Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5. Uważaj!

Dziewczyna skinęła tylko potwierdzająco głową i wróciła do swoich obowiązków. Mąż natomiast zamknął za sobą drzwi i jak gdyby nigdy nic podszedł do małżonki. Z uśmiechem na ustach, ucałował ją w czubek głowy i oparł się o rant biurka, lustrując jej postawę.

– Myślałem, że masz dziś wolny dzień i zostaniesz w domu – powiedział spokojnym tonem.

– Taki był zamysł, ale jednak postanowiłam przyjechać – rzuciła od niechcenia. – Chyba ci to nie przeszkadza? – Upewniła się, starając się wyłapać jakiś fałsz w głosie.

– Mnie? Zwariowałaś? – Zdziwił się, unosząc jej podbródek ku górze. – Twoja obecność nigdy nie będzie mi przeszkadzać.

Pochylił się nad nią i złączył ich usta w delikatnym pocałunku. Wąskie wargi smakowały jej, tak czule, jak już dawno tego nie robił. Zaczęła się rozpływać, pragnąc pogłębić ową pieszczotę, do której sam dążył, lecz wizja poprzedniego wieczoru, nie mogła opuścić jej głowy. Odsunęła się ostrożnie, bacząc, aby nie urazić tym gestem jego męskiej dumy. Oparła prawą dłoń o jego klatkę. Westchnęła głęboko i wyszeptała:

– Kochanie, nie czuję się najlepiej. Zostawmy czułości na wieczór. Dobrze? – Starała się, aby jej kokieteryjny ton głosu, przekonał go do tego małego pomysłu.

– Jak kiedyś? – zapytał, unosząc z zadowoleniem brwi ku górze. – Kolacja, wino i seks do samego rana?

– Jak dla mnie rewelacja – potwierdziła.

Oddalili się ostatnio od siebie i już dawno marzyła o tym, aby spędzić przyjemny wieczór ze swoim ślubnym, sam na sam. Miała wrażenie, że od poprzedniej takiej propozycji z jego strony minęły wieki. Potrzebowała ciepła i czułości. Pragnęła czuć się kochana. A kto mógł jej to dać, jak nie własny mąż?

Jedna myśl zaprzątała jednak jej głowę. Musiała poruszyć dręczącą kwestię tu i teraz.

– Igor, a jak sprawa z „Amirante"? – Badała uważnie jego reakcję. – Długo ci zajęło zmienianie umowy i dopisywanie poszczególnych aneksów? Nie słyszałam jak wróciłeś do domu.

– Spałaś tak słodko, że nie chciałem cię budzić – odparł spokojnie. – Wszystko jest już na dobrej drodze, nie ma się co martwić – zapewniał z przyklejonym uśmiechem do twarzy.

– A Nela dostarczyła ci wszystkie potrzebne dokumenty, odnośnie finansów firmy? – zapytała podejrzliwie.

– Tak, ale był tam błąd, dlatego musiałem wrócić wczoraj do pracy.

Wszystko się zgadzało. Camelia czuła się jak szpieg, szukający spisku tam, gdzie go nie było. Wstydziła się za swoje podejrzenia. Nie miała powodu wątpić w lojalność przyjaciółki, ani w dobre intencje męża. W końcu jechali na tym samym wózku. To ta firma, była ich źródłem utrzymania i w głębi duszy wiedziała, że nie działałby na jej niekorzyść. Ulżyło jej w końcu, choć bolesne słowa męża, niestety odcisnęły na niej swoje piętno.

– Przepraszam, nie dopatrzyłam tego, tak jak powinnam – przyznała.

– Już wszystko jest w porządku. Ja też zareagowałem zbyt gwałtownie – przyznał. – Ale wynagrodzę ci to przy kolacji.

– Dobrze. – Uśmiechnęła się z nadzieją, że wszystko wróci na odpowiednie tory. – Wiesz, chyba pojadę do domu i się jeszcze troszkę położę zanim wrócisz. Za mocno wczoraj przeholowałam i nadal czuję się niewyraźnie.

– Nie chcesz zostać? – zapytał. – Powinienem mieć w biurze jakieś proszki od bólu głowy.

– Nie trzeba kochanie. Naprawdę będzie lepiej jak wrócę i odpocznę. Dziś tu nic nie zdziałam, a przy kolacji będę chciała porozmawiać z tobą o czymś ważnym.

– W porządku. – Nie protestował. – Wracam do swoich obowiązków, żeby jak najszybciej się stąd wyrwać i spędzić z tobą wieczór. – Ponownie ucałował czubek jej głowy, żegnając się w ten sposób.

Opuścił gabinet zostawiając ją samą. Nie miała na co czekać, tym bardziej, że żołądek coraz bardziej dawał o sobie znać. Brakowało siły na kolejne, biurowe atrakcje. Uprzedziła Anię, że wróci do pracy dopiero następnego dnia i wszystkie nowe sprawozdania miała położyć bezpośrednio na biurku w jej gabinecie.

Zjechała windą na sam parter. W ogromnym holu pożegnała się z wiecznie uśmiechniętym portierem i przeszła przez podwójne, szklane drzwi, zostawiając wszystkie dzisiejsze nieprzyjemności za sobą. Przynajmniej taką miała nadzieję...

– Camelio! – Usłyszała za sobą znajomy głos natręta, który doprowadził ją tego dnia na skraj wytrzymałości.

Nie miała ochoty wdawać się w jakiekolwiek dyskusje z tym człowiekiem. Nie chciała dać się ponownie sprowokować. Znacząco przyspieszyła kroku, starając się w jak najkrótszym czasie pokonać długość chodnika do pasów, przed którymi stała właśnie garstka przechodniów.

– Niech to! – rzucił mężczyzna z niezadowoleniem pod nosem.

Widząc niemal uciekającą kobietę, dogasił papierosa i pospiesznym krokiem ruszył w ślad za jasnowłosą. Nie musiał biec. Doskonale orientował się jak długo jeszcze światło dla pieszych pozostanie niewzruszone. Coś innego jednak przykuło jego uwagę. Po lewej stronnie, zza masywnego budynku wyłonił się motocyklista. Zamiast zwolnić swój bieg, przyspieszył jeszcze bardziej.

W tym czasie kobieta stanęła już przy krawędzi jezdni, tuż obok czekających na zmianę światła ludzi, aby bezpiecznie mogli przedostać się na drugą stronę ulicy. Ona miała jednak inny plan. Zobaczyła zbliżającą się taksówkę, więc podniosła rękę, komunikując, że chciała skorzystać z jej usług. Auta mknęły niczym błyskawice, ale pojazd, na który tak w tej chwili liczyła zaczął zwalniać tempa. Uśmiechnęła się pod nosem, tryumfując nad swoim małym zwycięstwem.

Detektyw zorientowawszy się, co zamierza człowiek na czarnym ścigaczu, zaczął biec. Wiedział, że nie zdąży na czas, więc ile miał sił w płucach krzyknął:

– Camelia! Uważaj!

Kobieta nie zdążyła zareagować. Poczuła silny ból, promieniujący między łopatkami. W jednej chwili znalazła się na czarnym asfalcie. Klęczała, opierając się stabilnie dłońmi o podłoże. Nie czuła w tej chwili uderzenia w plecy. Zobaczyła nadjeżdżające auta, oślepiające jej oczy, jarzącymi reflektorami. Sparaliżował ją strach. Nie potrafiła się ruszyć. Była bezsilna, a mgła wspomnień zasłoniła jej cały otaczający świat. Obrazy przeszłości, bezkarnie nawiedzały głowę, uświadamiając coraz dobitniej, że tego właśnie dnia spotka się z ojcem.

Przeraźliwy pisk opon, połączony z nadmiernym dźwiękiem klaksonu spowodował, że radosne obrazy rozmyły się wraz z opadnięciem mgły. Światła były już niemal na wyciągnięcie ręki. Nie miała siły zareagować. Poddała się. Przymknęła powieki i czekała na nieuniknione. Wtedy poczuła nagłe szarpnięcie, jakby coś zgniatało jej wnętrzności i unosiło ku górze. Czy tak wygląda śmierć? Pomyślała, nim zorientowałam się w sytuacji.

Otworzyła niepewnie oczy. Leżała na betonowym chodniku, niemal ustami całując szare podłoże. Obok niej spoczywał Natan, starając się jak najszybciej unieść ciało do pełnego siadu. Nie zdążył przyjrzeć się motocykliście, ani wyłapać znaków szczególnych ścigacza, poza tym, że tablice rejestracyjne zostały odkręcone. Cała sytuacja trwała jedynie sekundy, lecz dla obojga była jak wieczność.

Camelia również starała się unieść głowę na tyle, aby zorientować się, co tak naprawdę się wydarzyło. Samochody hamowały gwałtownie pozostawiając za sobą długie linie spalonej gumy. Kierowcy, z taksówkarzem na czele, obrzucali się masą soczystych przekleństw. Przechodnie, rejestrujący zdarzenie z drugiej linii ognia, zaczęli się rozchodzić. Nie zwęszyli większej sensacji, a leżąca na chodniku para przestała być dla nich pożądaną atrakcją. Ktoś krzyczał, możliwe że na nią, ale nie potrafiła wyłapać poszczególnych słów. Wszystko dźwięczało jej w uszach, a świat stawał się coraz bardziej niewyraźny. Oparła się na dłoniach, starając się unieść obolałe ciało. Zasyczała, kiedy poczuła nieprzyjemne pieczenie i rwący ból poniżej biodra.

Poczuła męską dłoń, miękko położoną na ramieniu. Natan klękał przy niej, starając się zmusić jej ciało do współpracy. Chciał, żeby usiadła, lecz wirujący świat wokół niej, uniemożliwiał jakikolwiek, większy ruch. Mężczyzna podtrzymał stabilnie jej plecy swoim ramieniem. Widziała, że coś mówił, ale nie słyszała już żadnego dźwięku. Obraz detektywa stawał się coraz bardziej zamazany. Czarna mgła przysłoniła świat, pochłaniając ją bez reszty. Odpłynęła...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro