24. Mam swój plan.
Na podjeździe posiadłości, z piskiem opon, zahamował jakiś samochód. Igor jakby nie zwracając na ten dźwięk uwagi, oddawał się kolejnej wymianie zdań z przyjaciółką swojej żony.
– Myślisz, że da się przekonać i pojedzie? – zapytał z powątpiewaniem w głosie.
– Jest uparta jak diabli. – Westchnęła, wzruszając obojętnie ramionami. – Jak sobie już coś ubzdura, to nie ma zmiłuj.
– Wiem – przyznał, przybierając niezadowolony wyraz twarzy. – Czasami mam tego po dziurki w nosie – dorzucił z pogardą.
Nachalne pukanie do drzwi, przerwało ich krótką konwersację. W pierwszym odruchu pan domu, z grymasem obrażonej księżniczki, próbował wzrokiem przywołać Dolores, która w tym domu robiła więcej, niż właściwie miała za to płacone. Stukanie nie ustało, a sprzątaczka nie pojawiła się na nieme wezwanie. Igor musiał zatem podnieść się z wygodnego siedziska i schować swoją dumę do kieszeni. Zmarszczył ponownie czoło, kiedy odgłos uderzanej pięści o frontowe drzwi, dobiegł do jego uszu po raz enty. Oburzony zachowaniem osoby stojącej po drugiej stronie, przyspieszył nieznacznie kroku. W głowie układał już całą wiązankę soczystej reprymendy odnośnie kulturalnego zachowania, któremu jak było widać, bardzo by się w danym momencie przydało. Sięgnął odruchowo, do tylnej kieszeni dopasowanych spodni, w której zwykł chować klucze do domu. Również tym razem, nie zawiesił ich w odpowiednim miejscu. Wyciągnął mały, metalowy przedmiot i umieścił w zamku. Przekręcił klucz i gwałtownym gestem otworzył drzwi niemal na oścież. Nie sprawdził przez judasza tożsamości odwiedzającego, co już po chwili się na nim zemściło.
– Czego do ch... – Otworzył usta, wydobywając z siebie zaledwie dwa, proste wyrazy.
– Dokończ, dokończ – zachęciła osoba stojąca w progu, uzbrajając się w najbardziej niewzruszony wyraz twarzy, jaki miała w swoim repertuarze.
– Co tu robisz? – warknął Igor przez zaciśnięte zęby.
– Mam robotę – odpowiedział, wzruszając obojętnie ramionami.
– Ale dziś miało cię przecież nie być – rzucił oskarżycielskim tonem Igor. – Już na dziś wszystko zaplanowałem.
– To możesz zmienić plany – odparł pielęgniarz, z zadziornym uśmieszkiem na ustach. – Nawet nie mów, że ci to nie na rękę – dorzucił z zadowoloną miną.
Pan domu zmrużył lekko oczy, jak za każdym razem, kiedy usilnie się nad czymś zastanawiał i analizował odpowiednie opcje. Stał przez chwilę w milczeniu, nie wpuszczając gościa za próg.
– Igor? Wszystko w porządku? – zapytała kobieta stojąca na końcu korytarza, co wytrąciło mężczyznę z zamyślenia.
– Tak – odpowiedział bez chwili namysłu. – Karol przyjechał nas zmienić. – Odsunął się lekko od drzwi, wpuszczając tym gestem sanitariusza do środka.
– A nie mieliśmy zostać tu dziś do samego wieczora? – Zadała nurtujące ją pytanie.
– Ja zostanę z panią Camelią – wtrącił się mężczyzna, wchodzący w progi domu. – Proszę ze spokojem wrócić do siebie.
Nela spojrzała na nich niepewnie, choć ta opcja stawała się dla niej coraz bardziej kusząca. Nie chciała przechodzić kolejnych fochów przyjaciółki. Nie miała ochoty na użalanie się nad sobą i wmawianie jej rzeczy, których niby nie zrobiła, choć wszystkie fakty świadczyły przeciw niej. Nie mogła udawać, że wszystko jest dobrze, skoro nie było.
Kobieta spojrzała na mężczyzn, zatrzymując wzrok na mężu przyjaciółki.
– Myślę, że to nie jest zły pomysł – powiedziała spokojnym tonem. – Może mógłbyś mnie odwieźć? – zapytała, choć doskonale znała odpowiedź.
– Myślałaś, że odprawię cię taksówką, skoro sam cię tu przywiozłem? – odpowiedział pytaniem, na pytanie.
– W takim razie ustalone – wtrącił się pielęgniarz. – Gdzie pacjentka?
– Na górze ze sprzątaczką...
– Z kim? – przerwał mężczyźnie w połowie zdania.
– Z Dolores – odparł obojętnie. – Mówiłem ci o niej.
Szlag! Krzyknął do siebie w myślach. Nie wziąłem pod uwagę jej obecności. Będzie trzeba znów improwizować. Nie znoszę takich krzywych akcji! Bulwersował się dalej, zdając sobie sprawę, że jego milczenie trwało zbyt długo.
– Tak pamiętam – rzucił jak gdyby nigdy nic z lekkim grymasem na twarzy. – Nie spodziewałem się tylko jej tu teraz.
– Przecież jest piątek – odburknął Igor, spoglądając odruchowo na zegarek. – Choć fakt – przyznał. – Powinno jej tu nie być przynajmniej od godziny.
– Nieważne – zareagowała znudzona kobieta, przerywając beznadziejną wymianę zdań facetów. – Pan zostaje z Camelią a ty zabieraj kluczyki i odwieź mnie do mieszkania. – Rozdzieliła zadania tonem nie przyjmującym sprzeciwu i ruszyła w stronę otwartych wciąż drzwi.
Igor momentalnie podążył w ślad za księgową, bacząc na to, aby nie została nawet na dłuższą chwilę sama. Zdawał sobie sprawę, do czego jest zdolna zniecierpliwiona kobieta, a tego dnia nie miał ochoty, na kolejne wybuchy oburzenia, czy złości w swoim kierunku. Zostawił sanitariusza w korytarzu, zamykając za sobą drzwi. On tylko na to czekał. W głowie układał już sobie cały scenariusz na popołudnie i wieczór. Miał swoje powody, aby zostać z zielonooką sam na sam. Nie darzył zaufaniem swojego zleceniodawcy. Wątpił również w jego całkowitą wypłacalność, dlatego postanowił się na tą ewentualność zabezpieczyć. Wiedział gdzie szukać i co powinien posiadać, aby jego plan całkowicie wypalił. Posiadał też kilka dawek, specjalnie wywarzonego specyfiku, który w jego zamyśle, odgrywał znaczącą rolę.
Nic nie podejrzewających Neli i Igora, pozbył się w mgnieniu oka. Spodziewał się z ich strony większego oporu, lecz został mile zaskoczony. Właściwie nie musiał nawet kiwnąć palcem, bo sytuacja sama się rozwiązała, zanim musiał zainterweniować. Jedyną przeszkodą, na drodze do osiągnięcia celu, stała się sprzątaczka, która, jak się zdążył prędzej upewnić, powinna już dawno opuścić posiadłość. Mężczyzna warknął z niezadowoleniem pod nosem, wiedząc, że został zmuszony przez to zmienić cały swój plan działania. Zdawał sobie sprawę, że może przez to napotkać spore komplikacje, lecz nie dano mu już większego wyboru. Musiał działać, tym bardziej, że już kolejnego dnia jasnowłosa miała opuścić willę na zawsze.
Pielęgniarz już wcześniej zapoznał się z całym rozkładem pomieszczeń w domu. Sprawdził na zewnątrz najmniejszy skrawek powierzchni, jak i dodatkowe miejsca, postawione za posiadłością. Zorientował się również w leśnej architekturze, która rozciągała się kilometrami wokoło oddalonej od miasta willi. Napotkał tam nawet coś, co przykuło jego uwagę. Żadna mapa nie ukazywała tego skrytego, przed oczami ciekawskich, miejsca. Z tego co zdążył się zorientować, nawet Igor nie miał bladego pojęcia o tajemniczym schronieniu. Miał w ten sposób przewagę i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Zadbał też o to, aby żadne jego poczynania nie zostały zarejestrowane przez kamery, umieszczone z przodu i z tyłu budynku. Wystarczył jedynie drobny manewr, aby nie nagrywały niczego, co mogłoby go pogrążyć. Nie spodziewał się zmiany taktyki ze strony klienta, który co rusz, modyfikował swój plan odnośnie losu Camelii. Nigdy nie działał w ten sposób, lecz wizja pokaźnej sumy i ostatniego zadania do wykonania, które pozwoliłoby mu na spokojną resztę życia, skutecznie przemawiały na swoją korzyść. Postanowił zaryzykować, choć miał z początku mieszane uczucia.
Nie zwykł tracić cennego czasu, dlatego też wyszedł przed dom, upewniając się, że para, z którą jeszcze przed chwilą rozmawiał, opuściła już podjazd. Skierował się w kierunku wypożyczonego auta, z przerobionymi tablicami rejestracyjnymi, aby nie można było go zbyt łatwo namierzyć. Pod siedzeniem kierowcy trzymał kilka rzeczy, które były mu w tym momencie bardzo pomocne. Wygrzebał dwie z nich i odruchowo schował do tylnej kieszeni spodni. Zamknął czarne drzwi i wszedł ponownie do środka budynku, upewniając się dwukrotnie, czy dobrze zakluczył za sobą frontowe drzwi. Nie skierował się od razu na piętro. Potrzebował jeszcze jednego przedmiotu, który był mu niezbędna do wykonania prowizorycznego planu. Nasłuchując uważnie odgłosów z góry, podszedł niespiesznie do wyspy kuchennej, obok której, na blacie szafki, znajdowała się wciąż apteczka pierwszej pomocy. Sięgnął po nią ostrożnie, otwierając wieko. Znalazł w jej wnętrzu to czego szukał. Odwinął spory kawał szerokiego bandaża elastycznego i odciął potrzebną ilość nożyczkami, które znalazł we wnętrzu pojemnika. Schował materiał w drugiej kieszeni jeansów, zamykając bezdźwięcznie opakowanie. Musiał rozeznać się najpierw w sytuacji, dlatego też odłożył apteczkę na miejsce, z którego ją zabrał i jak gdyby nigdy nic skierował się schodami na piętro. Szedł cicho, niby złodziej, bezszelestnie stawiając kolejne kroki. Do jego uszu dobiegła cicha rozmowa dwóch kobiet, których szukał. Zza uchylonych drzwi sypialni było widać, jak siedziały na łóżku i żywo o czymś dyskutowały. Były jednak na tyle cicho, aby nikt nie mógł podsłuchać w pełni ich rozmowy. Mężczyzna nie przejął się tym stanem rzeczy nawet przez chwilę. Musiał jednak je rozdzielić, aby zrealizować wcześniejszy plan, który miał względem zielonookiej.
Zszedł z powrotem do kuchni, nie zdradzając prędzej swojej obecności. Wyciągnął z szafki pierwszą, lepszą szklankę i roztrzaskał ją z impetem o dębową podłogę. Dźwięk tłuczonego szkła rozszedł się po pomieszczeniu, alarmując zaniepokojoną sprzątaczkę.
– Słyszała panienka? – odparła Dolores, wstając na równe nogi. – Ja sprawdzić co się stało...
– Pewne Igor upuścił szklankę – powiedziała lekko Camelia, nie zdając sobie sprawy z tego, że męża nie było już od jakiegoś czasu w domu.
– Ja i tak pójdę – odpowiedziała z lekkim przestrachem. – Pan Igor strasznie się wściekać, jak nie sprzątać od razu. – Westchnęła, nabierając mimowolnie dodatkowej dawki powietrza w płuca. – Poza tym będzie zły, bo już dawno miała wracać do domu.
– W porządku, idź...
Camelia nie zatrzymywała jej, znając doskonale stosunek małżonka do osoby kobiety, której mimo jego usilnych próśb i reprymend, nie zwolniła po śmierci ojca. Nie znosił jej, choć doskonale wiedział jaką rolę odegrała w wychowaniu jego własnej żony. To był jedyny sposób, aby nie narażając się na jego gniew, zatrzymać Hiszpankę przy sobie.
Kobieta z niewyraźnąminą opuściła sypialnię. Nie chciała narazić się na kolejne nieprzyjemności zestrony pana domu. Czym prędzej zeszła po schodach, nie rozglądając się nawet naboku. Nie zdążyła nawet zorientować się w sytuacji. Nie krzyknęła, niezareagowała. Nie była w stanie. Mężczyzna czekał, aby niczego nieświadoma,opuściła ostatni stopień, aby móc przejść do działania. Przygotował to co byłomu w tej chwili najbardziej potrzebne. Chwycił od tyły zaskoczoną Hiszpankę,lewą ręką obejmując w talii, aby nie miała możliwości ruchu. Prawą przyłożył doust i nosa, szczelnie zasłaniając bandażem nasączonym przezroczystą cieczą.Wiedział, że będzie próbowała łapczywie zaczerpnąć odrobiny powietrza, cojeszcze wzmocniło działanie specyfiku. Nie szarpała się, brakowało jej na tosiły. Próbowała jedynie chwycić napastnika za przedramię, zmuszając go tymgestem, aby pozwolił jej zaczerpnąć powietrza, którego tak bardzo pragnęła.Szybko jednak opadła z sił. Oczy zamknęły się mimowolnie, powodując całkowitybezwład, okrągłego ciała. Mężczyzna widząc, że Chloroform spełnił odpowiednioswoje zadanie, opuścił delikatnie zwiotczałą kobietę na podłogę, aby nienarobić hałasu. Położył ją na plecach, aby łatwiej przeciągnąć ją na bok.Wiedział, że zbyt późny powrót sprzątaczki zaalarmuje czekającą na niąpracodawczynię. Pragnął jak najszybciej usunąć tą przeszkodę, lecz najpierwmusiał odpowiednio rozeznać się w sytuacji. Nie miał czasu na pomyłkę, dlategoteż narkotyk uszykowany dla Camelii odłożył na późniejszą porę. Nie mogła muteraz sprawiać kłopotu i pokrzyżować planu. Wyciągnął niewielką buteleczkę zbezbarwną cieczą i ponownie nasączył mokry już materiał. Miał rozeznanie, żejedynie w ten sposób, uzyska odpowiedni czas, na rozprawienie się z czarnowłosąprzeszkodą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro