Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

32. Pozory.

Pan domu niechętnie opuścił progi sypialni, lecz zdał sobie sprawę, że więcej mógł w tym momencie zaszkodzić, niż rzeczywiście pomóc. Obraz zdradzającej żony, nadal uparcie pozostawał przed jego oczami. Wyrył się w głowie, jak niechciany tatuaż, którego w żaden sposób nie potrafił usunąć. Pierwszy raz, ogarnęło go tak silne, destrukcyjne uczucie, z którym nie potrafił sobie poradzić. Siergiej za to został przy Camelii. Widział po jej reakcjach, że nadal nie miała pełnego kontaktu z rzeczywistością. Do głowy przyszło mu jeszcze jedna myśl. Chemik wyraźnie wskazał mu godziny czasowe, działania „Dziecka we mgle", lecz kobieta nie wydała z siebie jak na razie żadnego dźwięku. Gdyby specyfik przestał działać, a pozostały w jej organizmie jedynie tabletki nasenne, takie ogłupienie nie miałoby najmniejszego prawa bytu. Postanowił to przetestować. Wydał kobiecie kilka, dość specyficznych komend, na które zareagowała od razu.

– Świetnie – odparł z zadowoloną miną, wymyślając kolejne posunięcie. – Siedź tu i czekaj na moją komendę. – warknął, oddalając się od jasnowłosej.

Zszedł do salonu, w którym zastał Igora, popijającego zachłannie whisky. Siedział na kanapie, wiercąc się na niej, jakby miał w swoim organizmie co najmniej kilka tuzinów owsików. Zbagatelizował to jednak. Pragnął zakończyć już to zlecenie i spędzić resztę życia w spokoju, z dala od całej cywilizacji. Machnął obojętnie ręką, kierując się w stronę przeszklonych drzwi, prowadzących na taras. Przeszedł kilkanaście metrów, aż dotarł po raz kolejny do miejsca, w którym zostawił nieprzytomną sprzątaczkę. Otworzył drzwiczki i ujrzał ją leżącą w tej samej pozycji, w której ją zostawił.

– Rewelacja – mruknął pod nosem. – Będzie prościej.

Pochylił się nad kobietą, rozplątując więzy na jej nadgarstkach. W przeciwnym razie, nie byłby jej w stanie wyciągnąć. Pozbywszy się lnianego sznura, chwycił ją pod ramiona i ponownie przeciągnął do domu. Opuścił niezdarnie na podłogę przy wyspie kuchennej, przeklinając pod nosem, na ciężar, który po raz kolejny tego dnia, musiał dźwigać.

– Co ona tu robi? – zapytał zaskoczony Igor, stając tuż obok Siergieja.

– Przeszkadzała, ale teraz się przyda – rzucił obojętnie w odpowiedzi.

– Co chcesz z nią zrobić? – dopytał beznamiętnym tonem, jakby hiszpanka nic dla niego nie znaczyła.

– Zobaczysz...

Najemnik wyszczerzył się w krzywym uśmiechu, który przyprawił mężczyznę o niekontrolowane dreszcze. Nie wiedział co chodziło mu po głowie i chyba do końca nie miał ochoty się tego dowiadywać. Miał teraz inną sprawę, która zaprzątała jego myśli.

– Masz barwniki spożywcze? – usłyszał przed sobą zdecydowany ton Siergieja.

– Nie...

– To wyciągnij ten syrop wiśniowy z lodówki i wstaw wodę w czajniku.

Igor spojrzał na niego z miną mówiącą „odwal się ode mnie i sam sobie idź to zrobić". Nie miał zamiaru wykonywać poleceń kogoś, kto miał płacone za to, żeby ogarnąć wszystko samemu.

– Rusz w końcu dupę do cholery! – warknął jak rozjuszone zwierzę.

Elegancik ostatecznie wykonał dziwaczne polecenie. Wiedział do czego był zdobny napakowany mężczyzna, dlatego też nie chciał narażać się na jego gniew. Dolores w tym czasie zaczęła coś mamrotać pod nosem. Delikatne, lecz stanowcze ruchy, od razu przykuły uwagę obu mężczyzn. Stojący za wyspą Igor, nie był widoczny dla kobiety, jednak były wojskowy od razu rzucił się jej w oczy, kiedy otworzyła niezdarnie powieki. Nie zdążyła się nawet podnieść. Rosły mężczyzna ukucnął przy niej, przyciągając ją ku sobie za zmięty materiał bluzki. Poczuła silny, promieniujący ból na prawym policzku. Mocny sierpowy momentalnie odurzył hiszpankę, której świat ponownie przyćmiła czarna jak smoła poświata. Jej ciało stało się całkowicie bezwładne.

– Co to do cholery było?! – krzyknął Igor, wytrzeszczając ze zdumienia oczy jak sowa nocą.

– Uspokajacz – rzucił oschle najemnik.

Opuścił ciało czarnowłosej, obracając ja twarzą ku ziemi. Ta pozycja miała dla jego planu dużo lepsze zastosowanie. Podniósł się na równe nogi i skierował się za wyspę, aby przygotować odpowiedni rozczyn. Wiedział już gdzie znajdowały się naczynia i inne artykuły spożywcze. Wyciągnął z szafki, znajdującej się najbliżej lodówki, szklaną miskę i kolorowy kubek. Z dolnej natomiast kakao, które wymieszał w wysokim naczyniu z odrobiną wrzącej wody. Salaterkę napełnił sporą ilością syropu wiśniowego. Miał dużo ciemniejszą barwę niż malinowy, którego wolał użyć. Trzymał się jednak nadziei, że Camelia nie połapie się w tej całej maskaradzie. Do słodkiego nektaru, dodał odrobinę rozrobionego, brązowego barwnika, który uzyskał w naturalny sposób. Zamieszał łyżką, sprawdzając kilkukrotnie kolor i konsystencję. Napój okazał się zbyt rzadki, dlatego też dosypał odrobinę soli, która odpowiednio go zagęściła. Wziął ze sobą miseczkę i jak gdyby nigdy nic, zaczął polewać ciało Dolores, przygotowanym syropem. Rozprowadzał sztuczną krew w odpowiednich miejscach, głównie skupiając się na górze pleców, na którą wylał jej najwięcej. Część była mu jeszcze potrzebna. Odłożył pojemniczek na blat i bez słowa ruszył do sypialni na piętrze.

Camelia siedziała na łóżku czekając na swojego władcę marionetek. Nie potrafiła wyrwać się z letargu. Jej ciało i umysł były całkowicie pozbawione jej własnej woli, za to wiernie wykonywały polecenia kogoś całkiem obcego.

– Wstań – powiedział mężczyzna, chwytając jasnowłosą pod ramię, aby nie upadła po schodach. – Schodzimy na parter – dorzucił oschle.

Pomógł jej zejść. Nie czuła tego, lecz najemnik zadbał o to, aby jej chwiejna postawa nie pokrzyżowała mu po raz kolejny planów. Zaprowadził ją do kuchni i pozostawił tuż przy nieprzytomnej sprzątaczce. Sięgnął po czerwony roztwór. Wysmarował jasne dłonie, gdzie niegdzie brudząc ubranie, aby wyglądało naturalniej. Miseczkę umył pospiesznie, aby nie zostawić dowodu, na udział osób trzecich w tym przedsięwzięciu. Z bloku, na blacie koło lodówki, wyciągnął ten sam nóż, którym prędzej zielonooka próbowała się przed nim obronić. To była najlepsza wielkość, jaką mógł w tym momencie uzyskać. Podszedł powolnym krokiem i ostrożnie podał kobiecie narzędzie pozorowanej zbrodni, uprzednio brudząc odrobiną roztworu.

– Trzymaj go i niepuszczaj. – Wydał stanowcze polecenie. – I stój w miejscu – dorzucił, oddalającsię na bezpieczną odległość. 

Camelia kurczowo trzymała się powierzonego jej zadania. Biała poświata przysłaniająca obraz świata, stawała się odkrywać coraz szerszy zakres rzeczywistości. Ciało jakby wrosło w podłoże. Nie miała nad nim nadal kontroli, mimo że, wszystko wokoło niej stawało się coraz wyraźniejsze. Patrzyła drętwo przed siebie, napotykając dwóch, niemal kłócących się mężczyzn. Widziała ich, lecz usta jakby sparaliżowane, nie potrafiły otworzyć się i wydobyć z siebie najprostszego słowa. Czuła się, jakby znajdowała się w dodatkowej skorupie, stworzonej na podobieństwo jej własnego ciała. Pragnęła ją rozbić, a niewidzialna siła skutecznie jej w tym przeszkadzała. Czuła się zagubiona i niesamowicie bezsilna. Oczy zaszły jej łzami, kiedy jej bezwład zaczął ustawać. Cichy szept opuścił gardło. Tylko na tyle było ją w tym momencie stać.

– Igor?

Usłyszawszy swoje imię, odwrócił się do żony, wyciągając przed siebie rękę, na znak, żeby nie ruszała się z miejsca.

– Stój tam gdzie jesteś – rzucił szybko, zanim zrobiłaby krok do przodu.

Jasnowłosa nie rozumiała, o co mogło mu chodzić. Mięśnie zaczęły drżeć, jakby były pozbawione przez długi czas jakiegokolwiek ruchu. Świadomość powróciła, a czucie odzyskała całkowicie. Dopiero w tym momencie dotarło do niej, że trzymała w ręce jakiś ciężki przedmiot. Niespiesznie zwróciła wzrok delikatnie ku dołowi. Podniosła dłonie ku górze, czując na nich coś lepiącego.

– Igor! – wyszeptała niemal błagalnym tonem.

Zrozumiała dlaczego nie pozwolił jej do siebie podejść. Ręce zaczęły drżeć, kiedy dostrzegła na nich pokaźną ilość krwi. Stalowy nóż, ze szkarłatną cieczą na ostrzu, niemal pozbawił kobietę przytomności. Patrzyła na niego, lecz nie rozumiała, jakim cudem go trzymała. Mąż stał tuż przed nią, a osoba, której najbardziej się obawiała, towarzyszyła mu, jak gdyby nigdy nic. Nie zapomniała swojej próby obrony. Myślała, że nieświadomie zrobiła mu przez to krzywdę. Widziała go jednak przed sobą całego i zdrowego, poza kilkoma ranami, które potwierdziły, że wszystko wydarzyło się naprawdę.

Bezsilne ciało, ogarniało coraz większe uczucie przerażenia.Nieprzyjemne ciarki przebiegły od karku, po sam dół pleców. Bała się, ale nie osiebie. Natan... Wspomniała detektywaw głowie, nie wiedząc czyją tak naprawdę krew miała na rękach. Na tą myśl dłonieprzyspieszyły nieznośny ruch, a wzbierane łzy opuściły kąciki, zaznaczającbezbarwną linię na bladych policzkach. Dźwięk upadającej stali na dębowąpodłogę, zmusił kobietę do spojrzenia w jego kierunku. Zatrzymał się tuż przynodze jakiegoś człowieka. Przyjrzała się mimowolnie i poznała buty, a takżespodnie. Wiedziała kim była osoba leżąca na ziemi, lecz bała się spojrzećwyżej. Serce zaczęło przyspieszać tempa w obawie, że ujrzy to, co właśniepodsuwała jej podświadomość. Musiała jednak znać prawdę. Jej wzrok,niespiesznie lustrował każdy kawałek kobiecego ciała, zaczynając od stóp,przesuwając się z każdą sekundą nieco wyżej, aż zobaczyła wszystko, o co takbardzo się martwiła. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro