał czułym pocałunkiem, jakby się nim delektował. Oddech mu przy tym pędził, tak samo, jak mi i drżał z podniecenia. Niecierpliwym dotykiem pieścił moje ciało, a potem opadł do tyłu na pościel i znów pociągnął mnie za sobą. Przetoczył nas na moje plecy i pocałował w usta. Długo. Namiętnie, wzdychając niecierpliwie, gdy zsuwał ze mnie spodnie. Potem ześlizgnął się mokrą stróżką po mojej szyi i pieścił ustami moje piersi, które wydobył spod stanika.
— Marzyłem o tym całe życie, kocham cię — powiedział cicho. — Powiedz, że ty mnie też — poprosił, ale ja nie byłam w stanie.
To, w jaki sposób mnie dotykał i co mówił, sprawiało, że gardło wiązało mi się w supeł.
Czułam przez materiał spodni jego erekcję i rosnące od tego uczucia coraz większe pożądanie. Czułam je naprawdę. Nie byłam pijana jak ostatnim razem. Chciałam tego. Chciałam go czuć w sobie. Ciężar jego ciała na moim. Złapałam palcami za sprzączkę jego paska. Próbowałam rozpiąć. Byłam podniecona jak jeszcze nigdy.
— Ja też cię kocham — wydyszałam mu w usta, zdając sobie z tego po raz pierwszy w życiu sprawę.
Po tych słowach wszystko ruszyło jak zaprogramowane. Milan wspiął się na mnie wyżej. Rozpiął spodnie, a ręką sięgnął do szuflady. Nałożył prezerwatywę i wisząc nade mną na wyprostowanych ramionach, jednocześnie patrząc mi w oczy, wypełnił mnie sobą. Jego usta uchyliły się niemo, a wargi nabrzmiały. Lędźwie zaczęły się kołysać. Wtedy znów się pochylił i mnie pocałował. Miękko. Powoli. Z czułością, obejmując mój policzek dłonią. Oddech znów mu drżał, jakby z wysiłku, ale mięśnie pracowały nieprzerwanie. Coraz szybciej. Zawzięcie. Konałam z rozkoszy. To był zwykły, prosty seks, ale emocje, które temu towarzyszyły, były jak afrodyzjak. Nigdy takich nie czułam. Z nikim. Napędzały dreszcz, który piął się pod moją skórą coraz szybciej i w końcu wybuchł erupcją naelektryzowanych cząsteczek, spinając moje ciało w spazmatycznym skurczu. Milan doszedł tuż za mną. Oboje dyszeliśmy jak po biegu, a on wciąż mnie całował pomiędzy ciężko łapanymi oddechami i odgarniał mi włosy z czoła. Po chwili opadliśmy całkowicie z sił, a on zsunął się ze mnie i przytulił do siebie. Okrył troskliwie kołdrą. Nie wiedziałam co myśleć, ale nie miałam siły się temu sprzeciwiać ani żeby pozbierać się i wyjść, nie mówiąc o tym, że nie miałam ochoty. Chciałam tu zostać. W jego ramionach. Na zawsze. Nie czułam tego, co wtedy w klubie. Czułam się wspaniale. Znów wyjątkowo. Powiedział, że mnie kocha. Czekałam na to pół życia.
Ciężka rzeczywistość uderzyła we mnie dopiero rano, gdy obudziłam się sama w łóżku. Milana nie było obok. Wsłuchałam się w ciszę mieszkania, ale nie doszedł mnie żaden dźwięk. W moich myślach pojawił się Bjorn, moi rodzice, kredyt zaciągnięty przez ojca i uczucie zawodu, jaki wszystkim sprawiłam. Wstałam pospiesznie i zaczęłam się ubierać. O Milanie nawet nie chciałam myśleć. W sumie to nawet nie wiedziałam co? Znów poczułam się jak wywłoka. Ja! Wielka pani prawnik, zeszmaciłam się jak dziwka na własne życzenie. Gdy byłam gotowa do wyjścia, za plecami usłyszałam szelest. Odwróciłam się szybko i zobaczyłam go drzwiach, ze zdumioną miną i cienką zrywką wypełnioną świeżymi bułkami w dłoni. Totalnie mnie zatkało.
— Wybierasz się dokądś? — zapytał, ledwo przepychając słowa przez gardło.
Patrzył na mnie tak intensywnie, że musiałam odwrócić wzrok, ale nie było co ukrywać, że miałam się zamiar wymknąć. Uciec.
— Przepraszam, to był błąd — stęknęłam i podniosłam na niego winowajcze spojrzenie.
Zamrugał i otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale żadne słowo z nich nie padło. Reklamówka wysunęła mu się z ręki. Na twarzy wymalował się grymas. W życiu widziałam go takiego tylko raz. Wtedy, gdy płakał za matką. Moje serce złamało się w tej chwili na pół. Byłam jak ona. Porzucałam go właśnie. Byłam tego pewna.
— Ale... — z trudem wypchnął to jedno słowo z krtani i przelotnie spojrzał na łóżko.
Na co on liczył?
— Milan, wychodzę za mąż — zaczęłam głupio tłumaczyć.
Spojrzał na mnie groźnie.
— Zwariowałaś?
— Milan, proszę — zaczęłam się bronić.
Zrobiłam krok w bok, żeby spróbować przejść obok niego, ale zastąpił mi drogę.
— Mam nadzieję, że po dzisiejszej nocy będziesz w ciąży — rzucił nienawistnie w akcie desperacji.
Obezwładniła mnie ta jego sugestia.
— Naprawdę aż tak chciałbyś mnie upokorzyć? — zapytałam z niedowierzaniem.
Moje pytanie go otrzeźwiło.
— Nie — jęknął bezsilnie. — Po prostu bardzo chciałbym, żebyśmy je mieli. Dzieci — dodał, a jego niski głos i zielone spojrzenie złagodniały. — Tyle ile byś chciała — mówił jak w transie. — Urabiałbym sobie dla was ręce — zapewniał. — Zawsze chciałem, żebyś to ty była matką moich dzieci. Tylko tobie bym zaufał.
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. To mi łamało serce. On wciąż był tym nastolatkiem, porzuconym przez matkę. Wciąż nad tym cierpiał. Uciekłam wzrokiem.
— Przykro mi, nie będę, biorę antykoncepcję. Jestem odpowiedzialna...
— Odpowiedzialna? — podał w wątpliwość i ręce mu opadły, a w jego głosie dała się wyczuć pogarda.
— Nie róbmy z tej nocy wielkiej sprawy — westchnęłam zdegustowana i znów próbowałam się obok niego przepchnąć do przedpokoju, ale przycisnął mnie do futryny.
— Zwariowałaś? — zapytał znów, a niedowierzanie w jego głosie nabrało groźnej barwy. — Wielkiej rzeczy? Tylko tyle? Chciałaś pójść do łóżka i zapomnieć? — dopytywał natarczywie.
Westchnęłam tym razem zirytowana.
— Mówisz, jakbyś nigdy tego nie próbował — warknęłam ostro z pretensją i wyrzutem jednocześnie.
Milan się krzywił.
— Za kogo ty mnie masz do cholery? — zarzucił mi oszczerstwo. — Owszem, próbowałem! To był najwyższy czas, żeby spróbować! — podniósł głos.
— No pewnie! Przecież trzeba było mnie zaliczyć! Brawo, udało ci się! Możesz sobie pogratulować! — wydarłam mu się prosto w twarz.
— Gadasz takie głupoty, jakbyś nie wiedziała, że kochałem się w tobie od lat! — wrzasnął w rewanżu. — Przecież następnego dnia pojechałem do twojego ojca! Z pierścionkiem! — zaczął krzyczeć i punktować we mnie palcem. — Już o tym nie pamiętasz? Myślałem, że oszaleję, gdy mi powiedział, że nie chcesz mnie znać!
Poczułam, jakbym dostała w twarz, ale zmarszczyłam brwi, rozeźlona. Jak mógł tak kłamać.
— Nie mieszaj w to mojego ojca! — pogroziłam, oskarżając o kłamstwo. — Nic takiego nie miało miejsca!
Milan znów zaniemówił. Patrzył na mnie zdumiony. Jego zielone oczy patrzyły we mnie z przejęciem. Błyszczały złością i dezorientacją.
— To ty o niczym nie wiesz? — zapytał ściszonym głosem.
Sięgnął dłonią pod koszulkę i wyszarpnął spod niej łańcuszek z zawieszonym na nim pierścionkiem. Zerwał go sobie z szyi i podsunął mi przed twarz.
— Jest na nim data. Możesz sprawdzić — zapewnił stanowczo. — Byłem pewny, że mnie przyjmiesz — powiedział drżącym głosem. — Byłem pewny, że zdajesz sobie sprawę, że zawsze byłaś najważniejsza. Sądziłem, że... — głos zaczął mu się łamać. — Wiesz, że nie miałem nikogo prócz ciebie. Tylko tobie ufałem. Tylko przy tobie byłem sobą. Szanowałem cię, ale nie wytrzymałem napięcia. Pociągałaś mnie tak bardzo, a ja byłem pijany i nie byłem już w stanie dłużej tego ukrywać. Skończyłaś studia. Byliśmy dorośli. To był najwyższy czas, żeby ci pokazać, że mi zależy i że chcę być ciebie wart. Że jestem na tyle poważny, żebyś nie musiała się mnie wstydzić. Zarabiałem. Prowadziłem swój interes. Nie byłem już łobuzem, za którego miał mnie twój ojciec, ale nie wiedziałam jak zacząć, gdy byliśmy trzeźwi. Czułem się jak gówno, nie skończyłem studiów i nigdy nie mógłbym się z tobą równać, ale na litość boską! Zrobiłem tylko jeden błąd! Zacząłem od złej strony! — znów zaczął krzyczeć i walić otwartą dłonią o futrynę obok mojej głowy. — Poniosło mnie kurwa, ale to nie zbrodnia! — wrzeszczał, niesiony coraz bardziej przez emocje. — Byłem przerażony, gdy uciekłaś. Chciałem to naprawić, zadośćuczynić, wyznałem wszystko twojemu ojcu jak na spowiedzi. Przepraszałem, obiecywałem, że nigdy cię nie opuszczę, nigdy nie skrzywdzę i że nie chciałem tego rozegrać w ten sposób, ale twój ojciec mówił tak kategorycznie, że nie byłem w stanie tego kwestionować, a przecież tylko on mógł mi pomóc — jęknął. — Zamiast tego utwierdził mnie w przekonaniu, że zasłużyłem na taką karę i że najlepiej będzie, jak zniknę, jeśli cię kocham. Więc zniknąłem. Musiałem udowodnić, że jest tak, jak przysięgałem. Straciłem cię, a ty mi mówisz, że kłamię? — zapytał z niedowierzaniem, niemalże płacząc.
Stałam oniemiała i patrzyłam na huśtający się na łańcuszku pierścionek. Był cieniutki i miał bladoróżowe oczko. Taki jak zawsze chciałam. Wraz z tym widokiem zalała mnie fala poczucia winy. Wobec Milana, bo zachowałam się dokładnie tak, jak sądziłam, że on się zachował cztery lata temu. Wobec Bjorna, bo nie zasłużył sobie na taką paskudną zdradę i wobec ojca. Zawiodłam jego oczekiwania. Owinęłam się płaszczem szczelniej i przecisnęłam do wyjścia.
Uciekłam. Znów.
Dni przed ślubem były jak rozmazana plama, z bełkoczącym Bjornem i jego rodzicami w tle. Na mojego ojca nie mogłam spojrzeć. Zastanawiałam się, czy mógł mi to zrobić? Czy przez ostatnie cztery lata mnie oszukiwał, ciesząc się, że Milan zniknął raz na zawsze z mojego życia? Zdałam sobie sprawę, że ja też miałam nie po kolei w głowie i nie żądałam wyjaśnień. Teraz było już za późno.
💍💍💍💍💍💍💍
Ciężka sprawa.
Do epilogu wystąp ;)
Monika :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro