23.Martwimy się o ciebie.
Kobieta nie zdążyła odpowiedzieć. Nieprzyjemną rozmowę przerwał natrętny dzwonek własnego telefonu. Nie zastanawiała się nawet chwili. Podeszła do szklanego stolika i odebrała połączenie.
– Pani Camelio, ja strasznie przepraszam, ale nie udało mi się tego mężczyzny zatrzymać – mówiła sekretarka niemal na jednym wdechu. – Zawołałam ochronę, ale jego już nie było...
– Aniu stój... powoli – powiedziała ciepłym, opanowanym tonem jasnowłosa. – Weź dwa głębokie wdechy i zacznij od początku.
Dziewczyna wykonała polecenie tak dokładnie, że Camelia doskonale słyszała stonowany oddech swojej podwładnej.
– A teraz jeszcze raz, od nowa – wydała polecenie.
– Przyszedł do pani jeden mężczyzna i pomyślałam, że to nowy klient, bo pierwszy raz go na oczy widziałam. – Zrobiła krótką pauzę, ponownie wciągając odpowiednią dawkę powietrza w płuca. – Chciałam go umówić, ale odmówił. Od razu poszedł do gabinetu, chociaż próbowałam go zatrzymać. – Westchnęła ciężko, starając się ponownie uspokoić. – Ale on był silniejszy, taki wielki i napakowany, jakby dopiero co z siłowni wyszedł...
– Zrobił ci coś? – przerwała jej wywód, bardziej bojąc się o jej zdrowie, niż aroganckie zachowanie niedoszłego klienta.
– Mnie nie, tylko mocno popchnął, ale pani gabinet... – Zawahała się, nie wiedząc jak przekazać tą wiadomość szefowej. – Wszystkie dokumenty są porozwalane po całej sali...
– Nie szkodzi Aniu – uspokajała ją. – To da się uporządkować...
– Przepraszam, że wchodzę pani w słowo, ale miałam wrażenie, że ten facet czegoś tutaj szukał – dopowiedziała z lekkim drżeniem w głosie.
– Niby co mogłoby być takie ważne? – Zastanawiała się na głos.
– Nie mam pojęcia, ale te szuflady, które miała pani zamknięte na klucz są nawet wyrwane.
Kobieta zamarła w miejscu. Trzymała w nich konkretne umowy, ale także osobiste dokumenty, również do banku.
– Wezwałaś ochronę? Policję? – zapytała zaniepokojona.
– Ochronę, ale kiedy przyszli tego osiłka już nie było. Przepraszam, ale nawet nie wiem, jakim cudem opuścił biuro...
– Spokojnie Aniu. – Starała się zachować niewzruszony ton głosu. – Wezwij jeszcze policję.
– Dobrze. – Usłyszała po drugiej stronie słuchawki.
– Postaram się tam przyjechać, jak tylko będę miała możliwość – odparła spokojnie. – A ty się nie denerwuj, bo to nie jest twoja wina. Zrobiłaś wszystko jak trzeba – uspokoiła ją.
– Dziękuję – powiedziała cicho, ciesząc się, że nie naraziła się na gniew szefowej.
– To ja dziękuję, że zadzwoniłaś. Dowidzenia...
Zakończyła połączenie wystukując jeszcze coś na ekranie telefonu. Zrobiła to odruchowo, nie myśląc nad swoimi powodami nawet przez chwilę. Odłożyła komórkę i jak gdyby nigdy nic odwróciła się ponownie w stronę zaciekawionej, dziwnym telefonem, pary.
– Stało się coś w biurze? – zapytała Nela, nie czekając na jakiekolwiek wyjaśnienia.
– Po co kazałaś wezwać policję? – Zaniepokoił się Igor, dopytując po chwili: – Okradli firmę?
– Ktoś włamał się do mojego gabinetu...
– Przecież ty tam niczego ważnego nie masz. – Parsknął mężczyzna, bagatelizując sprawę.
Gdybyś tylko wiedział... Odpowiedziała mu w myślach. Były sprawy, o których nawet jako najbliższa jej osoba, nie miał zielonego pojęcia. Nie znał przebiegu rozmowy z notariuszem. Nie zdawał sobie sprawy, z tajemnic, które wraz z ojcem przed nim miała. Szanowała decyzję Felipe i zamierzała uszanować jego ostatnią wolę.
– Pójdę na górę, zobaczyć jak Dolores sobie radzi. – Zmieniła kierunek rozmowy.
– Ale my jeszcze nie skończyliśmy rozmowy – odburknął Igor.
– Właściwie, to nawet dobrze jej nie zaczęliśmy – wtrąciła przyjaciółka. – My naprawdę się o ciebie martwimy i chcemy dla ciebie jak najlepiej. – Westchnęła cicho, spoglądając na jasnowłosą miną zbitego psa.
Camelia nie znosiła tej zagrywki z jej strony. Potrafiła tym gestem zatrzymać ją za każdym razem, o cokolwiek by tylko nie chodziło. Odetchnęła ciężko, opuszczając gardę. Nie miała ochoty, na jakiekolwiek narzucanie swoich racji, wbrew jej woli. Niemniej postanowiła wysłuchać, co przyjaciółka miała do powiedzenia, tym bardziej, że w ostatnim tygodniu była dla niej wręcz nieosiągalna.
– W porządku – rzuciła zrezygnowana. – Co chcecie ode mnie usłyszeć? – Wzruszyła ramionami, rozkładając bezradnie ręce.
Nela widząc, że skłoniła się do wysłuchania ich opinii, sięgnęła momentalnie do wnętrza brązowej torebki. Wyciągnęła z niej kolorową broszurkę, której treści nie ujawniła od razu. Podeszła do jasnowłosej, chwyciła za rękę i z radosnym uśmiechem na twarzy, pociągnęła w kierunku zamszowej kanapy. Gestem zmusiła ją do spoczynku, a sama usiadła po jej prawej stronie. Skinieniem głowy poprosiła Igora, aby spoczął po lewej. Camelia poczuła się nieswojo. Miała wrażenie, że znalazła się w mentalnym potrzasku, który już za chwilę, zamierzał zdusić ją swoimi potężnymi szczypcami. Spojrzała zdezorientowana na twarze towarzyszących jej osób. Były spokojne, niczym nie wyróżniające się z tłumu obojętnych mimik. Gdyby mogła, porównałaby ich w tym momencie do zimnych, marmurowych posągów, w których nie było ni krzty życia. Czekała spokojnie, na to co chcieli jej przekazać, choć obawa w jej sercu rosła z każdą sekundą bardziej.
– Camelio – zaczęła powoli Nela, chwytając przyjaciółkę za bladą dłoń. – Wiesz, że oboje z Igorem bardzo cię kochamy. – Skinęła gestem ręki na siedzącego obok mężczyznę, aby dodać powagi swoim słowom. – Nie możemy patrzeć, jak się męczysz i nie chcemy, abyś zrobiła sobie znowu krzywdę...
– Mówiłam przecież, że to nie byłam ja – warknęła, przerywając jej wywód.
– Mówiłaś, ale fakty są faktami – zaoponował mąż. – Sama zobacz jak to wygląda – gadał szybko, żeby nie wtrąciła mu się w zdanie. – Jednego wieczoru chlejesz do nieprzytomności. Kolejnego łykasz prochy i znów zapijasz sporą dawką alkoholu, że aż dziwne, że żyjesz. Potem wracasz do domu i rzucasz się z nożem na niewinnego pielęgniarza, który miał cię pilnować, żebyś niczego znowu nie wymyśliła. A następnie na lekarza, którego trzeba było wzywać, aby cię uspokoił, bo byłaś agresywna – mówił niemal na jednym wdechu. – Myślałem, że po śmierci ojca już przeszliśmy najgorsze, ale tym razem twoje zachowanie jest dużo bardziej destrukcyjne.
Małżonka spojrzała na męża, nie wierząc w to co usłyszała. Jeszcze wczoraj przyznałaby mu pewnie rację, ale tego dnia wiedziała już znacznie więcej. Znała kilka szczegółów, odnośnie tego co się z nią przez ostatnie dni działo, a które świadczyły na jej korzyść. Powtarzała w myślach, jak mantrę, słowa Natana, których za wszelką cenę się trzymała. Nie wiedziała jednak, jak przekonać, towarzyszącą jej dwójkę o swojej poczytalności, skoro wszystko, czego dowiedzieli się od osób trzecich, albo jak mąż, widzieli na własne oczy, świadczyło przeciwko niej.
– Nie chcę, abyś zrobiła krzywdę sobie, albo komuś innemu, dlatego...
Nela od razu zareagowała na te słowa. Położyła na kolana przyjaciółki kolorową broszurkę, którą przez cały czas trzymała w rękach.
– Biorąc pod uwagę twoje bezpieczeństwo i zdrowie, postanowiłem, że pojedziesz do tego ośrodka. – Wskazał palcem na materiał informacyjny zamkniętego sanatorium.
Kobieta nie wierzyła własnym uszom. Jak najbliższa jej osoba, mogła postawić ją w takiej sytuacji. Zadecydować za nią i zmusić, aby udała się do miejsca, które wcale nie było jej potrzebne. Była całkowicie zdrowa, choć wydarzenia ostatnich dni złamały jej ducha. Nie była jednak niepoczytalna, nie zagrażała nikomu, za to ktoś stał się niebezpieczeństwem dla niej. Nie mogła po raz kolejny, dać sobie wmówić, że jest chora. Już kilka miesięcy temu próbowali tego chwytu, lecz wybroniła się z pomocą doktora Kramczewskiego. Tym razem widziała jego spojrzenie, kiedy został wezwany, aby ją uspokoić. Zdawała sobie doskonale sprawę, że w tym wypadku jej nie pomoże, a może właśnie sam zasugerował, że jest jej potrzebne bardziej specjalistyczne leczenie. Dolores też nie była w stanie uniemożliwić niechcianego wyjazdu. Zapewniła ją w prawdzie, że wierzyła jej słowom, choć jasnowłosa wyczuła w tym nutkę wątpliwości. Jedyną osobę, którą mogła w tym wypadku prosić o pomoc był niesforny detektyw, którego z jednej strony ceniła za oddanie sprawie i wkład jaki miał w dochodzeniu swoich racji w związku z ostatnimi wydarzeniami. Z drugiej zaś irytowała ją jego arogancja i niejednokrotnie bezczelne zachowanie, nie tylko w stosunku do niej. Nie miała jednak wyboru. Tylko on dał wiarę jej wersji wydarzeń i zrobił wiele, aby sam mógł potwierdzić przedstawione przez nią fakty. Wierzyła mu, choć do końca nie wiedziała, czy postąpiła słusznie.
– Nie możesz mnie do tego zmusić – odpowiedziała Camelia mężowi.
– To jest dla twojego dobra – wtrąciła Nela. – Spójrz... – Rozłożyła broszurkę i zaczęła pokazywać palcem, na konkretne zdjęcia i wiadomości. – To nie jest szpital a sanatorium, dla takich jak ty...
– Czyli jakich? – przerwała oburzona kobieta.
– Z problemami – odparła bez zastanowienia. – Wiem, że nadal ci ciężko po stracie taty, więc daj sobie pomóc – mówiła ciepło. – Mają tam bardzo dobre warunki kwaterowe. Odpowiednie spotkania grupowe i indywidualne...
– To jest ośrodek zamknięty – przerwała jej znowu Camelia, doczytawszy odpowiednie informacje. – Dla osób uzależnionych od alkoholu, narkotyków, leków, seksu, a także dla osób po próbach samobójczych i z urojeniami – dodała z wyrzutami w stronę kobiety. – Mówiłam, że to wszystko nie jest moją sprawką...
– Jak rzucenie się z nożem na Karola?! – Igor podniósł głos bardziej, niż to było konieczne.
– Nawet to! – warknęła rozgniewana kobieta. – Nigdzie nie pojadę i to jest moja ostateczna odpowiedź!
– Nie masz wyboru – rzucił w odpowiedzi. – Jutro pakuję twoje walizki i osobiście odwiozę cię na miejsce.
– Nie sądziłam, że kiedykolwiek to powiem, ale czy wy w ogóle siebie słyszycie? – Wstała oburzona, stając wprost przed nimi. – To z wami jest chyba coś nie tak. Tłumaczę wam co się dzieje i że to wszystko nie było moją winą, a wy nie potraficie nawet okazać mi odrobiny wsparcia i zrozumienia – wyrzuciła z siebie, kręcąc przecząco głową.
– Właśnie dlatego, że się o ciebie troszczymy, chcielibyśmy abyś tam pojechała i przyjęła profesjonalną pomoc. My już nie wiemy, jak inaczej moglibyśmy ci pomóc. Nie umiemy już inaczej, a tam poskładasz się na nowo – odparła Nela.
– Zwariowaliście! – krzyknęła jasnowłosa. – Nie wierzę, że dwójka najbliższych mi osób, tak zgodnie wysyła mnie do wariatkowa!
– Do sanatorium – wtrącił mężczyzna z przekąsem.
– Jak zwał, tak zwał – parsknęła Camelia. – Od kiedy tacy zgodni jesteście? Ponoć się nienawidzicie.
– Nie przepadamy za sobą, to fakt – zaczęła powoli Nela – ale dla twojego dobra musieliśmy odłożyć na bok swoje waśnie i wymyślić coś, żeby ci pomóc.
– I serio tylko to przyszło wam do głowy? – rzuciła oskarżycielskim tonem.
– My po prostu nie możemy patrzeć, jak się męczysz – odparła ciepło. – Tam ci na pewno pomogą i wrócisz do nasz szybciej, niż się spodziewasz.
Camelia spojrzała na parę, która ani na moment, nie ruszyła się z kanapy. Z niedowierzaniem lustrowała ich postawę. Siedzieli spokojni, pewni swojej racji. Nie wierzyła, że mąż mógłby za jej plecami zaplanować już cały wyjazd do tego ośrodka. Miała nadzieję, że to były jedynie jego bezpodstawne pogróżki. Obawiała się jednak realizacji tak nieprzychylnego dla siebie scenariusza. Miała mieszane uczucia. Nie wiedziała jak zareagować i co odpowiedzieć. Zdawała sobie sprawę, że martwili się jej zdrowiem, ale nie przypuszczała, że będą chcieli odizolować ją od świata. Nie umiało to do niej dotrzeć, nie miała już siły, aby tłumaczyć w kółko, że to wszystko nie było wytworem jej wyobraźni. Zawiodła się na nich i nie miała ochoty na dłuższe dyskusje.
– Nie chcę kontynuować tej rozmowy – powiedziała beznamiętnie.
Nie czekała na jakąkolwiek reakcję z ich strony. Odwróciła się i jakbynigdy nic, udała się na górę, sprawdzić co porabiała Dolores. Potrzebowała odciąć się od nieprzyjemnych myśli i niespodziewanych informacji jakie uzyskała.
Chwilę prędzej Natan otworzył wiadomość, pozostawioną w skrzynce odbiorczej. Nasłuchując uważnie i nie omijając żadnego słowa z rozmowy, która miała miejsce we wnętrzu posiadłości, odczytał krótki tekst od Camelii. „Ktoś włamał się do mojego biura. Możesz sprawdzić, czy dokumenty i upoważnienia z banku, są na swoim miejscu?".
– Tak jasne, bo od razu będę pędzić na złamanie karku i szukać igły w stogu siana –––– warknął pod nosem. – Nawet nie wiem kurna czego tam u ciebie szukać kobieto – oburzył się.
Nie zareagował na smsa, choć poniekąd zaciekawiło go, dlaczego te dokumenty były dla niej aż tak ważne. Korciła go wycieczka do „Anuncio torre" i splądrowanie jej gabinetu wzdłuż i wszerz. Wiedział, że może tam dowiedzieć się wiele ciekawych rzeczy nie tylko o niej samej. Wysłuchał jednak całej konwersacji, aż do momentu, kiedy jasnowłosa opuściła salon. Był dumny, że nie dała sobie wmówić, że oszalała i że postawiła się w sprawie wyjazdu. Uśmiechnął się pod nosem, sam nie zdając sobie sprawy, jak bardzo jej postawa przypadła mu do gustu.
Wiadomość Camelii nie dawała mu jednak spokoju. Wierciła dziurę w brzuchu, bardziej niż mógł się tego spodziewać.
– Niech cię babo! – wysyczał przez zaciśnięte zęby.
Odłożył odbiornik, na siedzenie pasażera i przekręcił kluczyk w stacyjce. Silnik zawarczał, dając tym samym do zrozumienia, że auto było gotowe na kolejną podróż. Natan włączył bieg, potem kolejny, dozując odpowiednią dawkę gazu i z pobocza, zjechał na dość wąską ulicę.
Przejechał zaledwie kilkadziesiąt metrów, kiedy dostrzegł w oddali zbliżające się z nadmierną prędkością, czarne terenowe auto. Detektyw doskonale wiedział, że ta droga prowadziła jedynie do willi, której progi niedawno opuścił. Postanowił więc przyjrzeć się kierowcy, który z każdą kolejną sekundą, był coraz bliżej. Natan skupił całą swoją uwagę na jednym punkcie. Im wyraźniej widział sylwetkę za kierownicą, tym więcej szczegółów potrafił uchwycić.
Zrównani w jednym punkcie, spojrzeli na siebie odruchowo. Postawnymężczyzna z terenowego auta zmarszczył nieznacznie czoło, jakby samymspojrzeniem chciał pozbyć się natrętnego wzroku drugiej osoby. Natan niemallustrzanym odbiciem, odwzajemnił mimikę twarzy niechcianego towarzysza. Cośjednak przykuło jego uwagę. Ten wzrok, terysy twarzy... Gdzieś już widziałem ten nie wyjściowy ryj, tylko gdzie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro