Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6. W obcym łóżku.

Detektyw chwycił mdlejącą kobietę, nim zdążyła roztrzaskać głowę o betonowy chodnik. Musiał błyskawicznie rozeznać się w sytuacji i dokonać konkretnego wyboru. Doskonale zdawał sobie sprawę, że minione wydarzenie nie było przypadkowe. Ktoś chciał, aby właścicielka potężnej agencji reklamowej zniknęła z horyzontu, ale na tą chwilę, oprócz przypuszczeń i domysłów, nie mógł się niczym więcej pochwalić.

Spojrzał, na rozjeżdżające się auta. Żaden z kierowców i pieszych nie ucierpiał, dlatego na soczystej wymianie zdań kierujących się zakończyło. Nikt nie wezwał policji. Natan też nie zamierzał tego robić, ani nawet dzwonić po karetkę. Obawiał się, że jeśli Camelia trafiłaby do szpitala, byłaby tam łatwym celem, dla tego, kto chciałby dokończyć zadanie po swoim niepowodzeniu.

Taksówkarz właśnie wsiadał za kierownicę. Stał najbliżej siedzącej przy krawędzi pary.

– Stój! – krzyknął Natan, gestem zatrzymując zaniepokojonego kierowcę.

Chwycił kobietę prawą ręką pod kolana, a drugą stabilnie podtrzymywał plecy. Nie była ciężka, więc zaniesienie jej do samochodu, nie sprawiło mężczyźnie większego problemu. Usadowił ją na tylnim siedzeniu, tuż za kierującym, a sam zajął miejsce tuż obok, pozwalając, aby bezwładne ciało, zaległo na jego kolanach.

– Do szpitala? – zapytał taryfiarz z niemal stu procentową pewnością.

– Nie – odparł detektyw. – Proszę przed siebie. Poprowadzę pana.

Bał się, że jeśli od razu poda swój adres zamieszkania, a motocyklista będzie ich śledzić i zorientuje się za późno, oboje staną się łatwym celem. Dlatego też postanowił wyprowadzić taksówkarza mniej uczęszczanymi, zawiłymi uliczkami, aby mieć pewność, że nie mają ogona.

– Pana kasa, pana trasa – rzucił z przekorą kierujący pojazdem.

Trasa do niewielkiego mieszkania, w niczym nie wyróżniającym się bloku, trwała dłużej niż powinna. Potrzebowali jej jednak, dla wspólnego bezpieczeństwa. Po upewnieniu się, że wszystko było w jak najlepszym porządku, pasażer poprowadził kierowcę do miejsca docelowego. Taryfa zatrzymała się, najbliżej wejścia do budynku, jak tylko było to możliwe. Detektyw zapłacił, ponownie wziął na ręce nieprzytomną kobietę i ruszył do środka. Wykorzystał fakt, że dziecko sąsiadki właśnie wyprowadzało psa na spacer, więc nie musiał szarpać się z drzwiami.

– Ej młody – zawołał za odchodzącym nastolatkiem. – Chcesz zarobić piątaka?

– A co ja smarkacz z przedszkola, żeby za piątkę sobie rączki brudzić – rzucił oschle.

Nie odszedł jednak. Wiedział, że ubije z detektywem mały interes i aż go korciło, żeby dowiedzieć się, w czym tym razem był mu potrzebny.

– Młody, nie przeginaj – warknął mężczyzna, coraz bardziej czując obolałe ręce. – W prawej kieszeni kurtki mam klucze od mieszkania. Weź je i mi otwórz, żebym jej nie zrzucił. – Skinął głową na bezwładne ciało Camelii.

– Będę musiał wrócić na drugie piętro – marudził. – To będzie dodatkowo płatne.

– Ile chcesz do cholery? – odparł zirytowany mężczyzna.

– Dwie dychy...

– Dycha – przerwał mu – i ani grosza więcej, chyba że chcesz, aby twoja matka dowiedziała się co robisz wieczorem z kolegami za blokiem.

– Dobra, dobra, stoi. – Chłopak przytaknął, obawiając się konsekwencji jakie by poniósł, gdyby jego rodzicielka dowiedziała się o piwie z kolegami.

Weszli na górę. Nastolatek ekspresowo otworzył drzwi i zaczekał, aż mężczyzna położy nieprzytomną kobietę i do niego wróci. Mieszkanie Natana posiadało jedynie dwa małe pokoje, niewielką kuchnię i skromną łazienkę. Nie przyjmował u siebie gości, także nie przykładał większej wagi do sprzątania. Zaniósł Camelię do mniejszego pomieszczenia, które niemal w połowie zajmowało łóżko z pomiętą pościelą. Ułożył ją ostrożnie i cofnął się do młodego wyciągacza pieniędzy. Wydobył z portfela dziesięć złotych i podał mu.

– A to, żeby język cię nie świerzbił. – Wyciągnął kolejny, dwudziesto złotowy banknot. – Nie widziałeś mnie i nikogo w moim towarzystwie.

– Ma się rozumieć. Jak zawsze...

Chłopak zadowolony powrócił do swoich zajęć. To nie był pierwszy i pewnie nie ostatni raz, kiedy sąsiad płacił mu za informacje, lub brak ich rozpowszechniania. Brał go za dziwaka, który bardzo cenił sobie prywatność. Nikt w bloku jednak nie miał pojęcia, czym owy człowiek tak naprawdę się zajmował.

Natan wrócił do pomieszczenia, upewniając się, że starannie zakluczył drzwi. Zabrał z łazienki apteczkę pierwszej pomocy i skierował się do sypialni. Camelia leżała w tej samej pozycji, w której ją zostawił. Widząc zakrwawione kolana i obdarte dłonie, postanowił sprawdzić, czy nie stało się z nią nic poważniejszego. Zaczął od góry. Zatopił niezgrabne palce w jej jasne włosy, badając potencjalne urazy i rozcięcia skóry. Spokojna, blada twarz przykuła jego uwagę. Poczuł się dziwnie, kiedy opuszkami palców dotykał aksamitnej skóry. Podświadomie spodobała mu się ta czynność, lecz nie mógł cieszyć się nią w pełni. Musiał pamiętać kim była i na czyje zlecenie miał jej pilnować. Robił to nawet wtedy, kiedy nie miała o tym zielonego pojęcia. Zakres jego obowiązków nie ograniczał się jedynie do pojedynczych, comiesięcznych pogawędek. Niczym cień, towarzyszył jej w dojeździe do pacy i powrotach do domu. Mógł zabrać pieniądze i po śmierci Felipe przestać interesować się krokami jego córki, lecz sumienie mu na to nie pozwoliło. Jeśli się czegoś podejmował, to doprowadzał sprawę do końca. Nie spodziewał się jednak, że polubi wspólne przekomarzanki i próby zdjęcia maski niewzruszonej bizneswoman. Chciał poznać jej prawdziwe oblicze. Wierzył, że dzięki temu, łatwiej będzie mu wypełnić swoje zobowiązanie.

Kącikiem oka dostrzegł ciemny, lepki ślad na ołówkowej spódnicy. Zdawał sobie sprawę, że musiał to sprawdzić, ale żeby to zrobić, konieczne było ściągnięcie z kobiety odzienia. Obawiał się jej reakcji po obudzeniu, lecz nie mógł sobie pozwolić, aby pozostawić ranę zanieczyszczoną, bez opatrunku. Niechętnie uniósł jej tułów, starając się jak najdelikatniej pozbyć kremowej bluzki. Opuścił ją z powrotem. Zawahał się, kiedy obnażył ledwo zakryte piersi. Cielisty, koronkowy biustonosz, spowodował, że jego myśli znalazły się w miejscu, w którym nie powinny. Nie mógł sobie w tym momencie na to pozwolić. Musiał wziąć się w garść. Potrząsnął przecząco głową, jakby wyrzucał nieznośną myśl z głowy. Przełknął ślinę i zacisnął szczękę z taką siłą, że aż usłyszał w głowie jej zgrzyt.

Miał problem z dziwaczną, w jego mniemaniu, spódnicą. Kobieca garderoba była mu obca, dlatego nie mógł sobie poradzić z jej ściągnięciem.

– Szlag by to – warknął pod nosem.

Zlustrował dół czarnego materiału i zobaczył sporej długości rozdarcie. Musiało powstać, kiedy upadła, więc nie powinna mieć mi tego za złe. Pomyślał, wydobywając z szuflady nocnego stolika, ostre nożyczki. Nie wahał się ani sekundy. Chwycił stabilnie tkaninę i rozciął do samej góry, obnażając ledwo osłonięte ciało. Rana nie była głęboka, lecz dość mocno krwawiła. Natan zostawił kobietę. Po chwili wrócił do niej z miską wody i miękkim ręcznikiem. Przemył poszarpane brzegi krwawiącego miejsca, upewniając się, że upadek nie naruszył tętnicy udowej. Najdelikatniej jak tylko potrafił, opatrzył nogę, pozostawiając na skórze dość spory opatrunek. Obite kolana i zdarte ręce ostrożnie przeczyścił i potraktował wodą utlenioną. Nic więcej na szczęście nie było potrzebne. Martwiło go jednak dość długie omdlenie jasnowłosej. Próbował przeanalizować ponownie w głowie minione wydarzenie. Obawiał się, że coś umknęło jego uwadze, co mogło być znaczące dla stanu, w którym się znalazła.

Cichy jęk, wydobywający się z jej ust uspokoił mężczyznę, a nieznośne burczenie w brzuchu, rozśmieszyło go niemal do łez. Przykrył Camelię lekką kołdrą, niemal po samą szyję, a sam skierował się w stronę kuchni. Osobiście poczuł, że zgłodniał po całych tych ekscesach, dlatego nie zastanawiając się dłużej, sprawdził zawartość lodówki, w poszukiwaniu czegokolwiek zdatnego do jedzenia.

– A zakupy cymbale to kiedy miałeś ogarnąć? – zapytał sam siebie.

Zamknął chłodziarkę i zaczął buszować po szafkach. Po chwili, w jednej z nich, odnalazł paczkę makaronu, kostki bulionowe i puszkę tuńczyka. Z braku laku, to nie była aż tak zła opcja. Wstawił wodę w garnku i zaczekał, aż się zagotuje. Wrzucił podłużne nitki do wrzątku, razem z dwoma, złocistymi kostkami. W przelocie zajrzał do kobiety, która obróciła się na lewy bok, jakby drzemała po całonocnej imprezie. Spokojnie oplatała dłonią, białą poduszkę, jak gdyby wygoda jego łóżka, była porównywalna z tym, w którym spędzała każdą swoją noc. Uśmiechnął się pod nosem, nie zdając sobie nawet sprawy, że chwila, w której się zawiesił trwała zbyt długo. Z tego letargu wyrwał go nieprzyjemny zapach, wydobywający się z kuchni. Przeklął cicho pod nosem i niemal biegiem rzucił się do kuchenki, na której stał kipiący garnek.

Camelia ruszyła się niemrawo i odruchowo przekręciła się na drugi bok. Poczuła ból w prawym udzie, co skutecznie wyrwało ją z nieprzewidzianej drzemki. Uniosła niespiesznie powieki. Zamglonym jeszcze wzrokiem próbowała zlustrować miejsce w którym przebywała. Nie było to proste. Dopiero po chwili zorientowała się, że jest w nieznanym otoczeniu. Przypomniała sobie pisk opon i blask reflektorów, które swym światłem, niemal raniły jej zielone oczy. Sięgnęła pamięcią, do ostatniej rzeczy, którą zapamiętała. Jechała w jakimś samochodzie. Głowa spoczywała na czymś twardym, lecz nie miała pojęcia co to mogło być. Czuła za to wyraźny zapach perfum detektywa, który odwiedził prędzej jej biuro. Miała nadzieję, że to był on, lecz nie potrafiła wydobyć z siebie na tyle siły, aby podnieść się i sprawdzić co się działo. Otulona bólem, połączonym jednocześnie z ciepłem męskiego ramienia odpłynęła, budząc się dopiero w czyimś łóżku.

Promienie słońca, delikatnie muskały jej twarz. Ból nie odpuszczał, leczkobieta musiała zorientować się w sytuacji, w której się znalazła. Uniosłaniezdarnie tułów, opierając się stabilnie na przedramionach. Wokoło nie byłonic, co mogłoby ją w jakikolwiek sposób naprowadzić na ślad właściciela pokoju. Oprócz posłania, w którym leżała,znajdowała się jedynie przesuwna szafa i niewielki stolik nocny. Uniosła ciałowyżej. Lekka kołdra zsunęła się z jej ramion i obnażyła niemal nagą skórę.Myśli Camelii zaczęły szaleć i przedstawiać najstraszniejsze dla niejscenariusze. Niepewnie odsunęła pościel i spojrzała w dół. Sama bielizna niewróżyła nic dobrego. Zaczęła panikować. Obudziła się niemal naga w obcym łóżku,a jej ubrania były rozrzucone po podłodze. Zasłoniła szybko usta, powstrzymującw ten sposób szloch, który na ten widok, chciał opuścić jej gardło. Nie mogłasobie na to pozwolić. Niepewna tego, czy ktoś znajdował się oprócz niej wmieszkaniu, opuściła posłanie i zaczęła przeglądać szafki, w poszukiwaniuczegoś, co pomogłoby jej w razie konieczności się obronić. Oprócz stertymęskich ubrań nie znalazła jednak nic. Jedynym logicznym wyborem wydawały siębyć ostre nożyczki, choć doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że w raziekonieczności aby ich użyć, potrzebowałaby wiele siły, której w tej chwilibrakowało. Postanowiła zatem, że spróbuje się z tego mieszkania wydostać.Cichutko, na palcach, podeszła do okna. Otworzyła je na oścież i wychyliła, natyle ile tylko mogła. Z przerażeniem stwierdziła, że nie miała w tym miejscudrogi ucieczki. Odległość w dół była spora, a po stromej ścianie nie byłożadnego wgłębienia, czy wystającego elementu, dzięki któremu mogłaby poczuć sięwolna. Zamarła tak przez chwilę, nie mogąc znaleźć w głowie żadnego, logicznegorozwiązania.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro