Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

31. Nerwy.

Wrócił do stołu, czyszcząc użyte narzędzia i przygotowując kolejne na dalszą zabawę. Chciał jednak, aby mężczyzna przywiązany do krzesła był świadomy co się z nim dzieje, dlatego musiał zaczekać aż się ocknie. Nie zdążył dokończyć swoich rozpoczętych czynności, które zakłócił dzwonek telefonu, nad wyraz głośny pośród ciszy wypełniającej pomieszczenie.

– Czego?! – krzyknął jeszcze podenerwowany przerwaną zabawą.

Słuchał uważnie osoby po drugiej stronie słuchawki, zaciskając mimowolnie pięść. Zmarszczył groźnie czoło, warcząc coś niezrozumiale pod nosem. Był wściekły, kolejną zmianą planów zleceniodawcy. Miał już po dziurki w nosie tej chorej sytuacji i co rusz nowych postanowień. Musiał wziąć sprawy w swoje ręce i ostatecznie rozliczyć swój udział.

– Będę za piętnaście minut – warknął do słuchawki.

Odłożył komórkę do przedniej kieszeni spodni. Chwycił oburącz za krawędź stołu, w złości przewracając go z całym asortymentem, który na nim rozłożył.

– Żeby cię cholera wzięła! – krzyknął, wypełniając swoim głosem całą przestrzeń.

Spojrzał przez ramię, upewniając się, że Natan był nadal nieprzytomny. Złość ogarnęła go ponownie. Miał w planach sporą dawkę tortur. Był zaopatrzony w niezłą kolekcję broni, a musiał poprzestać na samym wstępie. Krzyknął ponownie, rozładowując swoją nadmierną frustrację, żegnając się w myślach ze swoim nieprzytomnym towarzyszem. Wspiął się, po wystającej ze ściany, drabinie, otwierając nad sobą ciężki głaz. Wydostał się z bunkru, wkraczając bezpośrednio do lasu. Auto zostawił nieco w oddali, aby żaden zbłąkany przechodzień nie napotkał miejsca, które stało się obecnie jego salą zabaw.

Do willi dojechał szybciej niż się spodziewał. Nie zakluczył drzwi wejściowych, bo tak naprawdę nie spodziewał się na tym odludziu żadnych znaczących gości. Wszedł do środka, jakby był panem domu. Bez najmniejszego zastanowienia, wparował do salonu, badając dokładnie pomieszczenie. Igor już tam na niego czekał. Wstał niespiesznie z kanapy, poprawiając odruchowo zapięcie, granatowej marynarki.

– Mam już dosyć tych wszystkich podchodów! – krzyknął w stronę elegancika. – Szykuj kasę, albo więcej palcem nie kiwnę! – warknął jak rozjuszone zwierzę, przyjmując stabilną postawę.

– Uspokój się, bo ją obudzisz – wtrącił półgłosem.

– Podałem jej środki nasenne, nie obudzi się tak szybko – przyznał najemnik. – A teraz kasa! – dorzucił tonem nie przyjmującym sprzeciwu.

– Jakiś ty niecierpliwy...

– Widać mam już dosyć tej całej szopki – przerwał mu w połowie zdania. – Wciąż coś idzie nie tak i dostaję nowe wytyczne. Mam już tego kurwa powyżej uszu! – Wrzasnął ponownie.

– Jezu, opanuj ty się w końcu.

Igor widząc, że mężczyźnie puszczają nerwy, wyciągnął telefon i wybrał potrzebny mu numer z listy kontaktów. Rozmowa była oszczędna w słowach. Najważniejsze informacje zostały wymienione, po czym zakończył połączenie. Skierował się w stronę Siergieja, patrząc wprost na jego zezłoszczoną twarz.

– Pieniądze są uszykowane tak jak się umawialiśmy. Możesz je odebrać nawet dzisiaj, ale jeszcze została ostatnia rzecz do wykonania... – mówił wyuczonym, formalnym tonem.

– O nie – przerwał mu w połowie zdania. – Zawieziesz ją sam...

– W życiu! – rzucił, rozszerzając oczy z przestrachu. – Ty miałeś wszystko dokończyć...

– A ty kurwa trzymać się pierwotnego planu! – wtrącił mu się w słowo.

Mężczyźni kłócili się jeszcze przez chwilę, wytykając sobie błędy, jakie po drodze popełnili. Żaden nie chciał ustąpić, ani dokończyć roboty. Siergiej również sam przed sobą bał się przyznać , że waleczna postawa wątłej kobietki zaimponowała mu. Pierwszy raz miał problem z wykonaniem zadania w określonym czasie. W końcu ktoś mu się przeciwstawił, zdając sobie sprawę, że fizycznie nie miał z nim najmniejszych czas. Jak diabli... wymamrotał do siebie w myślach. Wiedział, że obojętnie jak zakończyłaby się jej historia, zapamięta ją jako jedyną w swojej wątpliwej karierze.

Krzycząc na siebie jak dzieci w przedszkolu, musieli jednak znaleźć odpowiedni kompromis, który zadowoliłby obie strony. Jedyne co przyszło im do głowy, aby mogli dojść do porozumienia, to kolejna zmiana planów, której nie chcieli. Musieli niechętnie przyznać, że to była najlepsza opcja, aby wyjść z wszystkiego obronną ręką.

– To idź pakować te walizki, a ja zajmę się resztą – rzucił niedbale do mężczyzny w garniturze.

– W porządku – potwierdził, kierując się schodami na piętro.

Wszedł do sypialni. Po lewej stronie łóżka, niczego nieświadoma Camelia, nadal była pod władaniem władzy Morfeusza. Trzymał ją stabilnie w swoich objęciach i za nic nie chciał wypuścić. Uspokojony tym widokiem Igor, wszedł do przestronnej garderoby. Z przesuwnej szafy, na samym końcu pomieszczenia wyciągnął sporych gabarytów walizkę, na kauczukowych kółkach. Czarna torba podróżna, była mu potrzebna, aby spakować najpotrzebniejsze odzienie żony. Zaczął przebierać między wieszakami. Grzebał w szufladach i wybierał odpowiednie dodatki z półki. Zawsze zwracał uwagę na to jak wyglądała, wybierając się do biura, czy inne spotkanie towarzyskie. Często karcił ją za dobór stroju i zmuszał swoją postawą do przebrania się. Dlatego też doskonale wiedział, co powinno znaleźć się we wnętrzu pakunku. Chciał już zamykać wieko, kiedy przypomniał sobie o kosmetykach i ręcznikach. Przecież bez tego by nie wyjechała. Skarcił sam siebie w myślach. Wyszedł do łazienki. Z szafki nad umywalką, w której znajdowały się wszystkie jej makijażowe przybory, wybrał kilka, które jego zdaniem najczęściej używały kobiety z jego otoczenia. Przełożył je do niewielkiej saszetki i wrócił do sypialni. Wszedł do pomieszczenia z ubraniami, nie zwracając nawet uwagi na śpiącą Camelię, jakby była tylko niechcianym dodatkiem, pozostawionym na miękkim materacu. Schował kosmetyki do walizki. Odwrócił się i ukucnął. W dolnej szufladzie zaczął przekładać ręczniki, wybierając najodpowiedniejszą wielkość, jaką najczęściej używała jego żona. Coś jednak przykuło jego uwagę. Czarny materiał wśród pastelowych odcieni, odznaczył się wyjątkowo mocno. Chwycił za niego, wyszarpując jednym, stanowczym ruchem. W rękach znalazła się męska koszula z długim rękawem. Doskonale wiedział, że nie należała do niego. Każdy detal gołym okiem, klasyfikował ją do niskich jakościowo. Wystarczyło chociażby jej dotknąć. Jego były delikatne, wykonane z najwyższej jakości, włoskiej bawełny. Ta była szorstka i nieprzyjemna po zetknięciu się z palcami.

Igora ogarnęła frustracja. Miał wiele na swoim sumieniu, lecz mimo to, nie zauważył, że żona przyprawiła mu rogi. Co gorsza trzymała ubranie kochanka w ich wspólnej garderobie. Mężczyzna ścisnął w dłoni czarny materiał, zaciskając pięść z taką siłą, że żyły na przedramieniu zaczęły ujawniać swoją linię na zewnątrz. Złość rozlała się po jego organizmie, wypełniając każdą, najmniejszą komórkę. Miał ochotę wyjść i wyładować się na niewinnej kobiecie, lecz wiedział, że lada chwila i tak jej życie wywróci się do góry nogami. Nie miał w tej kwestii skrupułów. Pragnął doprowadzić całe przedsięwzięcie do końca. Rzucił koszulę na podłogę, nie chcąc jej więcej widzieć na oczy. Coś mu jednak nie pozwoliło zamknąć szuflady. Przeczucie kazało mu przejrzeć całą jej zawartość. W pośpiechu rozrzucił, poukładane prędzej materiały z frotte. Nie pomylił się. Znalazł w niej coś, co doprowadziło go do totalnej wściekłości. Męska bielizna kochanka, nie dawała innego obrazu. Oczami wyobraźni lustrował swoją sypialnię, a na łóżku nagą, krzyczącą z rozkoszy żonę w objęciach obcego mężczyzny. Mimo, że nie dotknął jej od dawna, nie potrafił pogodzić się z tą myślą. Nie interesowało go w tym momencie, że rozwód z orzeczeniem o jej winie, pozwoliłby mu bez dalszych kombinacji, przejąć cały jej majątek, łącznie z firmą i domem. Zaślepiła go wściekłość, nie pozwalająca na logiczne myślenie. Wstał na równe nogi i niemal biegiem dopadł do śpiącej Camelii. Chwycił ją oburącz za ramiona, potrząsając, aby się wybudziła.

– Wstawaj zdziro! – krzyknął do nieprzytomnej kobiety, nie przestając jej szarpać. – Zachciało ci się pieprzyć na boku! – Nie potrafił powstrzymać swojego potoku przekleństw.

– Co ty odwalasz?! – Usłyszał z progu niezadowolony głos Siergieja. – Puść ją do cholery! – nakazał.

– Ta suka przyprawiła mi rogi! Nie daruję jej tego! – wrzasnął, opętany uczuciem nienawiści.

– Szybki jesteś – warknął pod nosem najemnik, odpychając Igora od żony.

– Co ty robisz?! Na co ty sobie w ogóle pozwalasz?! – podniósł ponownie głos.

– Na niespieprzenieostatniego etapu planu! – rzucił w stronę mężczyzny w garniturze. – A terazstąd wyjdź, bo ją do cholery obudziłeś!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro