30. Zabawmy się.
Coś chlusnęło mu w twarz. Woda ściekała po blond czuprynie, zaznaczając bezbarwne linie na jego policzkach. Rozchylił szeroko usta, zaczerpując zachłannie powietrza. Miał wrażenie że się topił. Dopiero kiedy otworzył oczy, zrozumiał, że nie znajdował się w żadnym zbiorniku wodnym, a ekspresowa kąpiel, była jedynie sposobem, na sprowadzenie go do rzeczywistości. Natan uniósł głowę i zobaczył przed sobą zadowolonego najemnika. Odwrócił się do niego tyłem, odstawiając puste wiadro. Detektyw chciał wykorzystać tą sposobność i pospiesznie zmusił ciało do wyprostowania się. Na nic mu się to zdało. Poczuł opór. Po chwili uświadomił sobie, co się właściwie działo. Siedział na jakimś starym, drewnianym krześle. Próbował ruszyć nogami, lecz były przytwierdzone stabilnie do dolnej części mebla. Starał się poruszyć rękami, jednak mocno zaciśnięte trytytki, szarpały skórę na nadgarstkach. Podjął próbę podniesienia pośladków z siedziska. Nawet to nie dało efektu. Pas, jak i klatka piersiowa, otulone były lnianą liną, która stabilnie trzymała go w jednym miejscu, spłycając oddech przy każdym większym szarpnięciu. Mimo to, pragnął się uwolnić, choć żaden wysiłek nie przyniósł zamierzonego rezultatu.
– I po co się szarpiesz kretynie? – Usłyszał przed sobą ochrypły głos.
Spojrzał na wprost. Postawny mężczyzna nadal stał odwrócony do niego plecami. Widział ruch jego ramion, lecz budowa ciała skutecznie zasłaniała czynność, którą wykonywał. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Betonowe, popękane ściany, z jedną drogą wylotową bez okien, nie były pożądanym miejscem pobytu. Szare sklepienie wygięte w łuk, nie wyglądało jak standardowa komórka, czy piwnica. Prowizoryczne pręty, układające się w szczeble, prowadzące do góry, tuż przy wyjściu, oraz panujący półmrok, oświetlany pojedynczą żarówką, świadczyły o tym, że znajdowali się pod ziemią. Nie wiedział jak długo był nieprzytomny i jak daleko mógł zostać wywieziony. Rozumiał jednak doskonale, że z tego miejsca nikt nie usłyszałby jego wołania. Grube ściany bunkru, z łatwością zatajały ich lokalizację. Był zdany tylko na siebie, a jego położenie nie przysparzało pozytywnego nastawienia. Jedyne, co mu pozostało, to uzbroić się w cierpliwość i czekać.
Siergiej odwrócił się do detektywa. W zgrabiałej dłoni trzymał długi, metalowy szpikulec. Natan przełknął mimowolnie ślinę, zaciskając jednocześnie kurczowo szczękę. Widział obłęd w oczach przeciwnika, a także krzywy uśmiech zadowolenia. Dotarło do jego głowy, że zabawa nie tylko tym narzędziem, ale również tamtymi, które ujrzał za masywnymi plecami, nie sprawi mu radości. Nie mógł przewidzieć finału tej gry, lecz miał świadomość, że nie skończy się dla niego dobrze.
– Już dawno nie miałem tej przyjemności – wysyczał najemnik, sprawdzając palcem ostrość szpikulca. – W końcu mam kogoś do zabawy.
– Czego chcesz? – Detektyw uniósł głos bardziej, niż to było konieczne, zaciskając odruchowo pięści.
– Od ciebie nic – rzucił beznamiętnie, podchodząc do zakładnika na wyciągnięcie ręki. – Chociaż w sumie... – Przesunął ostrzem, po naprężonej skórze szyi błękitnookiego, schodząc po barku aż do przedramienia. – Gdyby nie ty, już dawno miałbym wszystko z głowy i nie byłoby mnie tu teraz... – Wbił metalowy przedmiot w lewą dłoń mężczyzny, niemal przebijając ją na wylot.
Niekontrolowany krzyk, opuścił jego gardło, na co były wojskowy ucieszył się jeszcze bardziej. Cierpienie drugiej osoby, sprawiało mu nieskrywaną przyjemność. Natan próbował uspokoić swój przyspieszony oddech. Ból głowy, po uderzeniu w willi, nadal dawał o sobie znać, lecz tym razem, ostra boleść z kończyny, przyćmiła go całkowicie. Starał się pozbierać rozszalałe wewnątrz emocje. Nie chciał widzieć ponownej satysfakcji na kwadratowej twarzy. Gdyby mógł, samym wzrokiem wypaliłby mu dziurę w głowie. Musiał przeciągnąć wszystko w czasie, aby mieć choć chwilę na skupienie się i wymyślenie jakiegoś logicznego planu wydostania się z bunkru.
– Kiedy ci niby wlazłem w paradę? – wysyczał ostrzej niż tego chciał.
Miał nadzieję, że wizja śmierci po torturach, jaką sobie wymyślił Siergiej, była wystarczająca, aby rozwiązać mu język i skłonić do gadania. Wielu rzeczy nie rozumiał. Nie potrafił rozwiązać do końca układanki, w której znalazła się Camelia. Musiał dowiedzieć się wszystkiego, nawet jeśli oznaczało by to kolejną torturę.
– Wtedy, kiedy ściągnąłeś ją z ulicy! – krzyknął, wbijając ponownie ostrze, tuż obok poprzedniej rany.
Natan zacisnął zęby, tłumiąc swój wrzask w gardle. Jedyne co go demaskowało, to szybki, nieregularny oddech i nienawistne spojrzenie, jakim obdarzył swojego kata. W duchu jednak poczuł satysfakcję. Dowiedział się istotnej rzeczy, która spoiła kilka ogniw łamigłówki. Nie przyjrzał się wtedy osobie prowadzącej motocykl, lecz czuł, że tamta sytuacja nie była dziełem przypadku, co przed chwilą zostało potwierdzone.
Najemnik z niezadowoloną miną, odszedł od krzesła i skierował się w stronę stołu, na którym leżały następne narzędzia. Przetarł szmatką zakrwawiony szpikulec. Odłożył go na miejsce, podnosząc małą, czarno-srebrną rękojeść. Zwrócił się ponownie w stronę Natana i podszedł, zawisając swoją twarzą nad jego.
– Kim ona dla ciebie jest? – zapytał, marszcząc brwi, jakby się nad czymś zastanawiał.
– Nikim – skłamał w odpowiedzi, nie chcąc ujawniać kim był naprawdę.
Siergiej wyprostował się powoli, badając postawę detektywa.
– Kłamiesz! – wrzasnął, naciskając guzik na rękojeści.
Stalowe, ostro wykończone ostrze, wysunęło się w jednej sekundzie. W drugiej, godząc blondyna w mięsień, tuż nad lewym kolanem. Krzyk niemal wyrwał się z jego ust. Nie spodziewał się tak szybkiego ruchu. Ból rozsadzał jego ciało, a głowa nadal próbowała się skupić i kontrolować organizm. Szkarłatna ciecz wydobyła się na zewnątrz, brudząc materiał spodni.
– To kim jest? – powtórzył pytanie, gładząc zakrwawionym ostrzem, pojedynczo palce swojej ofiary.
– Kochanką – rzucił ozięble.
Doskonale zdawał sobie sprawę, że były wojskowy nie uwierzyłby w bajeczkę o pracowniku, zleceniodawcy, czy szoferze. Ta opcja wydawała mu się najbardziej wiarygodną, aby usprawiedliwić swoją obecność na ulicy, w szpitalu, a także w posiadłości Camelii. Najemnik przycisnął sztylet do palca serdecznego Natana, pozostawiając na nim niewielkie nacięcie. Zabrał go jednak od razu, usłyszawszy satysfakcjonującą go odpowiedź.
– Tak trudno było? – rzucił z uśmiechem na ustach, na co detektyw odetchnął z ulgą. – Od kiedy się z nią zabawiasz?
– Od roku – odparł szybko, nie mijając się wiele z prawdą.
– Nie wiesz kretynie, że ona ma męża, który takich jak ty zjada na śniadanie? – parsknął, zaznaczając płytkie rozcięcie na przedramieniu błękitnookiego.
– Wiem... – Zacisnąłzęby, starając się przetrzymać kolejny napływ bólu. – A ty czego od niejchcesz? – zapytał, starając się wyciągnąć informacje, nie wzbudzając zbytnichpodejrzeń.
Siergiej zabrał ostrze z przedramienia mężczyzny i ponownie podszedł do stołu. Nie spieszyło mu się. Dolores siedziała związana i zakneblowana w szopie. Camelia smacznie spała w swoim łóżku, a Igor miał wrócić dopiero wieczorem, po wcześniejszym telefonie. Mógł pobawić się swoją zdobyczą, nawet przez kilka następnych godzin. Zamiast kolejnego narzędzia tortur, chwycił za butelkę z przezroczystym trunkiem, stojącą po prawej stronie, jednocześnie chowając coś w tylnej kieszeni spodni. Odkręcił nakrętkę, wracają do swojej ofiary. Upił łyk, wstrząsając z zadowoleniem głową. Rozlał mocny trunek na dłoń i udo przywiązanego mężczyzny. Syknął rozjuszony, kiedy poczuł piekącą gorączkę wokół ran. Klatka piersiowa znów zaczęła galopować w zastraszającym tempie, próbując się uspokoić. Nie miał jednak na to szans. W mgnieniu oka, Siergiej wyciągnął z kieszeni maleńki, cieniutki przedmiot, zakończony ostrym grotem. Wbił go głęboko, pod paznokieć palca wskazującego lewej dłoni, na co blondyn zareagował niekontrolowanym krzykiem. Tym razem nie był w stanie go stłamsić. Tą czynność odczuwał o wiele bardziej, niż pojedyncze wbicie ostrza w mięsień. Z chirurgiczną precyzją rozwarstwił skórę od zgrubiałej płytki, wyciągając z zza pleców coś jeszcze. Detektyw nie zauważył prędzej tej czynności. Nie spodziewał się kolejnego narzędzia. Zamarł w oczekiwaniu, próbując przezwyciężyć, paraliżującą go udrękę. Kombinerki w dłoni kata, świadczyły jedynie o gotowości ukończenia zadania. Detektyw próbował nastawić się psychicznie, na kolejną falę uderzeniową, lecz nic nie było w stanie się z tym równać. Zaciśnięte na paznokciu narzędzie, wyszarpnęło go, pozostawiając broczącą się z rany krew. Rzucił oderwaną część ciała na betonowe podłoże, ponownie wbijając ostrze pod płytkę środkowego palca. Gdyby nie fakt, że był stabilnie przywiązany do krzesła, pewnie padłby w tym momencie już na podłogę. Ciężko było mu przetrzymać kolejny taki, promieniujący ból.
– Czego kurwa od niej chcesz?! – wykrzyczał mu prosto w twarz pytanie, które wcześniej zbagatelizował.
– Od niej? – zapytał, rzucając na ziemię kolejny paznokieć.
Zaskoczyło go, że mimo tortury, był na tyle świadomy umysłowo, aby zadać mu ponownie tą samą zagwozdkę co poprzednio. W niewielkim stopniu połechtało to jego ego. Przełożył narzędzia do lewej dłoni, prawą ręką podnosząc butelkę, którą wcześniej postawił na podłodze. Nie zakręcał jej. Wiedział, że użyje alkoholu jeszcze nie raz. Wylał go ponownie na krwawiące palce, czerpiąc przyjemność z bólu, jaki malował się na twarzy Natana.
– Twardy jesteś, to trzeba ci przyznać – rzucił z lekką drwiną Siergiej. – A od twojej kochanki nic nie chcę. – Spojrzał na niedowierzającą jego słowom ofiarę. – To czysty interes – parsknął pod nosem.
– Jaki interes? – zapytał półgłosem blondyn.
– Nie za ciekawski jesteś?! – warknął, odnosząc przybory na stół.
– Lubię wpychać nos w nie swoje sprawy – wysyczał beznamiętnie, co rozwścieczyło oprycha jeszcze bardziej.
Nie zdążył zabrać niczego ze sobą. Z miejsca ruszył do swojej zabawki, z rozpędu nokautując ją w twarz. Ostry sierpowy był lepszy niż kolejne zrywanie paznokci. Powalił jednak detektywa na łopatki. Świat przysłoniła mu czarna mgła, a głowa zwisła bezwładnie, w stronę prawego ramienia.
– Kurwa! – wrzasnąłnajemnik, podnosząc za włosy, zakrwawione oblicze ofiary, aby mógł na niespojrzeć. – Już musiałeś mi odlecieć?! – Puścił jego głowę z powrotem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro