28. Potwierdzenie.
Wyszedł z budynku. Skierował się w stronę, stojącego na pobliskim parkingu, auta. Miał w głowie tylko jedno. Musiał poznać tożsamość natrętnego mężczyzny, aby mógł ułożyć większy obraz swojej układanki. Sekretarka również miała spory wpływ na te rozsypane puzzle. Postanowił jej za to podziękować na swój sposób. Wybrał z internetowego spisu pierwszą kwiaciarnię na liście, która oferowała dowóz do klienta. Po krótkiej rozmowie ze sprzedawczynią, zamówił niewielki bukiet kwiatów, z dostawą do samego biurka Anny. Przelew wykonał od razu, aby nie zapomnieć w tym natłoku myśli o tak ważnej rzeczy. Schował telefon do kieszeni i otworzył drzwi od strony kierowcy. Usiadł wygodnie, odpalił silnik i ruszył do miejsca, w którym czekał na niego mężczyzna o grubym, niskim głosie.
Na umówione spotkanie dotarł szybciej niż zamierzał. Solidne mury i kraty w oknach, nie były jego ulubionym miejscem odwiedzin. Czuł się tu jak w więzieniu, choć nikogo na siłę tu nie trzymano. Odetchnął ciężko, stanąwszy przed bramą, wykończoną drutem kolczastym, tak samo jak reszta ogrodzenia.
– Do kogo? – zapytał służbowym tonem, jeden z mężczyzn pilnujących wejścia.
– Do podpułkownika Czarwińskiego – odparł stanowczym tonem Natan.
– Był umówiony? – dopytał z nieprzyjemnym wyrazem twarzy.
– Nie kurna... – Nie potrafił powstrzymać sarkazmu. – Na niezapowiedzianą herbatkę sobie przyjechałem.
Żołnierz spojrzał na niego, nie ukrywając zdenerwowania. Zmarszczył mocno czoło, jakby tym gestem chciał pokazać, jaki to on nie był niebezpieczny. Detektyw parsknął pod nosem, uświadamiając mężczyźnie, że nic tą mimiką nie wskórał.
– Kogo przedstawić? – Zadał kolejne pytanie.
– Natan Rusiński – rzucił w odpowiedzi.
– Poczeka tutaj – syknął żołnierz, zostawiając kolegę.
– A co innego mam do roboty?! – warknął w odpowiedzi, przewracając ostentacyjnie oczami.
Patrzył na szeregowego, który tłumaczył coś przez krótkofalówkę, stąpając niecierpliwie z nogi na nogę. Wiedział, że jednostka wojskowa, którą zarządzał stary znajomy, była jedynym miejscem, w którym mógłby otrzymać potrzebne informacje. Z funkcjonariuszami policji, nie potrafił się porozumieć, mimo że informował ich na bieżąco, jeśli jego praca pokrywała się z ich śledztwem. Tym razem był mu potrzebny ktoś komu ufał i z kim łączyła go wspólna przeszłość.
Mundurowy wrócił z powrotem. Niespiesznie wyciągnął z kieszeni klucz i odkluczył zamek. Chwycił stabilnie pręt przy bramie i otworzył ją, aby cywil mógł wejść do środka. Ledwo błękitnooki przekroczył linię, oddzielającą go od całego świata, usłyszał za sobą potężny huk. Niemal podskoczył w miejscu, wróciwszy wspomnieniami do treningów na poligonie, których doświadczył. Przymknął na moment oczy, aby uspokoić swoje nerwy. Szczerze nie znosił tego miejsca, ale tym razem nie miał wyboru. Musiał tu wrócić.
Dokładnie przeszukany, został wpuszczony dalej. Szli zaledwie chwilę. Biuro, do którego prowadził detektywa szeregowy, było od razu w pierwszym budynku na parterze. Żołnierz stanął jak wryty przed jednymi z drzwi i głośno zapukał.
– Wejść! – Usłyszeli stanowczy, niski głos wydający rozkaz.
– Przyprowadziłem cywila na umówione spotkanie – wytłumaczył mężczyzna.
– Wiem – mruknął podpułkownik, wstając zza swojego biurka. – Możesz odejść szeregowy.
Chłopak jedynie skinął potwierdzająco w odpowiedzi i zamknął drzwi po drugiej stronie, wracając do swoich obowiązków. Natan podszedł zaledwie na kilka kroków, zmuszając tym gestem, aby mężczyzna opuścił przestrzeń biurkową i wyszedł ku niemu na spotkanie. Oboje byli wyjątkowo poważni, lustrując się w milczeniu, od stóp do głów.
– Ale ty jesteś stary. – Detektyw odezwał się jako pierwszy.
– A ty jak zwykle masz niewyparzoną gębę. – Zrehabilitował się mundurowy.
Patrzyli jeszcze chwilę na siebie, nie wypowiadając żadnego słowa. Groźne spojrzenia i srogie miny, nie dawały nadziei na załatwienie owej sprawy. Bardziej w tym momencie przypominali postawą bokserów, którzy dzień przed walką, próbowali samym wzrokiem, zmusić przeciwnika do kapitulacji. Ta powaga nie była im dana zbyt długo. Jak na zawołanie oboje parsknęli śmiechem, rzucając się sobie w przyjacielskie objęcia.
– Sam Natan Rusiński w moich progach... – Uśmiechnął się wojskowy, przytrzymując detektywa za ramiona. – Kiedy widzieliśmy się ostatnio? – zapytał. Mrużąc nieznacznie oczy.
– Z pięć, sześć lat temu – rzucił obojętnie blondyn, badając reakcję towarzysza.
– No właśnie. – Pozwolił detektywowi oswobodzić się ze swojego uścisku. – W tym nowym barze w centrum.
– Tak... – Przeciągnął znacząco to słowo. – Kiedyś to powtórzymy, ale...
– Ale teraz czegoś ode mnie chcesz. – Dokończył jego zdanie. – Mów, dobrze pamiętam ten wyraz twarzy, kiedy musiałeś zrobić coś wbrew sobie. – Ponaglił, a jednocześnie próbował go uspokoić.
– Potrzebuję informacji... – Odetchnął głęboko, dopowiadając po chwili: – Nie spodoba ci się to...
– Domyśliłem się tego, jak tylko odebrałem twój telefon. – Zmarszczył brwi i wrócił na wygodne siedzisko za biurkiem.
Gestem ręki poprosił Natana, aby spoczął na krześle, naprzeciw niego. Nie oponował. W jednej chwili wykonał polecenie, jak za dawnych czasów. Możliwe, że klimat pomieszczenia, jak i wspomnienia tkwiące w jego głowie, nieco utemperowały jego ducha, lecz cokolwiek by to nie było, nie wpłynęło na trzeźwą ocenę sytuacji. Wyciągnął z kieszeni spodni telefon i szybko odnalazł zdjęcia, które przesłała mu sekretarka Camelii. Odwrócił go do góry nogami, podając aparat przyjacielowi.
– Znasz go? – zapytał ostrożnie. – Gdzieś mi ta gęba się zapamiętała i za nic nie mogę sobie przypomnieć, gdzie go widziałem – tłumaczył powoli.
Podpułkownik zbladł, co było ewidentnym potwierdzeniem, że wiedział więcej, niż chciał przyznać.
– Po co ci to wiedzieć? – zapytał po chwili, starając się zachować kamienną twarz.
– Do śledztwa.
– W co ty się wplątałeś głupcze! – warknął, jakby nagle coś go rozwścieczyło.
Miał ochotę rozbić telefon o blat biurka, lecz w porę powstrzymał swoje zapędy. Wiedział doskonale kim był człowiek ze zdjęcia. Nie miał jednak ochoty wracać myślami do nieprzyjemnej misji, która niemal zakończyła się jego śmiercią. Natan uważnie śledził każdy napięty mięsień rozmówcy. Zdradziło mu to więcej, niż się spodziewał. Zaciśnięta kurczowo szczęka, która uwydatniła kości policzkowe. Zmarszczone czoło i półprzymknięte powieki. Zaciśnięta pięść, która miażdżyła mentalne kości przeciwnika. Nienawiść połączona ze strachem, którą zdradziło wymowne spojrzenie... Tylko jednej osoby Ksawery tak nienawidzi, ale czy to możliwe? Detektyw czekał cierpliwie, bojąc się zadać nieprzyjemne pytanie. Przyjaciel długo dochodził do siebie po misji w Afganistanie, która była jego pierwszą, a zarazem ostatnią, ze względu na mężczyznę, który nim dowodził. Nie mógł jednak czekać w nieskończoność. Musiał działać.
– Czy to Siergiej? – zapytał niemal drżącym głosem.
– Na ciebie już chyba pora – warknął w odpowiedzi żołnierz, oddając mu telefon.
– Nie wyjdę, dopóki nie dowiem się czy to on! – Podniósł się momentalnie z krzesła, zawisając na wyprostowanych rękach nad blatem biurka.
– Po chuj ci to wiedzieć?! – krzyknął, również wstając z wygodnego fotela. – On nie żyje! – Podniósł głos jeszcze bardziej niż poprzednio.
– Ale jakoś znalazł drogę, żeby zjawić się w biurze mojej klientki! – odburknął sarkastycznie.
– Natan, jeśli to on, to twoja klientka jest już martwa. – Odetchnął głęboko, starając się opanować wzburzenie, które nie przystoiło na jego stanowisku. – On nie ma skrupułów. Wprowadził swój oddział celowo w zasadzkę dla głupiej kasy. – Starał się mówić spokojniej, choć emocje wciąż mocno w nim szalały. – Jedynie ja przeżyłem, i to tylko dlatego, że udawałem trupa pod ciałem kolegi. – Zacisnął ponownie pięści, napinając kurczowo szczękę.
– Pokaż mi jego akta – poprosił detektyw.
Przemilczał wszystko co działo się w tym momencie w jego głowie. Przypomniał sobie wspominki przyjaciela, który niejednokrotnie opowiadał mu tę traumatyczną historię. Dopiero co zaciągnął się do wojska, kiedy Ksawery wrócił ponownie do służby po latach leczenia. Mimo to słyszał w nocy jego krzyki i pomagał jak tylko potrafił, aby zapomniał o nieudanej misji. Miał ogromne wyrzuty, że musiał mu o tym przypomnieć, lecz nie spodziewał się, że rzeczywiście powiąże te dwie różne osoby, w jedną spójną całość. Przyjaciel raz jeden, pokazał mu zdjęcie swojego koszmaru, lecz kwadratowa twarz mocno utkwiła w podświadomości detektywa. Zląkł się również na wzmiankę o tym, że Camelia mogła być już martwa. Serce zakołatało, a dłonie zaczęły się pocić, lustrując ten stan rzeczy. Nie spodziewał się takiej reakcji własnego organizmu. Zrozumiał, że w jakimś stopniu zależało mu na tej kobiecie, choć szczerze doprowadzała go do białej gorączki. Nie potrafił jednak tego zbagatelizować. Musiał upewnić się, czy to wszystko było prawdą, i czy Siergiej rzeczywiście powstał z martwych.
– Wiesz przecież, że są utajnione – powiedział mundurowy.
– Tak – odburknął Natan. – I wiem też, że masz do nich dostęp – dorzucił stanowczym tonem.
– Kim ona jest? – Spojrzał na detektywa przenikliwym wzrokiem, jakby starał się odkryć jego najskrytszą tajemnicę.
– Klientką – odparł bez chwili zastanowienia.
– Nie tylko – powiedział, badając uważnie postawę przyjaciela. – Dobrze o tym wiesz, tylko boisz się do tego przyznać.
Podpułkownik otworzył laptopa, który leżał po lewej stronie biurka, co rusz badając postawę detektywa, który zamarł niemal w bezruchu. Zalogował się do swojego konta, które umożliwiało mu dostęp do części akt, łącznie z tymi, które były w tym momencie potrzebne jego przyjacielowi. Nie miał zamiaru jednak ponownie przypominać sobie wszystkich szczegółów. Kiedy strony wyświetliły się na monitorze, odwrócił komputer w stronę interesanta. Ten przysiadł się bliżej biurka i z uwagą zaczął czytać, nie chcąc pominąć żadnego, ważnego dla siebe szczegółu. Twarz zaczęła mu blednąć, a oczy otwierać się szerzej, z każdą przeczytaną stroną bardziej. Do tego momentu nie miał pojęcia, przez jakie faktycznie piekło, musiał przejść jego przyjaciel. Lustrował zdjęcia na ekranie, które dopełniały tekstu. Jego szczęka zacisnęła się momentalnie, próbując utrzymać, nachodzące do oczu łzy. Nie miał już jednak żadnych wątpliwości. Człowiek, którego sfotografowała Anna i którego spotkał na drodze do willi Camelii, była tą samą jednostką, która niegdyś stała się koszmarem dla Ksawerego.
Wstał nagle z siedziska, niemal przewracając ze zdenerwowania krzesło na podłogę. Z głową pełną obaw, niemal biegiem ruszył w kierunku drzwi, zapominając o całym świecie.
– Jest kimś więcej, niż tylko klientką.
Spokojny, niski głos zatrzymał go tuż przed drzwiami. Był zdecydowany w doborze tych słów, co jeszcze bardziej wstrząsnęło błękitnookim. Zamarł przez chwilę, uświadamiając sobie, że przez te wszystkie informacje i obawę o jasnowłosą, zapomniał nawet o starym przyjacielu. Odwrócił ku niemu twarz, napotykając zadowoloną z siebie minę. Nie do końca znał własne uczucia, i nie miał nawet czasu się w nie zagłębiać.
– Sam jeszcze nie wiem – rzucił wymijająco, lecz zgodnie z własnym przekonaniem. – Dzięki za pomoc. Odezwę się niedługo i pójdziemy na drinka.
– Zobaczymy... – Westchnął Ksawery.
Natan wyszedł z pomieszczenia, wąskim korytarzem wydostając się zceglanego budynku. Pożegnał szeregowych, pełniących służbę przy bramie,opuszczając wojskowe mury. Pobiegł prosto do swojego auta, zaparkowanegouliczkę dalej, nie zdając sobie sprawy, co w tym momencie działo się w willi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro