Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. Postanowienie.

Nawet nie wiedziała w którym momencie nogi zaniosły ją do wysepki kuchennej, w której trzymała wino. Wyciągnęła nową butelkę i pozbywszy się zabezpieczenia z szyjki, zaczęła majstrować z korkociągiem. Pozbyła się korka w ekspresowym tempie. Wydobyła, z górnej szafki za plecami, szkło i nalała trunek, nie bacząc na dobre wychowanie. Kieliszek pomieścił niemal jedną trzecią całości. Potrzebowała w tym momencie sporej dawki procentów. Upiła łyk, aby nie rozlać wszystkiego po drodze do salonu. Odstawiła swojego pocieszyciela na szklany stolik i wróciła po niepełną już butelkę, stawiając tuż obok. Rozsiadła się na szarej, zamszowej kanapie i przykryła puchowym, beżowym kocem. Miała mętlik w głowie, którego nie potrafiła okiełznać. Jedną ręką, za pomocą szkarłatnego trunku, starała się uciszyć myśli. W drugiej trzymała telefon, gorączkowo sprawdzając połączenia i wiadomości, lecz Igor się nie odezwał. Na próżno wlepiała wzrok w niewielki ekran. Dwukrotnie podjęła próbę napisania do niego, lecz tuż przed wysłaniem, kasowała smsa, nie mogąc się zdecydować, czy robiła słusznie.

Opróżniła zawartość kieliszka w ekspresowym tempie. Czuła, jak ciepło rozeszło się wewnątrz ciała. Dopóki była jeszcze w stanie, wybrała pospieszne numer męża i zatwierdziła połączenie zieloną słuchawką. Nie odebrał. Łudziła się, że znajdzie choćby minutę na rozmowę z żoną, ale nie mogła mieć mu tego za złe. Pracował i na dodatek był na nią wściekły. Kolejne próby rozmowy zakończyły się identycznie. Napełniła szkło kolejną dawką procentów i zmieniła osobę z listy kontaktów. Potrzebowała kogoś, kto wsparłby ją w tej ciężkiej dla niej chwili.

– Nela? – zapytała, zanim zdążyła się zorientować, że głos przyjaciółki, był tylko wiernie odtworzonym przywitaniem z automatycznej sekretarki.

Spróbowała ponownie, i kolejny raz, aż za czwartym razem usłyszała zdyszany głos dziewczyny.

– Camelia? Stało się coś? – zapytała, uspokajając oddech.

– Ćwiczyłaś? – Młoda żona zadała wymijające pytanie.

– Nie, biegłam po komórkę, bo zostawiłam na przedpokoju – wyjaśniła.

– Przecież ty się nigdy z nią nie rozstajesz – wtrąciła nad wyraz trzeźwo. – Nawet do toalety ją zabierasz...

– Przesadzasz – przerwała w połowie zdania. – Jest późno. Możesz mi powiedzieć czy wszystko jest ok.? – dopytywała.

– Nie do końca – przyznała niepewnie jasnowłosa. – Mogłabyś do mnie przyjechać?

– Kochana, niestety teraz jestem troszkę zajęta.

Usłyszała w słuchawce cichy chichot przyjaciółki i jakiś niewyraźny pomruk. Miała wrażenie, że była z mężczyzną, lecz nie chciała tego powiedzieć wprost.

– Rozumiem – odparła, wsłuchując się w odgłosy z drugiej strony.

– Porozmawiamy jutro w biurze, a teraz połóż się spać i nie zaprzątaj sobie niczym głowy.

– Tak chyba zrobię – przyznała wymijająco. – To do jutra.

– Pa...

Tymi słowami przyjaciółka zakończyła połączenie, a w głowie kobiety pojawiły się kolejne pytania. To był ewidentnie męski głos. Dlaczego nie powiedziała, że z kimś jest? Pewnie dlatego nie odbierała telefonu, myślała dopijając kolejną dawkę uspokajacza.

Ponowne próby napełnienia kieliszka, nie były już tak proste. Ręka nie chciała współpracować, przez co część rozlała na szklanym blacie. Pustą butelkę odstawiła obok, niemal jednym haustem pochłaniając wytrawny trunek. Skronie zaczęły pulsować, a obraz przed oczami stawał się coraz bardziej niewyraźny. Przymykając powieki czuła się, jakby pędziła z zawrotną prędkością na karuzeli, zaznaczając coraz szersze okręgi. Poddała się tej reakcji organizmu. Nie miała sił się temu dłużej opierać. Położyła głowę wygodnie na poduszce, wtulając się w puchowy koc jak mała dziewczynka i odpłynęła w kolorowy świat snu.

Coś wokół Camelii zaszeleściło. Zmarszczyła niezdarnie czoło, czując narastający ból, rozsadzający czaszkę. Najmniejszy dźwięk był dla niej torturą. Uniosła zaspane powieki, starając się rozeznać w sytuacji. Ciepłe promienie słońca, muskały twarz zza ogromnych szyb. Czyżbym przespała całą noc na kanapie? Zastanawiała się. Do jej uszu dobiegł ponownie nieprzyjemny pogłos. Spojrzała w stronę aneksu kuchennego, z którego dobiegał. Ujrzała tam, stojącą tyłem, starszą kobietę. Zmywała naczynia, podrygując do rytmu, nuconej pod nosem melodii. Za każdym razem, kiedy ją widziała, rozbrajał ją ten widok w pozytywnym sensie. Dziś jednak, nie miała siły wdawać się w dyskusje i wspólne pląsy. Niezgrabnie oparła stopy o puchowy dywan i wstała, niemal tracąc równowagę.

– Szlag – warknęła sama na siebie, zwracając uwagę pracującej kobiety.

– O panienka już wstać? Ja nie chciała zbudzić – tłumaczyła, zostawiając naczynia.

– Nie Dolores, wszystko jest w porządku. – Starała się wydobyć, jak najszczerszy uśmiech. – Nie martw się – uspokajała dalej.

Hiszpanka wytarła ręce w kuchenny ręcznik i z zatroskaną twarzą, podeszła powoli, prosząc gestem, aby skacowana kobieta ponownie usiadła. Dolores była w jej życiu, od kiedy tylko sięgała pamięcią. Zajmowała się niesfornym dzieckiem od maleńkości. Może właśnie dlatego, nie znając własnej rodzicielki, traktowała ją jak matkę zastępczą. Miała do niej pełne zaufanie, ale też nie potrafiła patrzeć, kiedy zamartwiała się z jej powodu.

– Chce panienka rozmawiać? Widzę, że coś ją trapi – powiedziała ciepło.

Znów przed oczami stanął jej obraz, czerwonej ze złości twarzy Igora. Musiała jednak wziąć się w garść. Choć w środku była popękana, to na zewnątrz musiała zachować wszystkie pozory niewzruszonej bizneswoman.

– Nie... – zaczęła powoli. – Masz swoje problemy i swoje zmartwienia. Nie zamierzam obarczać cię dodatkowo moimi. To nie byłoby w porządku.

– W porządku, czy nie – zaoponowała. – Jestem tu dla panienki. Pomagać jak mogła, kiedy żyć panienki padre, i pomagać teraz, jak tylko można.

– Dziękuję, kochana jesteś, ale problem z mężem muszę sama rozwiązać...

– Ooo, to pan znowu na coś marudzić?

– Tak... – rzuciła z przekąsem – na mnie.

– Wy młodzi widziecie więcej problemów, niż jest naprawdę. Jeśli się kochacie, to wszystko się ułożyć – mówiła, patrząc jej prosto w oczy.

– Dolores, ale ja mam dwadzieścia dziewięć lat...

– I całe życie przed sobą – przerwała jej w połowie zdania. – Felipe zawsze mówić, że panienka mocno wrażliwa i wszystko bierze do siebie, ale też uparta strasznie. – Zrobiła lekką pauzę, jakby się nad czymś zastanawiała. – Jak to tutaj mówią?

– Uparta jak osioł, lub diabli. – Uśmiechnęła się lekko do czarnowłosej.

– Sí, jak diabli. – Zaśmiała się, powtarzając kilkukrotnie ostatnie słowo.

Udało jej się poprawić marny humor po kłótni z mężem. Choć głowa nadal nieznośnie uświadamiała jej podwyższony procent alkoholu we krwi, to w tym momencie zeszło to na drugi plan. Jasnowłosa rozpostarła ramiona i przytuliła się do niej, jak za dawnych czasów. Chyba właśnie tego potrzebowała. Bliskości osoby, która była dla niej ważna, a ona dla niej. Dolores nie powiedziała tego wprost, ale uświadomiła kobiecie ostatnią wolę ojca. Firma należała do niej, a nie do Igora, więc nie mogła pozostać bierna. Musiała udowodnić, nie tylko jemu, ale też sobie, że nadawała się do zarządzania spuścizną taty.

Camelia wyswobodziła się niechętnie z objęć kobiety. Doskonale zdawała sobie sprawę, że po wieczornej libacji, nie powinna prowadzić auta, więc była zmuszona jak najszybciej zadzwonić po transport.

– Mogę mieć do ciebie prośbę? – zapytała, choć doskonale znałam odpowiedź.

– Panienka mówi – odparła bez zastanowienia.

– Uszykowałabyś mi Aspirynę? Przeholowałam wczoraj.

Próbowała się usprawiedliwiać, na co kobieta wstała bez słowa i skierowała się w stronę kuchni. Chwyciła szklankę, która stała tuż na brzegu i przyniosła ją, stawiając na szklanym stoliku.

– Już zrobić. – Uśmiechnęła się czule. – Widziała butelkę.

– Jesteś niezastąpiona Dolores. Co ja bym bez ciebie zrobiła?

– Tego to nawet Najświętsza Panienka nie wie...

Odeszła z zadowoloną miną, tanecznym pląsem kierując się do swoich zajęć. Zostawiła jasnowłosą samą, z własnymi myślami i nowym postanowieniem w głowie.

Camelia wypiła niemal jednym haustem przygotowany lek i zadzwoniła po taksówkę. Wiedziała, że dotarcie na podjazd, zajmie jej troszkę czasu, który zamierzała przeznaczyć, na przyszykowanie się do pracy. Miała mieć dziś wolny dzień, więc nie zamierzała od samego wejścia rzucać się w oczy i siać popłochu wśród pracowników. Postawiła na eleganckie buty na płaskiej podeszwie, aby wyeliminować nieznośny stukot obcasów. Czarna, ołówkowa spódnica do kolan w towarzystwie zwiewnej, kremowej bluzeczki, z falowanymi rękawkami, wydawały się doskonałym wyborem. Wystarczyło, że przeczesała włosy i zrobiła delikatny makijaż, podkreślający jedynie linię oka i rzęs. Była gotowa, kiedy usłyszała odgłos klaksonu sprzed domu. Przeklęła cicho pod nosem. Miała wrażenie, że ten dźwięk rozsadził jej część mózgu. Mimo leków, tak głośne brzmienie było dla niej nie do wytrzymania.

– Cholera jasna! – krzyknęła, kiedy klakson powtórzył się jeszcze parokrotnie.

Zeszła pospiesznie na parter. Złapała w przelocie dużą, czarną torebkę, upewniając się, że to co najważniejsze zabrała ze sobą. Pożegnała się ekspresowo z kobietą i wyszła z domu.

Kierowca zabrał ją pod sam budynek „Anuncio torre". Okazały, majestatyczny gmach, z masą pomieszczeń, które zdradzały jedynie okna, za każdym razem zapierał jej dech w piersiach. Uwielbiała to miejsce i często po szkole, przesiadywała w biurze ojca, a on zawsze potrafił znaleźć czas, aby z nią porozmawiać, mimo napiętego grafiku. Była jego jedynym dzieckiem, więc pewnie pokładał w niej masę nadziei. Teraz liczyło się jedynie to, że dzięki dobrym wspomnieniom, nieocenionym radom, stała się w końcu gotowa tak naprawdę przejąć pałeczkę. Nie miała zamiaru stać w cieniu męża i robić za żywy eksponat. Pragnęła wspólnie prowadzić interesy i być prawdziwym partnerem, a nie podrzędnym pracownikiem, do statusu którego często ją degradował.

Kobieta opuściła taksówkę i udała się do wnętrza firmy. Portier z szerokim uśmiechem, przywitał ją w holu, życząc udanego dnia. Odwzajemniła ten gest i spokojnym krokiem skierowała się w stronę wind. Masywne drzwi otwarły się. Camelia weszłam do środka, przyciskając guzik z numerem ostatniego piętra.

– Proszę zatrzymać windę! – Usłyszała męski krzyk, kiedy drzwi zaczęły się zamykać.

Nie zastanawiając się nad niczym, zatrzymała je i pozwoliła kolejnej osobie wejść do środka.

– Na które piętro? – zapytała, kiedy zobaczyła, że mężczyzna nie wybrał żadnego przycisku.

– A jak pani myśli? – odpowiedział z lekką drwiną w głosie.

Doskonale wiedziała kim był i czego znów od niej chciał. On również zdawał sobie sprawę z tego, że kobieta doskonale znała cel jego wizyty.

– Spodziewałam się pańskiej kontroli dopiero za dwa dni – rzuciła nie maskując niezadowolenia.

– Byłem w okolicy, więc postanowiłem sprawdzić, czy jest pani u siebie już dzisiaj...

– Żeby znów mniemęczyć? – warknęła pod nosem. – Kiedy w końcu da mi pan spokój?! – Podniosłagłos bardziej niż to było konieczne...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro